Nie rozumiem dlaczego nagle zostałam pozbawiona pracy ze studentami, bo bardzo chciałam dalej w szkole pracować. Uważam to za rodzaj brutalnego potraktowania kogoś
—powiedziała portalowi wPolityce.pl aktorka Aldona Struzik, grająca w filmie „Smoleńsk” Antoniego Krauzego generałową Ewę Błasik.
wPolityce.pl Zagrała Pani doskonale rolę Ewy Błasik w „Smoleńsku”. Dlaczego nie doceniono tego w środowisku aktorskim Wrocławia?
Aldona Struzik:Nie rozumiem dlaczego Wrocław jest miastem, które nie promuje swoich aktorów i dokonań ludzi kultury. Jesteśmy Europejską Stolicą Kultury, a przecież nie padła żadna zachęta ze strony mediów w naszym mieście, by pójść do kin na „Smoleńsk”. Ani gazety wrocławskie, ani telewizja nie zwróciły się do nas - trójki aktorów z Wrocławia, grających w tym filmie - żebyśmy sami powiedzieli coś dobrego na jego temat. Nie pojmuję dlaczego nie można oficjalnie powiedzieć, że jest aktorka z Wrocławia, która gra w tym filmie? Przecież to nie jest chyba żaden wstyd. Tak dzieje się w przypadku innych produkcji, które są promowane, tu niestety tego nie doświadczamy.
Spotkał za to Panią ostracyzm ze strony środowiska.
To przykre, ale to prawda. Z powodu zagrania w tym filmie straciłam także kilku przyjaciół, którzy mają inne przekonania polityczne. To straszne, że jest to dla nich powód do tego, by nagle odwrócić się ode mnie. Nie mogę tego zrozumieć, bo sama jestem otwarta na ludzi. Musiałam się z tym pogodzić. Rozmawiam też z ludźmi, którzy mówią, że czytają dobre recenzje na mój temat. Pytam, ale film widzieliście? - Nie, my nie idziemy na ten film - odpowiadają. To przykre coś takiego usłyszeć. Zostałam z bratem wychowana przez rodziców w duchu patriotyzmu. To, że żyję w Polsce, mojej ojczyźnie, jest dla mnie bardzo ważne i zawsze mówię dobrze na jej temat. Gdybym urodziła się w czasach II wojny światowej, prawdopodobnie od razu zginęłabym pod jakimiś kołami czołgu z butelką benzyny, bo zapewne byłabym w Szarych Szeregach. Bronić, walczyć, naprawiać, uświadamiać, że coś jest nie tak - to moje zadanie. Ale nie jest to proste, bo cały czas się narażam i bez przerwy słyszę: „Po co ty to robisz? Przecież gdybyś poszła z większością, to by ci było łatwiej”. Nie potrafię jednak tak żyć. Czasy, w których żyjemy są w jakiś niepojęty sposób brutalne. Gazety zadają mi wciąż pytanie czy to prawda, że nie pracuję już w PWST. Odpowiadam, że tak, ale jak ja mam udowodnić dlaczego tak się stało? Może byłam po prostu złym pedagogiem.
Z tym twierdzeniem nie zgodziliby się zapewne Pani studenci.
Po zagraniu w „Smoleńsku” zrobili mi fantastyczny prezent. Dostałam od nich kartki z fantastycznym opisem tego, co robię. Poczułam wówczas, że wykonuję to dobrze. Swoim studentom oddawałam zawsze całe serce, angażowałam się w pracę z nimi całą sobą. Pomagałam im także znajdować nową pracę, brałam ich na warsztaty teatralne, by się dokształcali, a potem grali w wielu rożnych sztukach we Wrocławiu. Nie rozumiem więc dlaczego nagle zostałam pozbawiona pracy z nimi, bo bardzo chciałam w szkole dalej pracować. Uważam to za rodzaj brutalnego potraktowania kogoś.
Portal wPolityce.pl otrzymał z PWST pismo, w którym uczelnia tłumaczy, że nie przedłożyła z Panią umowy z powodu nieprzystąpienia przez Panią do konkursu.
Jestem bardzo zaskoczona tym pismem. Nie przystąpiłam do konkursu, ponieważ już z dużym wyprzedzeniem, bo 21 czerwca, usłyszałam od dziekana uczelni, że nie będzie ze mną przedłużona umowa. W tym momencie nawet mi do głowy nie przyszło składać dokumenty do konkursu wiedząc, że automatycznie zostaną odrzucone. Powtarzam, że chciałam dalej pracować w szkole, ale gdy usłyszałam, że jestem zwalniana, nie miałam powodów przystępować do konkursu. Z tego powodu nie uczestniczyłam już nawet w egzaminach wstępnych na uczelni. Zupełnie nie rozumiem pisma ze szkoły.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Nie rozumiem dlaczego nagle zostałam pozbawiona pracy ze studentami, bo bardzo chciałam dalej w szkole pracować. Uważam to za rodzaj brutalnego potraktowania kogoś
—powiedziała portalowi wPolityce.pl aktorka Aldona Struzik, grająca w filmie „Smoleńsk” Antoniego Krauzego generałową Ewę Błasik.
wPolityce.pl Zagrała Pani doskonale rolę Ewy Błasik w „Smoleńsku”. Dlaczego nie doceniono tego w środowisku aktorskim Wrocławia?
