Koalicja Europejska na wszelkie sposoby próbuje zatrzeć społeczny szok, wywołany deklaracją Rabieja o prawdziwych celach gejowskich aktywistów, ale warszawski ratusz z Karty LGBT+ nie zamierza się wycofać. Organizacje mniejszościowe w Polsce próbują zmiękczać opinię publiczną, choć wystarczy prześledzić doświadczenia Zachodu, by stracić złudzenia. Były już w przeszłości postulaty legalizacji pedofilii. Im bardziej uda się zdemoralizować społeczeństwo, tym bardziej będą przesuwane granice.
Sprawdźmy więc, jak wyglądały procesy genderowania społeczeństwa za granicą. Szokująca jest w tym kontekście działalność jednego z czołowych polityków niemieckiej Partii Zieloni. Warto przypomnieć, że Daniel Cohn-Bendit jest politykiem niezwykle cenionym przez „Gazetę Wyborczą”. Od roku 1994 jest wysłannikiem Zielonych do Parlamentu Europejskiego. To wzorcowy przykład przeprowadzenia pokolenia seksualnych buntowników z popędowych barykad na szczyty władzy. Nie ma wątpliwości, jakie wartości reprezentuje w europarlamencie i za stanowieniem jakiego prawa się opowiada. W kontekście wdrażania ideologii gender postać Cohn-Bendita ma szczególne znaczenie.
„Czerwony Dany” w na przełomie lat 60. I 70. zakotwiczył we Frankfurcie nad Menem, gdzie został redaktorem naczelnym lewicowej gazety „Pflasterstrand”, którą kierował aż do roku 1990. Za wzór do naśladowania stawiał światu Chiny. Konsekwentnie propagował przy tym hasło „3M – Marx, Mao, Marcuse”, w którym Karol Marks oznaczał „boga”, Marcuse „proroka”, a Mao Tse-tung – „miecz nowej religii”.
W wydanej w 1975 roku autobiografii pt. „Wielki Bazar” opisywał swoje doświadczenia pedofilskie.
W 1972 roku złożyłem podanie o pracę w alternatywnym przedszkolu we Frankfurcie nad Menem. Pracowałem tam ponad dwa lata. Mój ciągły flirt z dziećmi szybko przyjął charakter erotyczny. Te małe pięcioletnie dziewczynki już wiedziały, jak mnie podrywać. Kilka razy zdarzyło się, że dzieci rozpięły mi rozporek i zaczęły mnie głaskać. Ich życzenie było dla mnie problematyczne. Jednak często mimo wszystko i ja je głaskałem…
To niejedyne pedofilskie wyznanie lidera Partii Zielonych. W latach 70. wystąpił na antenie francuskiej telewizji. Jak sam przyznał, przed programem zjadł kilka „haszyszowych ciasteczek”. Słodycze ośmieliły go na tyle, że nie potrafił dostrzec konsternacji innych gości, gdy opisywał swoje seksualne doznania z pięciolatkami.
„Seksualność takiego malca jest absolutnie fantastyczna. […] Czy wiecie, jak mała dziewczynka w wieku pięciu i pół roku zaczyna was rozbierać… to fantastyczne… To fantastyczne, bo to jest gra, to jest gra… absolutnie erotyczna, maniakalna”
– mówił.
Jego telewizyjny show ujawnił w kwietniu 2013 roku portal wPolityce.pl. Wydawałoby się, że wobec zadeklarowanego pedofila muszą zostać wyciągnięte konsekwencje. Niestety nikomu nie przyszło do głowy, by pozbawić go funkcji publicznych. Przeciwnie. „Gazeta Wyborcza” zaprosiła go na uroczyste spotkanie w Warszawie, ze wszystkimi należnymi honorami, po czym opublikowała ekskluzywny wywiad z oświeconym mędrcem nowego świata. Nie padło żadne trudne pytanie.
