Peerelowscy twórcy generalnie dzielili się na dwie grupy: tych, którzy współpracowali z komunistycznym reżimem, wspierali go naturalnie i udawali tylko, że grają z cenzurą, a w rzeczywistości realizowali propagandę i takich, którzy zostali wyrzuceni poza nawias oficjalnego obiegu kultury. Tym ostatnim władza deptała godność, gwałciła ich sumienia, łamała kręgosłupy moralne
— mówi Błażej Torański autor książki „Knebel. Cenzura w PRL-u” w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
wPolityce.pl: Jaka jest historia powstania tej książki? Co pana zainspirowało?
Błażej Torański: Najprościej mógłbym powiedzieć, że napisałem tę książkę, bo jeszcze takiej nie było. Każdy ambitny autor stawia własne ślady, nie stąpa po cudzych, a mam fioła na punkcie ambicji. Stąd wzięło się 21 rozmów, jak 21 postulatów strajkujących robotników w Sierpniu 1980 roku. Jednym z nich było żądanie zniesienia cenzury. Rozmawiałem z wybitnymi twórcami – literatami, reżyserami, satyrykami, malarzami, z piosenkarzem, seksuologiem, rysownikiem, kompozytorem, a także z naukowcami i dziennikarzami – o ich bolesnych zderzeniach z cenzurą. Cenzurą – która ich oplatała, niczym hydra wielogłowa –urzędową, wewnątrzredakcyjną i tkwiącą w nich samych – autocenzurą. Są także w książce wywiady z byłym szefem delegatury cenzury w Opolu Eugeniuszem Kaniokiem oraz z Tomaszem Strzyżewskim. Ten ostatni, jak zapewnia, przez 18 miesięcy pracował w krakowskiej delegaturze Głównego Urzędy Kontroli Publikacji Prasy i Widowisk wyłącznie po to, aby ujawnić tajemnice komunistycznej cenzury, zdemaskować ją, więc nazwałem go „antycenzorem”. W tajemnicy przed wszystkimi, nawet własną żoną, konspiracyjnie przepisywał Księgę zaleceń i zapisów cenzorskich, aby notatki i dokumenty przemycić do Szwecji. Ryzykował życiem. Groziła mu za to kara śmierci i w wolnej Polsce powinien dostać Order Orła Białego.
Kolejnym powodem napisania tej książki są moje osobiste doświadczenia z cenzurą. Pracę w dziennikarstwie zaczynałem w końcówce Peerelu i moje reportaże czy wywiady wielokrotnie były kiereszowane. Sekretarze redakcji i redaktorzy naczelni zapewniali mnie, że ingerencji dokonywali cenzorzy. Dopiero po latach zrozumiałem, że łgali, bo sami cenzurowali. Za każdym razem cierpiałem, gdyż w twórczości nie uznaję ograniczeń i czuję się wolny, jednak zaciskałem zęby.
Czym zajmowali się cenzorzy?
Cenzorzy byli kontrolerami jakości w fabryce kłamstwa, jaką tworzyły media. Ale swoim skalpelem, dewastacją twórczości i zgodą na publikację, pieczęcią, podpisem, ostatecznym werdyktem, dokonywali zbrodni na słowie, obrazie, a nawet dźwięku i nie ponieśli za to żadnych konsekwencji. Żyją wśród nas, albo na emigracji. Niektórzy – co jest skandalem – nadal mają wpływ na politykę medialną w Polsce! Jeden z moich znajomych dziennikarzy – przez lata nie wiedziałem, że był cenzorem – pracuje w biurze prasowym Urzędu Marszałkowskiego w Łodzi.
„Knebel” nie jest tylko książką historyczną.
To jest, jak twierdzi Joanna Siedlecka, literatura faktu. Pokazuje mechanizmy cenzury, która jest stara, jak świat. Narzucana twórcom jest wyrafinowaną grą. Chciałem dokonać anatomii tej zbrodni i to była kolejna inspiracja.
Pańska książka jest niezwykła, bo dotyka zjawiska powszechnego w PRL, a jeszcze słabo opisanego, a z drugiej przerażająca, bo pokazuje, że peerelowska cenzura dotykała praktycznie wszystkich sfer twórczości?
