W maju 1928 roku w Warszawie Maria Rodziewiczówna wygłosiła znakomite przemówienie na powitanie pielgrzymki Związku Polek z Ameryki.
Mili goście, swojacy, witajcie! Przybyłyście w odwiedziny do starej Macierzy, do rodzinnego Kraju. Niechże chleb i serca nasze skrzepi nas i zjednoczy w jednym wielkim miłowaniu. Macierz nasza nie jest już niewolnicą, ni ubogą komornicą, ale wielmożną panią, dziedzicą szerokich pól, bogatych ziem i matką wielkiego narodu.* Wielki jest dziesięciowiekową przeszłością, gdy sobie tworzył legendę o pogromie smoka, o bohaterstwie Wandy, o prostocie mądrej Piasta Kołodzieja.
A kładł swe fundamenty mocarną potęgą Chrobrego i świętością Patronów, i wiedzą uczonych, męstwem wojowników i mrówczą pracą szarych milionów – aż wzniósł gmach potężny, na którego szczycie po latach prób, walk i niewoli znowu ku niebu wznosi nasz sztandar Biało-Karmazynowy z Królewskim Ptakiem.
Wielką i szeroką jest ta Macierz: Błyszczący nasz Znak nad bagnistą Prypecią, nad szumnym Dniestrem, nad piastowym Śląskiem i Karpatami, aż po Bałtyk. Błyszczy nad Krakusowym Krakowem, nad Jagiellońskim Wilnem, nad bohaterskim Lwowem, nad każdym grodem, dworem, wsią, fabryką, kopalnią, nad każdym zagonem pracy. I ma nasz Znak hasło: „Bóg, Honor, Ojczyzna”, i ten Polak, kto to hasło zna i czuje.
Macierz nasza żyje nami, a my Nią. Że jesteśmy między sobą, swojacy, więc o sobie szczerze mówić możemy. Jesteśmy narodem butnym, swarliwym i gorącym, a wrogi mówią, żeśmy „słomiany ogień”. Ale to fałsz.
Mamy cierpliwość, zaciętość i pracowitość niesłychaną. Tysiąc lat wśród takich sąsiadów trwać i ostać, to nie słomianym ogniem trza być, ale głazem i stalą. Swarzymy się ze sobą, ale niech kto Macierz zaczepi, niech nad nią stanie groza – to z końca w koniec ziem, ze wszystkich serc i dusz pada jeden zgodny głos: „Nie rusz! Nie damy!”.
Kto przeżył tu 1920 rok, gdy czerń mongolska szła do serca Kraju, kto widział wszystkie stany, wszystkie wieki, wszystkie swarliwe partie w jednym szeregu, pod jednym znakiem, z jednym hasłem, ten widział dopiero polską duszę i potęgę.
Goście kochani, popatrzcie na Macierzy skarby, pamiątki, na jej oblicze przemożne, spokojne, dostojne; porachujcie trud Narodu, który po półwiekowej niewoli i rozdarciu, po kilkunastu latach wielkiego wstrząsu całego świata, po zniszczeniu wojny, pożogi głodu moru i nędzy – tak się dźwiga i krzepi, buduje, sieje, hoduje – i bądźcie o Macierz spokojni.
Niezmożona ona i nie zginie – bo bardzo kochana! Nabierzcie tego kochania z tchem pól, z posilnością polskiego chleba, z czarem polskiego słowa i pieśni. I niech na samym dnie Waszej duszy zostanie na życie to kochanie najświętsze i najdostojniejsze dla człowieka, gdzie by go los nie postawił: kochanie Ziemi, Macierzy i Jej honoru. Tak nam dopomóż Bóg i Częstochowska nasza Królowa!**
Przemówienie to odczytała przed rokiem w bazylice św. Krzyża w Warszawie pani Halina Łabonarska na zakończenie Mszy św. w intencji Marii Rodziewiczówny.