Są też inni europarlamentarzyści o pedofilskich fascynacjach. Lider niemieckich Zielonych Jürgen Trittin przyznał, że w 1981 roku, kandydując na radnego w Getyndze, odpowiadał za program Alternatywnej Listy Zielonych Inicjatyw (AGIL), postulujący zniesienie kar za stosunki seksualne dorosłych z dziećmi. Gdy sprawa wypłynęła przed wyborami do Bundestagu we wrześniu 2013, tłumaczył, że AGIL znajdowała się w latach 80. pod wpływem grup interesów chcących zalegalizować wykorzystywanie seksualne dzieci. Przyznał, że popełnił błąd, ale nie miał innego wyjścia, ponieważ jego partia przejęła w całości postulaty Akcji Homoseksualnej Getynga. Czy to cokolwiek tłumaczy?
Problem w tym, że pokolenie seksrewolucji zasiada na dziś wysokich stanowiskach i pisze prawo dla kolejnych pokoleń. Spełnił się sen Gramsciego o długim marszu przez instytucje. Wykarmieni na wynaturzonych teoriach Reicha nie mogą wybierać inaczej. Zostali pozbawieni sumień. Trudno się dziwić, że z taką determinacją powiększają grono organizacji LGBT w Polsce, by te realizowały postulaty gender w naszym „zacofanym” obyczajowo kraju.
Jest w Polsce kilka instytucji, od lat realizujących konkretne zadania. Partia Zielonych powiązana jest na przykład bliskimi relacjami z Fundacją Heinricha Bölla, która podjęła się szczególnej misji nawracania Polski na genderyzm. Nie szczędzi w tym zakresie środków. Finansuje liczne konferencje, sympozja, badania, analizy i inne działania realizowane przez środowiska feministyczne oraz LGBTQ. W 2009 roku fundacja zorganizowała w Niemczech tygodniową konferencję pod hasłem „Gender to happening”. Niemieccy politycy zastanawiali się na niej, „jak można zmienić niemiecką konstytucję i w których miejscach obecne prawodawstwo daje wolną rękę queerowemu stylowi życia, a gdzie go zabrania”. Jak widać, apetyt Zielonych nie kończy się na zwykłym równouprawnieniu. Szefowie fundacji mówią otwarcie, że Polska jest dla nich krajem wybranym.
Rzeczywiście, gender zajmuje w kontekście „zielonych” wartości oraz kręgu naszych zainteresowań szczególne miejsce i ma kluczowe znaczenie. Otwarcie naszego biura w Warszawie poprzedziła realizacja wielu projektów gender, zresztą nie tylko z myślą o Polsce, ale i o innych państwach tego regionu, jak Słowacja, Czechy, a później Ukraina. W Polsce projekty gender mają szczególne znaczenie, ponieważ Polska jest konserwatywnym krajem katolickim, o patriarchalnym modelu społeczeństwa, w którym zagadnieniom równości kobiet i mężczyzn, mniejszościom seksualnym czy tolerancji światopoglądowej przypisuje się zupełnie inną wagę niż w krajach laickich Europy Zachodniej. Dlatego aspekty związane z równością kobiet i mężczyzn stanowią dzisiaj ważną część naszej działalności programowej jako fundacji politycznej w Polsce
– przyznał w rozmowie z Deutsche Welle Wolfgang Templin, obecny szef warszawskiego biura.
Co będzie dalej? Patrząc na to, co wydarzyło się na Zachodzie (w latach 60, 70 i później) łatwo wyciągnąć wnioski. Apetyty genderowych ideologów na – mimo wszystko – nadal konserwatywną Polskę rosną. Międzynarodowe struktury lobbingowe gotowe są dofinansować długofalowe procesy przemiany mentalności Polaków, co zresztą dzieje się już od lat.
Paweł Rabiej, jako wieloletni aktywista gejowski, wykorzystuje dziś swoją pozycję w polityce do realizacji programu LGBT+. Opinia publiczna cały czas mamiona jest bałamutnymi hasłami o „polityce równościowej” czy antydyskryminacyjnej, choć w rzeczywistości mamy do czynienia z indoktrynacją mniejszości seksualnych.
