Jak już informowaliśmy na wPolityce.pl, nie żyje niemiecki dziennikarz śledczy Jürgen Roth. Informację tę przyjęliśmy ze smutkiem. Ten dziennikarz śledczy, publicysta i autor filmów zajmował się tematyką przestępczości zorganizowanej i korupcji. Napisał dwie książki o katastrofie smoleńskiej. W wielu sprawach był lewicowy, ale miał w sobie uczciwość i uparcie szukał do prawdy.
Może warto pomyśleć o jakimś geście pośmiertnego podziękowania, uhonorowania ze strony polskich władz za wysiłki śp. Jürgena Rotha zmierzające do odsłonięcia prawdy o Smoleńsku?
W listopadzie ubiegłego roku autor odwiedził naszą redakcję i udzielił nam wywiadu. A precyzyjniej - długo dyskutowaliśmy.
Okazał się wrażliwym, sympatycznym człowiekiem, przejętym tragedią smoleńską bardziej niż niejeden polityk PO czy PSL. Z radością przyjęliśmy potem informację, że uważał naszą długa rozmowę za jedną z najciekawszych w czasie tamtej polskiej podróży. Dziś przypominamy wywiad, który jest zapisem części tamtego spotkania. Ukazał się na łamach „w Sieci” w listopadzie 2016 roku.
Warto, by polska opinia publiczna zrozumiała, że Smoleńska nie można traktować jako osobnego, wyizolowanego zdarzenia. Trzeba patrzeć na tę katastrofę jako część polityki kłamstw Putina. Jacek i Michał Karnowscy rozmawiają z Jürgenem Rothem, niemieckim dziennikarzem śledczym, autorem właśnie wydanej książki „Smoleńsk 2010. Spisek, który zmienił świat”**.
Co może być w archiwach zachodnich służb specjalnych na temat Smoleńska?
Tam gdzieś jest prawda, kluczowe informacje. Niepewna sytuacja geopolityczna powoduje jednak, że sprawa pozostaje w zamrożeniu.
W swojej najnowszej książce zaprezentował pan treść raportu niemieckiego wywiadu BND w sprawie Smoleńska. Znajduje się w nim zdanie, iż „możliwym wyjaśnieniem przyczyny katastrofy Tu-154 z 10.04.2010 w Smoleńsku jest wysoce prawdopodobny zamach przy użyciu materiałów wybuchowych”. Zamach miał być przeprowadzony przez oddział FSB pod dowództwem generała Jurija Desinowa. Czy pan ten dokument widział osobiście? Dlaczego nie zaprezentował reprodukcji tego materiału?
Rzeczywiście, w książce podaję jedynie treść dokumentu. Materiał oryginalny nie mógł zostać opublikowany ze względu na konieczność ochrony źródeł. Znajdują się w nim nazwiska konkretnych osób, nazwiska dość problematyczne. Analizując tę sprawę, zawsze należy pamiętać, że mówimy o dokumencie roboczym niemieckiej służby Kreml mógł to zrobić Warto, by polska opinia publiczna zrozumiała, że Smoleńska nie można traktować jako osobnego, wyizolowanego zdarzenia. Trzeba patrzeć na tę katastrofę jako część polityki kłamstw Putina wywiadowczej. To nie jest oficjalne stanowisko BND. To ich wewnętrzny dokument.
Czy pan widział ten dokument w całości, tzn. bez ukrytych, zaczernionych nazwisk?
Tak, oczywiście. To ja zaczerniłem nazwiska, zarówno te odnoszące się do źródeł informacji, jak i aktorów zdarzeń.
Zgodnie z treścią tej notatki, według „Roberta”, byłego pułkownika polskiego wywiadu wojskowego, „prośba dotycząca przeprowadzenia zamachu na TU-154 pochodziła bezpośrednio od T.”. Pan go określa jako „wysokiej rangi polskiego polityka”. Rozumiemy, że zna pan również to nazwisko?
Znam to nazwisko. Nie mogę go podać z tych powodów, o których wspomniałem. W Polsce polityk na „T” kojarzy się z byłym premierem Donaldem Tuskiem.
Czy może pan odnieść się do tej, naturalnej w tym kontekście, spekulacji?
Mogę powiedzieć, że litera „T” pojawiająca się przy zaczernieniu nazwiska jest literą przypadkową. Równie dobrze mógłbym napisać „X” albo „Y”.
To ważne zastrzeżenie, bo dociekania dotyczące owej litery były w Polsce dość popularne. Pojawiało się w tym kontekście np. nazwisko Tomasza Turowskiego, oficera wywiadu PRL i III RP, który w czasie katastrofy smoleńskiej przebywał na lotnisku Siewiernyj jako przedstawiciel ambasady polskiej w Moskwie.
