Natomiast dla nas istotny jest fragment: „na dachu szopy znajduje się metalowy fragment samolotu i odłamki drzew. W końcowej, zachodniej części działki przyzagrodowej znajduje się brzoza o średnicy w podstawie około 80 cm. Brzoza stoi w odległości około 15 metrów w kierunku wschodnim od wspomnianej szopy”. Tak więc brzoza jest 15 m przed szopą, a nie odwrotnie, gdyż samolot nadleciał ze wschodu. Powyższy rysunek jest po prostu bardzo schematyczny, nie zgadzają się na nim ani kąty, ani odległości, nawet kierunki świata są różne w różnych jego częściach, a rzeczywista brzoza nie stoi na zewnątrz ogrodzenia, tylko wewnątrz.
O innych fragmentach tupolewa, znalezionych przed brzozą, nic mi nie wiadomo. Dodajmy, iż raport polskich archeologów obejmuje rejon na zachód od ul. Kutuzowa, a więc daleko za brzozą.
Wywinięty kadłub
14.04.2012, podczas wysłuchania publicznego w Parlamencie Europejskim, pokazałem m.in. taki slajd
zwracając uwagę na konieczność przebadania kadłuba w Polsce, pod kątem ewentualnej eksplozji materiałów wybuchowych. Wątek wywiniętego w obie strony kadłuba wracał w wielu referatach. Przykładowo, podobny slajd można było zobaczyć podczas referatu W. Biniendy na I Konferencji Smoleńskiej (Rys. 14).
W chwili obecnej dysponujemy jednak sporą liczbą zdjęć lepszej jakości. Na Rys. 15 widzimy ujęcie bardzo podobne do tego z Rys. 14, przy czym układ części wraku jest na obu zdjęciach identyczny. Na dalszych fotografiach zobaczymy, że to, co Binienda opisał jako prawą ścianę, w rzeczywistości jest inną częścią kadłuba. Natomiast lewa ściana jest rzeczywiście częścią kadłuba odwiniętą do tyłu (samolot poruszał się od prawej do lewej, ślizgając się po ziemi).
Przyjrzyjmy się teraz zbliżeniom kadłuba z Rys. 16.
Spójrzmy teraz na tę część kadłuba od drugiej strony, z kierunku, z którego tupolew nadleciał.
Na Rys. 22-25 przedstawiam zestawienie kilku zdjęć, pokazujących owe dwa pnie. Dostępne zdjęcia satelitarne sugerują, że powyższe dwa drzewa mogły być podobne do części lasu wyciętej przez tupolewa przed głównym wrakowiskiem. Pozostałość wspomnianego lasu stanowi przecinka, widoczna w górnej lewej części dolnej fotografii z Rys. 22. Warto by dotrzeć do wysokiej rozdzielczości zdjęć satelitarnych z okresu tuż przed Katastrofą. Pozwoliłoby to bardziej wiarygodnie oszacować rodzaj lasu wycięty przez tupolewa i można by się pokusić o bardziej realistyczną symulację zderzenia z gruntem (symulacje W. Biniendy istnienie drzew pomijają). O problemie wyciętego lasu pisałem gdzie indziej [7] i nie chcę się powtarzać. Nadmienię tylko, iż w [7] doprecyzowałem moją wcześniejszą uwagę na temat ilości ściętych drzew, która pojawiła się w relacji Naszego Dziennika z naszych pomiarów w Smoleńsku, wywołując duże kontrowersje i emocje. Natomiast tekst [7] nie podejmował problemu wywinięcia kadłuba i dwóch drzew z Rys. 21.
Eksplozja w skrzydle
Zgodnie z opinią różnych różnych prelegentów z Konferencji Smoleńskich (P. Witakowski, J. Rońda, W. Binienda, G. A. Joergensen), skrzydło zostało odcięte przy pomocy kumulacyjnych ładunków wybuchowych, a nawet poprzez sekwencję kilku takich eksplozji niszczących skrzydło stopniowo. Ładunki miały być umieszczone na dźwigarach skrzydła na linii jego złamania (Rys. 23). Strumień gazów, powstający po wybuchu, musiał przebiegać przez zbiornik paliwa nr 3.
Możliwości eksplozji w zbiorniku nr 3 był poświęcony referat prof. J. Gierasa na I Konferencji Smoleńskiej. Pod koniec lotu zbiornik nr 3 był niemal pusty, wg Gierasa paliwo tworzyło na jego dnie warstwę o grubości 14-16 mm. Pozostała część baku wypełniona była łatwopalną mieszanką oparów paliwa i powietrza. Gaz taki może eksplodować nawet na skutek iskry elektrycznej – skrzydło samo w sobie staje się wtedy bombą paliwowo-powietrzną. Eksplozja ładunku kumulacyjnego, odcinającego końcówkę, spowodowałaby wybuch gazu po obu jego stronach, również w oderwanej końcówce skrzydła. Nie uzyskalibyśmy efektu równego odcięcia. Zwolennicy teorii o wybuchowym odcinaniu skrzydła pomijają istnienie w tym miejscu zbiornika z gazem.