Maria Rodziewiczówna zmarła 6 listopada 1944 roku. Nie doczekała wyzwolenia, choć było to jednym z największych pragnień jej serca. Po upadku Powstania Warszawskiego musiała uciekać z Warszawy. Wspólnie z przyjaciółką trafiły ostatecznie do leśniczówki pod Skierniewicami – w Żelaznej. Tam, po ciężkim zapaleniu płuc, odeszła. 11 listopada pochowano ją na miejscowym cmentarzu. Dopiero cztery lata później, gdy Jadwiga Skirmunttówna zdołała zgromadzić fundusze z wydanych po wojnie książek autorki, podjęła się ekshumacji ciała i zorganizowała ponowny pogrzeb przyjaciółki w Warszawie.
11 listopada 1948 r. w kościele św. Krzyża na Krakowskim Przedmieściu, z którym Rodziewiczówna była bardzo związana, odbył się uroczysty pogrzeb. Mszy św. przewodniczył ks. bp Zygmunt Choromański w asyście licznego duchowieństwa.
Teraz społeczeństwu nic nie stało na przeszkodzie oddania ostatniej posługi zmarłej, toteż tłumno było w kościele i tłumno na Powązkach. Zjawiły się liczne delegacje ze szkół i wyższych uczelni, ze stowarzyszeń i związków i tłumy znajomych i czytelników. Kwiaty i wieńce — zewsząd i wszędzie”
— wspomina Tukalski-Nielubowicz. Przypomniano rozliczne zasługi pisarki i jej odznaczenia: Wielką Wstęgę Orderu Polonia Restituta, Odznakę honorową „Orląt”, Odznakę 83. Pułku im. Traugutta, złoty krzyż papieski „Pro Ecclesia et Pontifice”.
Spoczęła na Powązkach w Alei Zasłużonych. Rok później, w piątą rocznicę śmierci, przyjaciele i znajomi Rodziewiczówny spotkali się na mszy św. za duszę pisarki również w kościele św. Krzyża.
I odtąd wokół imienia Rodziewiczówny zapanowała długoletnia cisza…
— wspomina jej syn chrzestny.
Przed rokiem, w tej samej bazylice św. Krzyża, dokładnie w 67. Rocznicę jej drugiego pogrzebu – 11 listopada - odprawiona została Msza św. w intencji pisarki. Po Mszy, w podziemiach kościoła odbyło się spotkanie poświęcone Marii Rodziewiczównie.
Dariusz Morsztyn, wieloletni poszukiwacz śladów Rodziewiczówny, podzielił się z zebranymi opowieścią o tej charyzmatycznej postaci, o swoich wyprawach do Hruszowej, o spotkaniach z tamtejszymi mieszkańcami, z których nieliczni pamiętają jeszcze polską pisarkę, zwaną „Sienkiewiczem w spódnicy”.
Dariusz Morsztyn zorganizował pięć wypraw badawczych do Hruszowej, która leży obecnie na Białorusi. Zgromadził szereg pamiątek i stworzył na Mazurach, gdzie mieszka, prywatną izbę pamięci – zalążek muzeum Marii Rodziewiczówny, wzorowane na drewnianej chacie, którą Rodziewiczówna opisała w książce „Lato leśnych ludzi”. Teraz podejmuje trud stworzenia pierwszego w Polsce Muzeum Marii Rodziewiczówny oraz utworzenie muzeum w miejscu jej życia – w Hruszowej. Inicjatywa ta wymaga międzynarodowych zgód i nakładów finansowych. Uruchomił już zbiórkę funduszy na ten cel.
Pamięć o Rodziewiczównie w szerokim społecznym odbiorze, została skrzętnie zatarta. Ale przecież nawet te nieliczne fragmenty jej powieści pokazują, że musi powrócić – do szkół, do kanonu lektur. Przywrócenie pamięci o tej niezwykłej, wspaniałej i oddanej Ojczyźnie pisarce jest naszym oczywistym obowiązkiem.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
W maju 1928 roku w Warszawie Maria Rodziewiczówna wygłosiła znakomite przemówienie na powitanie pielgrzymki Związku Polek z Ameryki.