Ze standardów edukacji seksualnej WHO, która jest elementem warszawskiej Karty LGBT+, wynika że dzieci w wieku 12-15 lat mają być zdolne do samodzielnego określenia własnej orientacji seksualnej. Tymczasem nawet prof. Lew-Starowicz, którego trudno posądzić o konserwatyzm czy fundamentalizm, podkreśla, że coming outy w tak młodym wieku są sprzeczne ze standardami medycznymi. Powołując się na badanie seksuologów twierdzi, że na 100 osób między 12. a 14. rokiem życia, które chciały zmienić płeć, w postanowieniu tym do pełnoletniości dotrwało 29. Ponad 70 proc. zmieniło zdanie i zaakceptowało swoją płeć biologiczną bez żadnych oddziaływań terapeutycznych czy nacisków ze strony rodziny.
Nie jest to jednak opinia, z którą chcieliby się zgodzić aktywiści LGBTQ. Forsują więc swoje rozwiązania przy pomocy przychylnych im pseudonaukowów, publicystów genderowych czy partii politycznych. Swoich ludzi mają też w najwyższych gremiach dokonujących zmian obyczajowych na drodze głosowań. Gejowscy aktywiści już w latach 70. wymusili na Amerykańskim Towarzystwie Psychiatrycznym (American Psychiatric Association – APA) zmianę stanowiska dotyczącego homoseksualizmu. W 1973 roku, na drodze głosowania, usunięto homoseksualizm z listy chorób. W ten sam sposób próbuje się małymi krokami zmienić definicję pedofilii? Wszystko wskazuje na to, że możliwe i to w niedługim czasie, skoro ONZ i WHO dopuszczają się takich posunięć.
W USA od 1978 roku z powodzeniem działa Północnoamerykańskie Stowarzyszenie na rzecz Miłości Męsko-Chłopięcej (NAMBLA), żądające zrównania praw pedofilów z prawami homoseksualistów. Jego członkowie przekonują, że oczywiście brzydzą się przemocą i potępiają gwałty na dzieciach, ale dzieci też mają swoje seksualne prawa. Stając w ich obronie, aktywiści NAMBLA nawołują do „zaprzestania prześladowań ludzi, którzy kochają małych chłopców”. Zapewniają, że wspierają chłopców nie tylko w kwestiach seksualnych. Powołując się na badania, twierdzą, że ich dobrowolne kontakty z mężczyznami są dla obu stron korzystne .
Dalszy ciąg na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Koalicja Europejska na wszelkie sposoby próbuje zatrzeć społeczny szok, wywołany deklaracją Rabieja o prawdziwych celach gejowskich aktywistów, ale warszawski ratusz z Karty LGBT+ nie zamierza się wycofać. Organizacje mniejszościowe w Polsce próbują zmiękczać opinię publiczną, choć wystarczy prześledzić doświadczenia Zachodu, by stracić złudzenia. Były już w przeszłości postulaty legalizacji pedofilii. Im bardziej uda się zdemoralizować społeczeństwo, tym bardziej będą przesuwane granice.
Sprawdźmy więc, jak wyglądały procesy genderowania społeczeństwa za granicą. Szokująca jest w tym kontekście działalność jednego z czołowych polityków niemieckiej Partii Zieloni. Warto przypomnieć, że Daniel Cohn-Bendit jest politykiem niezwykle cenionym przez „Gazetę Wyborczą”. Od roku 1994 jest wysłannikiem Zielonych do Parlamentu Europejskiego. To wzorcowy przykład przeprowadzenia pokolenia seksualnych buntowników z popędowych barykad na szczyty władzy. Nie ma wątpliwości, jakie wartości reprezentuje w europarlamencie i za stanowieniem jakiego prawa się opowiada. W kontekście wdrażania ideologii gender postać Cohn-Bendita ma szczególne znaczenie.
„Czerwony Dany” w na przełomie lat 60. I 70. zakotwiczył we Frankfurcie nad Menem, gdzie został redaktorem naczelnym lewicowej gazety „Pflasterstrand”, którą kierował aż do roku 1990. Za wzór do naśladowania stawiał światu Chiny. Konsekwentnie propagował przy tym hasło „3M – Marx, Mao, Marcuse”, w którym Karol Marks oznaczał „boga”, Marcuse „proroka”, a Mao Tse-tung – „miecz nowej religii”.
W wydanej w 1975 roku autobiografii pt. „Wielki Bazar” opisywał swoje doświadczenia pedofilskie.
