Historię należy przypominać, aby ludzie ją zrozumieli, pamiętali, wyciągali z niej wnioski na przyszłość i nigdy już nie popełnili zbrodni, jakie wydarzyły się podczas II wojny światowej
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Andrew Nagorski, amerykański dziennikarz polskiego pochodzenia, autor książki „Łowcy nazistów”.
wPolityce.pl: Wschód i Zachód zobowiązał się, że po zakończeniu II wojny światowej będzie ścigał niemieckich zbrodniarzy. Było to zobowiązanie, którego nie mieli realizować, bo wielu hitlerowców np. jako naukowcy po wojnie zaczęło pracować dla USA czy Sowietów.
Andrew Nagorski: Po II wojnie światowej odbyły się procesy zbrodniarzy wojennych w Norymberdze, w Dachau i w wielu innych miejscach, również w Polsce. Było to wydarzenie bezprecedensowe, zwykle po wojnach rozliczenie następowało bez procesów. Decyzja o procesach hitlerowców zapadła już w 1943 r. podczas spotkania największych światowych przywódców, Winstona Churchilla, Franklina Delano Roosevelta i Józefa Stalina. Chodziło nie tylko u ukaranie ludzi odpowiedzialnych za bezprawie, ale także o naukę na przyszłość. Oczywiście różnie można interpretować motywy Stalina. W pierwszym okresie po wojnie było sporo procesów, wykonywano kary śmierci, ale kiedy rozpoczęła się zimna wojna, priorytety obu stron się zmieniły, każdy starał się skorzystać z doświadczeń i wiedzy niemieckich naukowców, którzy np. znali się na rakietach.
Np. Wernher von Braun, konstruktor rakiet i jeden z twórców amerykańskiego programu kosmicznego?
Tak, Amerykanie zaprosili ich do współpracy, natomiast Sowieci nie bawili sie w przymusili Niemców do im wyboru. Kiedy rozpoczęła się zimna wojna, zachodni alianci potrzebowali poparcia Niemców, więc procesy zbrodniarzy w ojczyźnie nazizmu przestały być popularne. W mojej książce „Łowcy nazistów” pokazuję, kim byli ludzie, którzy bez wsparcia państwa niemieckiego walczyli o kolejne procesy hitlerowców. Łowcom nazistów zależało im na tym, żeby zasądzono im przynajmniej symboliczną karą, starali się doprowadzić do osądzenia nawet niewielkiej ilości zbrodniarzy, bo w tamtych czasach żyło ich jeszcze bardzo wielu. Każdą sprawę wykorzystywali do przypominania, że to nie były typowe zbrodnie wojenne, ale mordy na niespotykaną skalę, sam Holokaust był zorganizowany na unikalnych i strasznych zasadach fabryk śmierci, nastawionych na wytępienie jednej nacji. Przypominali przyszłym pokoleniom o zbrodniach i przestrzegali przed podobnymi strasznymi bestialstwami w przyszłości.
Co oprócz dążenia do sprawiedliwości i zrozumiałej chęci odwetu kierowało łowcami nazistów?
Ci, którzy przeżyli niemieckie obozy koncentracyjne, jak Szymon Wiesenthal czy Tuwia Friedman, których opisuję w mojej książce, na początku kierowali się pragnieniem, żeby zbrodniarze odpowiedzieli za swoje czyny. Podobną motywacją kierowały się państwa, które najbardziej ucierpiały ze strony Niemiec. Pod koniec wojny przeprowadzono wiele akcji odwetowych na Niemcach, m. in. na terenie Polski, Niemiec, Czechosłowacji, jednak szybko łowcy nazistów zrozumieli, że sprawa ma szerszy kontekst. Podzieliłem w moje książce łowców nazistów na osoby z oficjalnymi stanowiskami państwowymi i osoby prywatne. Do pierwszej grupy należał np. Jan Sehn w Polsce, prokurator generalny Fritz Bauer w Niemczech, czy prokuratorzy, którzy oskarżali przed trybunałem w Norymberdze i Dachau, oczywiście chcieli ukarać zbrodniarzy, ale szybko zrozumieli, że nie chodzi jedynie o samą karę, ale o to, aby podobne zbrodnie nigdy więcej się nie powtórzyły. W podobnym tonie wypowiedział się prezydent Harry Truman, stwierdził, że Norymberga jest konieczna, aby nikt w przyszłości nie powiedział, że nie rozumie, do jakich zbrodni doszło w czasie wojny. Podczas spraw norymberskich podniesiono ogólne kwestie zła wojny, agresji, tortur, zabrakło jednak szczegółowego wyjaśnienia, na czym polegała zbrodniczość nazizmu. Mechanizm holocaustu pokazały dopiero proces Adolfa Eichmana, sprawy oświęcimskie w Niemczech, czy proces Klausa Barbiego we Francji, do którego doprowadziła francusko-niemiecka para Klarsfeldów. Dzięki nim w końcu Francuzi deportowali Klausa Barbiego z południowej Ameryki i postawili przed sądem. W działaniach obu grup łowców nazistów chodziło zrozumienie historii, genezy zła i zbrodni, a także domaganie się prawa.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Historię należy przypominać, aby ludzie ją zrozumieli, pamiętali, wyciągali z niej wnioski na przyszłość i nigdy już nie popełnili zbrodni, jakie wydarzyły się podczas II wojny światowej
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Andrew Nagorski, amerykański dziennikarz polskiego pochodzenia, autor książki „Łowcy nazistów”.
wPolityce.pl: Wschód i Zachód zobowiązał się, że po zakończeniu II wojny światowej będzie ścigał niemieckich zbrodniarzy. Było to zobowiązanie, którego nie mieli realizować, bo wielu hitlerowców np. jako naukowcy po wojnie zaczęło pracować dla USA czy Sowietów.
