Dziennikarka niemieckiej telewizji publicznej ARD i była korespondentka w Polsce Anette Dittert popełniła kolejny reportaż o Polsce. Ma on podobny wydźwięk do poprzedniego, którego główną bohaterką była europosłanka PO Róża Thun. Tym razem Dittert zastanawia się w którym kierunku podąża Polska. Według niej „w kierunku Rosji”. Dittert skarży się przy okazji na reakcję na swój poprzedni reportaż i twierdzi, że „nie rozpoznaje kraju”, w którym niegdyś żyła.
Reportaż zatytułowany „Dokąd dryfuje Polska? Kraj dystansuje się od Europy” rozpoczyna się od obrazów z ostatniego Marszu Niepodległości na tle niepokojącej muzyki. Na obrazy nakłada się komentarz Dittert:
Polska w listopadzie 2017 r. Prawicowo-narodowe ugrupowania wezwały do marszu i 50 tys. osób odpowiedziało na ich apel. Ich okrzyk bojowy: Wyjść z Unii Europejskiej! Ich przeciwnik: liberalna Europa zachodnia. Mentalna mobilizacja na rzecz walki o białą, katolicką Polskę. UE jako wróg i przeciwnik. Nowy obraz świata, który stworzył lider Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński
Następnie widzimy Dittert jadącą pociągiem PKP i zastanawiającą się „co się dzieje z Polakami?
To mój powrót do kraju, który stał się nagle obcy. Mimo iż tak długo wydawał mi się bliski i zaufany. Cztery lata spędziłam jako korespondentka w Warszawie. Gdy opuszczałam Polskę Polacy świętowali akurat wejście kraju do UE, za czym głosowali ogromną większością
—mówi. I widzimy Różę Thun, zdaniem Dittert „pionierkę, która wraz z innymi przekonywała ludzi do europejskiego projektu”.
Panował wówczas optymizm. Entuzjazm, jakiego rzadko doświadczyłam w jakimkolwiek kraju
—twierdzi była korespondentka ARD w Polsce.W zimie 2017 r. - jak podkreśla - znów zagościła nad Wisłą. By nakręcić reportaż m.in. o dzielnej walce Róży Thun o demokrację i praworządność. I od tego czasu „wszystko się zmieniło”.
Otrzymywałam pogróżki. Nazywano mnie zdrajczynią i brukselską k..wą, nazistką i producentką antypolskich filmów propagandowych. Porównano mnie nawet do leni Riefenstahl. I to tylko dlatego, że w ramach reportażu spotkałam się z Różą Thun, która wówczas (w 2004 r. -red.) tak entuzjastycznie walczyła o wejście polski do UE. Róża Thun dziś zasiada w europarlamencie. Jest jedną z nielicznych osób, które jeszcze otwarcie krytykują rząd Kaczyńskiego
—podnieca się Dittert, na tle obrazków Róży Thun krążącej po Warszawie w tramwaju.
Myśmy walczyli przez dekady o demokrację w tym kraju. A teraz oni (PiS-red.) chcą wszystko zniszczyć. Jeśli tak dalej będzie Polska stanie się niedługo dyktaturą. Nie pozwolimy im na to. To jest dyktatura a nie demokracja
—mówi europosłanka PO. A Dittrert skarży się, że w prorządowych mediach w Polsce jej reportaż wywołał burzę.
Jeden fragment reportażu jest ciągle pokazywany. Jako przykład antypolskiej propagandy
—mówi. Jest to oczywiście fragment z występem Róży Thun, która zdaniem Dittert jest niesłusznie atakowana. Szczególnie przez europosła PiS Ryszarda Czarneckiego.
Ona także otrzymała pogróżki. W Katowicach została nawet symbolicznie powieszona. Mimo tego, a może nawet dlatego znów jestem w drodze do Polski
—zaznacza dziennikarka ARD. By – jak twierdzi – zrozumieć co stało się z tą do niedawna jeszcze tak liberalną Polską, by teraz krytycy rządu, tacy jak Róża Thun, byli atakowani. Wymaga to oczywiście ponownego spotkania z…Różą Thun.
jak ona sobie z tym radzi?
