Tym filmem chcę opowiedzieć o rodzącym się życiu na największym cmentarzysku świata, wbrew nadziei, wbrew wszystkiemu. Nie chcę nikogo moralizować ani oceniać, a tym bardziej osądzać. Chcę pokazać, że tam gdzie wbrew wszystkiemu, gdzie nie było szans na przeżycie, to życie jednak się rodziło
— powiedziała w rozmowie z portalem wPolityce.pl Maria Stachurska, realizatorka filmowa, która pracuje nad filmem o słudze Bożej Stanisławie Leszczyńskiej, a prywatnie mama Anny Lewandowskiej.
wPolityce.pl: Niedawno obchodziliśmy Narodowy Dzień Pamięci o Niemieckich Nazistowskich Obozach Koncentracyjnych i Obozach Zagłady. Przy okazji uroczystości w Auschwitz, podkreślano m.in. wielkie zasługi osób, które niosły pomoc w tym straszliwym miejscu. Niewątpliwie taką „sprawiedliwą” w oświęcimskim obozie była Pani Ciotka – Stanisława Leszczyńska, która jako położna uratowała tysiące dzieci w Auschwitz; bohaterka, która może zostać wyniesiona na ołtarze. Jak to jest żyć ze świadomością, że miała Pani w rodzinie tak niesamowitą postać?
Maria Stachurska: Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, bo nie było to jakoś specjalnie podkreślane, uświadamiane, w jakiś sposób jest to dla mnie rzecz naturalna. Może dlatego, że w rodzinie było wiele niesamowitych postaci? Natomiast sama kwestia tego, czego dokonała Ciocia? Wiadomo było, że w czasie wojny była w Auschwitz-Birkenau, gdzie trafiła za pomoc udzielaną przez jej męża i syna w podziemiu i Żydom w łódzkim getcie. Pamiętam też taką sytuację, jak moja Mama wróciła z „Oratorium oświęcimskiego” [Rapsod teatralny oparty na kanwie wspomnień Stanisławy Leszczyńskiej – przyp. red.] mocno wstrząśnięta. Opowiadała, że to było naprawdę mocne przeżycie. Właściwie więcej dowiedziałam się po pogrzebie Cioci Stasi. Podczas pogrzebu opowiadano o jej bohaterstwie. Dużo wniosły spisane przez nią wspomnienia w „Raporcie położnej z Oświęcimia”. Jej najstarszy syn, Bronisław, wioząc ją na zjazd izby lekarskiej zapytał: co byś opowiedziała, gdyby ktoś poruszył temat wojny i obozu? I na tym spotkaniu rzeczywiście ktoś zadał pytanie o doświadczenie medyczne w obozie. Tym samym wywołał ją do opowiedzenia o tamtych przeżyciach . W pewien sposób została zobligowana do tego, żeby napisać „Raport”. Ale w tzw. codzienności nigdy o tym nie opowiadała.
Warto to podkreślić, że Stanisława Leszczyńska wykazała się ogromnym heroizmem, że gdy została położoną, jak trafiła do Auschwitz, odebrała tysiące porodów, ratując życie dzieci.
Mam nagrany wywiad z Ciotką, w którym powiedziała, że odebrała ponad trzy tysiące porodów. I skoro ona to powiedziała musiało tak być, ona nigdy nie kłamała, a do tego skonfrontowaliśmy to z rzeczywistością. Ktoś stwierdził, żeby lepiej nie mówić o 3 tys. porodów, bo przecież nikt nie uwierzy, że było tyle rodzących. Nieprawda. Było ich o wiele więcej. Gdy liczyliśmy, wyszło nam, że Ciocia przez czas swojego pobytu w Auschwitz-Birkenau, musiałaby odebrać raptem cztery porody na dobę . Nawet jeżeli miała dni „wolne” od porodów, to mimo wszystko jest to możliwe, bo przecież zdarzało się tak, że jednego dnia mogło być kobiet rodzących dużo więcej.
Przygotowuje Pani film dokumentalny „Położona”, opowiadający o historii Stanisławy Leszczyńskiej. Skąd pomysł na tę produkcję?
