W 1992 r. rozpoczął się proces beatyfikacyjny Stanisławy Leszczyńskiej, przysługuje jej teraz tytuł Służebnicy Bożej. Może zadam wyjątkowo osobiste pytanie, ale czy zdarza się Pani modlić za jej wstawiennictwem?
Ja od dziecka odmawiam jej modlitwę. Jej najstarszy syn, Bronisław, kiedy byłam małą dziewczynką opowiedział mi, o modlitwie swojej mamy. Bardzo mi się spodobała. Leszczyńska przed wojną, ale i w obozie, i po wojnie, modliła się właśnie takimi prostymi słowami, które stały się moją modlitwą: „Maryjo w jednym pantofelku spiesz z pomocą, przybywaj”. Natomiast to, że moja Ciotka może zostać świętą? Najczęściej ludzie wyobrażają sobie świętych jako osoby od urodzenia nieskazitelne, wiecznie miłe, dobroduszne, niemalże nie pijące mleka z piersi matki w piątki ( śmiech), a przecież są ludźmi, mają swoje wady, swoje zalety, święty nie zawsze musi być dla nas wygodny. Leszczyńska tez taka była. Cechowała się dużym dystansem, pracowitością, stawiała wymagania, potrafiła być rygorystyczna, a jednocześnie rozmodlona. Jako nastolatka muszę przyznać, że nawet się jej w pewien sposób bałam. Wtedy jej obraz wykrystalizował mi się jako postaci ostrej, surowej. Natomiast, gdy przystąpiłam do realizacji filmu, zdałam sobie sprawię z jednej rzeczy. Ona nie mogła być inna po tym, co tam przeszła. Byłaby nieprawdziwa, gdyby wróciła z obozu i była śmieszką, czy właśnie taką osobą odpuszczającą w wielu aspektach życia. Po tym wszystkim nie mogła być inna. Gdy „wchodzę” w jej życie, nieraz zastanawiam się, dlaczego muszę aż tak głęboko wniknąć?, a może ona z góry mi mówi: nie miej mi za złe, że byłam czasami ostra, spójrz na to inaczej. I teraz już wiem, że ona nie mogła być inna. Nigdy o tym co robiła w obozie, co tam się działo, a tym bardziej o swoim heroizmie nie opowiadała. Po prostu robiła to, co do niej należało w warunkach jakich się znalazła. Zresztą po powrocie z obozu dalej wykonywała swoje obowiązki i służyła innym z ogromną sumiennością. To jakby cechowało jej charakter. A przecież święci są różni. Np. św. Hieronim był raptusem, często wpadał w furię. Święci byli wymagający, często gwałtowni i mieli swoje wady, bo byli przecież ludźmi. O świętości człowieka świadczy jego relacja z Panem Bogiem i wypływająca z tej relacji miłość bliźniego i heroizm cnót, nie musi on podobać się innym, ale Bogu. Poza tym świętość jest powołaniem każdego człowieka. I od nas zależy co my zrobimy z tym powołaniem. Stanisława Leszczyńska była wierna swojemu powołaniu – żyła Eucharystią, zawsze mówiła śmiało o swoim zawierzeniu Matce Najświętszej, a tę relację z Panem Bogiem - wymagającą – przenosiła na rodzinę, bliskich i przyjaciół, także na swoją codzienność i mozolną, trudną pracę. Tu jest ta jej świętości, nie tylko w odniesieniu do bohaterstwa w obozie, ale właśnie w szarości każdego dnia. Ona zdała ten egzamin w cichości i trudzie nigdy nie narzekając, nigdy się nie skarżąc.
Była mowa o rodzinie, o pewnych zasadach i wartościach. Z pewnością jest to dla Pani ważne. W takim razie, czy ma Pani jakąś receptę na przekazywanie tego dobra dzieciom?