Tupolew, w momencie zderzenia gruntem, przede wszystkim uderzył w ziemię pozostałością lewego skrzydła, niszcząc je ostatecznie i pozostawiając wyraźną bruzdę, widoczną na licznych fotografiach. Prawe skrzydło pozostawało na tym etapie nieuszkodzone, lecz należy się liczyć z eksplozją oparów paliwa w prawym zbiorniku nr 3. Montażysta Wiśniewski, patrzący z okna hotelu, widział w tym momencie błysk wybuchu, a piloci Wosztyl i Muś – słyszeli go, więc jakiś wybuch niewątpliwie miał miejsce. Por. Wosztyl, z którym rozmawiałem na ten temat, słyszał dwie lub trzy eksplozje, lecz nie był pewien, czy niektóre z nich nie były echem, odbijającym się od betonowego ogrodzenia.
W przeciwieństwie do rozdartego lewego skrzydła, skrzydło prawe było nieuszkodzone aż do ostatnich sekund lotu, a więc pełniło rolę analogicznego zbiornika z łatwopalnym gazem. Wg biegłych z komisji płk. Milkiewicza, wybrzuszona część górnego poszycia, położona na obrysie lewego skrzydła na lotnisku w Smoleńsku, w rzeczywistości pochodziła właśnie ze skrzydła prawego (por. Rys. 26). Wielokrotnie zwracano uwagę na fakt, iż jej wybrzuszony kształt może być konsekwencją eksplozji oparów paliwa w zbiorniku nr 3.
Problem autentyczności nagrania z kokpitu
Ostatnią kwestią techniczną, jakiej chciałbym poświęcić więcej miejsca, jest problem autentyczności nagrań odzyskanych z czarnej skrzynki. Uważam, iż jest to rzeczywiście słaby punkt analiz przeprowadzonych przez prokuraturę.
Opinia Instytutu Ekspertyz Sądowych z 21.12.2011 opisuje procedury przyjęte przy analizie autentyczności nagrania z magnetofonu znajdującego się w czarnej skrzynce tupolewa. Biegli skoncentrowali się na dwóch aspektach autentyczności. Po pierwsze, sprawdzali standardową metodą tzw. przydźwięku sieciowego, czy kopie wykonane w Rosji nie były następnie modyfikowane. Pod drugie, porównali budowę głowicy magnetofonu rejestrującego rozmowy w kokpicie ze śladami głowicy na taśmie. Przyjrzyjmy się dokładniej obu analizom.
Zacznijmy od śladów głowicy. W opinii czytamy: „Wykonana podczas oględzin dokumentacja fotograficzna bloku głowic pozwoliła na porównanie rozmieszczenia ośmiu szczelin głowicy nagrywająco-odtwarzającej rejestratora MARS-BM względem położenia ośmiu ścieżek zapisu na przedmiotowej taśmie (…). Po wykonaniu superpozycji zdjęć głowicy nagrywającoodtwarzającej rejestratora MARS-BM z wizualizacją ścieżek na badanej taśmie stwierdzono pewne różnice w geometrii szczelin głowicy i ścieżek(…). W ocenie wykonującego superpozycję różnice te wynikają wyłącznie ze zniekształceń sferycznych i kątowych zestawianych zdjęć” (por. Rys. 27).
Rejestrator znajdujący się w czarnej skrzynce był uszkodzony i nie udało się go uruchomić. „Nie było zatem możliwe wykonanie nagrań testowych”, czytamy w dalszej części opinii, lecz „zgodnie z oświadczeniem Wiktora Andriejewicza Trusowa badaną taśmę wyjęto z rejestratora MARS-BM znalezionego na miejscu katastrofy samolotu Tu-154M o numerze bocznym 101 (protokół z dnia 1 czerwca 2011 r.)”.
Ślady pozostawione przez głowicę magnetofonu na taśmie nie są tak niepowtarzalne jak kod DNA, czy linie papilarne. Pojawia się pierwsze pytanie, czy gdyby porównać ścieżki na taśmie z głowicą pochodzącą z innego rejestratora MARS-BM, to czy wynik nałożenia na siebie zdjęć byłby podobny? Prawdopodobnie tak, gdyż różne egzemplarze głowic odpowiadających temu samemu typowi magnetofonu są zapewne praktycznie identyczne, a i tak zgodność powyższej superpozycji jest jedynie niemal dokładna.
Innych dowodów, że taśma została nagrana przy pomocy tej konkretnej głowicy, nie ma. Czy jest zatem całkowicie wykluczone, iż taśmę z rejestratora znajdującego się w tupolewie wyjęto, dokonano na niej odpowiednich manipulacji (np. niektóre dźwięki usunięto a dodano inne), po czym przerobiony zapis nagrano analogowo na czystą taśmę znajdującą się na innym rejestratorze MARS-BM? Moim zdaniem, zwłaszcza biorąc pod uwagę bardzo niską jakość dźwięku, nie udało się tego udowodnić.