Na pewno nie chodziło o Turowskiego. To mogę powiedzieć.
Uważa pan ten dokument za materiał poważny, godny zaufania?
Nie twierdzę, że wszystko, co zapisano w tym materiale, jest absolutną prawdą. Znam strategię działania służb wywiadowczych. Wiem, że również dezinformacja odgrywa w działaniu służb dużą rolę. Ale jeden czynnik ma tu znaczenie: otóż znam autora tego raportu źródłowego. Osobę, która spisywała relację „Roberta”. To jest człowiek godny zaufania. Materiał jest więc również poważny. Oczywiście nie mogę brać pełnej odpowiedzialności za to, co mówią niemieckie źródła wywiadowcze. Ja tego nie jestem w stanie sprawdzić.
Ale dokument BND jest ważny, ponieważ zaprzecza tym wyjaśnieniom katastrofy smoleńskiej, które znalazły się w raportach rosyjskim i polskim.
W swojej książce jasno pan wskazuje, że byli ludzie zainteresowani tym, by doszło do tragedii smoleńskiej. I byli ludzie, którzy umieli to zrobić. Zacznijmy od wykonawców.
Dokument BND wskazuje, że zlecenie miał otrzymać generał FSB Jurij Desinow. Z kolei on miał nawiązać kontakt ze stacjonującą w Połtawie na Ukrainie grupą operacyjną Dmytra Stelanowego. W relacji źródła BND czytamy: „Stelanowy oraz cała jego grupa operacyjna, w której skład wchodzi 15 etatowych funkcjonariuszy FSB, posługują się oficjalnie na terenie Ukrainy dokumentami SBU. Pozostają tam jako siły wsparcia dla działań SBU. W rzeczywistości jednak wszyscy są funkcjonariuszami 3. Wydziału FSB, Służby Naukowo-Techniczne”. Wykonawcami byli więc współpracownicy FSB. Tak twierdzi źródło BND.
Sprawdziłem dostępne materiały dotyczące Desinowa. Jest też odpowiedni materiał fotograficzny. Jaki obraz tej postaci wyłania się po tym sprawdzeniu? Dotarłem do jego zdjęcia, do zdjęcia jego dowodu osobistego i paszportu. Ten człowiek istnieje.
CIĄG DALSZY CZYTAJ NA KOLEJNEJ STRONIE:
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Jak już informowaliśmy na wPolityce.pl, nie żyje niemiecki dziennikarz śledczy Jürgen Roth. Informację tę przyjęliśmy ze smutkiem. Ten dziennikarz śledczy, publicysta i autor filmów zajmował się tematyką przestępczości zorganizowanej i korupcji. Napisał dwie książki o katastrofie smoleńskiej. W wielu sprawach był lewicowy, ale miał w sobie uczciwość i uparcie szukał do prawdy.
Może warto pomyśleć o jakimś geście pośmiertnego podziękowania, uhonorowania ze strony polskich władz za wysiłki śp. Jürgena Rotha zmierzające do odsłonięcia prawdy o Smoleńsku?
W listopadzie ubiegłego roku autor odwiedził naszą redakcję i udzielił nam wywiadu. A precyzyjniej - długo dyskutowaliśmy.
Okazał się wrażliwym, sympatycznym człowiekiem, przejętym tragedią smoleńską bardziej niż niejeden polityk PO czy PSL. Z radością przyjęliśmy potem informację, że uważał naszą długa rozmowę za jedną z najciekawszych w czasie tamtej polskiej podróży. Dziś przypominamy wywiad, który jest zapisem części tamtego spotkania. Ukazał się na łamach „w Sieci” w listopadzie 2016 roku.
Warto, by polska opinia publiczna zrozumiała, że Smoleńska nie można traktować jako osobnego, wyizolowanego zdarzenia. Trzeba patrzeć na tę katastrofę jako część polityki kłamstw Putina. Jacek i Michał Karnowscy rozmawiają z Jürgenem Rothem, niemieckim dziennikarzem śledczym, autorem właśnie wydanej książki „Smoleńsk 2010. Spisek, który zmienił świat”**.
Co może być w archiwach zachodnich służb specjalnych na temat Smoleńska?
Tam gdzieś jest prawda, kluczowe informacje. Niepewna sytuacja geopolityczna powoduje jednak, że sprawa pozostaje w zamrożeniu.
W swojej najnowszej książce zaprezentował pan treść raportu niemieckiego wywiadu BND w sprawie Smoleńska. Znajduje się w nim zdanie, iż „możliwym wyjaśnieniem przyczyny katastrofy Tu-154 z 10.04.2010 w Smoleńsku jest wysoce prawdopodobny zamach przy użyciu materiałów wybuchowych”. Zamach miał być przeprowadzony przez oddział FSB pod dowództwem generała Jurija Desinowa. Czy pan ten dokument widział osobiście? Dlaczego nie zaprezentował reprodukcji tego materiału?