—pyta Dittert. Dowiadujemy się, że biuro pani europoseł w Brukseli jest pod ochroną, ale w Warszawie nie, bo „strach jest bardzo złym doradcą”.
Po prostu nie dopuszczam do siebie tej myśli, że ktoś mógłby tak na serio chcieć mi zrobić krzywdę we własnym kraju. Trzeba żyć normalnie. To jest mój kraj i ja w tym kraju chce żyć normalnie. Nie będę przecież poruszać się z bodyguardem. Nie przesadzajmy
—przekonuje „dzielna” europosłanka PO. Jej zdaniem polityczna sytuacja w Polsce się jednak jeszcze zaostrzyła. Sądy są kontrolowane przez PiS.
Jak sądy nie są niezależne to o wiele łatwiej jest prześladować opozycję czy sfałszować wybory lub wpływać na gospodarkę. To może skończyć się zniszczeniem kraju
—argumentuje Thun. Na razie jednak – dodaje Dittert – Polska ma się lepiej niż kiedykolwiek. Oczywiście dzięki Unii Europejskiej i funduszy strukturalnych. A mimo tego rząd PiS idzie na konfrontację z Brukselą demontując państwo prawa. A jedną z ofiar tego demontażu jest sędzia Beata Morawiec, odwołana przez ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę z funkcji prezesa SO w Krakowie.
Szanowana sędzia, która niczym nie zawiniła, jeśli nie tym, że raz za razem zwracała uwagę na to, że plany rządu PiS są niezgodne z konstytucją. To był prawdziwy powód jej odwołania. Pismo nadeszło poczta bez żadnego uprzedzenia i nagle było już tylko zwykłą sędzią
—przekonuje Dittert.
Ani słowa wytłumaczenia, nic. Z reformą to wszystko ma niewiele wspólnego. To jest wymiana kadr, i zmiana prawa pozwalająca władzy wykonawczej kontrolować sądy. Odwołani sędziowie zostaną zastąpieni przez takich, którzy są posłuszni władzy. No bo jak inaczej to zinterpretować. Jest to bardzo przykre
— skarży się sędzia Morawiec, która zarzeka się, że nie da się tak po prostu odwołać . W konsekwencji pozwała ministra Ziobrę.
Jak twierdzi liczy się z tym, że może ja to kosztować karierę w sądownictwie, ale jej zdaniem protest przeciwko reformie sądownictwa to „obowiązek każdego sędziego”.
Nie prawo. Obowiązek. Musimy dbać o to by nasi obywatele byli bezpieczni w naszym państwie
—dodaje sędzia. A Dittert zastanawia się dlaczego Polacy uważają Brukselę za wroga, i kto „się za takim myśleniem kryje?”. Odpowiedź brzmi oczywiście…Jarosław Kaczyński, którego dziennikarka ARD „po raz pierwszy widzi na własne oczy na miesięcznicy Smoleńskiej”. Miesięcznicy, którą Kaczyński według Dittert używał do tego, by szerzyć swój „coraz bardziej radykalny” polityczny przekaz”.
Jarosław Kaczyński. Tajny władca Polski. To on trzyma całą władze w rękach. Ale kraj jest podzielony. Za barierami protestują tamci. Opozycja. Kłamca!- krzyczą. Symbol ich oporu – biała róża. Zwolennicy Kaczyńskiego wolą śpiewać hymn. Chronieni przez tysiące policjantów, którzy regularnie przechodzą do tamtego obozu, by aresztować demonstrantów opozycji. Mimo iż zgłosili oficjalnie demonstrację. Kaczyński tymczasem karze się świętować. Krytyki swojego kursu nie jest w stanie znieść
—tłumaczy Dittert. Następnie niemiecki widz dowiaduje się kogo Kaczyński „załatwił”, bo odważył się go krytykować. Jedną z tych osób jest „trzeci bliźniak” Ludwik Dorn, który miał wpaść w niełaskę bo sprzeciwiał się przebudowie PiS-u w ruch „narodowo-populistyczny”.