Istnieje jednakże druga klasa testów autentyczności przeprowadzonych przez krakowski IES. Mianowicie, podczas wykonywania kopii cyfrowych nagrywano równocześnie i niezależnie sygnał wytwarzany przez sieć elektryczną znajdującą się w pomieszczeniu, gdzie nagrań dokonywano. Ponieważ sygnał ten, tzw. przydźwięk sieciowy, nagrywa się równocześnie na taśmie magnetofonowej, na której powstaje kopia nagrania z tupolewa, można oba nagrania później porównywać. Pozwalałoby to wykryć ewentualne manipulacje przy pozostawionych w Moskwie kopiach nagrania z MARS-BM. Żadnych manipulacji nie wykryto.
Sprawdźmy zatem kiedy wykonano pierwsze kopie MARS-BM, którym towarzyszyło niezależne nagrywanie przydźwięku rosyjskiej sieci elektrycznej. Na Rys. 28 pokazuję tabelę nr 1 z ekspertyzy IES.
Okazuje się, iż biegli IES nie byli w stanie sprawdzić autentyczności chronologicznie pierwszej znanej kopii nagrania z czarnej skrzynki, pochodzącej z kwietnia 2010. Nie ustalili nawet daty nagrania. Tym bardziej nie byli w stanie zbadać autentyczności samego nagrania znajdującego się na taśmie magnetofonowej. W szczególności ustalono jedynie, iż taśma została nagrana na magnetofonie takiego samego typu jak ten, który znajdował się w czarnej skrzynce.
Jeśli chodzi o ekspertyzę autorstwa A. Artymowicza, zwrócono w niej uwagę na zapisane na taśmie okresowe sygnały nieznanego pochodzenia. Sformułowano hipotezę, iż pochodzą one z lampy stroboskopowej samolotu, stanowiąc rodzaj dodatkowego, przypadkowo zapisanego znacznika czasu, podobnego to tego, który zapisywany był na kanale czwartym rejestratora MARSBM. Znacznik ten pozwala na niezależne korygowanie zaburzeń zapisu, wynikających z nierównomiernego przesuwu taśmy. Uzyskano zgodność z inną metodą korygowania nierównomierności zapisu, co uznano za dowód, iż jest to nagranie autentyczne. Jest to jednak argument bardzo słaby, w gruncie rzeczy zakładający niski stopień profesjonalizmu osób dokonujących potencjalnego fałszerstwa.
Milczenie dowódcy samolotu
Cechą nagrania z kokpitu, którą zauważono bardzo dawno, jest milczenie dowódcy. W ciągu ostatniej minuty lotu, od momentu gdy samolot był 300 m nad poziomem pasa, głos kpt. Protasiuka nagrał się w kanale nr 3 rejestratora MARS-BM, czyli bezpośrednio poprzez mikrofony umieszczone w kabinie, tylko jeden raz (wg IES), lub ani razu (wg nowej ekspertyzy A. Artymowicza). Wg IES, jedyna wypowiedź Protasiuka to „chodzimy na drugie”, wypowiedziana na 8,5 sekundy przed uderzeniem w brzozę. Wg Artymowicza, w rzeczywistości jest to „dochodź wolniej” wypowiedziane przez drugiego pilota. Prokuratury owa rozbieżność nie zainteresowała i nie zlecono prof. Demenko przeprowadzenia identyfikacji głosów i ustalenia treści wypowiedzi.
Wypowiedzi zapisane w kanale nr 1, czyli bezpośrednio z mikrofonu i słuchawek dowódcy samolotu, nie pojawiają się w transkrypcjach zapisów kanału 3. W praktyce oznacza to, że w momencie gdy dowódca wypowiada jakąś frazę, np. komunikując się z wieżą kontroli lotów w Smoleńsku, to nie jest ona słyszalna przez mikrofony w kabinie. Usunięcie lub dodanie wypowiedzi na kanale nr 3 nie powodowałoby więc konieczności analogicznej manipulacji na kanale nr 1, gdyż zapisy te są jakby niezależne od siebie. Bardzo wyraźnie słyszalne są natomiast w kanale trzecim frazy wypowiadane przez „osobę trzecią”, utożsamioną przez biegłych z gen. Błasikiem. Nie ma żadnego dowodu, iż nie zostały one np. dograne, żeby uwiarygodnić tezę o irracjonalnym zachowaniu się obu pilotów, przyjętą od początku przez MAK i stronę polską.
