Tomasz T. stwierdził, że już wtedy komentowano, iż lepiej, aby Tu-154M wylądował na lotnisku zapasowym w Mińsku lub Witebsku. Dochodziły do Pana takie informacje tam na miejscu?
Nie jestem w stanie odnieść się do zeznań tych ludzi, bo nie byłem nawet w ich pobliżu. Mogę jedynie odnieść się do korespondencji. Załoga tupolewa mówiła o tym, że ma zapasowe lotniska w planie lotu i pozostałość paliwa. Z tego, co rozmawiałem z kolegami, to ta pozostałość paliwa pozwalała wrócić im jeszcze do Warszawy. Także tutaj nie było niebezpieczeństwa, że może się cokolwiek wydarzyć, co mogłoby wpłynąć negatywnie na pozostałość paliwa. Wiadomo ze stenogramu, że załoga już nad Białorusią informowała o tym, że po otrzymaniu informacji z kontroli białoruskiej, że w Smoleńsku widać 400 metrów, powiadomiła pasażerów, iż z lądowania nic nie wyjdzie. I poprosili o wypracowanie decyzji - co było naturalne - bo pasażer w jakiś sposób i jego ochrona BOR-owska decydowali o tym, które lotnisko najbardziej będzie im odpowiadało. Staliśmy w okolicy 180 m od wieży. W momencie, kiedy przyszła ta druga warstwa mgły w płatach, nawiana na lotnisko, zaczęliśmy już słabo widzieć. Na moje polecenie śp. chorąży Remigiusz Muś poszedł do samolotu i poinformował załogę Tu-154M, że widać 200 m. Widzialność 200 m dla tego lotniska była widzialnością, która nie pozwalała na wykonanie bezpiecznego startu. Ograniczenia minimalne zostałyby w tym momencie przekroczone, więc lotnisko powinno było być zamknięte.
Rozmawiał Piotr Czartoryski-Sziler
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Tomasz T. stwierdził, że już wtedy komentowano, iż lepiej, aby Tu-154M wylądował na lotnisku zapasowym w Mińsku lub Witebsku. Dochodziły do Pana takie informacje tam na miejscu?
Nie jestem w stanie odnieść się do zeznań tych ludzi, bo nie byłem nawet w ich pobliżu. Mogę jedynie odnieść się do korespondencji. Załoga tupolewa mówiła o tym, że ma zapasowe lotniska w planie lotu i pozostałość paliwa. Z tego, co rozmawiałem z kolegami, to ta pozostałość paliwa pozwalała wrócić im jeszcze do Warszawy. Także tutaj nie było niebezpieczeństwa, że może się cokolwiek wydarzyć, co mogłoby wpłynąć negatywnie na pozostałość paliwa. Wiadomo ze stenogramu, że załoga już nad Białorusią informowała o tym, że po otrzymaniu informacji z kontroli białoruskiej, że w Smoleńsku widać 400 metrów, powiadomiła pasażerów, iż z lądowania nic nie wyjdzie. I poprosili o wypracowanie decyzji - co było naturalne - bo pasażer w jakiś sposób i jego ochrona BOR-owska decydowali o tym, które lotnisko najbardziej będzie im odpowiadało. Staliśmy w okolicy 180 m od wieży. W momencie, kiedy przyszła ta druga warstwa mgły w płatach, nawiana na lotnisko, zaczęliśmy już słabo widzieć. Na moje polecenie śp. chorąży Remigiusz Muś poszedł do samolotu i poinformował załogę Tu-154M, że widać 200 m. Widzialność 200 m dla tego lotniska była widzialnością, która nie pozwalała na wykonanie bezpiecznego startu. Ograniczenia minimalne zostałyby w tym momencie przekroczone, więc lotnisko powinno było być zamknięte.
Rozmawiał Piotr Czartoryski-Sziler
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/316450-trzy-pytania-do-por-artura-wosztyla-widac-bylo-ze-wizyta-10-kwietnia-byla-traktowana-w-zupelnie-inny-gorszy-sposob?strona=2