Film jest realizowany przez SQUARE film studio sp. z o.o. Współfinansowany przez PISF a koproducentami są TVP S.A., Narodowe Centrum Filmowe oraz „EC1 Łódź – Miasto Kultury”. Natomiast ja sama w jakiś sposób czułam się w obowiązku zrobienia tego filmu, bo temat towarzyszy mi od wielu lat. W związku z tym, od dawna gromadzę materiały, zdążyłam nagrać materiał filmowy z kobietą rodzącą po wojnie pod opieką Leszczyńskiej, a nawet mam rozmowę z kobietą, która urodziła dziecko w Birkenau pod jej opieką.
Trzeba przyznać, że historia Stanisławy Leszczyńskiej jest wyjątkowo poruszająca, zwłaszcza w naszych czasach, gdzie nieustannie i na tak straszliwą skalę chce się zdeprecjonować wartość każdego ludzkiego życia, gdzie chce się na dodatek odebrać prawo do życia dzieciom nienarodzonym. Czy Pani zdaniem heroiczna służba Leszczyńskiej może być swego rodzaju drogowskazem w tym świecie antyzasad?
Rzeczywiście żyjemy w czasach chaosu, w czasach prześmiewania rzeczy dobrych, wartości naszych przodków. Ale wydaje mi się, że przyszedł jakiś moment zwrotny. Gdy przymierzałam się do tego filmu, to dreptałam - robiliśmy jakieś zdjęcia, ponagrywaliśmy różne rozmowy - ale wszystko było takie trudne. Myślę, że przychodzi teraz dobry czas. Są takie rzeczy przełomowe, coś się dzieje. Nagrałam świadectwo pewnej amerykanki, Kerry Ryan, która ni stąd, ni zowąd przyjechała do Warszawy, weszła do kościoła Najświętszego Zbawiciela i mówi do nas: szukam kogoś z rodziny Stanisławy Leszczyńskiej. Odpowiedziałam wtedy: jestem! Ta młoda dziewczyna przeczytała w Stanach Zjednoczonych artykuł o Stanisław Leszczyńskiej i jej historia tak tą dziewczyną poruszyła, że wróciła do Kościoła katolickiego, przystąpiła do bierzmowania i przyjęła imię „Stanislawa”, a nawet poszła do szkoły położnych i została akuszerką! Mało tego, potem przysłała mi liścik, że jej przyjaciółka zaszła w niechcianą ciążę i planowała dokonać aborcji. I gdy poszła na ten zabieg, Kerry pobiegła za nią z różańcem w ręku, modląc się przez wstawiennictwo Leszczyńskiej. I rezultat był taki, że ta koleżanka wyszła po godzinie i nie dokonała aborcji swojego dziecka, a tydzień później zamknięto tę klinikę. Usłyszałam wiele świadectw, ludzie odnajdują mnie i chętnie dzielą się wstawiennictwem Sł. B. Stanisławy Leszczyńskiej. Widzę duże zainteresowanie tematem. To wszystko wskazuje na takie mocne znaki, że to jest właśnie ten czas. Ludzie mają dosyć tego chaosu, gonitwy i myślę, że natura ludzka po prostu domaga się czegoś innego, jakiegoś uporządkowania, nowego i innego spojrzenia. Dlatego uważam, że rzeczywiście, Leszczyńska jest bohaterką, i daj Boże, świętą na te czasy.
To wyjątkowo symboliczne, że Stanisława Leszczyńska odebrała tysiące porodów, ratując dzieci w miejscu wszechobecnej śmierci, a dziś, gdy dzieciom poczętym odbiera się prawo do życia, jej historia powraca.