Dowódca miał obowiązek wydać komendę odejścia. Zapowiedział zresztą wcześniej, iż w przypadku braku widoczności odejdą na drugi krąg. Jest niezrozumiałe, iż się nawet nie odezwał. Komisje Millera i Milkiewicza przyjmują jako fakt oczywisty, iż Protasiuk po prostu milczał. W opinii uzupełniającej, przygotowanej przez biegłych zespołu Milkiewicza, czytamy: „Zgodnie z opinią WIM, zarówno kpt. Protasiuk, jak i mjr Grzywna byli osobami asertywnymi, podejmującymi niezbędne decyzje w sposób racjonalny i adekwatny, bez skłonności do nadmiernego ryzyka. W pierwszej fazie lotu (rozmowa z dyr. Kazaną o godz. 8:26) analiza wypowiedzi obu pilotów wykazuje pełną zgodność z powyższą charakterystyką osobowości. Opinia WIM jest wykonana z zachowaniem najwyższych standardów metodologicznych, z wykorzystaniem wszystkich koniecznych materiałów, i powinna być uznana za całkowicie miarodajną. Realizując końcową fazę lotu nie zachowywali asertywności wobec osób wchodzących do kokpitu i przeszkadzających w wykonywaniu obowiązków. Podjęli również skrajnie ryzykowną decyzję o kontynuacji podejścia pomimo braków warunków pogodowych, podtrzymując ją po uzyskaniu informacji o pogorszeniu warunków bezpośrednio przed lądowaniem (rozmowa z załogą JAK-40, godz. 8:37). Zachowanie pilotów kpt. Protasiuka i mjra Grzywny, zatem było niezgodne z ich charakterystyką osobowościową, co świadczy o występowaniu czynników sytuacyjnych w znaczący sposób modyfikujących ich zachowane”.
Wątek sfałszowania nagrania się nie pojawia, gdyż Instytut Ekspertyz Sądowych miał potwierdzić jego autentyczność.
Nieciągłości tła w nagraniu z kokpitu
Podstawową cechą nagrania z kokpitu jest bardzo niska jakość dźwięku, z licznymi zakłóceniami. Częściowo można je tłumaczyć złym przyleganiem taśmy do głowicy podczas dokonywania kopii i nierównomiernością prędkości zapisu (fluktuacje częstotliwości, widoczne na spektrogramach), lecz niektóre z zaburzeń zapisu, odnotowane w opinii A. Artymowicza, wytłumaczenia – nawet hipotetycznego – nie mają. Stwarzają jednakże niejako alibi dla ewentualnych zaburzeń nieprzypadkowych, jeżeli takowe istnieją.
Żadna z ekspertyz nie podejmuje problemu pewnych, słyszalnych gołym uchem, zmian natężenia dźwięku stanowiącego tło akustyczne. Na kolejnej ilustracji, Rys. 29, widać wzrost głośności nagrania, pojawiający się po dwukrotnym dźwięku przełącznika. Nie jest to w żaden sposób skomentowane, choć jest wyraźnie słyszalne, stwarzając odczucie niedokładnie dopasowanego sklejenia dwóch nagrań.
Kolejna ilustracja pokazuje to samo zjawisko, lecz tym razem na zależnym od czasu widmie sygnału. „Garb” wskazany strzałkami odpowiada częstotliwości dźwięku towarzyszącego opływowi powietrza na kadłubie w różnych chwilach czasu. Dwie czarne strzałki pokazują moment dwukrotnego przestawienia przełącznika. Czas biegnie od strzałki czerwonej (niższy „garb”, czyli mniejsza głośność) do strzałki niebieskiej (wyższy „garb”, większa głośność).
Telefon L. Deptuły
Żona posła Leszka Deptuły, po włączeniu 10.04.2010 poczty głosowej na swym telefonie, usłyszała nagranie głosu swojego męża, któremu towarzyszyły trzaski jakby łamanego plastiku lub wafli, świst powietrza, głos tłumu wielu osób, które coś krzyczały. Trwało to ok. 3 sekund. Nagranie się ponoć skasowało. Był to niewątpliwie zapis ostatnich sekund lotu tupolewa. Sądząc z długości nagrania, rozpoczęło się ono tuż za brzozą, gdzieś w okolicy TAWS 38 i trwało do momentu uderzenia kadłuba o drzewa i ziemię. L. Deptuła siedział w tylnej części samolotu, gdzie mógł być słyszalny dźwięk odpadającego statecznika przy topoli na ul. Kutuzowa, być może uderzenie kadłubem o drzewa z lasku wyciętego przed samym głównym wrakowiskiem mogło się również nagrać (świst powietrza z rozrywanego kadłuba). Fakt zniknięcia takiego nagrania, jeżeli rzeczywiście znikło, nie jest wytłumaczalny inaczej, niż jako efekt czyjegoś świadomego i profesjonalnego działania. No, chyba że prokuratura jest jednak w jego posiadaniu, lecz trzyma to w tajemnicy przed opinią publiczną.
Mnie trapi jednak co innego. Co spowodowało, że L. Deptuła, tuż przed lądowaniem, zadzwonił do domu? W tej fazie lotu pasażerowie są informowani, iż telefony należy wyłączyć, gdyż mogą zakłócać działanie urządzeń pokładowych. Czy z samolotem od pewnego czasu działo się coś niepokojącego? Na nagraniu z kokpitu niczego takiego nie słychać. Nie słychać również dowódcy, natomiast wyraźnie słyszalna jest jakaś postronna osoba. Podejrzenia, że to co słyszymy na nagraniu z czarnej skrzynki wcale nie oddaje wiernie tego, co się działo w samolocie, są uzasadnione. Dowodu, że nagranie nie jest zmanipulowane, IES nie dostarczył.
