Ciało, które mi okazano było nagie i leżało w worku. Bielizna, buty ubranie, które dałem w Moskwie leżały na tym worku. A przecież przynajmniej 70 z tych ciał nadawało się do tego, żeby je było można ubrać. Brat był w jednym kawałku i przy odrobinie chęci można było to zrobić. Tak się jednak nie stało
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl poseł PiS Andrzej Melak, brat śp. Stefana Melaka, przewodniczącego Komitetu Katyńskiego, który zginął w katastrofie smoleńskiej.
Jest Pan tuż po ekshumacji ciała brata. Jak ona przebiegała?
Była przygotowana profesjonalnie. Panowało pełne zrozumienie ze strony tych, którzy ją wykonywali dla naszej rodziny, która w niej uczestniczyła. Czuło się empatię w stosunku do nas z ich strony, co było dla nas bardzo ważne. Jest to nie do porównania z tym, o czym opowiadał mi mecenas Stefan Hambura, który był obecny przy ekshumacji pani Anny Walentynowicz. Tam toczył się bój o każdy wniosek, jaki rodzina składała. Chcieli prześwietlenia ciała, to im to utrudniano. Tutaj od razu był tomograf komputerowy, a wszystkie nasze prośby i wnioski były realizowane. Nie wyobrażałem sobie, że te ekshumacje są tak trudne logistycznie. Uczestniczyło w niej miejscami ponad 50 osób z zabezpieczenia, laborantów, prokuratorów, policjantów, ponadto żandarmeria wojskowa, sanepid, przedstawiciel zarządu cmentarza itd. To wszystko przebiegało w spokoju, w atmosferze powagi i godności, ale jednocześnie zrozumienia jednych dla drugich.
CZYTAJ WIĘCEJ: Kolejna ekshumacja smoleńska. Śledczy zbadają ciało Stefana Melaka
Rozpoznał Pan brata?
Nie mogłem stwierdzić na sto procent, że to jest Stefan. Ciało było całe, a to, co przekazałem mu w Moskwie do trumny, tam było. Nie można jednak było na podstawie stanu ciała powiedzieć, że to na pewno on. To muszą dopiero ustalić badania. W tym celu pobrano kilkadziesiąt próbek. Wszystko dokumentowano zdjęciami, opisem i filmem. Ode mnie został jeszcze raz pobrany materiał genetyczny.
Mówił Pan ostatnio w mediach, że waszych bliskich pochowano jak zwierzęta, w workach i bez ubrań. Czy tutaj było podobnie?
Tak. Ciało, które mi okazano było nagie i leżało w worku. Bielizna, buty ubranie, które dałem w Moskwie leżały na tym worku. A przecież przynajmniej 70 z tych ciał nadawało się do tego, żeby je było można ubrać. Brat był w jednym kawałku i przy odrobinie chęci można było to zrobić. Tak się jednak nie stało.
Ciało było brudne?
Nie. Na miejscu zdarzenia po katastrofie brat był w ubraniu, w koszuli i marynarce. Na pewno był tak jak wszyscy ubrudzony błotem, ale gdy go oglądałem po sekcji był cały umyty. Z tej strony nie mam żadnych zastrzeżeń. Ciało, które teraz widziałem nie było brudne.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Ciało, które mi okazano było nagie i leżało w worku. Bielizna, buty ubranie, które dałem w Moskwie leżały na tym worku. A przecież przynajmniej 70 z tych ciał nadawało się do tego, żeby je było można ubrać. Brat był w jednym kawałku i przy odrobinie chęci można było to zrobić. Tak się jednak nie stało
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl poseł PiS Andrzej Melak, brat śp. Stefana Melaka, przewodniczącego Komitetu Katyńskiego, który zginął w katastrofie smoleńskiej.
Jest Pan tuż po ekshumacji ciała brata. Jak ona przebiegała?
Była przygotowana profesjonalnie. Panowało pełne zrozumienie ze strony tych, którzy ją wykonywali dla naszej rodziny, która w niej uczestniczyła. Czuło się empatię w stosunku do nas z ich strony, co było dla nas bardzo ważne. Jest to nie do porównania z tym, o czym opowiadał mi mecenas Stefan Hambura, który był obecny przy ekshumacji pani Anny Walentynowicz. Tam toczył się bój o każdy wniosek, jaki rodzina składała. Chcieli prześwietlenia ciała, to im to utrudniano. Tutaj od razu był tomograf komputerowy, a wszystkie nasze prośby i wnioski były realizowane. Nie wyobrażałem sobie, że te ekshumacje są tak trudne logistycznie. Uczestniczyło w niej miejscami ponad 50 osób z zabezpieczenia, laborantów, prokuratorów, policjantów, ponadto żandarmeria wojskowa, sanepid, przedstawiciel zarządu cmentarza itd. To wszystko przebiegało w spokoju, w atmosferze powagi i godności, ale jednocześnie zrozumienia jednych dla drugich.
CZYTAJ WIĘCEJ: Kolejna ekshumacja smoleńska. Śledczy zbadają ciało Stefana Melaka
Rozpoznał Pan brata?
Nie mogłem stwierdzić na sto procent, że to jest Stefan. Ciało było całe, a to, co przekazałem mu w Moskwie do trumny, tam było. Nie można jednak było na podstawie stanu ciała powiedzieć, że to na pewno on. To muszą dopiero ustalić badania. W tym celu pobrano kilkadziesiąt próbek. Wszystko dokumentowano zdjęciami, opisem i filmem. Ode mnie został jeszcze raz pobrany materiał genetyczny.
Mówił Pan ostatnio w mediach, że waszych bliskich pochowano jak zwierzęta, w workach i bez ubrań. Czy tutaj było podobnie?
Tak. Ciało, które mi okazano było nagie i leżało w worku. Bielizna, buty ubranie, które dałem w Moskwie leżały na tym worku. A przecież przynajmniej 70 z tych ciał nadawało się do tego, żeby je było można ubrać. Brat był w jednym kawałku i przy odrobinie chęci można było to zrobić. Tak się jednak nie stało.
Ciało było brudne?
Nie. Na miejscu zdarzenia po katastrofie brat był w ubraniu, w koszuli i marynarce. Na pewno był tak jak wszyscy ubrudzony błotem, ale gdy go oglądałem po sekcji był cały umyty. Z tej strony nie mam żadnych zastrzeżeń. Ciało, które teraz widziałem nie było brudne.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Strona 1 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/316570-nasz-wywiad-andrzej-melak-po-ekshumacji-brata-nie-moglem-stwierdzic-na-sto-procent-ze-to-jest-stefan?strona=1