Ja tym filmem chcę opowiedzieć o rodzącym się życiu na największym cmentarzysku świata, wbrew nadziei, wbrew wszystkiemu. Nie chcę nikogo moralizować, ani oceniać, a tym bardziej osądzać. Chcę pokazać, że tam gdzie wbrew wszystkiemu, gdzie nie było szans na przeżycie, to życie jednak się rodziło. Te matki niemające pokarmu, bez pożywienia, bez pieluszek, mimo wszystko walczyły o swoje dzieci i te dzieci przetrwały! W styczniu 1945 roku, gdy dokonano wyzwolenia obozu, Leszczyńska odbierała ostatni poród na zgliszczach, w płonącym baraku. Po tym porodzie przecież ta obolała kobieta, w połogu, musiała iść przed siebie z tym maleńkim noworodkiem. I szła! Wiele tych kobiet w ogóle nie wiedziało co z nimi będzie. To jest dla mnie nieprawdopodobne, że one nie myślały o tym, że mogą stracić dziecko, ale wyruszyły z nadzieją, że ono przeżyje, zresztą podobnie jak wszystkie matki przez te lata w obozie. Przecież miały świadomość, że może być taki moment, kiedy to dziecko stracą, ale one nie poddawały się. A ile było kobiet, które trafiały do obozu we wczesnej ciąży? Nie było myślenia, żeby ją usunąć. Nie, one miały cały czas nadzieję. Wiele tych dzieci było niestety zabierane do wynarodowienia, ale Stanisława Leszczyńska z nadzieją, że przeżyją i będą mogły w przyszłości się odnaleźć, znaczyła je jakimiś inicjałami czy innym znaczkiem przy paszce, przy pięcie. To było już w ‘44 r. Bo do 1943 r. wszystkie dzieci były zabijane przez niewiązanie pępowiny i topienie w beczułce. O dziwo, od drugiej połowy ‘43 r. dzieci niearyjskie mogły zostać przy życiu. To taki przedziwny zbieg okoliczności, a może Opatrzności? I rzeczywiście, w kwietniu ‘43 r., gdy Leszczyńska trafiła do obozu i przyjęła obowiązki położnej dostała rozkaz zabijania nowo narodzone dzieci. Przeciwstawiła się temu rozkazowi. Odmówiła jego wykonania. Powiedziała doktorowi Mengele, że nie może tego zrobić, bo zbyt mocno szanuje jego przysięgę Hipokratesa. I swoim sprzeciwem, powiedzeniem stanowczym „nie”, narażała nie tylko swoje życie, ale także życie córki, bo trzeba pamiętać, że Leszczyńska trafiła do obozu razem z nią. Ale jednak potrafiła się przeciwstawić, nawet za ceną swojego życia. I to było bohaterstwem. W czasie jej pogrzebu śp. bp Bogdan Bejze podkreślił, że św. Maksymilian Kolbe oddał jeden raz życie, a ona oddawała swoje ponad trzy tysiące razy, bo za każde dziecko, żywe dziecko groziła jej kara śmierci. Później, czy to na skutek jej obecności i mocnej postawy, czy tez z innego powodu, ciężko stwierdzić, ale dzieci niearyjskie nie były zabijane.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Tym filmem chcę opowiedzieć o rodzącym się życiu na największym cmentarzysku świata, wbrew nadziei, wbrew wszystkiemu. Nie chcę nikogo moralizować ani oceniać, a tym bardziej osądzać. Chcę pokazać, że tam gdzie wbrew wszystkiemu, gdzie nie było szans na przeżycie, to życie jednak się rodziło
— powiedziała w rozmowie z portalem wPolityce.pl Maria Stachurska, realizatorka filmowa, która pracuje nad filmem o słudze Bożej Stanisławie Leszczyńskiej, a prywatnie mama Anny Lewandowskiej.
wPolityce.pl: Niedawno obchodziliśmy Narodowy Dzień Pamięci o Niemieckich Nazistowskich Obozach Koncentracyjnych i Obozach Zagłady. Przy okazji uroczystości w Auschwitz, podkreślano m.in. wielkie zasługi osób, które niosły pomoc w tym straszliwym miejscu. Niewątpliwie taką „sprawiedliwą” w oświęcimskim obozie była Pani Ciotka – Stanisława Leszczyńska, która jako położna uratowała tysiące dzieci w Auschwitz; bohaterka, która może zostać wyniesiona na ołtarze. Jak to jest żyć ze świadomością, że miała Pani w rodzinie tak niesamowitą postać?
Maria Stachurska: Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, bo nie było to jakoś specjalnie podkreślane, uświadamiane, w jakiś sposób jest to dla mnie rzecz naturalna. Może dlatego, że w rodzinie było wiele niesamowitych postaci? Natomiast sama kwestia tego, czego dokonała Ciocia? Wiadomo było, że w czasie wojny była w Auschwitz-Birkenau, gdzie trafiła za pomoc udzielaną przez jej męża i syna w podziemiu i Żydom w łódzkim getcie. Pamiętam też taką sytuację, jak moja Mama wróciła z „Oratorium oświęcimskiego” [Rapsod teatralny oparty na kanwie wspomnień Stanisławy Leszczyńskiej – przyp. red.] mocno wstrząśnięta. Opowiadała, że to było naprawdę mocne przeżycie. Właściwie więcej dowiedziałam się po pogrzebie Cioci Stasi. Podczas pogrzebu opowiadano o jej bohaterstwie. Dużo wniosły spisane przez nią wspomnienia w „Raporcie położnej z Oświęcimia”. Jej najstarszy syn, Bronisław, wioząc ją na zjazd izby lekarskiej zapytał: co byś opowiedziała, gdyby ktoś poruszył temat wojny i obozu? I na tym spotkaniu rzeczywiście ktoś zadał pytanie o doświadczenie medyczne w obozie. Tym samym wywołał ją do opowiedzenia o tamtych przeżyciach . W pewien sposób została zobligowana do tego, żeby napisać „Raport”. Ale w tzw. codzienności nigdy o tym nie opowiadała.