Cenzura w PRL–u była wszechobecna, a równocześnie tajna. Wdzierała się w życie milionów Polaków, ale oni – poza elitami intelektualnymi, twórcami, dziennikarzami – nie mieli o niej większego pojęcia. Biorąc do ręki gazetę, książkę czy program teatralny nie wiedzieli, że jakiś urzędnik czy redaktor przesiał wcześniej te treści przez sito propagandy. Nigdzie cenzorzy nie zostawiali śladów swojej zbrodni, działali w białych rękawiczkach. Na miejsce zdjętego artykułu, usuniętego akapitu czy zdania, redaktorzy wstawiali inne, nie było więc białych, pustych, plam (zmieniło się to dopiero po 1981 roku). Cenzurowano nawet mapy, instrukcje obsługi maszyn, nekrologii i etykiety na słoikach z powidłami. Tak realizowano propagandę komunistycznego państwa, aby ludzie mieli wrażenie, że Polska odnosi sukcesy cywilizacyjne, ekonomiczne, polityczne. Ale z opisem prawdziwej rzeczywistości niewiele to miało wspólnego. Setki tematów było bowiem zakazanych. Nie można było pisać o alkoholizmie, narkomanii, skrobankach, śmierci górników w kopalniach, wypadkach drogowych, klęskach żywiołowych czy seksie. Zakazane były liczne fakty historyczne, głównie związane ze Związkiem Radzieckim, rewolucją październikową, ruchem robotniczym, przekrętami peerelowskiej władzy, jej działaniami antydemokratycznymi. Zakazane było prawdziwe opisywanie Armii Krajowej, Powstania Warszawskiego czy Katynia. Przez dziesiątki lat podtrzymywano w opinii publicznej kłamstwo katyńskie, wmawiano Polakom, że to Niemcy, a nie Sowieci stali za tą zbrodnią. W czasach stalinowskich nie dopuszczono do druku słynnego „Dywizjonu 303” Arkadego Fiedlera z powodu opisywania udziału polskich żołnierzy na froncie zachodnim. Cenzura, jako prawa ręka propagandy, brutalnie eliminowała prawdę.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Peerelowscy twórcy generalnie dzielili się na dwie grupy: tych, którzy współpracowali z komunistycznym reżimem, wspierali go naturalnie i udawali tylko, że grają z cenzurą, a w rzeczywistości realizowali propagandę i takich, którzy zostali wyrzuceni poza nawias oficjalnego obiegu kultury. Tym ostatnim władza deptała godność, gwałciła ich sumienia, łamała kręgosłupy moralne
— mówi Błażej Torański autor książki „Knebel. Cenzura w PRL-u” w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
wPolityce.pl: Jaka jest historia powstania tej książki? Co pana zainspirowało?
Błażej Torański: Najprościej mógłbym powiedzieć, że napisałem tę książkę, bo jeszcze takiej nie było. Każdy ambitny autor stawia własne ślady, nie stąpa po cudzych, a mam fioła na punkcie ambicji. Stąd wzięło się 21 rozmów, jak 21 postulatów strajkujących robotników w Sierpniu 1980 roku. Jednym z nich było żądanie zniesienia cenzury. Rozmawiałem z wybitnymi twórcami – literatami, reżyserami, satyrykami, malarzami, z piosenkarzem, seksuologiem, rysownikiem, kompozytorem, a także z naukowcami i dziennikarzami – o ich bolesnych zderzeniach z cenzurą. Cenzurą – która ich oplatała, niczym hydra wielogłowa –urzędową, wewnątrzredakcyjną i tkwiącą w nich samych – autocenzurą. Są także w książce wywiady z byłym szefem delegatury cenzury w Opolu Eugeniuszem Kaniokiem oraz z Tomaszem Strzyżewskim. Ten ostatni, jak zapewnia, przez 18 miesięcy pracował w krakowskiej delegaturze Głównego Urzędy Kontroli Publikacji Prasy i Widowisk wyłącznie po to, aby ujawnić tajemnice komunistycznej cenzury, zdemaskować ją, więc nazwałem go „antycenzorem”. W tajemnicy przed wszystkimi, nawet własną żoną, konspiracyjnie przepisywał Księgę zaleceń i zapisów cenzorskich, aby notatki i dokumenty przemycić do Szwecji. Ryzykował życiem. Groziła mu za to kara śmierci i w wolnej Polsce powinien dostać Order Orła Białego.