Ciąg dalszy na kolejnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Natomiast dla nas istotny jest fragment: „na dachu szopy znajduje się metalowy fragment samolotu i odłamki drzew. W końcowej, zachodniej części działki przyzagrodowej znajduje się brzoza o średnicy w podstawie około 80 cm. Brzoza stoi w odległości około 15 metrów w kierunku wschodnim od wspomnianej szopy”. Tak więc brzoza jest 15 m przed szopą, a nie odwrotnie, gdyż samolot nadleciał ze wschodu. Powyższy rysunek jest po prostu bardzo schematyczny, nie zgadzają się na nim ani kąty, ani odległości, nawet kierunki świata są różne w różnych jego częściach, a rzeczywista brzoza nie stoi na zewnątrz ogrodzenia, tylko wewnątrz.
O innych fragmentach tupolewa, znalezionych przed brzozą, nic mi nie wiadomo. Dodajmy, iż raport polskich archeologów obejmuje rejon na zachód od ul. Kutuzowa, a więc daleko za brzozą.
Wywinięty kadłub
14.04.2012, podczas wysłuchania publicznego w Parlamencie Europejskim, pokazałem m.in. taki slajd
zwracając uwagę na konieczność przebadania kadłuba w Polsce, pod kątem ewentualnej eksplozji materiałów wybuchowych. Wątek wywiniętego w obie strony kadłuba wracał w wielu referatach. Przykładowo, podobny slajd można było zobaczyć podczas referatu W. Biniendy na I Konferencji Smoleńskiej (Rys. 14).
W chwili obecnej dysponujemy jednak sporą liczbą zdjęć lepszej jakości. Na Rys. 15 widzimy ujęcie bardzo podobne do tego z Rys. 14, przy czym układ części wraku jest na obu zdjęciach identyczny. Na dalszych fotografiach zobaczymy, że to, co Binienda opisał jako prawą ścianę, w rzeczywistości jest inną częścią kadłuba. Natomiast lewa ściana jest rzeczywiście częścią kadłuba odwiniętą do tyłu (samolot poruszał się od prawej do lewej, ślizgając się po ziemi).
Przyjrzyjmy się teraz zbliżeniom kadłuba z Rys. 16.
Spójrzmy teraz na tę część kadłuba od drugiej strony, z kierunku, z którego tupolew nadleciał.
Na Rys. 22-25 przedstawiam zestawienie kilku zdjęć, pokazujących owe dwa pnie. Dostępne zdjęcia satelitarne sugerują, że powyższe dwa drzewa mogły być podobne do części lasu wyciętej przez tupolewa przed głównym wrakowiskiem. Pozostałość wspomnianego lasu stanowi przecinka, widoczna w górnej lewej części dolnej fotografii z Rys. 22. Warto by dotrzeć do wysokiej rozdzielczości zdjęć satelitarnych z okresu tuż przed Katastrofą. Pozwoliłoby to bardziej wiarygodnie oszacować rodzaj lasu wycięty przez tupolewa i można by się pokusić o bardziej realistyczną symulację zderzenia z gruntem (symulacje W. Biniendy istnienie drzew pomijają). O problemie wyciętego lasu pisałem gdzie indziej [7] i nie chcę się powtarzać. Nadmienię tylko, iż w [7] doprecyzowałem moją wcześniejszą uwagę na temat ilości ściętych drzew, która pojawiła się w relacji Naszego Dziennika z naszych pomiarów w Smoleńsku, wywołując duże kontrowersje i emocje. Natomiast tekst [7] nie podejmował problemu wywinięcia kadłuba i dwóch drzew z Rys. 21.
Eksplozja w skrzydle
Zgodnie z opinią różnych różnych prelegentów z Konferencji Smoleńskich (P. Witakowski, J. Rońda, W. Binienda, G. A. Joergensen), skrzydło zostało odcięte przy pomocy kumulacyjnych ładunków wybuchowych, a nawet poprzez sekwencję kilku takich eksplozji niszczących skrzydło stopniowo. Ładunki miały być umieszczone na dźwigarach skrzydła na linii jego złamania (Rys. 23). Strumień gazów, powstający po wybuchu, musiał przebiegać przez zbiornik paliwa nr 3.
Możliwości eksplozji w zbiorniku nr 3 był poświęcony referat prof. J. Gierasa na I Konferencji Smoleńskiej. Pod koniec lotu zbiornik nr 3 był niemal pusty, wg Gierasa paliwo tworzyło na jego dnie warstwę o grubości 14-16 mm. Pozostała część baku wypełniona była łatwopalną mieszanką oparów paliwa i powietrza. Gaz taki może eksplodować nawet na skutek iskry elektrycznej – skrzydło samo w sobie staje się wtedy bombą paliwowo-powietrzną. Eksplozja ładunku kumulacyjnego, odcinającego końcówkę, spowodowałaby wybuch gazu po obu jego stronach, również w oderwanej końcówce skrzydła. Nie uzyskalibyśmy efektu równego odcięcia. Zwolennicy teorii o wybuchowym odcinaniu skrzydła pomijają istnienie w tym miejscu zbiornika z gazem.
