We wtorek w Sądzie Okręgowym w Gdańsku odbyła się rozprawa z udziałem skazanego za molestowanie i rozpijanie nieletniej Aleksandry M. - ks. Mirosława Bużana. Sprawę szczegółowo opisała Marzena Nykiel na łamach tygodnika "wSieci".
CAŁY TEKST Z TYGODNIKA W SIECI TUTAJ: Pilotażowy przypadek lewicowej propagandy o "pedofilii w Kościele" zdemaskowany. Czy sędziów będzie stać na decyzję o ponownym przyjrzeniu się faktom?
Celem pełnomocnika duchownego, mec. Janusza Masiaka, była zmiana postanowienia sądu pierwszej instancji, który nie zgodził się na wznowienie śledztwa zawieszonego przez prokuraturę. Powody dlaczego gdański oskarżyciel nie chciał dalej zajmować się dochodzeniem są bardzo niejasne. Po wydaniu wyroku skazującego wyszły bowiem na światło dzienne nowe okoliczności, które stawiają pod znakiem zapytania skazanie księdza Bużana przez sądy dwóch instancji. Prokuratura wszczęła nowe śledztwo.
Najważniejszym z nowych dowodów, które ujrzały światło dzienne jest dwu i pół godzinne nagranie rozmowy ofiary - Aleksandry M. ze znajomym. Dziewczyna przyznaje się w nim do fałszywego oskarżenia księdza w zamian za pieniądze dla jej rodziny – ojca i matki. Układ ten, jak słychać z nagrań, zaproponował lokalny biznesmen, były radny Wejherowa, zapiekły wróg byłego proboszcza. Badająca nowe okoliczności sprawy prokuratura najpierw oparła się na analizie głosu przeprowadzonej przez samozwańczego eksperta (nie figuruje na liście biegłych sądowych), byłego esbeka Jerzego Doleckiego. Z całego materiału dowodowego wybrał on tylko 5 minut nagrań i na tej podstawie stwierdził, iż głos na taśmie nie należy do Aleksandry M. Tu pojawia się jeszcze jedno pytanie. Dlaczego prokuratura III RP zleca ekspertyzy nie tylko nie zaprzysiężonym fachowcom, ale także osobie, która w dodatku służyła w organizacji o charakterze przestępczym jaką była komunistyczna służba bezpieczeństwa? Powszechnie wiadomo jaki stosunek mieli i mają pracownicy resortu do księży katolickich i posądzenie takiego „eksperta” o stronniczość nie byłoby raczej wielkim nadużyciem. Powołany przez obronę znany biegły sądowy z Łodzi, Bogdan Rozborski, w obszernej analizie stwierdza jednoznacznie, że głos na nagraniu jest głosem Aleksandry M. Jakby tego było mało, ginie materiał dowodowy - 4 dyktafony z nagraniami.
Do ich utraty mogło dojść po uprzednim zsunięciu się ich do kosza na śmieci, a następnie poprzez omyłkowe potraktowanie ich za odpady
- czytamy w uzasadnieniu prokuratury Okręgowej w Słupsku, która umorzyła sprawę zagubienia dowodów.
Nie wiem czy w konstruowaniu tego „przekonywującego wyjaśnienia” pomagał stróżom prawa zaufany ekspert Dolecki, czy wpadli na to sami. Najważniejsze jednak jest to, że dla sądu I instancji powód ten był wystarczająco wiarygodny, by zrezygnować z przesłuchania świadków wyznań Aleksandry M., nie przeprowadzić konfrontacji i zakończyć śledztwo. Na szczęście obrona jest w posiadaniu kopii nagrań
Jakbym to przeczuł
– przyznał się w rozmowie z portalem wPolityce.pl ksiądz Bużan. Ostatnio podczas robienia programu na ten temat „Ekspres reporterów” pojawili się nowi świadkowie. - To czterej znajomi Aleksandry M. – wyjaśnia skazany duchowny – Przyznają, że głos i sposób wypowiedzi jest charakterystyczny dla Aleksandry M.
Kilka dni temu spłonęło gospodarstwo rodzinne księdza Bużana. Nie można wykluczyć, że w grę wchodziło podpalenie. Byłego proboszcza w jego walce o dobre imię wspierają mocno parafianie. Mała sala sądu okręgowego ledwo mogła pomieścić wszystkich widzów. Z racji złożenia na dzisiejszej rozprawie przez obrońcę nowego materiału dowodowego, sąd przesunął termin orzeczenia na dzień 13 lutego. Jeśli Sąd Okręgowy zmieni decyzję I instancji wtedy śledztwo zostanie podjęte na nowo. Jeśli utrzyma w mocy decyzje Sądu Rejonowego ksiądz Bużan nie ma już praktycznie żadnych szans na dowiedzenie swoich racji.
arp
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/184267-sprawa-ksiedza-buzana-gdanski-sad-przelozyl-rozstrzygniecie-na-luty