Kolejnym powodem napisania tej książki są moje osobiste doświadczenia z cenzurą. Pracę w dziennikarstwie zaczynałem w końcówce Peerelu i moje reportaże czy wywiady wielokrotnie były kiereszowane. Sekretarze redakcji i redaktorzy naczelni zapewniali mnie, że ingerencji dokonywali cenzorzy. Dopiero po latach zrozumiałem, że łgali, bo sami cenzurowali. Za każdym razem cierpiałem, gdyż w twórczości nie uznaję ograniczeń i czuję się wolny, jednak zaciskałem zęby.
Czym zajmowali się cenzorzy?
Cenzorzy byli kontrolerami jakości w fabryce kłamstwa, jaką tworzyły media. Ale swoim skalpelem, dewastacją twórczości i zgodą na publikację, pieczęcią, podpisem, ostatecznym werdyktem, dokonywali zbrodni na słowie, obrazie, a nawet dźwięku i nie ponieśli za to żadnych konsekwencji. Żyją wśród nas, albo na emigracji. Niektórzy – co jest skandalem – nadal mają wpływ na politykę medialną w Polsce! Jeden z moich znajomych dziennikarzy – przez lata nie wiedziałem, że był cenzorem – pracuje w biurze prasowym Urzędu Marszałkowskiego w Łodzi.
„Knebel” nie jest tylko książką historyczną.
To jest, jak twierdzi Joanna Siedlecka, literatura faktu. Pokazuje mechanizmy cenzury, która jest stara, jak świat. Narzucana twórcom jest wyrafinowaną grą. Chciałem dokonać anatomii tej zbrodni i to była kolejna inspiracja.
Pańska książka jest niezwykła, bo dotyka zjawiska powszechnego w PRL, a jeszcze słabo opisanego, a z drugiej przerażająca, bo pokazuje, że peerelowska cenzura dotykała praktycznie wszystkich sfer twórczości?
Cenzura w PRL–u była wszechobecna, a równocześnie tajna. Wdzierała się w życie milionów Polaków, ale oni – poza elitami intelektualnymi, twórcami, dziennikarzami – nie mieli o niej większego pojęcia. Biorąc do ręki gazetę, książkę czy program teatralny nie wiedzieli, że jakiś urzędnik czy redaktor przesiał wcześniej te treści przez sito propagandy. Nigdzie cenzorzy nie zostawiali śladów swojej zbrodni, działali w białych rękawiczkach. Na miejsce zdjętego artykułu, usuniętego akapitu czy zdania, redaktorzy wstawiali inne, nie było więc białych, pustych, plam (zmieniło się to dopiero po 1981 roku). Cenzurowano nawet mapy, instrukcje obsługi maszyn, nekrologii i etykiety na słoikach z powidłami. Tak realizowano propagandę komunistycznego państwa, aby ludzie mieli wrażenie, że Polska odnosi sukcesy cywilizacyjne, ekonomiczne, polityczne. Ale z opisem prawdziwej rzeczywistości niewiele to miało wspólnego. Setki tematów było bowiem zakazanych. Nie można było pisać o alkoholizmie, narkomanii, skrobankach, śmierci górników w kopalniach, wypadkach drogowych, klęskach żywiołowych czy seksie. Zakazane były liczne fakty historyczne, głównie związane ze Związkiem Radzieckim, rewolucją październikową, ruchem robotniczym, przekrętami peerelowskiej władzy, jej działaniami antydemokratycznymi. Zakazane było prawdziwe opisywanie Armii Krajowej, Powstania Warszawskiego czy Katynia. Przez dziesiątki lat podtrzymywano w opinii publicznej kłamstwo katyńskie, wmawiano Polakom, że to Niemcy, a nie Sowieci stali za tą zbrodnią. W czasach stalinowskich nie dopuszczono do druku słynnego „Dywizjonu 303” Arkadego Fiedlera z powodu opisywania udziału polskich żołnierzy na froncie zachodnim. Cenzura, jako prawa ręka propagandy, brutalnie eliminowała prawdę.
Strona 1 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/340990-nasz-wywiad-toranski-cenzorzy-dokonywali-zbrodni-na-slowie-obrazie-a-nawet-dzwieku-i-nie-poniesli-za-to-zadnych-konsekwencji?strona=1