Prawdziwych wartości tak naprawdę nie da się zniszczyć. One są w naszym polskim DNA
—podkreśla w rozmowie z portalem wPolityce.pl Anna Chodakowska.
wPolityce.pl: Otrzymała pani niedawno nagrodę za zasługi dla kultury od prezydenta Andrzeja Dudy. Jak pani traktuje takie wyróżnienia?
Anna Chodakowska: Takie nagrody zawsze podsumowują pewien etap pracy. To oznacza też, że ta praca jest zauważona i doceniona, a mój zawód w sensie społecznym ma jakiś sens. Myślę, że człowiek w tym zawodzie, to moje osobiste spojrzenie, pracuje długo sam dla siebie i nad sobą, a później kiedy tę pracę wykona nieśmiało może pokazać ją innym. W moim przypadku aktorstwo nie jest powiązane z potrzebą natychmiastowej akceptacji. Ta nagroda była bardzo miła, bo okazało się ktoś obserwuje nasze wysiłki.
Jak widzi pani rolę aktora w obecnym czasie? Ma dostarczać tylko rozrywki, a może skłaniać do myślenia? W czasie stanu wojennego oczekiwano od aktorów wsparcia w wolnościowych dążeniach. Jaka jest rola aktora w dzisiejszej komercyjnej rzeczywistości?
Jeśli ze sceny mówi się coś, co przekracza komercję i są to rzeczy naprawdę ważne, to ludzie chętnie tego słuchają. Dzisiaj też. Chociaż teatr rzeczywiście bardzo się urynkowił. Pracuję w Teatrze Narodowym, którego repertuar jest wypadkową między tym, czego chcą artyści i dyrektor, a oczekiwaniami publiczności. Staramy się otwierać nowe widzenia rzeczywistości, a nie tylko rezonować i odpowiadać na oczekiwania tzw. rynku. Trzeba zawsze pamiętać, że publiczność jest różna i duża część z niej chce rozrywki.
Ale ta rozrywka może być na różnym poziomie…
Tak. Sztuka nie zawsze musi zajmować się fundamentalnymi sprawami dzięki którym człowiek wie, że jest człowiekiem. Nie musi być też „rechotem”. Dobra, wysoka rozrywka może pokazywać nawet najprostsze sprawy z pewnym rodzajem wysublimowanego humoru, z dystansem. Wiele tekstów, które obecnie mają bawić, to niestety po prostu żenada.
Czy myśli Pani, że nasza polska sztuka powinna podążać za tym, co się dzieje w Europie? Ciągle słyszymy, że jesteśmy za mało europejscy, za mało nowocześni i że zamykamy się w swoim zaścianku?
To prowincjonalne fochy osób, którym się wydaje, że Europa to absolutne spełnienie marzeń. Ta prowincjonalność duchowa jest ogromna. Są to również przymiarki do bycia w „wielkim świecie”. Nie wynika to z tego, że ktoś czuje nowoczesność i widzi ją w Europie, a nie u nas. Tam nowoczesność to często rozpasane i rozpanoszone lewactwo. U nas także wiele osób ma właśnie takie podejście do życia, widzę to w wielu środowiskach. To są ludzie skrajnie nieżyczliwi w stosunku do Kościoła, oni nie chcą go w przestrzeni publicznej i tyle. Na szczęście są też ludzie, którzy doceniają wartości, a one mimo iż wielu to przeszkadza, są zakorzenione w katolicyzmie. Nas, właśnie katolicyzm wydał na świat i wychował i nie ma co udawać, że tak nie jest.
Nie sposób nie odnieść się do „Klątwy” wystawianej w Teatrze Powszechnym, która szydzi z polskich wartości i naszych świętości.
Uważam, że nasz, jako społeczeństwa, głos sprzeciwu był w tym przypadku zbyt słaby. To powinny być setki tysięcy głosów sprzeciwu. To powinien być jednoznaczny i powszechny odzew, że Polakom zależy, aby nie pokazywano u nas takich przedstawień. Niestety robią je, a potem bronią ich ci, którzy chcą zapomnieć o wartościach. Tym osobom zależy na tym, żeby nie być Polakiem, tylko kimś z Polski. Uważam też, że takie osoby jak reżyser „Klątwy” powinny być „pognane z naszego kraju i poszczute psami”. Gadanie, że można nie iść do teatru, w którym drwi się ze świętości i wybrać sobie coś innego jest bzdurą. Trzeba myśleć inaczej: ja nie chcę żeby w moim mieście, w moim kraju narażano spokój sumienia i krzywdzono kogokolwiek. Jest przecież na to paragraf i to trzeba traktować poważnie.
Teatr, nie tylko Powszechny, pokazuje nam bardzo wykrzywioną rzeczywistość.
Teraz reżyserzy są przede wszystkim chorzy na uwspółcześnienie. Wszystko musi odnosić się do tego, co stało się wczoraj, a jeśli się nie odnosi, to reżyser uważa, że stracił „potencję”. Jednak obraza uczuć religijnych jest bardzo mocnym zarzutem i ten przepis trzeba stosować. Trzeba cały czas przypominać, że żyjemy w świecie odwróconych wartości. Ci, którzy nas atakują przebierają się w nasze szaty i walczą z nami tą samą bronią. Wykorzystują nasze argumenty jako własne. Przecież lewackie środowiska mówią, że to my godzimy w ich wartości.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Prawdziwych wartości tak naprawdę nie da się zniszczyć. One są w naszym polskim DNA
—podkreśla w rozmowie z portalem wPolityce.pl Anna Chodakowska.
wPolityce.pl: Otrzymała pani niedawno nagrodę za zasługi dla kultury od prezydenta Andrzeja Dudy. Jak pani traktuje takie wyróżnienia?