Tupolew, w momencie zderzenia gruntem, przede wszystkim uderzył w ziemię pozostałością lewego skrzydła, niszcząc je ostatecznie i pozostawiając wyraźną bruzdę, widoczną na licznych fotografiach. Prawe skrzydło pozostawało na tym etapie nieuszkodzone, lecz należy się liczyć z eksplozją oparów paliwa w prawym zbiorniku nr 3. Montażysta Wiśniewski, patrzący z okna hotelu, widział w tym momencie błysk wybuchu, a piloci Wosztyl i Muś – słyszeli go, więc jakiś wybuch niewątpliwie miał miejsce. Por. Wosztyl, z którym rozmawiałem na ten temat, słyszał dwie lub trzy eksplozje, lecz nie był pewien, czy niektóre z nich nie były echem, odbijającym się od betonowego ogrodzenia.
W przeciwieństwie do rozdartego lewego skrzydła, skrzydło prawe było nieuszkodzone aż do ostatnich sekund lotu, a więc pełniło rolę analogicznego zbiornika z łatwopalnym gazem. Wg biegłych z komisji płk. Milkiewicza, wybrzuszona część górnego poszycia, położona na obrysie lewego skrzydła na lotnisku w Smoleńsku, w rzeczywistości pochodziła właśnie ze skrzydła prawego (por. Rys. 26). Wielokrotnie zwracano uwagę na fakt, iż jej wybrzuszony kształt może być konsekwencją eksplozji oparów paliwa w zbiorniku nr 3.
Problem autentyczności nagrania z kokpitu
Ostatnią kwestią techniczną, jakiej chciałbym poświęcić więcej miejsca, jest problem autentyczności nagrań odzyskanych z czarnej skrzynki. Uważam, iż jest to rzeczywiście słaby punkt analiz przeprowadzonych przez prokuraturę.
Opinia Instytutu Ekspertyz Sądowych z 21.12.2011 opisuje procedury przyjęte przy analizie autentyczności nagrania z magnetofonu znajdującego się w czarnej skrzynce tupolewa. Biegli skoncentrowali się na dwóch aspektach autentyczności. Po pierwsze, sprawdzali standardową metodą tzw. przydźwięku sieciowego, czy kopie wykonane w Rosji nie były następnie modyfikowane. Pod drugie, porównali budowę głowicy magnetofonu rejestrującego rozmowy w kokpicie ze śladami głowicy na taśmie. Przyjrzyjmy się dokładniej obu analizom.
Zacznijmy od śladów głowicy. W opinii czytamy: „Wykonana podczas oględzin dokumentacja fotograficzna bloku głowic pozwoliła na porównanie rozmieszczenia ośmiu szczelin głowicy nagrywająco-odtwarzającej rejestratora MARS-BM względem położenia ośmiu ścieżek zapisu na przedmiotowej taśmie (…). Po wykonaniu superpozycji zdjęć głowicy nagrywającoodtwarzającej rejestratora MARS-BM z wizualizacją ścieżek na badanej taśmie stwierdzono pewne różnice w geometrii szczelin głowicy i ścieżek(…). W ocenie wykonującego superpozycję różnice te wynikają wyłącznie ze zniekształceń sferycznych i kątowych zestawianych zdjęć” (por. Rys. 27).
Rejestrator znajdujący się w czarnej skrzynce był uszkodzony i nie udało się go uruchomić. „Nie było zatem możliwe wykonanie nagrań testowych”, czytamy w dalszej części opinii, lecz „zgodnie z oświadczeniem Wiktora Andriejewicza Trusowa badaną taśmę wyjęto z rejestratora MARS-BM znalezionego na miejscu katastrofy samolotu Tu-154M o numerze bocznym 101 (protokół z dnia 1 czerwca 2011 r.)”.
Ślady pozostawione przez głowicę magnetofonu na taśmie nie są tak niepowtarzalne jak kod DNA, czy linie papilarne. Pojawia się pierwsze pytanie, czy gdyby porównać ścieżki na taśmie z głowicą pochodzącą z innego rejestratora MARS-BM, to czy wynik nałożenia na siebie zdjęć byłby podobny? Prawdopodobnie tak, gdyż różne egzemplarze głowic odpowiadających temu samemu typowi magnetofonu są zapewne praktycznie identyczne, a i tak zgodność powyższej superpozycji jest jedynie niemal dokładna.
Innych dowodów, że taśma została nagrana przy pomocy tej konkretnej głowicy, nie ma. Czy jest zatem całkowicie wykluczone, iż taśmę z rejestratora znajdującego się w tupolewie wyjęto, dokonano na niej odpowiednich manipulacji (np. niektóre dźwięki usunięto a dodano inne), po czym przerobiony zapis nagrano analogowo na czystą taśmę znajdującą się na innym rejestratorze MARS-BM? Moim zdaniem, zwłaszcza biorąc pod uwagę bardzo niską jakość dźwięku, nie udało się tego udowodnić.
