Jeśli oprzeć się na treściach transparentów z demonstracji ruchu Pegida (Patriotyczni Europejczycy przeciw Islamizacji Zachodu/Patriotische Europäer gegen die Islamisierung des Abendlandes), przeciętni Niemcy mają dość przekształcania ich kraju w „republikę islamską”. Czyją się zagrożeni. Czy słusznie? Problemy wynikające z napływu muzułmańskich imigrantów występowały na długo przed dzisiejszą falą muzułmańskich uchodźców.
W klasie jednej z berlińskich szkół jest tylko czterech rdzennych Niemców i ponad dwadzieścioro dzieci imigrantów - alarmuje stołeczny dziennik. W skali makro, wedle oficjalnych danych, sytuacja wygląda następująco: w 2015r. przybyło w RFN 325 tys. dzieci objętych tzw. obowiązkiem szkolnym, bez względu na ostateczny rezultat procedury azylowej ich rodziców. Związki nauczycieli apelują: potrzeba nam natychmiast 8 tys. nauczycieli, a docelowo, przy utrzymaniu się obecnej tendencji, nawet do 50 tys. pedagogów. Czym zakończy się ta lekcja dla kandydatów na nowych obywateli RFN, dla samych Niemców i dla całej Europy?
Wbrew pozorom, problem z muzułmańskimi imigrantami nie jest w Niemczech niczym nowym. „Jaka jest różnica między Turkiem a jeleniem? Przed jeleniem widać na jezdni ślady hamowania”, brzmi jeden ze starych, niemieckich dowcipów, że nie wspomnę o ściennych „graffiti” w rodzaju: „Türken raus!”. Przybysze znad Bosforu nie cieszyli i nie cieszą się w RFN sympatią, co potwierdzają liczne sondaże. Jeden z nich, z udziałem 20 tys. młodych ludzi, przeprowadzono pięć lat temu, na okoliczność wizyty wówczas premiera (od 2014 r. prezydenta Turcji) Recepa Tayyipa Erdoğana.
Rezultat był zatrważający. Jak podsumował dyrektor Christian Pfeiffer z Dolnosaksońskiego Instytutu Badań Kryminologicznych (KFN): „Turcy są najbardziej nielubiani ze wszystkich imigrantów w RFN - lepiej przyjmowani są nawet czarnoskórzy uchodźcy z Afryki”. Niemców irytuje turecka „kultura macho” i nie chcą mieć ich za sąsiadów. Antypatia jest obustronna: co czwarty Turek wyznał, że lżył Niemcom, niemały był tez odsetek tych, którzy przyznali się do uczestniczenia w bójkach z Niemcami i świadomego niszczenia ich mienia.
Niemcy narzekają, że nie czują się już jak we własnym domu, zaś niemieccy Turcy, że czują się obywatelami gorszej kategorii. Między Odrą a Renem zrobiło karierę określenie: „islamski mobbing”. Za przykład może posłużyć medialnie ograne wyrzucenie z pracy 59-letniej nauczycielki Ursuli E. z Betzdorfu, która omyłkowo podała na obiad tureckiemu uczniowi kotlet z wieprzowiny. Danie to otrzymali wszyscy. Dla Ünala K. przygotowano specjalnie kotlet drobiowy. Choć nauczycielka dostrzegła swą pomyłkę, przeprosiła dziewięciolatka i zamieniła mu talerz na właściwy, następnego dnia do sekretariatu przybyli tłumnie tureccy rodzice, którzy zażądali… wydalenia Ursuli E. ze szkoły. Ich życzenie zostało spełnione.
Równie głośnym echem odbiło się stworzenie „mini-republiki islamskiej” w biurowcu przy placu Ernsta Reutera w Berlinie. Muzułmański właściciel tego budynku opracował specjalną klauzulę, zgodnie z którą każdy, kto chciał wynająć lokal w tym obiekcie o łącznej powierzchni 6 tys. m. kw. musiał podpisać zobowiązanie, iż będzie przestrzegał zasad jego religii. W przypadku obiektów użytkowych jest to zgodne z niemieckim prawem. Notabene, niemieckie sądy od dawna wydają wyroki w oparciu o szariat. Pewna Marokanka, zgodnie z sędziowskim orzeczeniem, musiała podzielić się rentą po mężu z jego drugą żoną. „Normy islamu w prawie rodzinnym i spadkowym praktykowane są przez nas od lat”, potwierdził w naszej rozmowie profesor-jurysta Hilmar Krüger.
„Islam należy do Niemiec”, mawiał eksprezydent Christian Wulff, który stracił urząd w 2012 r. na skutek, oględnie mówiąc, słabości do różnorakich grantów. Jakim grantem jest dla Niemców napływ wyznawców Allaha? Mówiąc wprost, cudzoziemcy to tania i niezbędna siła robocza do wykonywania prac, do których sami Niemcy się nie garną. Kiedyś byli to Grecy, Włosi, Hiszpanie, Portugalczycy czy Polacy. Ci jednak nie stwarzali większych problemów. Po pierwsze, wywodzili się z chrześcijańskiego kręgu kulturowego, po drugie, zazwyczaj wracali do swych ojczyzn.