W 1972 roku złożyłem podanie o pracę w alternatywnym przedszkolu we Frankfurcie nad Menem. Pracowałem tam ponad dwa lata. Mój ciągły flirt z dziećmi szybko przyjął charakter erotyczny. Te małe pięcioletnie dziewczynki już wiedziały, jak mnie podrywać. Kilka razy zdarzyło się, że dzieci rozpięły mi rozporek i zaczęły mnie głaskać. Ich życzenie było dla mnie problematyczne. Jednak często mimo wszystko i ja je głaskałem…
To niejedyne pedofilskie wyznanie lidera Partii Zielonych. W latach 70. wystąpił na antenie francuskiej telewizji. Jak sam przyznał, przed programem zjadł kilka „haszyszowych ciasteczek”. Słodycze ośmieliły go na tyle, że nie potrafił dostrzec konsternacji innych gości, gdy opisywał swoje seksualne doznania z pięciolatkami.
„Seksualność takiego malca jest absolutnie fantastyczna. […] Czy wiecie, jak mała dziewczynka w wieku pięciu i pół roku zaczyna was rozbierać… to fantastyczne… To fantastyczne, bo to jest gra, to jest gra… absolutnie erotyczna, maniakalna”
– mówił.
Jego telewizyjny show ujawnił w kwietniu 2013 roku portal wPolityce.pl. Wydawałoby się, że wobec zadeklarowanego pedofila muszą zostać wyciągnięte konsekwencje. Niestety nikomu nie przyszło do głowy, by pozbawić go funkcji publicznych. Przeciwnie. „Gazeta Wyborcza” zaprosiła go na uroczyste spotkanie w Warszawie, ze wszystkimi należnymi honorami, po czym opublikowała ekskluzywny wywiad z oświeconym mędrcem nowego świata. Nie padło żadne trudne pytanie.
Są też inni europarlamentarzyści o pedofilskich fascynacjach. Lider niemieckich Zielonych Jürgen Trittin przyznał, że w 1981 roku, kandydując na radnego w Getyndze, odpowiadał za program Alternatywnej Listy Zielonych Inicjatyw (AGIL), postulujący zniesienie kar za stosunki seksualne dorosłych z dziećmi. Gdy sprawa wypłynęła przed wyborami do Bundestagu we wrześniu 2013, tłumaczył, że AGIL znajdowała się w latach 80. pod wpływem grup interesów chcących zalegalizować wykorzystywanie seksualne dzieci. Przyznał, że popełnił błąd, ale nie miał innego wyjścia, ponieważ jego partia przejęła w całości postulaty Akcji Homoseksualnej Getynga. Czy to cokolwiek tłumaczy?
Problem w tym, że pokolenie seksrewolucji zasiada na dziś wysokich stanowiskach i pisze prawo dla kolejnych pokoleń. Spełnił się sen Gramsciego o długim marszu przez instytucje. Wykarmieni na wynaturzonych teoriach Reicha nie mogą wybierać inaczej. Zostali pozbawieni sumień. Trudno się dziwić, że z taką determinacją powiększają grono organizacji LGBT w Polsce, by te realizowały postulaty gender w naszym „zacofanym” obyczajowo kraju.
Jest w Polsce kilka instytucji, od lat realizujących konkretne zadania. Partia Zielonych powiązana jest na przykład bliskimi relacjami z Fundacją Heinricha Bölla, która podjęła się szczególnej misji nawracania Polski na genderyzm. Nie szczędzi w tym zakresie środków. Finansuje liczne konferencje, sympozja, badania, analizy i inne działania realizowane przez środowiska feministyczne oraz LGBTQ. W 2009 roku fundacja zorganizowała w Niemczech tygodniową konferencję pod hasłem „Gender to happening”. Niemieccy politycy zastanawiali się na niej, „jak można zmienić niemiecką konstytucję i w których miejscach obecne prawodawstwo daje wolną rękę queerowemu stylowi życia, a gdzie go zabrania”. Jak widać, apetyt Zielonych nie kończy się na zwykłym równouprawnieniu. Szefowie fundacji mówią otwarcie, że Polska jest dla nich krajem wybranym.
Rzeczywiście, gender zajmuje w kontekście „zielonych” wartości oraz kręgu naszych zainteresowań szczególne miejsce i ma kluczowe znaczenie. Otwarcie naszego biura w Warszawie poprzedziła realizacja wielu projektów gender, zresztą nie tylko z myślą o Polsce, ale i o innych państwach tego regionu, jak Słowacja, Czechy, a później Ukraina. W Polsce projekty gender mają szczególne znaczenie, ponieważ Polska jest konserwatywnym krajem katolickim, o patriarchalnym modelu społeczeństwa, w którym zagadnieniom równości kobiet i mężczyzn, mniejszościom seksualnym czy tolerancji światopoglądowej przypisuje się zupełnie inną wagę niż w krajach laickich Europy Zachodniej. Dlatego aspekty związane z równością kobiet i mężczyzn stanowią dzisiaj ważną część naszej działalności programowej jako fundacji politycznej w Polsce
– przyznał w rozmowie z Deutsche Welle Wolfgang Templin, obecny szef warszawskiego biura.
Co będzie dalej? Patrząc na to, co wydarzyło się na Zachodzie (w latach 60, 70 i później) łatwo wyciągnąć wnioski. Apetyty genderowych ideologów na – mimo wszystko – nadal konserwatywną Polskę rosną. Międzynarodowe struktury lobbingowe gotowe są dofinansować długofalowe procesy przemiany mentalności Polaków, co zresztą dzieje się już od lat.
Paweł Rabiej, jako wieloletni aktywista gejowski, wykorzystuje dziś swoją pozycję w polityce do realizacji programu LGBT+. Opinia publiczna cały czas mamiona jest bałamutnymi hasłami o „polityce równościowej” czy antydyskryminacyjnej, choć w rzeczywistości mamy do czynienia z indoktrynacją mniejszości seksualnych.
Ze standardów edukacji seksualnej WHO, która jest elementem warszawskiej Karty LGBT+, wynika że dzieci w wieku 12-15 lat mają być zdolne do samodzielnego określenia własnej orientacji seksualnej. Tymczasem nawet prof. Lew-Starowicz, którego trudno posądzić o konserwatyzm czy fundamentalizm, podkreśla, że coming outy w tak młodym wieku są sprzeczne ze standardami medycznymi. Powołując się na badanie seksuologów twierdzi, że na 100 osób między 12. a 14. rokiem życia, które chciały zmienić płeć, w postanowieniu tym do pełnoletniości dotrwało 29. Ponad 70 proc. zmieniło zdanie i zaakceptowało swoją płeć biologiczną bez żadnych oddziaływań terapeutycznych czy nacisków ze strony rodziny.
Nie jest to jednak opinia, z którą chcieliby się zgodzić aktywiści LGBTQ. Forsują więc swoje rozwiązania przy pomocy przychylnych im pseudonaukowów, publicystów genderowych czy partii politycznych. Swoich ludzi mają też w najwyższych gremiach dokonujących zmian obyczajowych na drodze głosowań. Gejowscy aktywiści już w latach 70. wymusili na Amerykańskim Towarzystwie Psychiatrycznym (American Psychiatric Association – APA) zmianę stanowiska dotyczącego homoseksualizmu. W 1973 roku, na drodze głosowania, usunięto homoseksualizm z listy chorób. W ten sam sposób próbuje się małymi krokami zmienić definicję pedofilii? Wszystko wskazuje na to, że możliwe i to w niedługim czasie, skoro ONZ i WHO dopuszczają się takich posunięć.
W USA od 1978 roku z powodzeniem działa Północnoamerykańskie Stowarzyszenie na rzecz Miłości Męsko-Chłopięcej (NAMBLA), żądające zrównania praw pedofilów z prawami homoseksualistów. Jego członkowie przekonują, że oczywiście brzydzą się przemocą i potępiają gwałty na dzieciach, ale dzieci też mają swoje seksualne prawa. Stając w ich obronie, aktywiści NAMBLA nawołują do „zaprzestania prześladowań ludzi, którzy kochają małych chłopców”. Zapewniają, że wspierają chłopców nie tylko w kwestiach seksualnych. Powołując się na badania, twierdzą, że ich dobrowolne kontakty z mężczyznami są dla obu stron korzystne .
Dalszy ciąg na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/439054-co-po-legalizacji-homomalzenstw-mroczna-prawda-o-pedofilii