Istnieje jednakże druga klasa testów autentyczności przeprowadzonych przez krakowski IES. Mianowicie, podczas wykonywania kopii cyfrowych nagrywano równocześnie i niezależnie sygnał wytwarzany przez sieć elektryczną znajdującą się w pomieszczeniu, gdzie nagrań dokonywano. Ponieważ sygnał ten, tzw. przydźwięk sieciowy, nagrywa się równocześnie na taśmie magnetofonowej, na której powstaje kopia nagrania z tupolewa, można oba nagrania później porównywać. Pozwalałoby to wykryć ewentualne manipulacje przy pozostawionych w Moskwie kopiach nagrania z MARS-BM. Żadnych manipulacji nie wykryto.
Sprawdźmy zatem kiedy wykonano pierwsze kopie MARS-BM, którym towarzyszyło niezależne nagrywanie przydźwięku rosyjskiej sieci elektrycznej. Na Rys. 28 pokazuję tabelę nr 1 z ekspertyzy IES.
Okazuje się, iż biegli IES nie byli w stanie sprawdzić autentyczności chronologicznie pierwszej znanej kopii nagrania z czarnej skrzynki, pochodzącej z kwietnia 2010. Nie ustalili nawet daty nagrania. Tym bardziej nie byli w stanie zbadać autentyczności samego nagrania znajdującego się na taśmie magnetofonowej. W szczególności ustalono jedynie, iż taśma została nagrana na magnetofonie takiego samego typu jak ten, który znajdował się w czarnej skrzynce.
Jeśli chodzi o ekspertyzę autorstwa A. Artymowicza, zwrócono w niej uwagę na zapisane na taśmie okresowe sygnały nieznanego pochodzenia. Sformułowano hipotezę, iż pochodzą one z lampy stroboskopowej samolotu, stanowiąc rodzaj dodatkowego, przypadkowo zapisanego znacznika czasu, podobnego to tego, który zapisywany był na kanale czwartym rejestratora MARSBM. Znacznik ten pozwala na niezależne korygowanie zaburzeń zapisu, wynikających z nierównomiernego przesuwu taśmy. Uzyskano zgodność z inną metodą korygowania nierównomierności zapisu, co uznano za dowód, iż jest to nagranie autentyczne. Jest to jednak argument bardzo słaby, w gruncie rzeczy zakładający niski stopień profesjonalizmu osób dokonujących potencjalnego fałszerstwa.
Milczenie dowódcy samolotu
Cechą nagrania z kokpitu, którą zauważono bardzo dawno, jest milczenie dowódcy. W ciągu ostatniej minuty lotu, od momentu gdy samolot był 300 m nad poziomem pasa, głos kpt. Protasiuka nagrał się w kanale nr 3 rejestratora MARS-BM, czyli bezpośrednio poprzez mikrofony umieszczone w kabinie, tylko jeden raz (wg IES), lub ani razu (wg nowej ekspertyzy A. Artymowicza). Wg IES, jedyna wypowiedź Protasiuka to „chodzimy na drugie”, wypowiedziana na 8,5 sekundy przed uderzeniem w brzozę. Wg Artymowicza, w rzeczywistości jest to „dochodź wolniej” wypowiedziane przez drugiego pilota. Prokuratury owa rozbieżność nie zainteresowała i nie zlecono prof. Demenko przeprowadzenia identyfikacji głosów i ustalenia treści wypowiedzi.
Wypowiedzi zapisane w kanale nr 1, czyli bezpośrednio z mikrofonu i słuchawek dowódcy samolotu, nie pojawiają się w transkrypcjach zapisów kanału 3. W praktyce oznacza to, że w momencie gdy dowódca wypowiada jakąś frazę, np. komunikując się z wieżą kontroli lotów w Smoleńsku, to nie jest ona słyszalna przez mikrofony w kabinie. Usunięcie lub dodanie wypowiedzi na kanale nr 3 nie powodowałoby więc konieczności analogicznej manipulacji na kanale nr 1, gdyż zapisy te są jakby niezależne od siebie. Bardzo wyraźnie słyszalne są natomiast w kanale trzecim frazy wypowiadane przez „osobę trzecią”, utożsamioną przez biegłych z gen. Błasikiem. Nie ma żadnego dowodu, iż nie zostały one np. dograne, żeby uwiarygodnić tezę o irracjonalnym zachowaniu się obu pilotów, przyjętą od początku przez MAK i stronę polską.
Dowódca miał obowiązek wydać komendę odejścia. Zapowiedział zresztą wcześniej, iż w przypadku braku widoczności odejdą na drugi krąg. Jest niezrozumiałe, iż się nawet nie odezwał. Komisje Millera i Milkiewicza przyjmują jako fakt oczywisty, iż Protasiuk po prostu milczał. W opinii uzupełniającej, przygotowanej przez biegłych zespołu Milkiewicza, czytamy: „Zgodnie z opinią WIM, zarówno kpt. Protasiuk, jak i mjr Grzywna byli osobami asertywnymi, podejmującymi niezbędne decyzje w sposób racjonalny i adekwatny, bez skłonności do nadmiernego ryzyka. W pierwszej fazie lotu (rozmowa z dyr. Kazaną o godz. 8:26) analiza wypowiedzi obu pilotów wykazuje pełną zgodność z powyższą charakterystyką osobowości. Opinia WIM jest wykonana z zachowaniem najwyższych standardów metodologicznych, z wykorzystaniem wszystkich koniecznych materiałów, i powinna być uznana za całkowicie miarodajną. Realizując końcową fazę lotu nie zachowywali asertywności wobec osób wchodzących do kokpitu i przeszkadzających w wykonywaniu obowiązków. Podjęli również skrajnie ryzykowną decyzję o kontynuacji podejścia pomimo braków warunków pogodowych, podtrzymując ją po uzyskaniu informacji o pogorszeniu warunków bezpośrednio przed lądowaniem (rozmowa z załogą JAK-40, godz. 8:37). Zachowanie pilotów kpt. Protasiuka i mjra Grzywny, zatem było niezgodne z ich charakterystyką osobowościową, co świadczy o występowaniu czynników sytuacyjnych w znaczący sposób modyfikujących ich zachowane”.
