To bez wątpienia jedna z najwspanialszych kobiet Rzeczypospolitej. Maria Rodziewiczówna uczyła Polaków jak nie dać się wrogom, jak scalać wspólnotę, jak bronić ziemi, ojczystej mowy i katolickiej wiary ojców. Uczyła miłości do ojczyzny w swoich powieściach, ale i w konkretnych działaniach. Dbała o patriotyczne wychowanie młodzieży, wspierała działania wyzwoleńcze, organizowała pomoc na obrony Lwowa, uczyła polskich chłopów na Kresach, pomagała biednym. Mimo ciężkiej choroby i słusznego wieku, przetrwała trudy Powstania Warszawskiego. Nie doczekała jednak wyzwolenia. Zmarła 6 listopada 1944 roku na ciężkie zapalenie płuc.
Na dwa miesiące przed śmiercią filmowcy z AK zdołali zarejestrować Marię Rodziewiczównę na nagraniach, które zostały włączone do filmu „Powstania Warszawskiego 44”. Razem ze swoją przyjaciółką Jadwigą Skirmunttówną pomieszkiwały wówczas w pomieszczeniach biurowych Wedla.
W czasie Powstania Warszawskiego z uwagą śledziła doniesienia z frontu i ze świata. Notowała to skrzętnie w swoim „Kalendarzyku”. Skirmunttówna pomagała jej przetrwać ten szalenie męczący czas ciągłych ewakuacji. Rodziewiczówna była już bardzo schorowaną osiemdziesięciolatką. Pod koniec powstania kobiety przez kilka dni ukrywały się w biurowych pomieszczeniach Wedla. Właśnie wtedy pojawili się tam filmowcy z VI Oddziału Sztabu Armii Krajowej, rejestrujący kronikę powstańczą. Jeden z nich, Marek Gordon, opisał po latach tamto spotkanie. Opis ten opublikowano w liście do redakcji „Naszego Czasu”.
Mówić prawie nie mogła, przychodziło jej to z wielkim trudem. Przywołała nas jednak gestem ręki, żebyśmy się zbliżyli do łóżka, a kiedyśmy powiedzieli, kim jesteśmy, zaczęła płakać, dotykając naszych powstańczych opasek. „Chłopcy, chłopcy” — mówiła cicho. „Więc naprawdę jesteście polskimi dziennikarzami? Czytam gazety powstańcze … piszcie… pracujcie…” — głos jej się rwał. „Zwyciężymy …”.
Gordon nie miał pewności, czy zdjęcia przetrwały. Mimo jego obaw to niezwykłe spotkanie z Marią Rodziewiczówną zostało uwiecznione w filmie „Powstanie Warszawskie” złożonym z materiałów nagranych przez służbę prasową AK. Jak się później okazało, zdjęcia te zrobiono miesiąc przed śmiercią pisarki.
W czasie II wojny światowej Rodziewiczówna została wypędzona ze swojego dworu w Hruszowej przez bolszewików, którzy rozkradli jej majątek. W nieludzkich warunkach, walcząc o życie, przeszła razem ze swoją przyjaciółką pięć obozów przesiedleńczych. Marzyła, by po wojnie wrócić na Kresy, do domu w Hruszowej, w którym spędziła 60 lat życia. Wierzyła, że Polesie będzie nasze. Hieronim Tukalski-Nielubowicz, jej chrzestny syn, w książce „Życie Marii Rodziewiczówny” wspomina moment, w którym dowiedziała się o spaleniu majątku przez Sowietów.
Po otrzymaniu tragicznej i nieodwołalnej wiadomości Rodziewiczówna ze spokojem powiedziała: to wszystko nic. Byle Polska była.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
To bez wątpienia jedna z najwspanialszych kobiet Rzeczypospolitej. Maria Rodziewiczówna uczyła Polaków jak nie dać się wrogom, jak scalać wspólnotę, jak bronić ziemi, ojczystej mowy i katolickiej wiary ojców. Uczyła miłości do ojczyzny w swoich powieściach, ale i w konkretnych działaniach. Dbała o patriotyczne wychowanie młodzieży, wspierała działania wyzwoleńcze, organizowała pomoc na obrony Lwowa, uczyła polskich chłopów na Kresach, pomagała biednym. Mimo ciężkiej choroby i słusznego wieku, przetrwała trudy Powstania Warszawskiego. Nie doczekała jednak wyzwolenia. Zmarła 6 listopada 1944 roku na ciężkie zapalenie płuc.
Na dwa miesiące przed śmiercią filmowcy z AK zdołali zarejestrować Marię Rodziewiczównę na nagraniach, które zostały włączone do filmu „Powstania Warszawskiego 44”. Razem ze swoją przyjaciółką Jadwigą Skirmunttówną pomieszkiwały wówczas w pomieszczeniach biurowych Wedla.
W czasie Powstania Warszawskiego z uwagą śledziła doniesienia z frontu i ze świata. Notowała to skrzętnie w swoim „Kalendarzyku”. Skirmunttówna pomagała jej przetrwać ten szalenie męczący czas ciągłych ewakuacji. Rodziewiczówna była już bardzo schorowaną osiemdziesięciolatką. Pod koniec powstania kobiety przez kilka dni ukrywały się w biurowych pomieszczeniach Wedla. Właśnie wtedy pojawili się tam filmowcy z VI Oddziału Sztabu Armii Krajowej, rejestrujący kronikę powstańczą. Jeden z nich, Marek Gordon, opisał po latach tamto spotkanie. Opis ten opublikowano w liście do redakcji „Naszego Czasu”.
Mówić prawie nie mogła, przychodziło jej to z wielkim trudem. Przywołała nas jednak gestem ręki, żebyśmy się zbliżyli do łóżka, a kiedyśmy powiedzieli, kim jesteśmy, zaczęła płakać, dotykając naszych powstańczych opasek. „Chłopcy, chłopcy” — mówiła cicho. „Więc naprawdę jesteście polskimi dziennikarzami? Czytam gazety powstańcze … piszcie… pracujcie…” — głos jej się rwał. „Zwyciężymy …”.
Gordon nie miał pewności, czy zdjęcia przetrwały. Mimo jego obaw to niezwykłe spotkanie z Marią Rodziewiczówną zostało uwiecznione w filmie „Powstanie Warszawskie” złożonym z materiałów nagranych przez służbę prasową AK. Jak się później okazało, zdjęcia te zrobiono miesiąc przed śmiercią pisarki.
W czasie II wojny światowej Rodziewiczówna została wypędzona ze swojego dworu w Hruszowej przez bolszewików, którzy rozkradli jej majątek. W nieludzkich warunkach, walcząc o życie, przeszła razem ze swoją przyjaciółką pięć obozów przesiedleńczych. Marzyła, by po wojnie wrócić na Kresy, do domu w Hruszowej, w którym spędziła 60 lat życia. Wierzyła, że Polesie będzie nasze. Hieronim Tukalski-Nielubowicz, jej chrzestny syn, w książce „Życie Marii Rodziewiczówny” wspomina moment, w którym dowiedziała się o spaleniu majątku przez Sowietów.
Po otrzymaniu tragicznej i nieodwołalnej wiadomości Rodziewiczówna ze spokojem powiedziała: to wszystko nic. Byle Polska była.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Strona 1 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/314391-nie-wolno-o-niej-zapomniec-powiesci-marii-rodziewiczowny-tetnia-polskoscia-i-powinny-wrocic-do-kanonu-lektur-dzis-rocznica-smierci-pisarki