Rzeczywiście, w książce podaję jedynie treść dokumentu. Materiał oryginalny nie mógł zostać opublikowany ze względu na konieczność ochrony źródeł. Znajdują się w nim nazwiska konkretnych osób, nazwiska dość problematyczne. Analizując tę sprawę, zawsze należy pamiętać, że mówimy o dokumencie roboczym niemieckiej służby Kreml mógł to zrobić Warto, by polska opinia publiczna zrozumiała, że Smoleńska nie można traktować jako osobnego, wyizolowanego zdarzenia. Trzeba patrzeć na tę katastrofę jako część polityki kłamstw Putina wywiadowczej. To nie jest oficjalne stanowisko BND. To ich wewnętrzny dokument.
Czy pan widział ten dokument w całości, tzn. bez ukrytych, zaczernionych nazwisk?
Tak, oczywiście. To ja zaczerniłem nazwiska, zarówno te odnoszące się do źródeł informacji, jak i aktorów zdarzeń.
Zgodnie z treścią tej notatki, według „Roberta”, byłego pułkownika polskiego wywiadu wojskowego, „prośba dotycząca przeprowadzenia zamachu na TU-154 pochodziła bezpośrednio od T.”. Pan go określa jako „wysokiej rangi polskiego polityka”. Rozumiemy, że zna pan również to nazwisko?
Znam to nazwisko. Nie mogę go podać z tych powodów, o których wspomniałem. W Polsce polityk na „T” kojarzy się z byłym premierem Donaldem Tuskiem.
Czy może pan odnieść się do tej, naturalnej w tym kontekście, spekulacji?
Mogę powiedzieć, że litera „T” pojawiająca się przy zaczernieniu nazwiska jest literą przypadkową. Równie dobrze mógłbym napisać „X” albo „Y”.
To ważne zastrzeżenie, bo dociekania dotyczące owej litery były w Polsce dość popularne. Pojawiało się w tym kontekście np. nazwisko Tomasza Turowskiego, oficera wywiadu PRL i III RP, który w czasie katastrofy smoleńskiej przebywał na lotnisku Siewiernyj jako przedstawiciel ambasady polskiej w Moskwie.
Na pewno nie chodziło o Turowskiego. To mogę powiedzieć.
Uważa pan ten dokument za materiał poważny, godny zaufania?
Nie twierdzę, że wszystko, co zapisano w tym materiale, jest absolutną prawdą. Znam strategię działania służb wywiadowczych. Wiem, że również dezinformacja odgrywa w działaniu służb dużą rolę. Ale jeden czynnik ma tu znaczenie: otóż znam autora tego raportu źródłowego. Osobę, która spisywała relację „Roberta”. To jest człowiek godny zaufania. Materiał jest więc również poważny. Oczywiście nie mogę brać pełnej odpowiedzialności za to, co mówią niemieckie źródła wywiadowcze. Ja tego nie jestem w stanie sprawdzić.
Ale dokument BND jest ważny, ponieważ zaprzecza tym wyjaśnieniom katastrofy smoleńskiej, które znalazły się w raportach rosyjskim i polskim.
W swojej książce jasno pan wskazuje, że byli ludzie zainteresowani tym, by doszło do tragedii smoleńskiej. I byli ludzie, którzy umieli to zrobić. Zacznijmy od wykonawców.
Dokument BND wskazuje, że zlecenie miał otrzymać generał FSB Jurij Desinow. Z kolei on miał nawiązać kontakt ze stacjonującą w Połtawie na Ukrainie grupą operacyjną Dmytra Stelanowego. W relacji źródła BND czytamy: „Stelanowy oraz cała jego grupa operacyjna, w której skład wchodzi 15 etatowych funkcjonariuszy FSB, posługują się oficjalnie na terenie Ukrainy dokumentami SBU. Pozostają tam jako siły wsparcia dla działań SBU. W rzeczywistości jednak wszyscy są funkcjonariuszami 3. Wydziału FSB, Służby Naukowo-Techniczne”. Wykonawcami byli więc współpracownicy FSB. Tak twierdzi źródło BND.
Sprawdziłem dostępne materiały dotyczące Desinowa. Jest też odpowiedni materiał fotograficzny. Jaki obraz tej postaci wyłania się po tym sprawdzeniu? Dotarłem do jego zdjęcia, do zdjęcia jego dowodu osobistego i paszportu. Ten człowiek istnieje.
CIĄG DALSZY CZYTAJ NA KOLEJNEJ STRONIE:
Strona 1 z 4
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/360183-kreml-mogl-to-zrobic-przypominam-nasz-wywiad-ze-sp-jurgenem-rothem-niemieckim-dziennikarzem-sledczym