KAI: W tamtym czasie jednym z największych problemów była tzw. teologia wyzwolenia…
Wtedy też przyczepiono mu maskę zamkniętego, twardego, nieprzystępnego kardynała i określono go „pancernym”. Za tym określeniem, ukutym przez brytyjską prasę, oczywiście stał stary antyniemiecki resentyment i tę łatkę z chęcią przejęły światowe media. Spór z teologią wyzwolenia odbił się szerokim medialnym echem. Przede wszystkim dlatego że słowo „wyzwolenie” ma bardzo pozytywną konotację, brzmi nowocześnie i postępowo. Ratzinger od początku opowiadał się za teologią wyzwolenia, nie krytykował jej założeń, ale z mocą przeciwstawił się jej upolitycznieniu, gdyż za taką interpretacją teologii, opartej w dużym stopniu na myśli marksistowskiej, szło upolitycznienie wiary, chrześcijaństwa i jego instrumentalizacja. Był dobrze przygotowany do dyskusji z jej zwolennikami, gdyż wcześniej pisał prace z myśli św. Augustyna i św. Bonawentury, w których zajmował się m.in. pytaniem, jaka jest rola Kościoła w społeczeństwie i polityce. Ostatecznie po latach stwierdzono, że dzięki jego zaangażowaniu w polemikę z teologią wyzwolenia uratowano Kościół katolicki w Ameryce Łacińskiej. Historia przyznała mu rację.
KAI: Kard. Ratzinger zawsze wzbraniał się przed kościelnymi urzędami, a piastował najwyższe z nich, łącznie z papieskim…
Główny odpowiedzialny za negatywny obraz Ratzingera – szwajcarski teolog Hans Küng – mówił, że podporządkował on sobie współczesną teologię, aby robić kościelną karierę. To kolejna niewyobrażalna bezczelność i bzdura zupełnie nieodpowiadająca rzeczywistości. Ratzinger zawsze daleki był od robienia kościelnej kariery. Obejmowanie urzędów było dla niego czymś okropnym. Najważniejsze było rozwijanie teologicznego dzieła i nauczania. Gdy dostał propozycję objęcia arcybiskupstwa Monachium i Fryzyngi, tłumaczył się, że nie ma zdrowia do sprawowania tej funkcji. Podobnie było z powołaniem go do Rzymu. Już jako prefekt kongregacji, co najmniej trzy razy, prosił Jana Pawła II, aby zwolnił go z tego urzędu. Za każdym razem otrzymywał odpowiedź odmowną. Gdy minęła trzecia pięcioletnia kadencja sprawowania tego urzędu, papież powiedział mu, żeby nie pisał już żadnych podań o zwolnienie, gdyż i tak nie zostaną one przyjęte.
KAI: Obu łączyła autentyczna przyjaźń…
Jan Paweł II i kard. Ratzinger to dwie rożne osobowości, różne temperamenty, o których tak po ludzku nie można byłoby powiedzieć, że pasują do siebie. Papież Wojtyła był mocny, pełen witalnych sił, emocjonalny, kimś, kto spokojnie może uderzyć pięścią w stół, a Ratzinger jest filigranowy i skromny. Mimo różnic jako ludzie w służbie Kościoła obaj bardzo się lubili i świetnie rozumieli. Obaj byli obdarzeni wybitnymi intelektami o wyraźnym filozoficznym obliczu. Wiedzieli, że są reformatorami, choć wielu ludzi z zewnątrz inaczej to widziało. Zdawali sobie doskonale sprawę, że Kościół w latach 80. i 90. XX w. jest bombardowany niczym twierdza podczas wojny otoczona wrogimi dywizjami, ale muszą ją za wszelką cenę utrzymać. Papież z kard. Ratzingerem oczywiście nie walczyli armatami i przy pomocy dywizji, ale walczyli słowem, modlitwą, argumentami, przekonując do orędzia Chrystusa. I wygrywali. Był to wspaniały dream team. W Ratzingerze Jan Paweł II miał nie tylko absolutnie lojalnego współpracownika, ale także świetnego naukowca, dzięki któremu można budować w oparciu o Ewangelię i Tradycję przyszłość Kościoła. Osobiście jestem przekonany, że Jan Paweł II przygotował drogę do tego, aby kard. Ratzinger został jego następcą i kontynuował jego dzieło.