PiS teraz jest partią demokracji nieliberalnej. To co robi obóz władzy, to co robi pan prezes Kaczyński jest całkowicie poza granicami racjonalnego rozumienia. A skąd się bierze szaleństwo? Inteligentny człowiek […], przepraszam, nie w sensie psychiatrycznym ale politycznym, zresztą kto mówi, że szaleniec musi być głupi. Paranoik może być inteligentny. A teraz wprowadza te elementy szaleństwa i bezdennej głupoty w głowy Polaków. Jaki może być tego efekt? Chaos, anarchia, bałagan. I tego się oczywiście obawiam
—twierdzi Dorn. A Dittert dodaje, że coraz więcej Polaków idzie kursem wyznaczonym przez Kaczyńskiego i go „coraz bardziej radykalnie interpretuje”. W tle znów pojawiają się obrazy z Marszu Niepodległości. Następnie niemiecki widz dowiaduje się, że patriotyzm równa się faszyzm i ksenofobia, a żołnierze wyklęci, z Romualdem Rajsem, ps. Bury, na czele, mordowali ludność cywilną i palili całe wioski. A teraz są bohaterami narodowymi. Dziennikarka ARD skarży się przy tej okazji, że nikt z PiS nie chciał z nią rozmawiać, więc zamiast z Kaczyńskim spotkała się z prof. Jadwigą Staniszkis.
(Kaczyńskiemu) chodzi o podporządkowanie sobie państwa. Za wszelką cenę. To jest oczywiście jeden z wymiarów niszczenia demokracji
—mówi prof. Staniszkis i podkreśla, że od chwili katastrofy w Smoleńsku „Kaczyński wszędzie widzi wrogów”.
Po śmierci matki został absolutnie sam i uciekł w ten świat fikcyjnej wspólnoty. I wyszło z niego to myślenie magiczne. On ma tą filozofię autorytarną, że da się coś wydobyć ze społeczeństwa, i nie może zrobić kroku do tyłu. W komunizmie ten krok do tyłu też był bardzo trudny. Ale w komunizmie byli jednak ludzie, którzy się na to zdobywali, włącznie z Jaruzelskim
—filozofuje prof. Staniszkis. Gdy jest mowa o Jaruzelskim i Solidarności nie może oczywiście zabraknąć byłego prezydenta Lecha Wałęsy, który według Dittert został wyrugowany w Polsce z podręczników historii oraz z telewizji.
To jest zemsta ale zemsta to za mało. To jest inna koncepcja. Kaczyński ma inny obraz Europy. Jemu chodzi o wartości narodowe. Ja mam taką koncepcję jak Niemcy, jak Europa. Najpierw uzgodnijmy wartości. A on mówi: nie. Ta liberalna Europa nas niszczy. A ja przeszkadzam mu w tej koncepcji. (Oni) szukają koncepcji podobnej do rosyjskiej. W Rosji rządzi się na zasadzie wroga. Wróg jest potrzebny do rządzenia. Bo inaczej nie da się utrzymać jedności. Tu też coś podobnego robimy. Szukamy zdrajców, agentów. Kaczyński to nieszczęście
—dowodzi Wałęsa. Ale to Kaczyński- dodaje Dittert – decyduje dziś kto jest zdrajcą, a kto bohaterem. Chodzi oczywiście o politykę historyczną. Kto nie podpisuje się pod nią – dowiadujemy się z reportażu ARD – może wylądować w więzieniu.
Od niedawna rząd pisze historię na nowo za pomocą ustawy. Do trzech lat wiezienia grozi n.p. każdemu kto mówi o polskich obozach koncentracyjnych. W jednym PiS ma rację: to my Niemcy dokonaliśmy Holokaustu. Ale także w Polsce był antysemityzm i Polacy, którzy wydali żydów nazistom oraz pogormy, i to jeszcze po wojnie. Ale o tym nie będzie mnożna już mówić
—twierdzi Dittert. Tu do słowa dochodzi prof. Jan Żaryn, który mówi, że „ta obrona dobrego imienia Polski i Polaków dotychczasowymi narzędziami nie przyniosła efektów”.
W popularnej kulturze świata zachodniego dominuje negatywny obraz jeśli chodzi o rolę Polski i Polaków w okresie II wojnie światowej
—podkreśla historyk. Następnie widzimy obrazki z wiecu ONR, który Dittert komentuje słowami, że „przypomina marsze SA”. A mimo tego „jest tolerowany przez rząd”. Dziennikarka ARD jedzie więc na krakowski Kazimierz, by porozmawia z żydami, i dziwi się, że najpierw „nikt nie chce z nią rozmawiać, bo jest dziennikarką niemiecką”.
Mówienie jako niemiecka dziennikarka o polskim antysemityzmie nie jest łatwe. Bo może to zostać zrozumiane jako próba rozmycia własnej winy. Ale ja zawsze widziałam to inaczej: jako Niemka czułam się podwójnie powołana do tego, by przeciwstawić się antysemityzmowi, gdziekolwiek by nie występował
—wyznaje Dittert i ostatecznie odwiedza Gminę Wyznaniową Żydowską w Krakowie, gdzie się dowiaduje, że żołnierze wyklęci to „bandyci”, a polski rząd fałszuje historię”. Przewodniczący Gminy Tadeusz Jakubowicz mówi, że „jeśli ustawa zaczyna negować część prawdy o Holokauście, no to nie ma się co dziwić, że Żydzi są oburzeni”.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Dziennikarka niemieckiej telewizji publicznej ARD i była korespondentka w Polsce Anette Dittert popełniła kolejny reportaż o Polsce. Ma on podobny wydźwięk do poprzedniego, którego główną bohaterką była europosłanka PO Róża Thun. Tym razem Dittert zastanawia się w którym kierunku podąża Polska. Według niej „w kierunku Rosji”. Dittert skarży się przy okazji na reakcję na swój poprzedni reportaż i twierdzi, że „nie rozpoznaje kraju”, w którym niegdyś żyła.
Reportaż zatytułowany „Dokąd dryfuje Polska? Kraj dystansuje się od Europy” rozpoczyna się od obrazów z ostatniego Marszu Niepodległości na tle niepokojącej muzyki. Na obrazy nakłada się komentarz Dittert:
Polska w listopadzie 2017 r. Prawicowo-narodowe ugrupowania wezwały do marszu i 50 tys. osób odpowiedziało na ich apel. Ich okrzyk bojowy: Wyjść z Unii Europejskiej! Ich przeciwnik: liberalna Europa zachodnia. Mentalna mobilizacja na rzecz walki o białą, katolicką Polskę. UE jako wróg i przeciwnik. Nowy obraz świata, który stworzył lider Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński
Następnie widzimy Dittert jadącą pociągiem PKP i zastanawiającą się „co się dzieje z Polakami?
To mój powrót do kraju, który stał się nagle obcy. Mimo iż tak długo wydawał mi się bliski i zaufany. Cztery lata spędziłam jako korespondentka w Warszawie. Gdy opuszczałam Polskę Polacy świętowali akurat wejście kraju do UE, za czym głosowali ogromną większością
—mówi. I widzimy Różę Thun, zdaniem Dittert „pionierkę, która wraz z innymi przekonywała ludzi do europejskiego projektu”.
Panował wówczas optymizm. Entuzjazm, jakiego rzadko doświadczyłam w jakimkolwiek kraju
—twierdzi była korespondentka ARD w Polsce.W zimie 2017 r. - jak podkreśla - znów zagościła nad Wisłą. By nakręcić reportaż m.in. o dzielnej walce Róży Thun o demokrację i praworządność. I od tego czasu „wszystko się zmieniło”.
Otrzymywałam pogróżki. Nazywano mnie zdrajczynią i brukselską k..wą, nazistką i producentką antypolskich filmów propagandowych. Porównano mnie nawet do leni Riefenstahl. I to tylko dlatego, że w ramach reportażu spotkałam się z Różą Thun, która wówczas (w 2004 r. -red.) tak entuzjastycznie walczyła o wejście polski do UE. Róża Thun dziś zasiada w europarlamencie. Jest jedną z nielicznych osób, które jeszcze otwarcie krytykują rząd Kaczyńskiego
—podnieca się Dittert, na tle obrazków Róży Thun krążącej po Warszawie w tramwaju.
Myśmy walczyli przez dekady o demokrację w tym kraju. A teraz oni (PiS-red.) chcą wszystko zniszczyć. Jeśli tak dalej będzie Polska stanie się niedługo dyktaturą. Nie pozwolimy im na to. To jest dyktatura a nie demokracja
—mówi europosłanka PO. A Dittrert skarży się, że w prorządowych mediach w Polsce jej reportaż wywołał burzę.
Jeden fragment reportażu jest ciągle pokazywany. Jako przykład antypolskiej propagandy
—mówi. Jest to oczywiście fragment z występem Róży Thun, która zdaniem Dittert jest niesłusznie atakowana. Szczególnie przez europosła PiS Ryszarda Czarneckiego.
Ona także otrzymała pogróżki. W Katowicach została nawet symbolicznie powieszona. Mimo tego, a może nawet dlatego znów jestem w drodze do Polski
—zaznacza dziennikarka ARD. By – jak twierdzi – zrozumieć co stało się z tą do niedawna jeszcze tak liberalną Polską, by teraz krytycy rządu, tacy jak Róża Thun, byli atakowani. Wymaga to oczywiście ponownego spotkania z…Różą Thun.
jak ona sobie z tym radzi?
—pyta Dittert. Dowiadujemy się, że biuro pani europoseł w Brukseli jest pod ochroną, ale w Warszawie nie, bo „strach jest bardzo złym doradcą”.
Po prostu nie dopuszczam do siebie tej myśli, że ktoś mógłby tak na serio chcieć mi zrobić krzywdę we własnym kraju. Trzeba żyć normalnie. To jest mój kraj i ja w tym kraju chce żyć normalnie. Nie będę przecież poruszać się z bodyguardem. Nie przesadzajmy
—przekonuje „dzielna” europosłanka PO. Jej zdaniem polityczna sytuacja w Polsce się jednak jeszcze zaostrzyła. Sądy są kontrolowane przez PiS.
Jak sądy nie są niezależne to o wiele łatwiej jest prześladować opozycję czy sfałszować wybory lub wpływać na gospodarkę. To może skończyć się zniszczeniem kraju
—argumentuje Thun. Na razie jednak – dodaje Dittert – Polska ma się lepiej niż kiedykolwiek. Oczywiście dzięki Unii Europejskiej i funduszy strukturalnych. A mimo tego rząd PiS idzie na konfrontację z Brukselą demontując państwo prawa. A jedną z ofiar tego demontażu jest sędzia Beata Morawiec, odwołana przez ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę z funkcji prezesa SO w Krakowie.
Szanowana sędzia, która niczym nie zawiniła, jeśli nie tym, że raz za razem zwracała uwagę na to, że plany rządu PiS są niezgodne z konstytucją. To był prawdziwy powód jej odwołania. Pismo nadeszło poczta bez żadnego uprzedzenia i nagle było już tylko zwykłą sędzią
—przekonuje Dittert.
Ani słowa wytłumaczenia, nic. Z reformą to wszystko ma niewiele wspólnego. To jest wymiana kadr, i zmiana prawa pozwalająca władzy wykonawczej kontrolować sądy. Odwołani sędziowie zostaną zastąpieni przez takich, którzy są posłuszni władzy. No bo jak inaczej to zinterpretować. Jest to bardzo przykre
— skarży się sędzia Morawiec, która zarzeka się, że nie da się tak po prostu odwołać . W konsekwencji pozwała ministra Ziobrę.
Jak twierdzi liczy się z tym, że może ja to kosztować karierę w sądownictwie, ale jej zdaniem protest przeciwko reformie sądownictwa to „obowiązek każdego sędziego”.
Nie prawo. Obowiązek. Musimy dbać o to by nasi obywatele byli bezpieczni w naszym państwie
—dodaje sędzia. A Dittert zastanawia się dlaczego Polacy uważają Brukselę za wroga, i kto „się za takim myśleniem kryje?”. Odpowiedź brzmi oczywiście…Jarosław Kaczyński, którego dziennikarka ARD „po raz pierwszy widzi na własne oczy na miesięcznicy Smoleńskiej”. Miesięcznicy, którą Kaczyński według Dittert używał do tego, by szerzyć swój „coraz bardziej radykalny” polityczny przekaz”.
Jarosław Kaczyński. Tajny władca Polski. To on trzyma całą władze w rękach. Ale kraj jest podzielony. Za barierami protestują tamci. Opozycja. Kłamca!- krzyczą. Symbol ich oporu – biała róża. Zwolennicy Kaczyńskiego wolą śpiewać hymn. Chronieni przez tysiące policjantów, którzy regularnie przechodzą do tamtego obozu, by aresztować demonstrantów opozycji. Mimo iż zgłosili oficjalnie demonstrację. Kaczyński tymczasem karze się świętować. Krytyki swojego kursu nie jest w stanie znieść
—tłumaczy Dittert. Następnie niemiecki widz dowiaduje się kogo Kaczyński „załatwił”, bo odważył się go krytykować. Jedną z tych osób jest „trzeci bliźniak” Ludwik Dorn, który miał wpaść w niełaskę bo sprzeciwiał się przebudowie PiS-u w ruch „narodowo-populistyczny”.
PiS teraz jest partią demokracji nieliberalnej. To co robi obóz władzy, to co robi pan prezes Kaczyński jest całkowicie poza granicami racjonalnego rozumienia. A skąd się bierze szaleństwo? Inteligentny człowiek […], przepraszam, nie w sensie psychiatrycznym ale politycznym, zresztą kto mówi, że szaleniec musi być głupi. Paranoik może być inteligentny. A teraz wprowadza te elementy szaleństwa i bezdennej głupoty w głowy Polaków. Jaki może być tego efekt? Chaos, anarchia, bałagan. I tego się oczywiście obawiam
—twierdzi Dorn. A Dittert dodaje, że coraz więcej Polaków idzie kursem wyznaczonym przez Kaczyńskiego i go „coraz bardziej radykalnie interpretuje”. W tle znów pojawiają się obrazy z Marszu Niepodległości. Następnie niemiecki widz dowiaduje się, że patriotyzm równa się faszyzm i ksenofobia, a żołnierze wyklęci, z Romualdem Rajsem, ps. Bury, na czele, mordowali ludność cywilną i palili całe wioski. A teraz są bohaterami narodowymi. Dziennikarka ARD skarży się przy tej okazji, że nikt z PiS nie chciał z nią rozmawiać, więc zamiast z Kaczyńskim spotkała się z prof. Jadwigą Staniszkis.
(Kaczyńskiemu) chodzi o podporządkowanie sobie państwa. Za wszelką cenę. To jest oczywiście jeden z wymiarów niszczenia demokracji
—mówi prof. Staniszkis i podkreśla, że od chwili katastrofy w Smoleńsku „Kaczyński wszędzie widzi wrogów”.