Uważam, że przekazywanie, przede wszystkim odbywa się przykładem, a nie samym mówieniem. Na pewno popełniłam wiele błędów, bo nie ma takich ludzi, którzy by ich nie popełniali. Może trochę z żartem powiem, że jak dziecko przychodzi na świat, to nie ma załączonej do niego instrukcji obsługi, ale myślę, że Pan Bóg wie, co robi, dając konkretne dziecko konkretnej rodzinie. I ja to tak widzę, Bóg przekazał mi w moich dzieciach swój największy skarb, człowieka, którego musiałam ukształtować. Starałam się swoim dzieciom przekazać wiarę, pewne podstawy, wartości i tradycje. Co one z tym dalej zrobią, to już oczywiście ich sprawa. Ale jak to powiedziała kiedyś moja córka, najważniejszy jest ten kręgosłup moralny i że jak się go dobrze ukształtuje, to nawet przeżywając okresy buntu, zawsze da on o sobie znać. Niemniej o jakiejś recepcie nie chcę mówić, bo jej nie mam. Ale myślę, że te wartości, które przekazałam swoim dzieciom, to czego ich uczyłam, zapewniły im takie, a nie inne widzenie świata, to otwarcie na drugiego człowieka, uwrażliwienie na cierpienie, na pomoc innym, na miłość.
Patrząc na to, jak popularna jest Pani córka, Anna Lewandowska i jej rodzina, trzeba przyznać, że zachowuje po prostu skromność. Jest Pani dumna, że potrafi zachować swój kręgosłup moralny w świecie jupiterów i blichtru medialnego?
Tak, jestem bardzo dumna! Także Robert jest osobą, która w ogóle bardzo mocno zachowuje swoje zasady, wpojone mu w domu od dziecka, i jest człowiekiem nieprawdopodobnie wyważonym, spokojnym a to wszystko co się dzieje wokół nich jest absolutnie poza nimi.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
W 1992 r. rozpoczął się proces beatyfikacyjny Stanisławy Leszczyńskiej, przysługuje jej teraz tytuł Służebnicy Bożej. Może zadam wyjątkowo osobiste pytanie, ale czy zdarza się Pani modlić za jej wstawiennictwem?
Ja od dziecka odmawiam jej modlitwę. Jej najstarszy syn, Bronisław, kiedy byłam małą dziewczynką opowiedział mi, o modlitwie swojej mamy. Bardzo mi się spodobała. Leszczyńska przed wojną, ale i w obozie, i po wojnie, modliła się właśnie takimi prostymi słowami, które stały się moją modlitwą: „Maryjo w jednym pantofelku spiesz z pomocą, przybywaj”. Natomiast to, że moja Ciotka może zostać świętą? Najczęściej ludzie wyobrażają sobie świętych jako osoby od urodzenia nieskazitelne, wiecznie miłe, dobroduszne, niemalże nie pijące mleka z piersi matki w piątki ( śmiech), a przecież są ludźmi, mają swoje wady, swoje zalety, święty nie zawsze musi być dla nas wygodny. Leszczyńska tez taka była. Cechowała się dużym dystansem, pracowitością, stawiała wymagania, potrafiła być rygorystyczna, a jednocześnie rozmodlona. Jako nastolatka muszę przyznać, że nawet się jej w pewien sposób bałam. Wtedy jej obraz wykrystalizował mi się jako postaci ostrej, surowej. Natomiast, gdy przystąpiłam do realizacji filmu, zdałam sobie sprawię z jednej rzeczy. Ona nie mogła być inna po tym, co tam przeszła. Byłaby nieprawdziwa, gdyby wróciła z obozu i była śmieszką, czy właśnie taką osobą odpuszczającą w wielu aspektach życia. Po tym wszystkim nie mogła być inna. Gdy „wchodzę” w jej życie, nieraz zastanawiam się, dlaczego muszę aż tak głęboko wniknąć?, a może ona z góry mi mówi: nie miej mi za złe, że byłam czasami ostra, spójrz na to inaczej. I