Wątek sfałszowania nagrania się nie pojawia, gdyż Instytut Ekspertyz Sądowych miał potwierdzić jego autentyczność.
Nieciągłości tła w nagraniu z kokpitu
Podstawową cechą nagrania z kokpitu jest bardzo niska jakość dźwięku, z licznymi zakłóceniami. Częściowo można je tłumaczyć złym przyleganiem taśmy do głowicy podczas dokonywania kopii i nierównomiernością prędkości zapisu (fluktuacje częstotliwości, widoczne na spektrogramach), lecz niektóre z zaburzeń zapisu, odnotowane w opinii A. Artymowicza, wytłumaczenia – nawet hipotetycznego – nie mają. Stwarzają jednakże niejako alibi dla ewentualnych zaburzeń nieprzypadkowych, jeżeli takowe istnieją.
Żadna z ekspertyz nie podejmuje problemu pewnych, słyszalnych gołym uchem, zmian natężenia dźwięku stanowiącego tło akustyczne. Na kolejnej ilustracji, Rys. 29, widać wzrost głośności nagrania, pojawiający się po dwukrotnym dźwięku przełącznika. Nie jest to w żaden sposób skomentowane, choć jest wyraźnie słyszalne, stwarzając odczucie niedokładnie dopasowanego sklejenia dwóch nagrań.
Kolejna ilustracja pokazuje to samo zjawisko, lecz tym razem na zależnym od czasu widmie sygnału. „Garb” wskazany strzałkami odpowiada częstotliwości dźwięku towarzyszącego opływowi powietrza na kadłubie w różnych chwilach czasu. Dwie czarne strzałki pokazują moment dwukrotnego przestawienia przełącznika. Czas biegnie od strzałki czerwonej (niższy „garb”, czyli mniejsza głośność) do strzałki niebieskiej (wyższy „garb”, większa głośność).
Telefon L. Deptuły
Żona posła Leszka Deptuły, po włączeniu 10.04.2010 poczty głosowej na swym telefonie, usłyszała nagranie głosu swojego męża, któremu towarzyszyły trzaski jakby łamanego plastiku lub wafli, świst powietrza, głos tłumu wielu osób, które coś krzyczały. Trwało to ok. 3 sekund. Nagranie się ponoć skasowało. Był to niewątpliwie zapis ostatnich sekund lotu tupolewa. Sądząc z długości nagrania, rozpoczęło się ono tuż za brzozą, gdzieś w okolicy TAWS 38 i trwało do momentu uderzenia kadłuba o drzewa i ziemię. L. Deptuła siedział w tylnej części samolotu, gdzie mógł być słyszalny dźwięk odpadającego statecznika przy topoli na ul. Kutuzowa, być może uderzenie kadłubem o drzewa z lasku wyciętego przed samym głównym wrakowiskiem mogło się również nagrać (świst powietrza z rozrywanego kadłuba). Fakt zniknięcia takiego nagrania, jeżeli rzeczywiście znikło, nie jest wytłumaczalny inaczej, niż jako efekt czyjegoś świadomego i profesjonalnego działania. No, chyba że prokuratura jest jednak w jego posiadaniu, lecz trzyma to w tajemnicy przed opinią publiczną.
Mnie trapi jednak co innego. Co spowodowało, że L. Deptuła, tuż przed lądowaniem, zadzwonił do domu? W tej fazie lotu pasażerowie są informowani, iż telefony należy wyłączyć, gdyż mogą zakłócać działanie urządzeń pokładowych. Czy z samolotem od pewnego czasu działo się coś niepokojącego? Na nagraniu z kokpitu niczego takiego nie słychać. Nie słychać również dowódcy, natomiast wyraźnie słyszalna jest jakaś postronna osoba. Podejrzenia, że to co słyszymy na nagraniu z czarnej skrzynki wcale nie oddaje wiernie tego, co się działo w samolocie, są uzasadnione. Dowodu, że nagranie nie jest zmanipulowane, IES nie dostarczył.
Ciąg dalszy na kolejnej stronie
Strona 4 z 5
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/272006-prof-czachor-co-dalej-z-badaniami-katastrofy-smolenskiej-watek-zamachu-od-poczatku-byl-lekcewazony-przez-komisje-rzadowe?strona=4