Coraz głośniej w Watykanie mówi się, że Belardo jest współczesnym świętym, który już w wieku 14 lat dzięki modlitwie postawił na nogi będącą w stanie agonalnym matkę swojego przyjaciela. Będąc już papieżem wymodlił swojej bezpłodnej przyjaciółce stan błogosławiony. Jednocześnie papież mówi swojemu spowiednikowi o wątpliwościach i rozterkach związanych z wiarą, na którą każdego dnia ma wpływ odrzucenia przez hedonistycznych rodziców.
Wirtuozerska wizja pełnego sprzeczności człowieka
Sorrentino rozgrywa wojnę toczącą się w duszy Belardo w sposób wirtuozerski. Mimo nowoczesnej formy, stylistycznego eklektyzmu podlanego muzyką dzisiejszym popem i rockowymi klasykami brak tutaj infantylnego skandalizowania. W „Młodym papieżu” nie ma komiksowego podziału na jaskrawe dobro i zło. Nie ma skrojonych pod gusta masowego widza intryg rodem z serialowej „Rodziny Borgiów” czy „House of Cards”. Pius XIII jest chodzącą sprzecznością. Jego przebiegłość miesza się z zagubieniem. Cynizm z ideowością, autoironia z apodyktycznością. Wszystko skupia się w decyzji by nie wychodzić do ludzi jako gwiazda popkultury. Belardo postanawia odciąć się od mas. Nie pozwala sobie robić nawet zdjęć. Na prośbę swoje wiernego doradcy by pobłogosławić pracowników restauracji, w której papież postanowił zjeść posiłek, Belardo po krótkim wahaniu odpowiada: „ To byłby ekshibicjonizm”.
Przemawiać mają wyłącznie jego słowa i nauka, a nie wizerunek.No, ale przecież taki wizerunek też jest kreacją! To co papież robi podczas pierwszej homilii jest starannie wyreżyserowanym spektaklem, który wprawia w zdumienie nie tylko dziennikarzy i wiernych, ale również kardynałów. Uderzonych obuchem w głowę. Wyrwanych z miłej i destrukcyjnej drzemki. Odrzuca początkowo wiernych, którzy powoli wracają do Kościoła. Wracają świadomi wiary i istoty chrystusowej rewolucji.
Czy Sorrentino sam pragnie takiego Kościoła? Mniejszego, ale prawdziwego? Wiernego Ewangelii a nie współczesnym nowinkom? Kościoła, który , jak pięknie pisał Chesterton, chroni przed byciem niewolnikiem ducha czasu? Możliwe. Jedno jest pewne. Sorrentino znakomicie pokazuje konserwatywny zwrot, jaki ma miejsce od kilkunastu miesięcy w światowej polityce. Nadchodzi czas kontrrewolucji mającej na celu zmieść liberalno-lewicowy porządek.
Będzie kontynuacja?
Serial otwiera scena ultra liberalnej, lewackiej wręcz przemowy Belardo na Placu Świętego Piotra. Szokującej dla kardynałów, ale cieszącej masy. Mowy otwierającej zachmurzone niebo na promienie słońca. Belardo się jednak budzi zlany potem. Czy jego wizja była koszmarem konserwatysty chcącego uratować Kościół przed modernizmem? Czy może jakimś marzeniem płynącym z podświadomości? Ostatnie scena na placu w Wenecji, gdzie papież po kilkunastu miesiącach urzędowania pojawia się pierwszy raz publicznie wypełnia tę wizję. Po zburzeniu otwartego na świat „medialnego Kościoła” ultrakonserwatysta daje inspirującą, ale prostą w przekazie przemowę. Płaci za to jednak osobistą cenę.
„Młody papież” ma podobno mieć kolejny sezon. Nie wiem czy jest to zabieg potrzebny, choć podejrzewam, że że autor tak nietuzinkowych perełek jak „Boski” o demiurgu włoskiej polityki Adreottim znajdzie ciekawy sposób na rozwinięcie tej najciekawszej od dekad postaci w kinie traktującym o Kościele katolickim.
Jude Law zapewnia, że serial zmienił jego nastawienie do chrześcijaństwa. Bez względu na odbiór wszystkich niuansów tego serialu trudno nie zauważyć, że Sorrentino już dokonał rewolucji. Wyobraźnią widzów i w większości lewicowych krytyków zawładnął skrajnie konserwatywny, charyzmatyczny i przystojny papież. Jak można tego nie docenić?