Po śmierci matki został absolutnie sam i uciekł w ten świat fikcyjnej wspólnoty. I wyszło z niego to myślenie magiczne. On ma tą filozofię autorytarną, że da się coś wydobyć ze społeczeństwa, i nie może zrobić kroku do tyłu. W komunizmie ten krok do tyłu też był bardzo trudny. Ale w komunizmie byli jednak ludzie, którzy się na to zdobywali, włącznie z Jaruzelskim
—filozofuje prof. Staniszkis. Gdy jest mowa o Jaruzelskim i Solidarności nie może oczywiście zabraknąć byłego prezydenta Lecha Wałęsy, który według Dittert został wyrugowany w Polsce z podręczników historii oraz z telewizji.
To jest zemsta ale zemsta to za mało. To jest inna koncepcja. Kaczyński ma inny obraz Europy. Jemu chodzi o wartości narodowe. Ja mam taką koncepcję jak Niemcy, jak Europa. Najpierw uzgodnijmy wartości. A on mówi: nie. Ta liberalna Europa nas niszczy. A ja przeszkadzam mu w tej koncepcji. (Oni) szukają koncepcji podobnej do rosyjskiej. W Rosji rządzi się na zasadzie wroga. Wróg jest potrzebny do rządzenia. Bo inaczej nie da się utrzymać jedności. Tu też coś podobnego robimy. Szukamy zdrajców, agentów. Kaczyński to nieszczęście
—dowodzi Wałęsa. Ale to Kaczyński- dodaje Dittert – decyduje dziś kto jest zdrajcą, a kto bohaterem. Chodzi oczywiście o politykę historyczną. Kto nie podpisuje się pod nią – dowiadujemy się z reportażu ARD – może wylądować w więzieniu.
Od niedawna rząd pisze historię na nowo za pomocą ustawy. Do trzech lat wiezienia grozi n.p. każdemu kto mówi o polskich obozach koncentracyjnych. W jednym PiS ma rację: to my Niemcy dokonaliśmy Holokaustu. Ale także w Polsce był antysemityzm i Polacy, którzy wydali żydów nazistom oraz pogormy, i to jeszcze po wojnie. Ale o tym nie będzie mnożna już mówić
—twierdzi Dittert. Tu do słowa dochodzi prof. Jan Żaryn, który mówi, że „ta obrona dobrego imienia Polski i Polaków dotychczasowymi narzędziami nie przyniosła efektów”.
W popularnej kulturze świata zachodniego dominuje negatywny obraz jeśli chodzi o rolę Polski i Polaków w okresie II wojnie światowej
—podkreśla historyk. Następnie widzimy obrazki z wiecu ONR, który Dittert komentuje słowami, że „przypomina marsze SA”. A mimo tego „jest tolerowany przez rząd”. Dziennikarka ARD jedzie więc na krakowski Kazimierz, by porozmawia z żydami, i dziwi się, że najpierw „nikt nie chce z nią rozmawiać, bo jest dziennikarką niemiecką”.
Mówienie jako niemiecka dziennikarka o polskim antysemityzmie nie jest łatwe. Bo może to zostać zrozumiane jako próba rozmycia własnej winy. Ale ja zawsze widziałam to inaczej: jako Niemka czułam się podwójnie powołana do tego, by przeciwstawić się antysemityzmowi, gdziekolwiek by nie występował
—wyznaje Dittert i ostatecznie odwiedza Gminę Wyznaniową Żydowską w Krakowie, gdzie się dowiaduje, że żołnierze wyklęci to „bandyci”, a polski rząd fałszuje historię”. Przewodniczący Gminy Tadeusz Jakubowicz mówi, że „jeśli ustawa zaczyna negować część prawdy o Holokauście, no to nie ma się co dziwić, że Żydzi są oburzeni”.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/395600-kolejny-skandaliczny-reportaz-ard-o-polsce-z-udzialem-rozy-thun-wystepuja-tez-dorn-walesa-i-staniszkis-kaczynski-to-szaleniec-razem-z-ue-obronimy-te-demokracje?strona=1