Mili goście, swojacy, witajcie! Przybyłyście w odwiedziny do starej Macierzy, do rodzinnego Kraju. Niechże chleb i serca nasze skrzepi nas i zjednoczy w jednym wielkim miłowaniu. Macierz nasza nie jest już niewolnicą, ni ubogą komornicą, ale wielmożną panią, dziedzicą szerokich pól, bogatych ziem i matką wielkiego narodu.* Wielki jest dziesięciowiekową przeszłością, gdy sobie tworzył legendę o pogromie smoka, o bohaterstwie Wandy, o prostocie mądrej Piasta Kołodzieja.
A kładł swe fundamenty mocarną potęgą Chrobrego i świętością Patronów, i wiedzą uczonych, męstwem wojowników i mrówczą pracą szarych milionów – aż wzniósł gmach potężny, na którego szczycie po latach prób, walk i niewoli znowu ku niebu wznosi nasz sztandar Biało-Karmazynowy z Królewskim Ptakiem.
Wielką i szeroką jest ta Macierz: Błyszczący nasz Znak nad bagnistą Prypecią, nad szumnym Dniestrem, nad piastowym Śląskiem i Karpatami, aż po Bałtyk. Błyszczy nad Krakusowym Krakowem, nad Jagiellońskim Wilnem, nad bohaterskim Lwowem, nad każdym grodem, dworem, wsią, fabryką, kopalnią, nad każdym zagonem pracy. I ma nasz Znak hasło: „Bóg, Honor, Ojczyzna”, i ten Polak, kto to hasło zna i czuje.
Macierz nasza żyje nami, a my Nią. Że jesteśmy między sobą, swojacy, więc o sobie szczerze mówić możemy. Jesteśmy narodem butnym, swarliwym i gorącym, a wrogi mówią, żeśmy „słomiany ogień”. Ale to fałsz.
Mamy cierpliwość, zaciętość i pracowitość niesłychaną. Tysiąc lat wśród takich sąsiadów trwać i ostać, to nie słomianym ogniem trza być, ale głazem i stalą. Swarzymy się ze sobą, ale niech kto Macierz zaczepi, niech nad nią stanie groza – to z końca w koniec ziem, ze wszystkich serc i dusz pada jeden zgodny głos: „Nie rusz! Nie damy!”.
Kto przeżył tu 1920 rok, gdy czerń mongolska szła do serca Kraju, kto widział wszystkie stany, wszystkie wieki, wszystkie swarliwe partie w jednym szeregu, pod jednym znakiem, z jednym hasłem, ten widział dopiero polską duszę i potęgę.
Goście kochani, popatrzcie na Macierzy skarby, pamiątki, na jej oblicze przemożne, spokojne, dostojne; porachujcie trud Narodu, który po półwiekowej niewoli i rozdarciu, po kilkunastu latach wielkiego wstrząsu całego świata, po zniszczeniu wojny, pożogi głodu moru i nędzy – tak się dźwiga i krzepi, buduje, sieje, hoduje – i bądźcie o Macierz spokojni.
Niezmożona ona i nie zginie – bo bardzo kochana! Nabierzcie tego kochania z tchem pól, z posilnością polskiego chleba, z czarem polskiego słowa i pieśni. I niech na samym dnie Waszej duszy zostanie na życie to kochanie najświętsze i najdostojniejsze dla człowieka, gdzie by go los nie postawił: kochanie Ziemi, Macierzy i Jej honoru. Tak nam dopomóż Bóg i Częstochowska nasza Królowa!**
Przemówienie to odczytała przed rokiem w bazylice św. Krzyża w Warszawie pani Halina Łabonarska na zakończenie Mszy św. w intencji Marii Rodziewiczówny.
