Ministerstwo nauki uzasadnia tę reformę tłumacząc, że należy mówić językiem zrozumiałym dla świata humanistyki zachodniej.
Ale jest to język, w którym nie ma żadnego zrozumienia dla polskiej kultury, dla specyfiki, dla tego, co regionalne, co lokalne, co NIEPRZETŁUMACZALNE. Jest za to często wymóg akceptacji fałszywych stereotypów i modnych klisz ideowych jako „ostatniego słowa” nauki, a raczej „humanistyki skargi”. Dostosowanie się do nich będzie premiowane i nagradzane bardzo wysoką punktacją. To właśnie może budować o postawę skrajnego konformizmu. Tak jak niegdyś trzeba było każdy tekst humanistyczny okrasić cytatami z Marksa i Lenina, dziś są inni klasycy czy klasyczki „ideologicznej poprawności”, dzięki którym można się wkupić w łaski potężnych redaktorów i grantodawców. Młodzi ludzie nie będą pisać o „niepoprawnych”, ważnych tematach dla polskiej literatury, bo to kwestie „marginalne”, które nie zainteresują zachodnich czasopism. Nie napiszą też sensownie o tym, co właśnie ostatecznie nieprzetłumaczalne, jak np. wielka poezja Bolesława Leśmiana – bo napisać mogą tyle tylko, ile zmieści się w schemacie antysemityzmu, albo seksualnych obsesji.
Reforma premiera Gowina sprawi też, że przestanie istnieć historia regionalna. Nie będzie badań nad historią Mazowsza, Małopolski, Podlasia.
Niestety tak się może stać. Dlaczego historia Wierzchosławic, wsi pod Tarnowem, w której urodził się Wincenty Witos ma być interesująca dla całego świata? Nie będzie. Ale jest bardzo ważna dla jej mieszkańców i dla całego regionu tarnowskiego. Może być również ważnym i ciekawym przyczynkiem dla historii wsi małopolskiej, a także dla historii wsi polskiej. Na tej samej zasadzie zniknąć mogą takie tematy, jak – dla przykładu – architektura dworkowa w powiecie otwockim, czy poezja Wincentego Pola, jeśli nie będzie w niej nic o „wieszaniu niedźwiedzi” przez Polaków, o polskim antysemityzmie czy o prześladowaniu mniejszości seksualnych? Bez reformy premiera Gowina polscy uczeni byli i są w stanie brać udział w debacie światowej. Z trudem, bo z trudem, ale przebijają się w tej debacie głosy najwybitniejszych badaczy, jak choćby dzieła wspomnianego już tutaj Andrzeja Walickiego. Dołączają do nich kolejne, ale przecież przygotowane przez lata publikacji, szlifowania niejako w polskim, polskojęzycznym środowisku humanistycznym, dzieła np. Anny Grześkowiak-Krwawicz (także podpisała list w sprawie reformy), wybitnej badaczki polskiej myśli republikańskiej z okresu I Rzeczypospolitej, czy edycje przygotowane w języku angielskim przez prof. Zbigniewa Raua, który również zajmuje się myślą polityczną. Efekty polskich badań, pisanych w języku polskim (a nie pod wymogi ideologiczne redaktorów „Hypatii”) podejmują także znakomici zachodni uczeni, tacy jak np. prof. Robert Frost, którzy przedstawiają rzetelny obraz polskiej historii. Robią to dlatego, że ta historia jest najpierw opisywana w swobodny i szczegółowy sposób w Polsce, bez wszechobecnego nacisku lewackich ideologii.
Prof. Jacek Bartyzel napisał na Facebooku, że skutek reformy nauki polega na tym, że profesorowie, którzy wcześniej wspierali PiS teraz tracą sympatię dla tej partii. Zgadza się pan z tym stwierdzeniem?
Pan premier Gowin zradykalizował kierunek reform zainicjowany przez poprzednie rządy. Już wtedy wprowadzono listę punktowanych czasopism. Teraz dodano do tego listę ustalonych w Ministerstwie wydawnictw, których ma być 500 – i to w tej „500” mają publikować polscy uczeni wszystkich specjalności. Czyżby program 500+, który bardzo doceniam, miał zostać przeniesiony w formie „magicznej 500” jako kaganiec, niekoniecznie oświaty, na życie naukowe? Pomysł, żeby w Ministerstwie ustalać liczbę 500 wydawnictw, w których będzie się dostawało punkty i faktycznie wykluczyć resztę – jest po prostu groteskowy. Takie praktyki biurokratyzacji i centralizacji będą powodowały zniechęcenie nawet tych środowisk naukowych, które sprzyjają PiS. Jednocześnie wzmocni się przekonanie opozycji, że dzisiejsza władza ma patologiczna skłonność do centralizacji, do wniknięcia państwowym nadzorem w każdą szczelinę ludzkiej aktywności, do zbiurokratyzowania całego życia, nawet w obszarze myśli akademickiej. Reforma premiera Gowina niewątpliwie wzmacnia taki stereotypowy obraz rządu PiS jako rządu, który chce wszystko podporządkować „państwowotwórczej” polityce.
