Nie dla tego szantażu! Polska powinna użyć wszelkich dostępnych środków, aby przeciwstawić się aroganckiemu dyktatowi

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

Widać też jasno, że w myśl politycznej poprawności nie będzie mowy o dokonywaniu selekcji na podstawie wyznania. A więc Polska nie będzie miała możliwości ubiegania się o przyjęcie do siebie przede wszystkim chrześcijan, naprawdę zagrożonych w Syrii.

Po trzecie – na jednego imigranta ma przypadać 6 tys. euro. Resztę kosztów ma po-nieść państwo przyjmujące. Owe 6 tys. euro pochodzi ze wspólnego budżetu, a Polska jest na granicy bycia płatnikiem netto. Znaczna część z tych pieniędzy zostanie przekazana imigrantom jako zasiłek, co samo w sobie jest w polskich warunkach niemoralne: imigranci mają co miesiąc dostawać pieniądze, o jakich wiele ubogich polskich rodzin tylko marzy? Nietrudno sobie wyobrazić, jakie napięcia będzie to wywoływało, szczególnie że doświadczenia Szwecji czy Francji nie pozostawiają wątpliwości, że przybysze w większości będą po prostu żyć z socjalu.

Nie można się też łudzić, że 6 tys. euro pokryje całość kosztów, jakie poniesie Polska. Tu bowiem pojawia się argument czwarty: zgodnie z propozycją imigranci mają być rozdzielani (według jakich kryteriów – nie wiadomo) do poszczególnych państw, a następnie mają w nich pozostawać bez możliwości przeniesienia się do wymarzonych Niemiec czy Szwecji. Nikt jednak nie wyjaśnia, w jaki sposób państwo przyjmujące miałoby imigrantów pilnować, skoro – jak można wnioskować – nie mieliby przebywać w obozach. Wydatki związane z monitoringiem z pewnością przekraczałyby 6 tys. euro miesięcznie.

Co na to polski rząd? Mamy pecha: na jego czele nie stoi polski odpowiednik Viktora Orbána, ale zahukana kobiecina o bardzo miernych zdolnościach intelektualnych, której horyzonty myślowe nie wykraczają poza najbliższe wybory. To zresztą jedyny bat, jaki Ewa Kopacz nad sobą czuje. Gdyby nie październikowa elekcja, najprawdopodobniej nie byłoby nawet wspólnego stanowiska Grupy Wyszehradzkiej.

Jednak wypowiedzi Grzegorza Schetyny, a także samej Kopacz pozwalają podejrzewać, że czeka nas kapitulacja. Jej dzisiejszy komentarz do słów Junckera był równie żenujący jak bezczelna było samo przemówienie szefa KE. Próba wciągnięcia opozycji do procesu decyzyjnego przed szczytem Rady UE – słusznie zbojkotowana przez Jarosława Kaczyńskiego i Leszka Millera – była oczywistą pułapką. Potem można by próbować podzielić odpowiedzialność za kapitulację. Tymczasem sprawa jest prosta: za polskie stanowisko odpowiada tylko i wyłącznie rząd Kopacz. I to on poniesie odpowiedzialność za podjęte decyzje. Na czym prawdopodobnie straci na tym kolejne punkty w sondażach, bo mimo medialnych zaklęć i czarów kapitulacja wobec brukselsko-berlińskiego dyktatu będzie PO kosztowała drogo. Marna to jednak pociecha wobec skutków.

Ciąg dalszy na kolejnej stronie

« poprzednia strona
1234
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych