W ciągu ostatnich 6,5 lat poznałem sporo dokumentów związanych z katastrofą smoleńską. Czytałem MSZ-owskie clarisy, maile wysyłane pomiędzy resortami, protokoły przesłuchań urzędników – z ministrami włącznie, protokoły medyczne, postanowienia śledczych, ekspertyzy biegłych i wiele innych. Jednak chyba nigdy jeszcze nie spotkałem się z materiałem tak bulwersującym, jak opisywany w najnowszym numerze „wSieci”.
Razem z Marcinem Wikło ujawniamy zawartość kilkudziesięciu szyfrogramów i notatek dotyczących kontaktów z Rosjanami w latach 2009-2011 najwyższych polskich urzędników – prezydenta, premiera, szefa jego kancelarii, ministra spraw zagranicznych i jego zastępców, ambasadora w Moskwie, ministra obrony narodowej i innych.
Nie ma chyba zbyt mocnych słów na opisanie tych materiałów. Z drugiej strony – nie trzeba ich specjalnie omawiać, bo ich zdumiewająca treść mówi wszystko.
Z oczywistych względów w tygodniku posługujemy się cytatami, nie publikujemy żadnego z omawianych dokumentów (możemy jednak wskazać ich sygnatury, daty wytworzenia i autorów). Mogłoby to narazić na zdemaskowanie naszych informatorów. Jednak dobrze by się stało, by te materiały ujrzały światło dzienne.
Wiemy, że są one w posiadaniu co najmniej czterech ważnych instytucji centralnych. Zapewne w większej ilości niż ta, do której my dotarliśmy. Minister spraw zagranicznych od maja kilkakrotnie zapewniał publicznie, że odnalazł całe kartony akt związanych z przygotowaniami do uroczystości katyńskich, jak i z kontaktami z Rosją po katastrofie smoleńskiej. Do dziś jednak nie przedstawił ich publicznie, nie wskazał nawet, co dokładnie się w nich znajduje, ani nie przekazał śledczym. Dlaczego? Nie znajduję odpowiedzi.
Podejrzewamy, że część z opisywanych przez nas notatek i szyfrogramów może znajdować się w dokumentacji, o której wspominał Witold Waszczykowski.
Najlepiej by się stało, gdyby z wszystkich niejawnych dokumentów (a tylko o takich mówimy - wyjątkiem jest jawna notatka ze spotkania Tomasza Arabskiego z Jurijem Uszakowem) związanych z działaniami rządu przed i po 10/04 zdjąć klauzule i w całości upublicznić (jawnych też to dotyczy). Naturalnie pod warunkiem, że nie narazi to na szwank bezpieczeństwa państwa. Materiały opisywane przez nas we „wSieci” nie stanowią zagrożenia dla polityki prowadzonej dziś przez Rzeczpospolitą. Są natomiast bardzo niewygodne dla poprzedniej władzy.
Pokazują, że ekipie Platformy Obywatelskiej w kontaktach z Moskwą przyświecał jeden cel: stworzyć iluzję ciepłych relacji, niezależnie od faktów. A te aż krzyczały, by opamiętać się, zmienić ton i poszukać wsparcia u sojuszników na Zachodzie.
Najwyżsi polscy urzędnicy byli nie tyle uniżeni, co wręcz gotowi do upokorzeń, byle tylko móc zaraportować opinii publicznej: z Rosją świetnie nam się współpracuje, a są widoki na to, że będzie jeszcze lepiej. To żenujące „ramię w ramię” Ewy Kopacz było niczym w porównaniu do treści rozmów Sikorskiego z Ławrowem, Klicha z Iwanowem czy Komorowskiego z Miedwiediewem. Najdziwniejsze, że nawet wewnętrzna korespondencja, wysyłana np. z ambasady do MSZ bądź do premiera zawierała bzdury o „rzeczowej” i „konstruktywnej” atmosferze, podczas gdy Moskwa coraz bardziej ostentacyjnie pokazywała nam gest Kozakiewicza odmawiając – nawet wbrew nieszczęsnej konwencji chicagowskiej – przekazania kolejnych materiałów.
Pozwolę sobie zacytować dwa z wielu tego przykładów.
24 kwietnia 2010 r., Moskwa, Bogdan Klich wita wicepremiera i ministra obrony FR Siergieja Iwanowa i dziękuje
władzom Rosji przede wszystkim za dużą operatywność na miejscu zdarzenia, tuż po katastrofie, i za szybką, sprawną identyfikację ofiar.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
W ciągu ostatnich 6,5 lat poznałem sporo dokumentów związanych z katastrofą smoleńską. Czytałem MSZ-owskie clarisy, maile wysyłane pomiędzy resortami, protokoły przesłuchań urzędników – z ministrami włącznie, protokoły medyczne, postanowienia śledczych, ekspertyzy biegłych i wiele innych. Jednak chyba nigdy jeszcze nie spotkałem się z materiałem tak bulwersującym, jak opisywany w najnowszym numerze „wSieci”.
