Gdy Juncker pokrzykiwał o potrzebie solidarności, ktoś powinien był odkrzyknąć: „Pakiet Klimatyczno-Energetyczny! Nordstream! Nordstream II! Bazy NATO!”.
Nie ma sensu powtarzanie wielokrotnie już przytaczanych argumentów przeciwko uznaniu, że Polska ma w tej sprawie jakiekolwiek zobowiązania. Nie my namieszaliśmy na Bliskim Wschodzie i nie my prowadziliśmy liberalną politykę, zachęcającą kolejne setki tysięcy ludzi do szukania w Europie wygodnego miejsca, obfitego socjalu i możliwości terroryzowania otoczenia poprzez narzucanie mu własnych norm kulturowych. Winnych należy szukać w takich miejscach jak Berlin, Sztokholm czy Kopenhaga (przy czym akurat Duńczycy zapewnili sobie wygodny opt-out z obecnej polityki imigracyjnej). Nie my prowadziliśmy politykę kolonialną.
Gdy dziś dyplomaci państw UE z niesmakiem mówią mi, że u nich przebywają już setki tysięcy albo miliony imigrantów, a my mamy problem z przyjęciem paru tysięcy, odpowiadam: mamy problem, bo widzimy, do czego to doprowadziło u was. I nie chcemy iść waszą drogą.
Nie mam żadnych wątpliwości: Polska powinna użyć wszelki dostępnych środków, aby przeciwstawić się temu aroganckiemu dyktatowi. Przede wszystkim dlatego, że jest to próba wprowadzenia nowych reguł gry bez zmiany traktatu. Jeśli teraz się na to zgodzimy, będziemy musieli godzić się już zawsze.
Są też oczywiście inne powody. Pierwszy to ten, że w swoim wystąpieniu Juncker mówił ogólnie o metodzie dystrybucji imigrantów, ale nie wspominał o jakichkolwiek pomysłach na zatrzymanie ich napływu. Tymczasem już od dawna na zagrożonych inwazją (tak, bo to jest inwazja) granicach UE, w tym na Węgrzech, powinny znajdować się oddziały strażników granicznych z innych krajów Unii. Operacja Tryton, mająca zwalczać przemyt ludzi przez Morze Śródziemne, kosztuje – uwaga! – 120 mln euro rocznie. Przy budżecie UE wynoszącym 145 mld euro. Juncker nie jest idiotą, a jednak – podobnie jak wielu innych urzędników zamkniętych w swoich złotych klatkach – nie dostrzega lub dostrzec nie chce, że wprowadzanie mechanizmu rozdziału imigrantów przy braku jakichkolwiek bodźców zniechęcających do przybywania do Europy jest jak zaproszenie.
Po drugie – Juncker mówi o stworzeniu stałego mechanizmu podziału. Jeśli miałby się on opierać na proponowanym obecnie rozwiązaniu, dla Polski musiałoby to oznaczać przyjmowanie przy każdej kolejnej fali co najmniej kilku, jeżeli nie kilkunastu tysięcy imigrantów z obcych nam kulturowo rejonów. Dodajmy do tego obowiązkowe w myśl przepisów łączenie rodzin (czyli każdą liczbę należy przemnożyć przynajmniej przez trzy), a wyjdzie, że jeśli mielibyśmy się zgodzić na takie zasady, mówimy o imigracji liczonej w setkach tysięcy ludzi.
Ciąg dalszy na kolejnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Gdy Juncker pokrzykiwał o potrzebie solidarności, ktoś powinien był odkrzyknąć: „Pakiet Klimatyczno-Energetyczny! Nordstream! Nordstream II! Bazy NATO!”.
Nie ma sensu powtarzanie wielokrotnie już przytaczanych argumentów przeciwko uznaniu, że Polska ma w tej sprawie jakiekolwiek zobowiązania. Nie my namieszaliśmy na Bliskim Wschodzie i nie my prowadziliśmy liberalną politykę, zachęcającą kolejne setki tysięcy ludzi do szukania w Europie wygodnego miejsca, obfitego socjalu i możliwości terroryzowania otoczenia poprzez narzucanie mu własnych norm kulturowych. Winnych należy szukać w takich miejscach jak Berlin, Sztokholm czy Kopenhaga (przy czym akurat Duńczycy zapewnili sobie wygodny opt-out z obecnej polityki imigracyjnej). Nie my prowadziliśmy politykę kolonialną.
Gdy dziś dyplomaci państw UE z niesmakiem mówią mi, że u nich przebywają już setki tysięcy albo miliony imigrantów, a my mamy problem z przyjęciem paru tysięcy, odpowiadam: mamy problem, bo widzimy, do czego to doprowadziło u was. I nie chcemy iść waszą drogą.
Nie mam żadnych wątpliwości: Polska powinna użyć wszelki dostępnych środków, aby przeciwstawić się temu aroganckiemu dyktatowi. Przede wszystkim dlatego, że jest to próba wprowadzenia nowych reguł gry bez zmiany traktatu. Jeśli teraz się na to zgodzimy, będziemy musieli godzić się już zawsze.
Są też oczywiście inne powody. Pierwszy to ten, że w swoim wystąpieniu Juncker mówił ogólnie o metodzie dystrybucji imigrantów, ale nie wspominał o jakichkolwiek pomysłach na zatrzymanie ich napływu. Tymczasem już od dawna na zagrożonych inwazją (tak, bo to jest inwazja) granicach UE, w tym na Węgrzech, powinny znajdować się oddziały strażników granicznych z innych krajów Unii. Operacja Tryton, mająca zwalczać przemyt ludzi przez Morze Śródziemne, kosztuje – uwaga! – 120 mln euro rocznie. Przy budżecie UE wynoszącym 145 mld euro. Juncker nie jest idiotą, a jednak – podobnie jak wielu innych urzędników zamkniętych w swoich złotych klatkach – nie dostrzega lub dostrzec nie chce, że wprowadzanie mechanizmu rozdziału imigrantów przy braku jakichkolwiek bodźców zniechęcających do przybywania do Europy jest jak zaproszenie.
Po drugie – Juncker mówi o stworzeniu stałego mechanizmu podziału. Jeśli miałby się on opierać na proponowanym obecnie rozwiązaniu, dla Polski musiałoby to oznaczać przyjmowanie przy każdej kolejnej fali co najmniej kilku, jeżeli nie kilkunastu tysięcy imigrantów z obcych nam kulturowo rejonów. Dodajmy do tego obowiązkowe w myśl przepisów łączenie rodzin (czyli każdą liczbę należy przemnożyć przynajmniej przez trzy), a wyjdzie, że jeśli mielibyśmy się zgodzić na takie zasady, mówimy o imigracji liczonej w setkach tysięcy ludzi.
Ciąg dalszy na kolejnej stronie
Strona 2 z 4
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/264841-nie-dla-tego-szantazu-polska-powinna-uzyc-wszelkich-dostepnych-srodkow-aby-przeciwstawic-sie-aroganckiemu-dyktatowi?strona=2