Na pewno z jednej strony się niecierpliwię, bo czas się dłuży, a ja chciałbym wiedzieć jaka jest prawda. Czekam, żeby klamka w końcu zapadła i były jakieś końcowe wnioski. Z drugiej jednak strony wiem, że ta praca wymaga staranności i cierpliwości. Podkomisja faktycznie pracuje i na pewno już są jakieś tego wymierne efekty. To, co teraz nam przedstawiono, to na pewno jest materiał bardzo ciekawy i dający dużo do myślenia
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Grzegorz Januszko, ojciec Natalii Januszko, stewardesy na Tu-154M, która zginęła w katastrofie smoleńskiej.
wPolityce.pl: Podkomisja dr. Berczyńskiego nie potwierdza wersji zdarzeń podanych w raportach MAK i Millera. To chyba Pana nie dziwi?
Grzegorz Januszko: Nie, ale to było już wiadome od jakiegoś czasu, że raport Millera i Anodiny po pierwsze bardzo mało różnią się jeden od drugiego, możemy nawet powiedzieć, że raport Millera to taka wersja kopiuj-wytnij-wklej raportu Anodiny. Obydwa też mijają się z prawdą, o czym mówiono na wczorajszym spotkaniu rodzin z członkami podkomisji dr. Berczyńskiego.
Może Pan odnieść się do tego, co usłyszał?
Było trochę nowych spraw, ale dosyć sporo z nich było kontynuacją pracy komisji, która pracowała za czasów, gdy PiS było jeszcze w opozycji. Nie jest tajemnicą, że wiele tych osób współpracuje teraz w ramach państwowej podkomisji. Z tego, co pamiętam władze z różnych uczelni były bardzo nieprzychylne osobom, które angażowały się w prace zespołu parlamentarnego. Te były wręcz szykanowane, a uczelnie odmawiały nawet wynajęcia sali na konferencję. Teraz to chyba trochę się zmieniło. Ci naukowcy nigdy nie mieli czego się wstydzić, dziś nie mają już się czego bać. Pracują, a jakie będą tego rezultaty, to się okaże.
Ale dowiedział się Pan czegoś nowego?
Bardzo wiele z zaprezentowanych ustaleń, to są ustalenia techniczne. Nie mam wykształcenia ścisłego, stąd trudno mi się do nich odnieść. Ale były też ustalenia dotyczące trajektorii lotu, porównanie tego, jak kontrolerzy z wieży naprowadzali Iła, który w końcu nie lądował i jak był naprowadzany tupolew. Nie jestem pilotem ale zdecydowanie to się różniło od tego, co zawarto w raportach MAK i Millera. I nie jest trudno ustalić, że oni ich sprowadzali na pewną śmierć.
Ma Pan wrażenie, że w końcu coś się ruszyło w wyjaśnianiu tej katastrofy?
Na pewno z jednej strony się niecierpliwię, bo czas się dłuży, a ja chciałbym wiedzieć jaka jest prawda. Czekam, żeby klamka w końcu zapadła i były jakieś końcowe wnioski. Z drugiej jednak strony wiem, że ta praca wymaga staranności i cierpliwości. Podkomisja faktycznie pracuje i na pewno już są jakieś tego wymierne efekty. To, co teraz nam przedstawiono, to na pewno jest materiał bardzo ciekawy i dający dużo do myślenia.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Na pewno z jednej strony się niecierpliwię, bo czas się dłuży, a ja chciałbym wiedzieć jaka jest prawda. Czekam, żeby klamka w końcu zapadła i były jakieś końcowe wnioski. Z drugiej jednak strony wiem, że ta praca wymaga staranności i cierpliwości. Podkomisja faktycznie pracuje i na pewno już są jakieś tego wymierne efekty. To, co teraz nam przedstawiono, to na pewno jest materiał bardzo ciekawy i dający dużo do myślenia
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Grzegorz Januszko, ojciec Natalii Januszko, stewardesy na Tu-154M, która zginęła w katastrofie smoleńskiej.
wPolityce.pl: Podkomisja dr. Berczyńskiego nie potwierdza wersji zdarzeń podanych w raportach MAK i Millera. To chyba Pana nie dziwi?
Grzegorz Januszko: Nie, ale to było już wiadome od jakiegoś czasu, że raport Millera i Anodiny po pierwsze bardzo mało różnią się jeden od drugiego, możemy nawet powiedzieć, że raport Millera to taka wersja kopiuj-wytnij-wklej raportu Anodiny. Obydwa też mijają się z prawdą, o czym mówiono na wczorajszym spotkaniu rodzin z członkami podkomisji dr. Berczyńskiego.
Może Pan odnieść się do tego, co usłyszał?
Było trochę nowych spraw, ale dosyć sporo z nich było kontynuacją pracy komisji, która pracowała za czasów, gdy PiS było jeszcze w opozycji. Nie jest tajemnicą, że wiele tych osób współpracuje teraz w ramach państwowej podkomisji. Z tego, co pamiętam władze z różnych uczelni były bardzo nieprzychylne osobom, które angażowały się w prace zespołu parlamentarnego. Te były wręcz szykanowane, a uczelnie odmawiały nawet wynajęcia sali na konferencję. Teraz to chyba trochę się zmieniło. Ci naukowcy nigdy nie mieli czego się wstydzić, dziś nie mają już się czego bać. Pracują, a jakie będą tego rezultaty, to się okaże.
Ale dowiedział się Pan czegoś nowego?
Bardzo wiele z zaprezentowanych ustaleń, to są ustalenia techniczne. Nie mam wykształcenia ścisłego, stąd trudno mi się do nich odnieść. Ale były też ustalenia dotyczące trajektorii lotu, porównanie tego, jak kontrolerzy z wieży naprowadzali Iła, który w końcu nie lądował i jak był naprowadzany tupolew. Nie jestem pilotem ale zdecydowanie to się różniło od tego, co zawarto w raportach MAK i Millera. I nie jest trudno ustalić, że oni ich sprowadzali na pewną śmierć.
Ma Pan wrażenie, że w końcu coś się ruszyło w wyjaśnianiu tej katastrofy?
Na pewno z jednej strony się niecierpliwię, bo czas się dłuży, a ja chciałbym wiedzieć jaka jest prawda. Czekam, żeby klamka w końcu zapadła i były jakieś końcowe wnioski. Z drugiej jednak strony wiem, że ta praca wymaga staranności i cierpliwości. Podkomisja faktycznie pracuje i na pewno już są jakieś tego wymierne efekty. To, co teraz nam przedstawiono, to na pewno jest materiał bardzo ciekawy i dający dużo do myślenia.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/335128-nasz-wywiad-grzegorz-januszko-o-materiale-podkomisji-dr-berczynskiego-nie-jest-trudno-ustalic-ze-oni-ich-sprowadzali-na-pewna-smierc?strona=1