Ciąg dalszy na kolejnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Jeśli oprzeć się na treściach transparentów z demonstracji ruchu Pegida (Patriotyczni Europejczycy przeciw Islamizacji Zachodu/Patriotische Europäer gegen die Islamisierung des Abendlandes), przeciętni Niemcy mają dość przekształcania ich kraju w „republikę islamską”. Czyją się zagrożeni. Czy słusznie? Problemy wynikające z napływu muzułmańskich imigrantów występowały na długo przed dzisiejszą falą muzułmańskich uchodźców.
W klasie jednej z berlińskich szkół jest tylko czterech rdzennych Niemców i ponad dwadzieścioro dzieci imigrantów - alarmuje stołeczny dziennik. W skali makro, wedle oficjalnych danych, sytuacja wygląda następująco: w 2015r. przybyło w RFN 325 tys. dzieci objętych tzw. obowiązkiem szkolnym, bez względu na ostateczny rezultat procedury azylowej ich rodziców. Związki nauczycieli apelują: potrzeba nam natychmiast 8 tys. nauczycieli, a docelowo, przy utrzymaniu się obecnej tendencji, nawet do 50 tys. pedagogów. Czym zakończy się ta lekcja dla kandydatów na nowych obywateli RFN, dla samych Niemców i dla całej Europy?
Wbrew pozorom, problem z muzułmańskimi imigrantami nie jest w Niemczech niczym nowym. „Jaka jest różnica między Turkiem a jeleniem? Przed jeleniem widać na jezdni ślady hamowania”, brzmi jeden ze starych, niemieckich dowcipów, że nie wspomnę o ściennych „graffiti” w rodzaju: „Türken raus!”. Przybysze znad Bosforu nie cieszyli i nie cieszą się w RFN sympatią, co potwierdzają liczne sondaże. Jeden z nich, z udziałem 20 tys. młodych ludzi, przeprowadzono pięć lat temu, na okoliczność wizyty wówczas premiera (od 2014 r. prezydenta Turcji) Recepa Tayyipa Erdoğana.
Rezultat był zatrważający. Jak podsumował dyrektor Christian Pfeiffer z Dolnosaksońskiego Instytutu Badań Kryminologicznych (KFN): „Turcy są najbardziej nielubiani ze wszystkich imigrantów w RFN - lepiej przyjmowani są nawet czarnoskórzy uchodźcy z Afryki”. Niemców irytuje turecka „kultura macho” i nie chcą mieć ich za sąsiadów. Antypatia jest obustronna: co czwarty Turek wyznał, że lżył Niemcom, niemały był tez odsetek tych, którzy przyznali się do uczestniczenia w bójkach z Niemcami i świadomego niszczenia ich mienia.
Niemcy narzekają, że nie czują się już jak we własnym domu, zaś niemieccy Turcy, że czują się obywatelami gorszej kategorii. Między Odrą a Renem zrobiło karierę określenie: „islamski mobbing”. Za przykład może posłużyć medialnie ograne wyrzucenie z pracy 59-letniej nauczycielki Ursuli E. z Betzdorfu, która omyłkowo podała na obiad tureckiemu uczniowi kotlet z wieprzowiny. Danie to otrzymali wszyscy. Dla Ünala K. przygotowano specjalnie kotlet drobiowy. Choć nauczycielka dostrzegła swą pomyłkę, przeprosiła dziewięciolatka i zamieniła mu talerz na właściwy, następnego dnia do sekretariatu przybyli tłumnie tureccy rodzice, którzy zażądali… wydalenia Ursuli E. ze szkoły. Ich życzenie zostało spełnione.
Równie głośnym echem odbiło się stworzenie „mini-republiki islamskiej” w biurowcu przy placu Ernsta Reutera w Berlinie. Muzułmański właściciel tego budynku opracował specjalną klauzulę, zgodnie z którą każdy, kto chciał wynająć lokal w tym obiekcie o łącznej powierzchni 6 tys. m. kw. musiał podpisać zobowiązanie, iż będzie przestrzegał zasad jego religii. W przypadku obiektów użytkowych jest to zgodne z niemieckim prawem. Notabene, niemieckie sądy od dawna wydają wyroki w oparciu o szariat. Pewna Marokanka, zgodnie z sędziowskim orzeczeniem, musiała podzielić się rentą po mężu z jego drugą żoną. „Normy islamu w prawie rodzinnym i spadkowym praktykowane są przez nas od lat”, potwierdził w naszej rozmowie profesor-jurysta Hilmar Krüger.
„Islam należy do Niemiec”, mawiał eksprezydent Christian Wulff, który stracił urząd w 2012 r. na skutek, oględnie mówiąc, słabości do różnorakich grantów. Jakim grantem jest dla Niemców napływ wyznawców Allaha? Mówiąc wprost, cudzoziemcy to tania i niezbędna siła robocza do wykonywania prac, do których sami Niemcy się nie garną. Kiedyś byli to Grecy, Włosi, Hiszpanie, Portugalczycy czy Polacy. Ci jednak nie stwarzali większych problemów. Po pierwsze, wywodzili się z chrześcijańskiego kręgu kulturowego, po drugie, zazwyczaj wracali do swych ojczyzn.
Ciąg dalszy na kolejnej stronie
Strona 1 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/286315-piotr-cywinski-dupki-z-okraglej-ziemi-czyli-owczy-ped-niemcow-do-samolikwidacji-i-samozaglady-europy