KAI: Czy jednak nie był to też cud, zrządzenie Opatrzności w dziejach Kościoła i świata, że po papieżu z Polski nastał papież z Niemiec?
Tak chyba powinno się na to patrzeć. Po śmierci Jana Pawła II wielu mówiło, że jest to niemożliwe, aby następcą papieża z Polski został kard. Ratzinger. W swojej książce o nim amerykański watykanista John L. Allen wyjaśnił nawet w 10 punktach, dlaczego Ratzinger nie może być wybrany na Tron Piotrowy. Jego kandydatura nie była także brana pod uwagę ze względu na to, że pochodzi z Niemiec. Sam kard. Ratzinger był przekonany, że nie jest możliwy jego wybór choćby ze względu na wiek. W 2005 r. miał lat 78, a więc więcej niż 75 lat, kiedy biskupi składają swój urząd.
Patrząc teraz z dystansu, wiemy jednak, że to kard. Ratzinger był jedynym kandydatem, który mógł podjąć się kontynuacji dzieła Jana Pawła II, wielkiego papieża, którego pontyfikat przyczynił się do zmiany świata, upadku komunizmu, murów między Wschodem i Zachodem. Wieloletni towarzysz drogi papieża Wojtyły podjął to dziedzictwo. Sam kard. Ratzinger nie spodziewał się, że kardynałowie wskażą właśnie jego, ale tak jak zawsze przy wyborze następców św. Piotra decydujący głos miał Duch Święty. Mimo to było to dla Ratzingera mocne uderzenie. Sam powiedział w „Światłości świata”: „Nie jestem żadnym księciem Kościoła, lecz sługą Kościoła, «brygadzistą», który nie był stworzony do bycia pierwszym i odpowiedzialnym za całość, na którego spadła «gilotyna» wyboru na papieża”. Z drugiej strony, gdy został papieżem, widać było, że to dla niego wielki duchowy bodziec. Wspaniale pokazał, że jako następca św. Piotra potrafi wzbudzać wśród wiernych zachwyt i zdobyć uznanie.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
KAI: W tamtym czasie jednym z największych problemów była tzw. teologia wyzwolenia…
Wtedy też przyczepiono mu maskę zamkniętego, twardego, nieprzystępnego kardynała i określono go „pancernym”. Za tym określeniem, ukutym przez brytyjską prasę, oczywiście stał stary antyniemiecki resentyment i tę łatkę z chęcią przejęły światowe media. Spór z teologią wyzwolenia odbił się szerokim medialnym echem. Przede wszystkim dlatego że słowo „wyzwolenie” ma bardzo pozytywną konotację, brzmi nowocześnie i postępowo. Ratzinger od początku opowiadał się za teologią wyzwolenia, nie krytykował jej założeń, ale z mocą przeciwstawił się jej upolitycznieniu, gdyż za taką interpretacją teologii, opartej w dużym stopniu na myśli marksistowskiej, szło upolitycznienie wiary, chrześcijaństwa i jego instrumentalizacja. Był dobrze przygotowany do dyskusji z jej zwolennikami, gdyż wcześniej pisał prace z myśli św. Augustyna i św. Bonawentury, w których zajmował się m.in. pytaniem, jaka jest rola Kościoła w społeczeństwie i polityce. Ostatecznie po latach stwierdzono, że dzięki jego zaangażowaniu w polemikę z teologią wyzwolenia uratowano Kościół katolicki w Ameryce Łacińskiej. Historia przyznała mu rację.
KAI: Kard. Ratzinger zawsze wzbraniał się przed kościelnymi urzędami, a piastował najwyższe z nich, łącznie z papieskim…
Główny odpowiedzialny za negatywny obraz Ratzingera – szwajcarski teolog Hans Küng – mówił, że podporządkował on sobie współczesną teologię, aby robić kościelną karierę. To kolejna niewyobrażalna bezczelność i bzdura zupełnie nieodpowiadająca rzeczywistości. Ratzinger zawsze daleki był od robienia kościelnej kariery. Obejmowanie urzędów było dla niego czymś okropnym. Najważniejsze było rozwijanie teologicznego dzieła i nauczania. Gdy dostał propozycję objęcia arcybiskupstwa Monachium i Fryzyngi, tłumaczył się, że nie ma zdrowia do sprawowania tej funkcji. Podobnie było z powołaniem go do Rzymu. Już jako prefekt kongregacji, co najmniej trzy razy, prosił Jana Pawła II, aby zwolnił go z tego urzędu. Za każdym razem otrzymywał odpowiedź odmowną. Gdy minęła trzecia pięcioletnia kadencja sprawowania tego urzędu, papież powiedział mu, żeby nie pisał już żadnych podań o zwolnienie, gdyż i tak nie zostaną one przyjęte.