teraz już wiem, że ona nie mogła być inna. Nigdy o tym co robiła w obozie, co tam się działo, a tym bardziej o swoim heroizmie nie opowiadała. Po prostu robiła to, co do niej należało w warunkach jakich się znalazła. Zresztą po powrocie z obozu dalej wykonywała swoje obowiązki i służyła innym z ogromną sumiennością. To jakby cechowało jej charakter. A przecież święci są różni. Np. św. Hieronim był raptusem, często wpadał w furię. Święci byli wymagający, często gwałtowni i mieli swoje wady, bo byli przecież ludźmi. O świętości człowieka świadczy jego relacja z Panem Bogiem i wypływająca z tej relacji miłość bliźniego i heroizm cnót, nie musi on podobać się innym, ale Bogu. Poza tym świętość jest powołaniem każdego człowieka. I od nas zależy co my zrobimy z tym powołaniem. Stanisława Leszczyńska była wierna swojemu powołaniu – żyła Eucharystią, zawsze mówiła śmiało o swoim zawierzeniu Matce Najświętszej, a tę relację z Panem Bogiem - wymagającą – przenosiła na rodzinę, bliskich i przyjaciół, także na swoją codzienność i mozolną, trudną pracę. Tu jest ta jej świętości, nie tylko w odniesieniu do bohaterstwa w obozie, ale właśnie w szarości każdego dnia. Ona zdała ten egzamin w cichości i trudzie nigdy nie narzekając, nigdy się nie skarżąc.
Była mowa o rodzinie, o pewnych zasadach i wartościach. Z pewnością jest to dla Pani ważne. W takim razie, czy ma Pani jakąś receptę na przekazywanie tego dobra dzieciom?
Uważam, że przekazywanie, przede wszystkim odbywa się przykładem, a nie samym mówieniem. Na pewno popełniłam wiele błędów, bo nie ma takich ludzi, którzy by ich nie popełniali. Może trochę z żartem powiem, że jak dziecko przychodzi na świat, to nie ma załączonej do niego instrukcji obsługi, ale myślę, że Pan Bóg wie, co robi, dając konkretne dziecko konkretnej rodzinie. I ja to tak widzę, Bóg przekazał mi w moich dzieciach swój największy skarb, człowieka, którego musiałam ukształtować. Starałam się swoim dzieciom przekazać wiarę, pewne podstawy, wartości i tradycje. Co one z tym dalej zrobią, to już oczywiście ich sprawa. Ale jak to powiedziała kiedyś moja córka, najważniejszy jest ten kręgosłup moralny i że jak się go dobrze ukształtuje, to nawet przeżywając okresy buntu, zawsze da on o sobie znać. Niemniej o jakiejś recepcie nie chcę mówić, bo jej nie mam. Ale myślę, że te wartości, które przekazałam swoim dzieciom, to czego ich uczyłam, zapewniły im takie, a nie inne widzenie świata, to otwarcie na drugiego człowieka, uwrażliwienie na cierpienie, na pomoc innym, na miłość.
Patrząc na to, jak popularna jest Pani córka, Anna Lewandowska i jej rodzina, trzeba przyznać, że zachowuje po prostu skromność. Jest Pani dumna, że potrafi zachować swój kręgosłup moralny w świecie jupiterów i blichtru medialnego?
Tak, jestem bardzo dumna! Także Robert jest osobą, która w ogóle bardzo mocno zachowuje swoje zasady, wpojone mu w domu od dziecka, i jest człowiekiem nieprawdopodobnie wyważonym, spokojnym a to wszystko co się dzieje wokół nich jest absolutnie poza nimi.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 2 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/345224-nasz-wywiad-maria-stachurska-mama-anny-lewandowskiej-filmem-o-leszczynskiej-chce-opowiedziec-o-rodzacym-sie-zyciu-na-najwiekszym-cmentarzysku-swiata?strona=2