Aldona Struzik:Nie rozumiem dlaczego Wrocław jest miastem, które nie promuje swoich aktorów i dokonań ludzi kultury. Jesteśmy Europejską Stolicą Kultury, a przecież nie padła żadna zachęta ze strony mediów w naszym mieście, by pójść do kin na „Smoleńsk”. Ani gazety wrocławskie, ani telewizja nie zwróciły się do nas - trójki aktorów z Wrocławia, grających w tym filmie - żebyśmy sami powiedzieli coś dobrego na jego temat. Nie pojmuję dlaczego nie można oficjalnie powiedzieć, że jest aktorka z Wrocławia, która gra w tym filmie? Przecież to nie jest chyba żaden wstyd. Tak dzieje się w przypadku innych produkcji, które są promowane, tu niestety tego nie doświadczamy.
Spotkał za to Panią ostracyzm ze strony środowiska.
To przykre, ale to prawda. Z powodu zagrania w tym filmie straciłam także kilku przyjaciół, którzy mają inne przekonania polityczne. To straszne, że jest to dla nich powód do tego, by nagle odwrócić się ode mnie. Nie mogę tego zrozumieć, bo sama jestem otwarta na ludzi. Musiałam się z tym pogodzić. Rozmawiam też z ludźmi, którzy mówią, że czytają dobre recenzje na mój temat. Pytam, ale film widzieliście? - Nie, my nie idziemy na ten film - odpowiadają. To przykre coś takiego usłyszeć. Zostałam z bratem wychowana przez rodziców w duchu patriotyzmu. To, że żyję w Polsce, mojej ojczyźnie, jest dla mnie bardzo ważne i zawsze mówię dobrze na jej temat. Gdybym urodziła się w czasach II wojny światowej, prawdopodobnie od razu zginęłabym pod jakimiś kołami czołgu z butelką benzyny, bo zapewne byłabym w Szarych Szeregach. Bronić, walczyć, naprawiać, uświadamiać, że coś jest nie tak - to moje zadanie. Ale nie jest to proste, bo cały czas się narażam i bez przerwy słyszę: „Po co ty to robisz? Przecież gdybyś poszła z większością, to by ci było łatwiej”. Nie potrafię jednak tak żyć. Czasy, w których żyjemy są w jakiś niepojęty sposób brutalne. Gazety zadają mi wciąż pytanie czy to prawda, że nie pracuję już w PWST. Odpowiadam, że tak, ale jak ja mam udowodnić dlaczego tak się stało? Może byłam po prostu złym pedagogiem.
Z tym twierdzeniem nie zgodziliby się zapewne Pani studenci.
Po zagraniu w „Smoleńsku” zrobili mi fantastyczny prezent. Dostałam od nich kartki z fantastycznym opisem tego, co robię. Poczułam wówczas, że wykonuję to dobrze. Swoim studentom oddawałam zawsze całe serce, angażowałam się w pracę z nimi całą sobą. Pomagałam im także znajdować nową pracę, brałam ich na warsztaty teatralne, by się dokształcali, a potem grali w wielu rożnych sztukach we Wrocławiu. Nie rozumiem więc dlaczego nagle zostałam pozbawiona pracy z nimi, bo bardzo chciałam w szkole dalej pracować. Uważam to za rodzaj brutalnego potraktowania kogoś.
Portal wPolityce.pl otrzymał z PWST pismo, w którym uczelnia tłumaczy, że nie przedłożyła z Panią umowy z powodu nieprzystąpienia przez Panią do konkursu.
Jestem bardzo zaskoczona tym pismem. Nie przystąpiłam do konkursu, ponieważ już z dużym wyprzedzeniem, bo 21 czerwca, usłyszałam od dziekana uczelni, że nie będzie ze mną przedłużona umowa. W tym momencie nawet mi do głowy nie przyszło składać dokumenty do konkursu wiedząc, że automatycznie zostaną odrzucone. Powtarzam, że chciałam dalej pracować w szkole, ale gdy usłyszałam, że jestem zwalniana, nie miałam powodów przystępować do konkursu. Z tego powodu nie uczestniczyłam już nawet w egzaminach wstępnych na uczelni. Zupełnie nie rozumiem pisma ze szkoły.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Strona 1 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/309294-tylko-u-nas-pwst-reaguje-ws-zwolnienia-struzik-a-aktorka-odpowiada-nawet-gdybym-wiedziala-co-mnie-spotka-nie-zrezygnowalabym-z-roli-w-smolensku