Ewangelię można głosić nawet w chlewie…
— mawiał kościelny rebeliant Marcin Luter.
Jak tak dalej pójdzie, niemieccy duchowni nie będą mieli innego wyjścia. Za Odrą od lat trwa wyprzedaż opustoszałych świątyń. Jednym z kościołów, który wkrótce może zostać przerobiony na Bóg wie co, ma być siedziba polskiej parafii w Essen. Lokalne biskupstwo „szuka oszczędności”.
Tyle, że akurat ta świątynia na brak wiernych się nie uskarża. Należy jednak dodać: polskich wiernych. Kościół św. Klemensa jest bowiem jedynym miejscem w tym mieście, gdzie celebrowane są msze w języku polskim. I to aż trzy w każdą niedzielę oraz kilka w tygodniu. Skoro są na nich tłumy, co w Niemczech jest dziś rzadkim zjawiskiem, pytanie o prawdziwy powód przeznaczenia tego kościoła do sprzedaży nie jest bezpodstawne…
Gdy z dziesięć lat temu rozmawiałem na temat wielkiej wyprzedaży światyń (do likwidacji zostało wtedy przeznaczonych ponad 750 kościołów katolickich) z ówczesną rzeczniczką Konferencji Episkopatu Niemiec Stefanie Uphues, dziś świadczącą „internetową opiekę duchowną” w Generalnym Wikariacie w Monastyrze (Münster), ta skwitowała:
To nawet dobrze, wiele kościołów nie wykorzystuje się w pełni i wiernych można obsłużyć bez utrzymywania tylu obiektów sakralnych.
Co prawda, to prawda. Niemieccy katolicy mieli do dyspozycji aż 24,5 tys. świątyń, ale w wielu z nich grasowały tylko myszy. Wraz z utratą wiernych o prawie jedną czwartą stopniał kościelny budżet. Takie same problemy ma też niemiecki Kościół ewangelicki. Przyczyny odpływu wiernych to odrębny temat, w każdym razie domy boże zostały wręcz masowo wystawiane na licytacje, nawet na… Ebay’u (niemiecki odpowiednik naszego portalu handlowego Allegro).
Pod młotek poszły setki świątyń. Przykłady? Nad portalem kościoła w Willingen zawisł napis: „Restauracja Don Camillo”. Z dawnego konfesjonału zaczęto serwować piwo. Kościół św. Marcina w Bielefeld przemianowano na knajpę „Święta błogość”, zamiast hostii można w nim było dostać kieliszek Martini z oliwką.
Taki sam los spotkał Kościół św. Immanuela w Magdeburgu czy świątynię w Andreasbergu. W Kościele św. Józefa w Waldfischbach powstał po wyniesieniu tabernakulum magazyn mebli. Gdy właściciel splajtował, kolejny urządził tam salon masażu i solarium. Kościół w Ottersbach zamienił się w muzeum motocykli, w kościele w Moringer podjęto produkcję świec, w brandenburskim Milow na fasadzie dawnego kościoła zabłysło czerwone logo kasy oszczędności (Sparkasse), w kościele św. Maksymiliana w Trewirze (Trier) młodzież gra w kosza, kilka z berlińskich światyń przekształcono w muzeum dla dzieci, w bibliotekę czy po prostu sklepy. Po wielu innych nie ma śladu, po prostu je wyburzono, a na ich miejscach zrealizowano inwestycje zgodne z planem zagospodarowania przestrzennego…
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Ewangelię można głosić nawet w chlewie…
— mawiał kościelny rebeliant Marcin Luter.
Jak tak dalej pójdzie, niemieccy duchowni nie będą mieli innego wyjścia. Za Odrą od lat trwa wyprzedaż opustoszałych świątyń. Jednym z kościołów, który wkrótce może zostać przerobiony na Bóg wie co, ma być siedziba polskiej parafii w Essen. Lokalne biskupstwo „szuka oszczędności”.
Tyle, że akurat ta świątynia na brak wiernych się nie uskarża. Należy jednak dodać: polskich wiernych. Kościół św. Klemensa jest bowiem jedynym miejscem w tym mieście, gdzie celebrowane są msze w języku polskim. I to aż trzy w każdą niedzielę oraz kilka w tygodniu. Skoro są na nich tłumy, co w Niemczech jest dziś rzadkim zjawiskiem, pytanie o prawdziwy powód przeznaczenia tego kościoła do sprzedaży nie jest bezpodstawne…
Gdy z dziesięć lat temu rozmawiałem na temat wielkiej wyprzedaży światyń (do likwidacji zostało wtedy przeznaczonych ponad 750 kościołów katolickich) z ówczesną rzeczniczką Konferencji Episkopatu Niemiec Stefanie Uphues, dziś świadczącą „internetową opiekę duchowną” w Generalnym Wikariacie w Monastyrze (Münster), ta skwitowała:
To nawet dobrze, wiele kościołów nie wykorzystuje się w pełni i wiernych można obsłużyć bez utrzymywania tylu obiektów sakralnych.
Co prawda, to prawda. Niemieccy katolicy mieli do dyspozycji aż 24,5 tys. świątyń, ale w wielu z nich grasowały tylko myszy. Wraz z utratą wiernych o prawie jedną czwartą stopniał kościelny budżet. Takie same problemy ma też niemiecki Kościół ewangelicki. Przyczyny odpływu wiernych to odrębny temat, w każdym razie domy boże zostały wręcz masowo wystawiane na licytacje, nawet na… Ebay’u (niemiecki odpowiednik naszego portalu handlowego Allegro).
Pod młotek poszły setki świątyń. Przykłady? Nad portalem kościoła w Willingen zawisł napis: „Restauracja Don Camillo”. Z dawnego konfesjonału zaczęto serwować piwo. Kościół św. Marcina w Bielefeld przemianowano na knajpę „Święta błogość”, zamiast hostii można w nim było dostać kieliszek Martini z oliwką.
Taki sam los spotkał Kościół św. Immanuela w Magdeburgu czy świątynię w Andreasbergu. W Kościele św. Józefa w Waldfischbach powstał po wyniesieniu tabernakulum magazyn mebli. Gdy właściciel splajtował, kolejny urządził tam salon masażu i solarium. Kościół w Ottersbach zamienił się w muzeum motocykli, w kościele w Moringer podjęto produkcję świec, w brandenburskim Milow na fasadzie dawnego kościoła zabłysło czerwone logo kasy oszczędności (Sparkasse), w kościele św. Maksymiliana w Trewirze (Trier) młodzież gra w kosza, kilka z berlińskich światyń przekształcono w muzeum dla dzieci, w bibliotekę czy po prostu sklepy. Po wielu innych nie ma śladu, po prostu je wyburzono, a na ich miejscach zrealizowano inwestycje zgodne z planem zagospodarowania przestrzennego…
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/353551-piwo-z-konfesjonalu-i-meczet-zamiast-polskiego-kosciola-protest-polakow-w-essen