Warto to podkreślić, że Stanisława Leszczyńska wykazała się ogromnym heroizmem, że gdy została położoną, jak trafiła do Auschwitz, odebrała tysiące porodów, ratując życie dzieci.
Mam nagrany wywiad z Ciotką, w którym powiedziała, że odebrała ponad trzy tysiące porodów. I skoro ona to powiedziała musiało tak być, ona nigdy nie kłamała, a do tego skonfrontowaliśmy to z rzeczywistością. Ktoś stwierdził, żeby lepiej nie mówić o 3 tys. porodów, bo przecież nikt nie uwierzy, że było tyle rodzących. Nieprawda. Było ich o wiele więcej. Gdy liczyliśmy, wyszło nam, że Ciocia przez czas swojego pobytu w Auschwitz-Birkenau, musiałaby odebrać raptem cztery porody na dobę . Nawet jeżeli miała dni „wolne” od porodów, to mimo wszystko jest to możliwe, bo przecież zdarzało się tak, że jednego dnia mogło być kobiet rodzących dużo więcej.
Przygotowuje Pani film dokumentalny „Położona”, opowiadający o historii Stanisławy Leszczyńskiej. Skąd pomysł na tę produkcję?
Film jest realizowany przez SQUARE film studio sp. z o.o. Współfinansowany przez PISF a koproducentami są TVP S.A., Narodowe Centrum Filmowe oraz „EC1 Łódź – Miasto Kultury”. Natomiast ja sama w jakiś sposób czułam się w obowiązku zrobienia tego filmu, bo temat towarzyszy mi od wielu lat. W związku z tym, od dawna gromadzę materiały, zdążyłam nagrać materiał filmowy z kobietą rodzącą po wojnie pod opieką Leszczyńskiej, a nawet mam rozmowę z kobietą, która urodziła dziecko w Birkenau pod jej opieką.
Trzeba przyznać, że historia Stanisławy Leszczyńskiej jest wyjątkowo poruszająca, zwłaszcza w naszych czasach, gdzie nieustannie i na tak straszliwą skalę chce się zdeprecjonować wartość każdego ludzkiego życia, gdzie chce się na dodatek odebrać prawo do życia dzieciom nienarodzonym. Czy Pani zdaniem heroiczna służba Leszczyńskiej może być swego rodzaju drogowskazem w tym świecie antyzasad?
Rzeczywiście żyjemy w czasach chaosu, w czasach prześmiewania rzeczy dobrych, wartości naszych przodków. Ale wydaje mi się, że przyszedł jakiś moment zwrotny. Gdy przymierzałam się do tego filmu, to dreptałam - robiliśmy jakieś zdjęcia, ponagrywaliśmy różne rozmowy - ale wszystko było takie trudne. Myślę, że przychodzi teraz dobry czas. Są takie rzeczy przełomowe, coś się dzieje. Nagrałam świadectwo pewnej amerykanki, Kerry Ryan, która ni stąd, ni zowąd przyjechała do Warszawy, weszła do kościoła Najświętszego Zbawiciela i mówi do nas: szukam kogoś z rodziny Stanisławy Leszczyńskiej. Odpowiedziałam wtedy: jestem! Ta młoda dziewczyna przeczytała w Stanach Zjednoczonych artykuł o Stanisław Leszczyńskiej i jej historia tak tą dziewczyną poruszyła, że wróciła do Kościoła katolickiego, przystąpiła do bierzmowania i przyjęła imię „Stanislawa”, a nawet poszła do szkoły położnych i została akuszerką! Mało tego, potem przysłała mi liścik, że jej przyjaciółka zaszła w niechcianą ciążę i planowała dokonać aborcji. I gdy poszła na ten zabieg, Kerry pobiegła za nią z różańcem w ręku, modląc się przez wstawiennictwo Leszczyńskiej. I rezultat był taki, że ta koleżanka wyszła po godzinie i nie dokonała aborcji swojego dziecka, a tydzień później zamknięto tę klinikę. Usłyszałam wiele świadectw, ludzie odnajdują mnie i chętnie dzielą się wstawiennictwem Sł. B. Stanisławy Leszczyńskiej. Widzę duże zainteresowanie tematem. To wszystko wskazuje na takie mocne znaki, że to jest właśnie ten czas. Ludzie mają dosyć tego chaosu, gonitwy i myślę, że natura ludzka po prostu domaga się czegoś innego, jakiegoś uporządkowania, nowego i innego spojrzenia. Dlatego uważam, że rzeczywiście, Leszczyńska jest bohaterką, i daj Boże, świętą na te czasy.