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Coraz głośniej w Watykanie mówi się, że Belardo jest współczesnym świętym, który już w wieku 14 lat dzięki modlitwie postawił na nogi będącą w stanie agonalnym matkę swojego przyjaciela. Będąc już papieżem wymodlił swojej bezpłodnej przyjaciółce stan błogosławiony. Jednocześnie papież mówi swojemu spowiednikowi o wątpliwościach i rozterkach związanych z wiarą, na którą każdego dnia ma wpływ odrzucenia przez hedonistycznych rodziców.
Wirtuozerska wizja pełnego sprzeczności człowieka
Sorrentino rozgrywa wojnę toczącą się w duszy Belardo w sposób wirtuozerski. Mimo nowoczesnej formy, stylistycznego eklektyzmu podlanego muzyką dzisiejszym popem i rockowymi klasykami brak tutaj infantylnego skandalizowania. W „Młodym papieżu” nie ma komiksowego podziału na jaskrawe dobro i zło. Nie ma skrojonych pod gusta masowego widza intryg rodem z serialowej „Rodziny Borgiów” czy „House of Cards”. Pius XIII jest chodzącą sprzecznością. Jego przebiegłość miesza się z zagubieniem. Cynizm z ideowością, autoironia z apodyktycznością. Wszystko skupia się w decyzji by nie wychodzić do ludzi jako gwiazda popkultury. Belardo postanawia odciąć się od mas. Nie pozwala sobie robić nawet zdjęć. Na prośbę swoje wiernego doradcy by pobłogosławić pracowników restauracji, w której papież postanowił zjeść posiłek, Belardo po krótkim wahaniu odpowiada: „ To byłby ekshibicjonizm”.
Przemawiać mają wyłącznie jego słowa i nauka, a nie wizerunek.No, ale przecież taki wizerunek też jest kreacją! To co papież robi podczas pierwszej homilii jest starannie wyreżyserowanym spektaklem, który wprawia w zdumienie nie tylko dziennikarzy i wiernych, ale również kardynałów. Uderzonych obuchem w głowę. Wyrwanych z miłej i destrukcyjnej drzemki. Odrzuca początkowo wiernych, którzy powoli wracają do Kościoła. Wracają świadomi wiary i istoty chrystusowej rewolucji.
Czy Sorrentino sam pragnie takiego Kościoła? Mniejszego, ale prawdziwego? Wiernego Ewangelii a nie współczesnym nowinkom? Kościoła, który , jak pięknie pisał Chesterton, chroni przed byciem niewolnikiem ducha czasu? Możliwe. Jedno jest pewne. Sorrentino znakomicie pokazuje konserwatywny zwrot, jaki ma miejsce od kilkunastu miesięcy w światowej polityce. Nadchodzi czas kontrrewolucji mającej na celu zmieść liberalno-lewicowy porządek.
Będzie kontynuacja?
Serial otwiera scena ultra liberalnej, lewackiej wręcz przemowy Belardo na Placu Świętego Piotra. Szokującej dla kardynałów, ale cieszącej masy. Mowy otwierającej zachmurzone niebo na promienie słońca. Belardo się jednak budzi zlany potem. Czy jego wizja była koszmarem konserwatysty chcącego uratować Kościół przed modernizmem? Czy może jakimś marzeniem płynącym z podświadomości? Ostatnie scena na placu w Wenecji, gdzie papież po kilkunastu miesiącach urzędowania pojawia się pierwszy raz publicznie wypełnia tę wizję. Po zburzeniu otwartego na świat „medialnego Kościoła” ultrakonserwatysta daje inspirującą, ale prostą w przekazie przemowę. Płaci za to jednak osobistą cenę.
„Młody papież” ma podobno mieć kolejny sezon. Nie wiem czy jest to zabieg potrzebny, choć podejrzewam, że że autor tak nietuzinkowych perełek jak „Boski” o demiurgu włoskiej polityki Adreottim znajdzie ciekawy sposób na rozwinięcie tej najciekawszej od dekad postaci w kinie traktującym o Kościele katolickim.
Jude Law zapewnia, że serial zmienił jego nastawienie do chrześcijaństwa. Bez względu na odbiór wszystkich niuansów tego serialu trudno nie zauważyć, że Sorrentino już dokonał rewolucji. Wyobraźnią widzów i w większości lewicowych krytyków zawładnął skrajnie konserwatywny, charyzmatyczny i przystojny papież. Jak można tego nie docenić?
Strona 3 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/316990-koniec-kontrowersyjnego-serialu-mlody-papiez-pius-xiii-wspolczesnym-swietym?strona=3