Czy to znaczy, że z punku widzenia Francji Międzymorze, czy ABC, to dobry projekt? Bo Brukseli raczej nie zachwyca…
To jest trochę taki paradoks. Grupa Wyszehradzka powstała w 1991 r., bo Unia Europejska wolała pertraktować z byłymi krajami bloku Wschodniego jako jedną grupą, zamiast pojedynczo. To nie podobało się Polsce, (wówczas jeszcze) Czechosłowacji i Węgrom, które wolały negocjować bilateralnie z Brukselą. Uważano wtedy wręcz, że UE faworyzuje grupę Wyszehradzką. Dziś jest dokładnie na odwrót. By móc mieć większy wpływ na decyzję wewnątrz Unii państwa grupy Wyszehradzkiej, która zresztą jest struktura bardzo lekką, niewyposażoną w stałe instytucje, postanowiły prowadzić własna politykę. Mówienie o konkurencyjności, a już na pewno o sporze, między V4 a Unią, wydaje mi się jednak mocno przesadzone. Po pierwsze obie struktury są nieporównywalne, a po drugie: nie tylko Polska tworzy regionalne sojusze, by zwiększyć swoje wpływy. To samo robią kraje południa Europy, szczególnie Włochy i Grecja. To żaden skandal. To normalne. To, co nie podoba się Brukseli to zresztą nie sama współpraca państw V4, tylko ich cele. Wydźwięk wspólnej deklaracji państw V4 z Bratysławy był wyraźnie antyfederalistyczny.
Jak ocenia pan pomysły reformy UE Kaczyńskiego i Orbana? Obaj politycy mówili ostatnio o konieczności kontrrewolucji kulturowej w UE.
Nie da się ukryć, że Polska ma obecnie okazję, wraz z wyjściem Wielkiej Brytanii z UE, przejąć od niej rolę głównej siły antyfederalistycznej w Europie. Wątpię jednak, by to doprowadziło do poważnej reformy unijnych instytucji czy rewizji traktatów. V4 to przede wszystkim Polska, pozostałe kraje są za małe, by odegrać znaczącą rolę na poziomie europejskim. V4 jest po prostu za słaba politycznie, by wymusić reformę Unii poprzez renegocjację traktatów. V4 ma jednak duży potencjał do tego, by nadawać ton debacie w UE. Duet niemiecko-francuski jest osłabiony, w obu krajach zbliżają się wybory, a od prawie 10 lat tendencje euosceptyczne na starym kontynencie rosną. Nie należy tu zresztą robić różnicy między „starą” a „nową” Europą, bo ta tendencja jest równie silna a może i nawet silniejsza w starych krajach członkowskich. Polska może stać się rzecznikiem rozczarowanych Unią.
Rozmawiała Aleksandra Rybińska
Doskonała lektura na weekend! Tygodnik „wSieci”. A w nim jak zawsze ważne i aktualne tematy, ciekawe teksty i znakomite fotografie.
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Czy to znaczy, że z punku widzenia Francji Międzymorze, czy ABC, to dobry projekt? Bo Brukseli raczej nie zachwyca…
To jest trochę taki paradoks. Grupa Wyszehradzka powstała w 1991 r., bo Unia Europejska wolała pertraktować z byłymi krajami bloku Wschodniego jako jedną grupą, zamiast pojedynczo. To nie podobało się Polsce, (wówczas jeszcze) Czechosłowacji i Węgrom, które wolały negocjować bilateralnie z Brukselą. Uważano wtedy wręcz, że UE faworyzuje grupę Wyszehradzką. Dziś jest dokładnie na odwrót. By móc mieć większy wpływ na decyzję wewnątrz Unii państwa grupy Wyszehradzkiej, która zresztą jest struktura bardzo lekką, niewyposażoną w stałe instytucje, postanowiły prowadzić własna politykę. Mówienie o konkurencyjności, a już na pewno o sporze, między V4 a Unią, wydaje mi się jednak mocno przesadzone. Po pierwsze obie struktury są nieporównywalne, a po drugie: nie tylko Polska tworzy regionalne sojusze, by zwiększyć swoje wpływy. To samo robią kraje południa Europy, szczególnie Włochy i Grecja. To żaden skandal. To normalne. To, co nie podoba się Brukseli to zresztą nie sama współpraca państw V4, tylko ich cele. Wydźwięk wspólnej deklaracji państw V4 z Bratysławy był wyraźnie antyfederalistyczny.
Jak ocenia pan pomysły reformy UE Kaczyńskiego i Orbana? Obaj politycy mówili ostatnio o konieczności kontrrewolucji kulturowej w UE.
Nie da się ukryć, że Polska ma obecnie okazję, wraz z wyjściem Wielkiej Brytanii z UE, przejąć od niej rolę głównej siły antyfederalistycznej w Europie. Wątpię jednak, by to doprowadziło do poważnej reformy unijnych instytucji czy rewizji traktatów. V4 to przede wszystkim Polska, pozostałe kraje są za małe, by odegrać znaczącą rolę na poziomie europejskim. V4 jest po prostu za słaba politycznie, by wymusić reformę Unii poprzez renegocjację traktatów. V4 ma jednak duży potencjał do tego, by nadawać ton debacie w UE. Duet niemiecko-francuski jest osłabiony, w obu krajach zbliżają się wybory, a od prawie 10 lat tendencje euosceptyczne na starym kontynencie rosną. Nie należy tu zresztą robić różnicy między „starą” a „nową” Europą, bo ta tendencja jest równie silna a może i nawet silniejsza w starych krajach członkowskich. Polska może stać się rzecznikiem rozczarowanych Unią.
Rozmawiała Aleksandra Rybińska
Doskonała lektura na weekend! Tygodnik „wSieci”. A w nim jak zawsze ważne i aktualne tematy, ciekawe teksty i znakomite fotografie.
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/312035-francuski-politolog-tu-chodzi-nie-tyle-o-caracale-co-o-euroatlantycki-wymiar-polskiej-polityki-zagranicznej-polska-odgrywa-coraz-wazniejsza-role-w-nato-nasz-wywiad?strona=2