Czy w reformie premiera Gowina da się coś zmienić na lepsze czy jest tak zła dla polskiej humanistyki, że należy ją odrzucić w całości?
Naprawdę nie rozumiem: z jakiego powodu pan premiera Gowin podjął się przeprowadzenia reformy w takim kształcie. Jako minister sprawiedliwości w rządzie PO głosił potrzebę deregulacji. Teraz jako minister w rządzie PiS głosi hasło hiperregulacji w nauce. Nie wiem dlaczego premier Gowin to robi. Nie przyjmuję jednak logiki, zgodnie z którą trzeba wszystko zmienić jednym rewolucyjnym aktem, w dodatku tak patetycznie nazwanym jak Konstytucja dla Nauki. Nie przyjmuję także logiki, że trzeba zaraz ogłosić jakąś anty-Konstytucję w tym zakresie. Słyszę od części koleżanek i kolegów z innych niż humanistyka dziedzin, że część rozwiązań reformy można uznać za dobre. Zapewne tak jest. Dlatego protestuję tylko przeciwko tej części, którą rozpoznaję jako zagrożenie dla dziedziny, którą lepiej znam. Popełniony został tutaj pewien błąd. Trudno będzie z powodów politycznych wycofywać się z całej ustawy. Wywołałoby to kryzys w koalicji rządowej. Można jednak i należy dążyć do zahamowania najbardziej negatywnych skutków, wycofania najbardziej absurdalnych rozporządzeń.
Rozporządzeń o wykazie wydawnictw oraz czasopism naukowych oraz o spisie dziedzin naukowych?
Tak. Można je zlikwidować jednym podpisem wicepremiera Jarosława Gowina – umiejętność wycofania się z błędu jest miarą dojrzałości. Jeżeli protest humanistycznej części środowisk akademickich zostanie zrozumiany także przez decydentów politycznych, wspomniane rozporządzenia można zablokować z dnia na dzień. Dlatego pozwoliłem sobie apelować do prezesa PiS. Nie chciałbym, żeby prezes Jarosław Kaczyński przeszedł do historii jako człowiek, który swoją decyzją wspierającą niedoskonały kształt reformy nauki – zlikwidował polską humanistykę.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
CZYTAJ RÓWNIEŻ: TYLKO U NAS. Prof. Polak: Zarzut wicepremiera Gowina, że prof. Andrzej Nowak nie rozumie Konstytucji dla Nauki jest chybiony
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Ministerstwo nauki uzasadnia tę reformę tłumacząc, że należy mówić językiem zrozumiałym dla świata humanistyki zachodniej.
Ale jest to język, w którym nie ma żadnego zrozumienia dla polskiej kultury, dla specyfiki, dla tego, co regionalne, co lokalne, co NIEPRZETŁUMACZALNE. Jest za to często wymóg akceptacji fałszywych stereotypów i modnych klisz ideowych jako „ostatniego słowa” nauki, a raczej „humanistyki skargi”. Dostosowanie się do nich będzie premiowane i nagradzane bardzo wysoką punktacją. To właśnie może budować o postawę skrajnego konformizmu. Tak jak niegdyś trzeba było każdy tekst humanistyczny okrasić cytatami z Marksa i Lenina, dziś są inni klasycy czy klasyczki „ideologicznej poprawności”, dzięki którym można się wkupić w łaski potężnych redaktorów i grantodawców. Młodzi ludzie nie będą pisać o „niepoprawnych”, ważnych tematach dla polskiej literatury, bo to kwestie „marginalne”, które nie zainteresują zachodnich czasopism. Nie napiszą też sensownie o tym, co właśnie ostatecznie nieprzetłumaczalne, jak np. wielka poezja Bolesława Leśmiana – bo napisać mogą tyle tylko, ile zmieści się w schemacie antysemityzmu, albo seksualnych obsesji.
Reforma premiera Gowina sprawi też, że przestanie istnieć historia regionalna. Nie będzie badań nad historią Mazowsza, Małopolski, Podlasia.
Niestety tak się może stać. Dlaczego historia Wierzchosławic, wsi pod Tarnowem, w której urodził się Wincenty Witos ma być interesująca dla całego świata? Nie będzie. Ale jest bardzo ważna dla jej mieszkańców i dla całego regionu tarnowskiego. Może być również ważnym i ciekawym przyczynkiem dla historii wsi małopolskiej, a także dla historii wsi polskiej. Na tej samej zasadzie zniknąć mogą takie tematy, jak – dla przykładu – architektura dworkowa w powiecie otwockim, czy poezja Wincentego Pola, jeśli nie będzie w niej nic o „wieszaniu niedźwiedzi” przez Polaków, o polskim antysemityzmie czy o prześladowaniu mniejszości seksualnych? Bez reformy premiera Gowina polscy uczeni byli i są w stanie brać udział w debacie światowej. Z trudem, bo z trudem, ale przebijają się w tej debacie głosy najwybitniejszych badaczy, jak choćby dzieła wspomnianego już tutaj Andrzeja Walickiego. Dołączają do nich kolejne, ale przecież przygotowane przez lata publikacji, szlifowania niejako w polskim, polskojęzycznym środowisku humanistycznym, dzieła np. Anny Grześkowiak-Krwawicz (także podpisała list w sprawie reformy), wybitnej badaczki polskiej myśli republikańskiej z okresu I Rzeczypospolitej, czy edycje przygotowane w języku angielskim przez prof. Zbigniewa Raua, który również zajmuje się myślą polityczną. Efekty polskich badań, pisanych w języku polskim (a nie pod wymogi ideologiczne redaktorów „Hypatii”) podejmują także znakomici zachodni uczeni, tacy jak np. prof. Robert Frost, którzy przedstawiają rzetelny obraz polskiej historii. Robią to dlatego, że ta historia jest najpierw opisywana w swobodny i szczegółowy sposób w Polsce, bez wszechobecnego nacisku lewackich ideologii.
