W materiale, który pochodzi z katastrofy lotniczej może dochodzić do tzw. kontaminacji krzyżowej, ale zdarza się to bardzo rzadko i nie w przypadku tak dużych fragmentów ciał. Jeżeli zastosujemy wszystkie procedury DVI, które służą identyfikacji - a to nie są rzeczy, które wymyślono wczoraj, tylko wiele lat temu- to zminimalizujemy możliwość takich pomyłek. Te, jak mówię, poza wspomnianą kontaminacją krzyżową mogą wynikać z niechlujstwa, jakiegoś niedopatrzenia, czy działania pod presją czasu, lub presją polityczną, ale nie w takiej skali. To w dzisiejszym świecie po prostu nigdzie się nie zdarza
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl dr Andrzej Ossowski z Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów w Szczecinie.
wPolityce.pl: Szokująca informacja o zamianach ciał ofiar katastrofy smoleńskiej zbulwersowała chyba wszystkich. Słyszał Pan o podobnych przypadkach odnośnie innych katastrof lotniczych?
Dr Andrzej Ossowski: Tu bazujemy przede wszystkim na doświadczeniu własnym. Badaliśmy katastrofę samolotu CASA, ofiary pożaru w Kamieniu Pomorskim i oczywiście prowadzimy projekty związane z Polską Bazą Genetyczną Ofiar Totalitaryzmów. Jeżeli chodzi o doświadczenie w takich masowych badaniach, to mamy je największe w kraju i jedne z większych w Europie. Znam też większość zespołów i naukowców, którzy na co dzień się tym zajmują, w tym zespoły holenderskie, zespół ICMP, który zajmuje się identyfikacją tego typu zdarzeń. Mogę więc powiedzieć, że od kiedy mamy badania genetyczne, to takie sytuacje się nie zdarzają. Po to są badania genetyczne, które są bardzo skomplikowane i bardzo drogie, abyśmy rodzinom oszczędzili tego typu problemów.
To znaczy, że nie ma szans na podobne zamiany ciał,lub ich fragmentów?
W materiale, który pochodzi z katastrofy lotniczej może dochodzić do tzw. kontaminacji krzyżowej, ale zdarza się to bardzo rzadko i nie w przypadku tak dużych fragmentów ciał. Jeżeli zastosujemy wszystkie procedury DVI, które służą identyfikacji - a to nie są rzeczy, które wymyślono wczoraj, tylko wiele lat temu- to zminimalizujemy możliwość takich pomyłek. Te, jak mówię, poza wspomnianą kontaminacją krzyżową mogą wynikać z niechlujstwa, jakiegoś niedopatrzenia, czy działania pod presją czasu, lub presją polityczną, ale nie w takiej skali. To w dzisiejszym świecie po prostu nigdzie się nie zdarza.
Włożenie do jednej trumny kilku rąk, czy głów, nie można już rozpatrywać w kategorii pomyłek.
Absolutnie nie. W przypadku katastrofy smoleńskiej nie było aż tak dużej fragmentacji ciał, jak przy niektórych katastrofach. My określamy tu tzw. współczynnik fragmentacji ciał i na tej podstawie określamy stopień trudności analizy takiego materiału. Katastrofa smoleńska pod tym względem nie była zdarzeniem, które nastręczałoby poważnych problemów i żeby dochodziło do takich sytuacji, że mamy duże fragmenty ciał, które znajdują się w niewłaściwych trumnach. To też wynika zupełnie z innego podejścia Rosjan do szczątków ludzkich. Te różnice, które są miedzy nami w tym względzie są dla nas często szokujące. Widziałem to współpracując wielokrotnie ze stroną rosyjską przy różnych sprawach. Być może to też miało tu jakiś wpływ.
Na czym te różnice polegają?
Rosjanie rozumieją tutaj ciało przez pojęcie tzw. korpusu, czyli jego większego fragmentu. Tymczasem procedury DVI, które stosujemy na co dzień w naszych pracach wymagają od nas analizy niemalże każdego fragmentu ciała. Oczywiście to nie jest tak, że analizuje się absolutnie wszystko, lecz tylko od pewnej wielkości fragmentów ciała. Wszystko przez to, że małe fragmenty ciała zużylibyśmy podczas samego badania i byłoby one zupełnie bezcelowe. Natomiast proszę mi wierzyć, że badamy naprawdę bardzo małe fragmenty.
To są procedury ogólnie przyjęte na świecie?
Oczywiście, że tak. To są procedury stosowane przez zespoły DVI, które na co dzień pracują w takich miejscach. Wdrażając je w naszym laboratorium, w momencie np. katastrofy CASY, opieraliśmy się na doświadczeniach kolegów z innych państw. Tutaj nikt nie wyważa otwartych drzwi. Te procedury muszą być też dostosowane do konkretnej katastrofy i konkretnego państwa, ponieważ przy identyfikacji ofiar zdarzeń masowych korzysta się m.in. z daktyloskopii, czy odontologii. Te metody np. w Polsce nie są tak powszechnie wykorzystywane do identyfikacji osób z uwagi na to, że np. nie posiadamy biegłych z zakresu odontologii. To wszystko zależy od systemu, który jest wprowadzony. Tam, gdzie mamy centralny rejestr kart stomatologicznych możemy się posłużyć odontologią do masowej identyfikacji. W Polsce nie jest to możliwe, chyba że w pojedynczych przypadkach.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
W materiale, który pochodzi z katastrofy lotniczej może dochodzić do tzw. kontaminacji krzyżowej, ale zdarza się to bardzo rzadko i nie w przypadku tak dużych fragmentów ciał. Jeżeli zastosujemy wszystkie procedury DVI, które służą identyfikacji - a to nie są rzeczy, które wymyślono wczoraj, tylko wiele lat temu- to zminimalizujemy możliwość takich pomyłek. Te, jak mówię, poza wspomnianą kontaminacją krzyżową mogą wynikać z niechlujstwa, jakiegoś niedopatrzenia, czy działania pod presją czasu, lub presją polityczną, ale nie w takiej skali. To w dzisiejszym świecie po prostu nigdzie się nie zdarza
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl dr Andrzej Ossowski z Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów w Szczecinie.