Maria Rodziewiczówna zmarła 6 listopada 1944 roku. Nie doczekała wyzwolenia, choć było to jednym z największych pragnień jej serca. Po upadku Powstania Warszawskiego musiała uciekać z Warszawy. Wspólnie z przyjaciółką trafiły ostatecznie do leśniczówki pod Skierniewicami – w Żelaznej. Tam, po ciężkim zapaleniu płuc, odeszła. 11 listopada pochowano ją na miejscowym cmentarzu. Dopiero cztery lata później, gdy Jadwiga Skirmunttówna zdołała zgromadzić fundusze z wydanych po wojnie książek autorki, podjęła się ekshumacji ciała i zorganizowała ponowny pogrzeb przyjaciółki w Warszawie.
11 listopada 1948 r. w kościele św. Krzyża na Krakowskim Przedmieściu, z którym Rodziewiczówna była bardzo związana, odbył się uroczysty pogrzeb. Mszy św. przewodniczył ks. bp Zygmunt Choromański w asyście licznego duchowieństwa.
Teraz społeczeństwu nic nie stało na przeszkodzie oddania ostatniej posługi zmarłej, toteż tłumno było w kościele i tłumno na Powązkach. Zjawiły się liczne delegacje ze szkół i wyższych uczelni, ze stowarzyszeń i związków i tłumy znajomych i czytelników. Kwiaty i wieńce — zewsząd i wszędzie”
— wspomina Tukalski-Nielubowicz. Przypomniano rozliczne zasługi pisarki i jej odznaczenia: Wielką Wstęgę Orderu Polonia Restituta, Odznakę honorową „Orląt”, Odznakę 83. Pułku im. Traugutta, złoty krzyż papieski „Pro Ecclesia et Pontifice”.
Spoczęła na Powązkach w Alei Zasłużonych. Rok później, w piątą rocznicę śmierci, przyjaciele i znajomi Rodziewiczówny spotkali się na mszy św. za duszę pisarki również w kościele św. Krzyża.
I odtąd wokół imienia Rodziewiczówny zapanowała długoletnia cisza…
— wspomina jej syn chrzestny.
Przed rokiem, w tej samej bazylice św. Krzyża, dokładnie w 67. Rocznicę jej drugiego pogrzebu – 11 listopada - odprawiona została Msza św. w intencji pisarki. Po Mszy, w podziemiach kościoła odbyło się spotkanie poświęcone Marii Rodziewiczównie.
Dariusz Morsztyn, wieloletni poszukiwacz śladów Rodziewiczówny, podzielił się z zebranymi opowieścią o tej charyzmatycznej postaci, o swoich wyprawach do Hruszowej, o spotkaniach z tamtejszymi mieszkańcami, z których nieliczni pamiętają jeszcze polską pisarkę, zwaną „Sienkiewiczem w spódnicy”.
Dariusz Morsztyn zorganizował pięć wypraw badawczych do Hruszowej, która leży obecnie na Białorusi. Zgromadził szereg pamiątek i stworzył na Mazurach, gdzie mieszka, prywatną izbę pamięci – zalążek muzeum Marii Rodziewiczówny, wzorowane na drewnianej chacie, którą Rodziewiczówna opisała w książce „Lato leśnych ludzi”. Teraz podejmuje trud stworzenia pierwszego w Polsce Muzeum Marii Rodziewiczówny oraz utworzenie muzeum w miejscu jej życia – w Hruszowej. Inicjatywa ta wymaga międzynarodowych zgód i nakładów finansowych. Uruchomił już zbiórkę funduszy na ten cel.
Pamięć o Rodziewiczównie w szerokim społecznym odbiorze, została skrzętnie zatarta. Ale przecież nawet te nieliczne fragmenty jej powieści pokazują, że musi powrócić – do szkół, do kanonu lektur. Przywrócenie pamięci o tej niezwykłej, wspaniałej i oddanej Ojczyźnie pisarce jest naszym oczywistym obowiązkiem.
Strona 3 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/314391-nie-wolno-o-niej-zapomniec-powiesci-marii-rodziewiczowny-tetnia-polskoscia-i-powinny-wrocic-do-kanonu-lektur-dzis-rocznica-smierci-pisarki?strona=3