Prof. Jacek Bartyzel napisał na Facebooku, że skutek reformy nauki polega na tym, że profesorowie, którzy wcześniej wspierali PiS teraz tracą sympatię dla tej partii. Zgadza się pan z tym stwierdzeniem?
Pan premier Gowin zradykalizował kierunek reform zainicjowany przez poprzednie rządy. Już wtedy wprowadzono listę punktowanych czasopism. Teraz dodano do tego listę ustalonych w Ministerstwie wydawnictw, których ma być 500 – i to w tej „500” mają publikować polscy uczeni wszystkich specjalności. Czyżby program 500+, który bardzo doceniam, miał zostać przeniesiony w formie „magicznej 500” jako kaganiec, niekoniecznie oświaty, na życie naukowe? Pomysł, żeby w Ministerstwie ustalać liczbę 500 wydawnictw, w których będzie się dostawało punkty i faktycznie wykluczyć resztę – jest po prostu groteskowy. Takie praktyki biurokratyzacji i centralizacji będą powodowały zniechęcenie nawet tych środowisk naukowych, które sprzyjają PiS. Jednocześnie wzmocni się przekonanie opozycji, że dzisiejsza władza ma patologiczna skłonność do centralizacji, do wniknięcia państwowym nadzorem w każdą szczelinę ludzkiej aktywności, do zbiurokratyzowania całego życia, nawet w obszarze myśli akademickiej. Reforma premiera Gowina niewątpliwie wzmacnia taki stereotypowy obraz rządu PiS jako rządu, który chce wszystko podporządkować „państwowotwórczej” polityce.
Czy w reformie premiera Gowina da się coś zmienić na lepsze czy jest tak zła dla polskiej humanistyki, że należy ją odrzucić w całości?
Naprawdę nie rozumiem: z jakiego powodu pan premiera Gowin podjął się przeprowadzenia reformy w takim kształcie. Jako minister sprawiedliwości w rządzie PO głosił potrzebę deregulacji. Teraz jako minister w rządzie PiS głosi hasło hiperregulacji w nauce. Nie wiem dlaczego premier Gowin to robi. Nie przyjmuję jednak logiki, zgodnie z którą trzeba wszystko zmienić jednym rewolucyjnym aktem, w dodatku tak patetycznie nazwanym jak Konstytucja dla Nauki. Nie przyjmuję także logiki, że trzeba zaraz ogłosić jakąś anty-Konstytucję w tym zakresie. Słyszę od części koleżanek i kolegów z innych niż humanistyka dziedzin, że część rozwiązań reformy można uznać za dobre. Zapewne tak jest. Dlatego protestuję tylko przeciwko tej części, którą rozpoznaję jako zagrożenie dla dziedziny, którą lepiej znam. Popełniony został tutaj pewien błąd. Trudno będzie z powodów politycznych wycofywać się z całej ustawy. Wywołałoby to kryzys w koalicji rządowej. Można jednak i należy dążyć do zahamowania najbardziej negatywnych skutków, wycofania najbardziej absurdalnych rozporządzeń.
Rozporządzeń o wykazie wydawnictw oraz czasopism naukowych oraz o spisie dziedzin naukowych?
Tak. Można je zlikwidować jednym podpisem wicepremiera Jarosława Gowina – umiejętność wycofania się z błędu jest miarą dojrzałości. Jeżeli protest humanistycznej części środowisk akademickich zostanie zrozumiany także przez decydentów politycznych, wspomniane rozporządzenia można zablokować z dnia na dzień. Dlatego pozwoliłem sobie apelować do prezesa PiS. Nie chciałbym, żeby prezes Jarosław Kaczyński przeszedł do historii jako człowiek, który swoją decyzją wspierającą niedoskonały kształt reformy nauki – zlikwidował polską humanistykę.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
CZYTAJ RÓWNIEŻ: TYLKO U NAS. Prof. Polak: Zarzut wicepremiera Gowina, że prof. Andrzej Nowak nie rozumie Konstytucji dla Nauki jest chybiony
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/428324-prof-nowak-nie-chcialbym-zeby-pis-zlikwidowal-humanistyke?strona=2