wPolityce.pl: Szokująca informacja o zamianach ciał ofiar katastrofy smoleńskiej zbulwersowała chyba wszystkich. Słyszał Pan o podobnych przypadkach odnośnie innych katastrof lotniczych?
Dr Andrzej Ossowski: Tu bazujemy przede wszystkim na doświadczeniu własnym. Badaliśmy katastrofę samolotu CASA, ofiary pożaru w Kamieniu Pomorskim i oczywiście prowadzimy projekty związane z Polską Bazą Genetyczną Ofiar Totalitaryzmów. Jeżeli chodzi o doświadczenie w takich masowych badaniach, to mamy je największe w kraju i jedne z większych w Europie. Znam też większość zespołów i naukowców, którzy na co dzień się tym zajmują, w tym zespoły holenderskie, zespół ICMP, który zajmuje się identyfikacją tego typu zdarzeń. Mogę więc powiedzieć, że od kiedy mamy badania genetyczne, to takie sytuacje się nie zdarzają. Po to są badania genetyczne, które są bardzo skomplikowane i bardzo drogie, abyśmy rodzinom oszczędzili tego typu problemów.
To znaczy, że nie ma szans na podobne zamiany ciał,lub ich fragmentów?
W materiale, który pochodzi z katastrofy lotniczej może dochodzić do tzw. kontaminacji krzyżowej, ale zdarza się to bardzo rzadko i nie w przypadku tak dużych fragmentów ciał. Jeżeli zastosujemy wszystkie procedury DVI, które służą identyfikacji - a to nie są rzeczy, które wymyślono wczoraj, tylko wiele lat temu- to zminimalizujemy możliwość takich pomyłek. Te, jak mówię, poza wspomnianą kontaminacją krzyżową mogą wynikać z niechlujstwa, jakiegoś niedopatrzenia, czy działania pod presją czasu, lub presją polityczną, ale nie w takiej skali. To w dzisiejszym świecie po prostu nigdzie się nie zdarza.
Włożenie do jednej trumny kilku rąk, czy głów, nie można już rozpatrywać w kategorii pomyłek.
Absolutnie nie. W przypadku katastrofy smoleńskiej nie było aż tak dużej fragmentacji ciał, jak przy niektórych katastrofach. My określamy tu tzw. współczynnik fragmentacji ciał i na tej podstawie określamy stopień trudności analizy takiego materiału. Katastrofa smoleńska pod tym względem nie była zdarzeniem, które nastręczałoby poważnych problemów i żeby dochodziło do takich sytuacji, że mamy duże fragmenty ciał, które znajdują się w niewłaściwych trumnach. To też wynika zupełnie z innego podejścia Rosjan do szczątków ludzkich. Te różnice, które są miedzy nami w tym względzie są dla nas często szokujące. Widziałem to współpracując wielokrotnie ze stroną rosyjską przy różnych sprawach. Być może to też miało tu jakiś wpływ.
Na czym te różnice polegają?
Rosjanie rozumieją tutaj ciało przez pojęcie tzw. korpusu, czyli jego większego fragmentu. Tymczasem procedury DVI, które stosujemy na co dzień w naszych pracach wymagają od nas analizy niemalże każdego fragmentu ciała. Oczywiście to nie jest tak, że analizuje się absolutnie wszystko, lecz tylko od pewnej wielkości fragmentów ciała. Wszystko przez to, że małe fragmenty ciała zużylibyśmy podczas samego badania i byłoby one zupełnie bezcelowe. Natomiast proszę mi wierzyć, że badamy naprawdę bardzo małe fragmenty.
To są procedury ogólnie przyjęte na świecie?
Oczywiście, że tak. To są procedury stosowane przez zespoły DVI, które na co dzień pracują w takich miejscach. Wdrażając je w naszym laboratorium, w momencie np. katastrofy CASY, opieraliśmy się na doświadczeniach kolegów z innych państw. Tutaj nikt nie wyważa otwartych drzwi. Te procedury muszą być też dostosowane do konkretnej katastrofy i konkretnego państwa, ponieważ przy identyfikacji ofiar zdarzeń masowych korzysta się m.in. z daktyloskopii, czy odontologii. Te metody np. w Polsce nie są tak powszechnie wykorzystywane do identyfikacji osób z uwagi na to, że np. nie posiadamy biegłych z zakresu odontologii. To wszystko zależy od systemu, który jest wprowadzony. Tam, gdzie mamy centralny rejestr kart stomatologicznych możemy się posłużyć odontologią do masowej identyfikacji. W Polsce nie jest to możliwe, chyba że w pojedynczych przypadkach.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/342599-rosjanie-nie-przeprowadzili-zadnych-badan-dr-ossowski-gdyby-byly-wykonane-byloby-wiadomo-ze-doszlo-do-pomylek-nasz-wywiad?strona=1