Razem z Marcinem Wikło ujawniamy zawartość kilkudziesięciu szyfrogramów i notatek dotyczących kontaktów z Rosjanami w latach 2009-2011 najwyższych polskich urzędników – prezydenta, premiera, szefa jego kancelarii, ministra spraw zagranicznych i jego zastępców, ambasadora w Moskwie, ministra obrony narodowej i innych.
Nie ma chyba zbyt mocnych słów na opisanie tych materiałów. Z drugiej strony – nie trzeba ich specjalnie omawiać, bo ich zdumiewająca treść mówi wszystko.
Z oczywistych względów w tygodniku posługujemy się cytatami, nie publikujemy żadnego z omawianych dokumentów (możemy jednak wskazać ich sygnatury, daty wytworzenia i autorów). Mogłoby to narazić na zdemaskowanie naszych informatorów. Jednak dobrze by się stało, by te materiały ujrzały światło dzienne.
Wiemy, że są one w posiadaniu co najmniej czterech ważnych instytucji centralnych. Zapewne w większej ilości niż ta, do której my dotarliśmy. Minister spraw zagranicznych od maja kilkakrotnie zapewniał publicznie, że odnalazł całe kartony akt związanych z przygotowaniami do uroczystości katyńskich, jak i z kontaktami z Rosją po katastrofie smoleńskiej. Do dziś jednak nie przedstawił ich publicznie, nie wskazał nawet, co dokładnie się w nich znajduje, ani nie przekazał śledczym. Dlaczego? Nie znajduję odpowiedzi.
Podejrzewamy, że część z opisywanych przez nas notatek i szyfrogramów może znajdować się w dokumentacji, o której wspominał Witold Waszczykowski.
Najlepiej by się stało, gdyby z wszystkich niejawnych dokumentów (a tylko o takich mówimy - wyjątkiem jest jawna notatka ze spotkania Tomasza Arabskiego z Jurijem Uszakowem) związanych z działaniami rządu przed i po 10/04 zdjąć klauzule i w całości upublicznić (jawnych też to dotyczy). Naturalnie pod warunkiem, że nie narazi to na szwank bezpieczeństwa państwa. Materiały opisywane przez nas we „wSieci” nie stanowią zagrożenia dla polityki prowadzonej dziś przez Rzeczpospolitą. Są natomiast bardzo niewygodne dla poprzedniej władzy.
Pokazują, że ekipie Platformy Obywatelskiej w kontaktach z Moskwą przyświecał jeden cel: stworzyć iluzję ciepłych relacji, niezależnie od faktów. A te aż krzyczały, by opamiętać się, zmienić ton i poszukać wsparcia u sojuszników na Zachodzie.
Najwyżsi polscy urzędnicy byli nie tyle uniżeni, co wręcz gotowi do upokorzeń, byle tylko móc zaraportować opinii publicznej: z Rosją świetnie nam się współpracuje, a są widoki na to, że będzie jeszcze lepiej. To żenujące „ramię w ramię” Ewy Kopacz było niczym w porównaniu do treści rozmów Sikorskiego z Ławrowem, Klicha z Iwanowem czy Komorowskiego z Miedwiediewem. Najdziwniejsze, że nawet wewnętrzna korespondencja, wysyłana np. z ambasady do MSZ bądź do premiera zawierała bzdury o „rzeczowej” i „konstruktywnej” atmosferze, podczas gdy Moskwa coraz bardziej ostentacyjnie pokazywała nam gest Kozakiewicza odmawiając – nawet wbrew nieszczęsnej konwencji chicagowskiej – przekazania kolejnych materiałów.
Pozwolę sobie zacytować dwa z wielu tego przykładów.
24 kwietnia 2010 r., Moskwa, Bogdan Klich wita wicepremiera i ministra obrony FR Siergieja Iwanowa i dziękuje
władzom Rosji przede wszystkim za dużą operatywność na miejscu zdarzenia, tuż po katastrofie, i za szybką, sprawną identyfikację ofiar.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/313727-sledztwo-grzezlo-a-oni-wciaz-podlizywali-sie-moskwie-z-niejawnych-dokumentow-wylania-sie-paskudny-obraz-poprzedniej-wladzy?strona=1