Andrew Nagorski: Po II wojnie światowej odbyły się procesy zbrodniarzy wojennych w Norymberdze, w Dachau i w wielu innych miejscach, również w Polsce. Było to wydarzenie bezprecedensowe, zwykle po wojnach rozliczenie następowało bez procesów. Decyzja o procesach hitlerowców zapadła już w 1943 r. podczas spotkania największych światowych przywódców, Winstona Churchilla, Franklina Delano Roosevelta i Józefa Stalina. Chodziło nie tylko u ukaranie ludzi odpowiedzialnych za bezprawie, ale także o naukę na przyszłość. Oczywiście różnie można interpretować motywy Stalina. W pierwszym okresie po wojnie było sporo procesów, wykonywano kary śmierci, ale kiedy rozpoczęła się zimna wojna, priorytety obu stron się zmieniły, każdy starał się skorzystać z doświadczeń i wiedzy niemieckich naukowców, którzy np. znali się na rakietach.
Np. Wernher von Braun, konstruktor rakiet i jeden z twórców amerykańskiego programu kosmicznego?
Tak, Amerykanie zaprosili ich do współpracy, natomiast Sowieci nie bawili sie w przymusili Niemców do im wyboru. Kiedy rozpoczęła się zimna wojna, zachodni alianci potrzebowali poparcia Niemców, więc procesy zbrodniarzy w ojczyźnie nazizmu przestały być popularne. W mojej książce „Łowcy nazistów” pokazuję, kim byli ludzie, którzy bez wsparcia państwa niemieckiego walczyli o kolejne procesy hitlerowców. Łowcom nazistów zależało im na tym, żeby zasądzono im przynajmniej symboliczną karą, starali się doprowadzić do osądzenia nawet niewielkiej ilości zbrodniarzy, bo w tamtych czasach żyło ich jeszcze bardzo wielu. Każdą sprawę wykorzystywali do przypominania, że to nie były typowe zbrodnie wojenne, ale mordy na niespotykaną skalę, sam Holokaust był zorganizowany na unikalnych i strasznych zasadach fabryk śmierci, nastawionych na wytępienie jednej nacji. Przypominali przyszłym pokoleniom o zbrodniach i przestrzegali przed podobnymi strasznymi bestialstwami w przyszłości.
Co oprócz dążenia do sprawiedliwości i zrozumiałej chęci odwetu kierowało łowcami nazistów?
Ci, którzy przeżyli niemieckie obozy koncentracyjne, jak Szymon Wiesenthal czy Tuwia Friedman, których opisuję w mojej książce, na początku kierowali się pragnieniem, żeby zbrodniarze odpowiedzieli za swoje czyny. Podobną motywacją kierowały się państwa, które najbardziej ucierpiały ze strony Niemiec. Pod koniec wojny przeprowadzono wiele akcji odwetowych na Niemcach, m. in. na terenie Polski, Niemiec, Czechosłowacji, jednak szybko łowcy nazistów zrozumieli, że sprawa ma szerszy kontekst. Podzieliłem w moje książce łowców nazistów na osoby z oficjalnymi stanowiskami państwowymi i osoby prywatne. Do pierwszej grupy należał np. Jan Sehn w Polsce, prokurator generalny Fritz Bauer w Niemczech, czy prokuratorzy, którzy oskarżali przed trybunałem w Norymberdze i Dachau, oczywiście chcieli ukarać zbrodniarzy, ale szybko zrozumieli, że nie chodzi jedynie o samą karę, ale o to, aby podobne zbrodnie nigdy więcej się nie powtórzyły. W podobnym tonie wypowiedział się prezydent Harry Truman, stwierdził, że Norymberga jest konieczna, aby nikt w przyszłości nie powiedział, że nie rozumie, do jakich zbrodni doszło w czasie wojny. Podczas spraw norymberskich podniesiono ogólne kwestie zła wojny, agresji, tortur, zabrakło jednak szczegółowego wyjaśnienia, na czym polegała zbrodniczość nazizmu. Mechanizm holocaustu pokazały dopiero proces Adolfa Eichmana, sprawy oświęcimskie w Niemczech, czy proces Klausa Barbiego we Francji, do którego doprowadziła francusko-niemiecka para Klarsfeldów. Dzięki nim w końcu Francuzi deportowali Klausa Barbiego z południowej Ameryki i postawili przed sądem. W działaniach obu grup łowców nazistów chodziło zrozumienie historii, genezy zła i zbrodni, a także domaganie się prawa.
Strona 1 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/335742-nasz-wywiad-nagorski-nawet-najstarszych-nazistow-nalezy-osadzic-dla-pamieci-ich-ofiar-i-swiadomosci-przyszlych-pokolen?strona=1