To wyjątkowo symboliczne, że Stanisława Leszczyńska odebrała tysiące porodów, ratując dzieci w miejscu wszechobecnej śmierci, a dziś, gdy dzieciom poczętym odbiera się prawo do życia, jej historia powraca.
Ja tym filmem chcę opowiedzieć o rodzącym się życiu na największym cmentarzysku świata, wbrew nadziei, wbrew wszystkiemu. Nie chcę nikogo moralizować, ani oceniać, a tym bardziej osądzać. Chcę pokazać, że tam gdzie wbrew wszystkiemu, gdzie nie było szans na przeżycie, to życie jednak się rodziło. Te matki niemające pokarmu, bez pożywienia, bez pieluszek, mimo wszystko walczyły o swoje dzieci i te dzieci przetrwały! W styczniu 1945 roku, gdy dokonano wyzwolenia obozu, Leszczyńska odbierała ostatni poród na zgliszczach, w płonącym baraku. Po tym porodzie przecież ta obolała kobieta, w połogu, musiała iść przed siebie z tym maleńkim noworodkiem. I szła! Wiele tych kobiet w ogóle nie wiedziało co z nimi będzie. To jest dla mnie nieprawdopodobne, że one nie myślały o tym, że mogą stracić dziecko, ale wyruszyły z nadzieją, że ono przeżyje, zresztą podobnie jak wszystkie matki przez te lata w obozie. Przecież miały świadomość, że może być taki moment, kiedy to dziecko stracą, ale one nie poddawały się. A ile było kobiet, które trafiały do obozu we wczesnej ciąży? Nie było myślenia, żeby ją usunąć. Nie, one miały cały czas nadzieję. Wiele tych dzieci było niestety zabierane do wynarodowienia, ale Stanisława Leszczyńska z nadzieją, że przeżyją i będą mogły w przyszłości się odnaleźć, znaczyła je jakimiś inicjałami czy innym znaczkiem przy paszce, przy pięcie. To było już w ‘44 r. Bo do 1943 r. wszystkie dzieci były zabijane przez niewiązanie pępowiny i topienie w beczułce. O dziwo, od drugiej połowy ‘43 r. dzieci niearyjskie mogły zostać przy życiu. To taki przedziwny zbieg okoliczności, a może Opatrzności? I rzeczywiście, w kwietniu ‘43 r., gdy Leszczyńska trafiła do obozu i przyjęła obowiązki położnej dostała rozkaz zabijania nowo narodzone dzieci. Przeciwstawiła się temu rozkazowi. Odmówiła jego wykonania. Powiedziała doktorowi Mengele, że nie może tego zrobić, bo zbyt mocno szanuje jego przysięgę Hipokratesa. I swoim sprzeciwem, powiedzeniem stanowczym „nie”, narażała nie tylko swoje życie, ale także życie córki, bo trzeba pamiętać, że Leszczyńska trafiła do obozu razem z nią. Ale jednak potrafiła się przeciwstawić, nawet za ceną swojego życia. I to było bohaterstwem. W czasie jej pogrzebu śp. bp Bogdan Bejze podkreślił, że św. Maksymilian Kolbe oddał jeden raz życie, a ona oddawała swoje ponad trzy tysiące razy, bo za każde dziecko, żywe dziecko groziła jej kara śmierci. Później, czy to na skutek jej obecności i mocnej postawy, czy tez z innego powodu, ciężko stwierdzić, ale dzieci niearyjskie nie były zabijane.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 1 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/345224-nasz-wywiad-maria-stachurska-mama-anny-lewandowskiej-filmem-o-leszczynskiej-chce-opowiedziec-o-rodzacym-sie-zyciu-na-najwiekszym-cmentarzysku-swiata?strona=1