KAI: Obu łączyła autentyczna przyjaźń…
Jan Paweł II i kard. Ratzinger to dwie rożne osobowości, różne temperamenty, o których tak po ludzku nie można byłoby powiedzieć, że pasują do siebie. Papież Wojtyła był mocny, pełen witalnych sił, emocjonalny, kimś, kto spokojnie może uderzyć pięścią w stół, a Ratzinger jest filigranowy i skromny. Mimo różnic jako ludzie w służbie Kościoła obaj bardzo się lubili i świetnie rozumieli. Obaj byli obdarzeni wybitnymi intelektami o wyraźnym filozoficznym obliczu. Wiedzieli, że są reformatorami, choć wielu ludzi z zewnątrz inaczej to widziało. Zdawali sobie doskonale sprawę, że Kościół w latach 80. i 90. XX w. jest bombardowany niczym twierdza podczas wojny otoczona wrogimi dywizjami, ale muszą ją za wszelką cenę utrzymać. Papież z kard. Ratzingerem oczywiście nie walczyli armatami i przy pomocy dywizji, ale walczyli słowem, modlitwą, argumentami, przekonując do orędzia Chrystusa. I wygrywali. Był to wspaniały dream team. W Ratzingerze Jan Paweł II miał nie tylko absolutnie lojalnego współpracownika, ale także świetnego naukowca, dzięki któremu można budować w oparciu o Ewangelię i Tradycję przyszłość Kościoła. Osobiście jestem przekonany, że Jan Paweł II przygotował drogę do tego, aby kard. Ratzinger został jego następcą i kontynuował jego dzieło.
KAI: Czy jednak nie był to też cud, zrządzenie Opatrzności w dziejach Kościoła i świata, że po papieżu z Polski nastał papież z Niemiec?
Tak chyba powinno się na to patrzeć. Po śmierci Jana Pawła II wielu mówiło, że jest to niemożliwe, aby następcą papieża z Polski został kard. Ratzinger. W swojej książce o nim amerykański watykanista John L. Allen wyjaśnił nawet w 10 punktach, dlaczego Ratzinger nie może być wybrany na Tron Piotrowy. Jego kandydatura nie była także brana pod uwagę ze względu na to, że pochodzi z Niemiec. Sam kard. Ratzinger był przekonany, że nie jest możliwy jego wybór choćby ze względu na wiek. W 2005 r. miał lat 78, a więc więcej niż 75 lat, kiedy biskupi składają swój urząd.
Patrząc teraz z dystansu, wiemy jednak, że to kard. Ratzinger był jedynym kandydatem, który mógł podjąć się kontynuacji dzieła Jana Pawła II, wielkiego papieża, którego pontyfikat przyczynił się do zmiany świata, upadku komunizmu, murów między Wschodem i Zachodem. Wieloletni towarzysz drogi papieża Wojtyły podjął to dziedzictwo. Sam kard. Ratzinger nie spodziewał się, że kardynałowie wskażą właśnie jego, ale tak jak zawsze przy wyborze następców św. Piotra decydujący głos miał Duch Święty. Mimo to było to dla Ratzingera mocne uderzenie. Sam powiedział w „Światłości świata”: „Nie jestem żadnym księciem Kościoła, lecz sługą Kościoła, «brygadzistą», który nie był stworzony do bycia pierwszym i odpowiedzialnym za całość, na którego spadła «gilotyna» wyboru na papieża”. Z drugiej strony, gdy został papieżem, widać było, że to dla niego wielki duchowy bodziec. Wspaniale pokazał, że jako następca św. Piotra potrafi wzbudzać wśród wiernych zachwyt i zdobyć uznanie.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 3 z 4
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/335817-biograf-benedykta-xvi-kard-ratzinger-byl-jedynym-kandydatem-ktory-mogl-podjac-sie-kontynuacji-dziela-jana-pawla-ii?strona=3