Anna Chodakowska: Takie nagrody zawsze podsumowują pewien etap pracy. To oznacza też, że ta praca jest zauważona i doceniona, a mój zawód w sensie społecznym ma jakiś sens. Myślę, że człowiek w tym zawodzie, to moje osobiste spojrzenie, pracuje długo sam dla siebie i nad sobą, a później kiedy tę pracę wykona nieśmiało może pokazać ją innym. W moim przypadku aktorstwo nie jest powiązane z potrzebą natychmiastowej akceptacji. Ta nagroda była bardzo miła, bo okazało się ktoś obserwuje nasze wysiłki.
Jak widzi pani rolę aktora w obecnym czasie? Ma dostarczać tylko rozrywki, a może skłaniać do myślenia? W czasie stanu wojennego oczekiwano od aktorów wsparcia w wolnościowych dążeniach. Jaka jest rola aktora w dzisiejszej komercyjnej rzeczywistości?
Jeśli ze sceny mówi się coś, co przekracza komercję i są to rzeczy naprawdę ważne, to ludzie chętnie tego słuchają. Dzisiaj też. Chociaż teatr rzeczywiście bardzo się urynkowił. Pracuję w Teatrze Narodowym, którego repertuar jest wypadkową między tym, czego chcą artyści i dyrektor, a oczekiwaniami publiczności. Staramy się otwierać nowe widzenia rzeczywistości, a nie tylko rezonować i odpowiadać na oczekiwania tzw. rynku. Trzeba zawsze pamiętać, że publiczność jest różna i duża część z niej chce rozrywki.
Ale ta rozrywka może być na różnym poziomie…
Tak. Sztuka nie zawsze musi zajmować się fundamentalnymi sprawami dzięki którym człowiek wie, że jest człowiekiem. Nie musi być też „rechotem”. Dobra, wysoka rozrywka może pokazywać nawet najprostsze sprawy z pewnym rodzajem wysublimowanego humoru, z dystansem. Wiele tekstów, które obecnie mają bawić, to niestety po prostu żenada.
Czy myśli Pani, że nasza polska sztuka powinna podążać za tym, co się dzieje w Europie? Ciągle słyszymy, że jesteśmy za mało europejscy, za mało nowocześni i że zamykamy się w swoim zaścianku?
To prowincjonalne fochy osób, którym się wydaje, że Europa to absolutne spełnienie marzeń. Ta prowincjonalność duchowa jest ogromna. Są to również przymiarki do bycia w „wielkim świecie”. Nie wynika to z tego, że ktoś czuje nowoczesność i widzi ją w Europie, a nie u nas. Tam nowoczesność to często rozpasane i rozpanoszone lewactwo. U nas także wiele osób ma właśnie takie podejście do życia, widzę to w wielu środowiskach. To są ludzie skrajnie nieżyczliwi w stosunku do Kościoła, oni nie chcą go w przestrzeni publicznej i tyle. Na szczęście są też ludzie, którzy doceniają wartości, a one mimo iż wielu to przeszkadza, są zakorzenione w katolicyzmie. Nas, właśnie katolicyzm wydał na świat i wychował i nie ma co udawać, że tak nie jest.
Nie sposób nie odnieść się do „Klątwy” wystawianej w Teatrze Powszechnym, która szydzi z polskich wartości i naszych świętości.
Uważam, że nasz, jako społeczeństwa, głos sprzeciwu był w tym przypadku zbyt słaby. To powinny być setki tysięcy głosów sprzeciwu. To powinien być jednoznaczny i powszechny odzew, że Polakom zależy, aby nie pokazywano u nas takich przedstawień. Niestety robią je, a potem bronią ich ci, którzy chcą zapomnieć o wartościach. Tym osobom zależy na tym, żeby nie być Polakiem, tylko kimś z Polski. Uważam też, że takie osoby jak reżyser „Klątwy” powinny być „pognane z naszego kraju i poszczute psami”. Gadanie, że można nie iść do teatru, w którym drwi się ze świętości i wybrać sobie coś innego jest bzdurą. Trzeba myśleć inaczej: ja nie chcę żeby w moim mieście, w moim kraju narażano spokój sumienia i krzywdzono kogokolwiek. Jest przecież na to paragraf i to trzeba traktować poważnie.
Teatr, nie tylko Powszechny, pokazuje nam bardzo wykrzywioną rzeczywistość.
Teraz reżyserzy są przede wszystkim chorzy na uwspółcześnienie. Wszystko musi odnosić się do tego, co stało się wczoraj, a jeśli się nie odnosi, to reżyser uważa, że stracił „potencję”. Jednak obraza uczuć religijnych jest bardzo mocnym zarzutem i ten przepis trzeba stosować. Trzeba cały czas przypominać, że żyjemy w świecie odwróconych wartości. Ci, którzy nas atakują przebierają się w nasze szaty i walczą z nami tą samą bronią. Wykorzystują nasze argumenty jako własne. Przecież lewackie środowiska mówią, że to my godzimy w ich wartości.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/335931-nasz-wywiad-chodakowska-bylam-10-kwietnia-na-marszu-smolenskim-i-widzialam-zachowanie-obywateli-rp-te-wrzaski-brzmialy-jak-bulgot-z-piekla