Widzialność 200 m dla tego lotniska była widzialnością, która nie pozwalała na wykonanie bezpiecznego startu. Ograniczenia minimalne zostałyby w tym momencie przekroczone; lotnisko powinno było być zamknięte
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl por. rez. Artur Wosztyl, pilot Jaka-40, który 10 kwietnia 2010 roku lądował przed Tu-154M w Smoleńsku.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Proces Tomasza Arabskiego. Świadek: „Pamiętam wiele rzeczy, ale minęło 6 lat, a pamięć jest zawodna”
wPolityce.pl: Tomasz T., były szef wydziału politycznego ambasady RP w Moskwie, który uczestniczył w przygotowaniu wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu 10 kwietnia 2010 r., zeznał dziś w procesie Tomasza Arabskiego, że „w skutek polskich nacisków rosyjskie służby chroniły obie wizyty na takim samym poziomie”.
Por. Artur Wosztyl: Nie zgodzę się z tym. 7 kwietnia zanim jeszcze tupolew przyleciał na pana premiera i delegację polską czekała na płycie lotniska kolumna pojazdów, która miała ich zabrać. Wszystko było ustalone i dogadane ze stroną rosyjską. 10 kwietnia tych pojazdów nie było. Już chociażby po tym widać, że te wizyty były inaczej traktowane przez Rosjan. Po tym, co wydarzyło się tam tego dnia, śmiem wątpić czy inne rzeczy, w tym ochrona, wyglądały tak, jak 7 kwietnia. Dostrzegam bowiem ewidentną rozbieżność między zabezpieczeniem przylotu pana premiera, a zabezpieczeniem przylotu pana prezydenta. Widać było, że wizyta 10 kwietnia była traktowana w zupełnie inny, gorszy sposób.
Tomasz T. zeznając odniósł się do Pana lądowania Jakiem-40 w Smoleńsku przed tupolewem. Stwierdził, że warunki były jeszcze w miarę dobre, ale potem uległy pogorszeniu.
To jest akurat prawdą, tak to wyglądało. Pierwsza wiadomość o pogodzie mówiła o widzialności 4000 m i zamgleniu. W ciągu kilku minut ta widzialność spadła do 1500 m. Tę informację dostaliśmy, gdy byliśmy na prostej i wykonywaliśmy podejście końcowe według dwóch radiolatarni. Sprawa wyglądała tak, że Iła-76 zatrzymali na 3000 m, a zgodę na zniżanie dostał dopiero, gdy byliśmy na wspomnianej prostej. Kiedy wykonywaliśmy podejście do Smoleńska, to oni zaczynali wektorować. Po wylądowaniu te warunki jakiś czas jeszcze się utrzymywały. Ił-76 dwa razy podchodził po nas w podobnych warunkach. One zaczęły się pogarszać jakieś 40 min. po naszym lądowaniu.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Widzialność 200 m dla tego lotniska była widzialnością, która nie pozwalała na wykonanie bezpiecznego startu. Ograniczenia minimalne zostałyby w tym momencie przekroczone; lotnisko powinno było być zamknięte
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl por. rez. Artur Wosztyl, pilot Jaka-40, który 10 kwietnia 2010 roku lądował przed Tu-154M w Smoleńsku.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Proces Tomasza Arabskiego. Świadek: „Pamiętam wiele rzeczy, ale minęło 6 lat, a pamięć jest zawodna”
wPolityce.pl: Tomasz T., były szef wydziału politycznego ambasady RP w Moskwie, który uczestniczył w przygotowaniu wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu 10 kwietnia 2010 r., zeznał dziś w procesie Tomasza Arabskiego, że „w skutek polskich nacisków rosyjskie służby chroniły obie wizyty na takim samym poziomie”.
Por. Artur Wosztyl: Nie zgodzę się z tym. 7 kwietnia zanim jeszcze tupolew przyleciał na pana premiera i delegację polską czekała na płycie lotniska kolumna pojazdów, która miała ich zabrać. Wszystko było ustalone i dogadane ze stroną rosyjską. 10 kwietnia tych pojazdów nie było. Już chociażby po tym widać, że te wizyty były inaczej traktowane przez Rosjan. Po tym, co wydarzyło się tam tego dnia, śmiem wątpić czy inne rzeczy, w tym ochrona, wyglądały tak, jak 7 kwietnia. Dostrzegam bowiem ewidentną rozbieżność między zabezpieczeniem przylotu pana premiera, a zabezpieczeniem przylotu pana prezydenta. Widać było, że wizyta 10 kwietnia była traktowana w zupełnie inny, gorszy sposób.
Tomasz T. zeznając odniósł się do Pana lądowania Jakiem-40 w Smoleńsku przed tupolewem. Stwierdził, że warunki były jeszcze w miarę dobre, ale potem uległy pogorszeniu.
To jest akurat prawdą, tak to wyglądało. Pierwsza wiadomość o pogodzie mówiła o widzialności 4000 m i zamgleniu. W ciągu kilku minut ta widzialność spadła do 1500 m. Tę informację dostaliśmy, gdy byliśmy na prostej i wykonywaliśmy podejście końcowe według dwóch radiolatarni. Sprawa wyglądała tak, że Iła-76 zatrzymali na 3000 m, a zgodę na zniżanie dostał dopiero, gdy byliśmy na wspomnianej prostej. Kiedy wykonywaliśmy podejście do Smoleńska, to oni zaczynali wektorować. Po wylądowaniu te warunki jakiś czas jeszcze się utrzymywały. Ił-76 dwa razy podchodził po nas w podobnych warunkach. One zaczęły się pogarszać jakieś 40 min. po naszym lądowaniu.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/316450-trzy-pytania-do-por-artura-wosztyla-widac-bylo-ze-wizyta-10-kwietnia-byla-traktowana-w-zupelnie-inny-gorszy-sposob?strona=1