Nic mi nie będzie oszczędzone. Któreś dziecko buszujące po internecie zauważyło notkę: „Ulubiony faszysta Kaczyńskiego”, w której jest mowa o mnie. Dziecko się lekko wystraszyło, a ja się smętnie uśmiechnąłem. Już to przerabiałem.
Po sierpniu 1980 r., kiedy pieśń „Żeby Polska była Polską” stała się niekwestionowanym hymnem Solidarności, organy tzw. bratnich partii: „Prawda”, „Rudé právo”, „Neues Deutschland” mocno potępiły polski nacjonalizm, szowinizm i faszyzm, zawarty jakoby w tym utworze. Współczuję prezesowi Kaczyńskiemu, że został wplątany w tę nikczemną narrację. Ja już jestem przyzwyczajony do nienawistnych bredni na swój temat. Traktując je jako przykrą cenę satyrycznej profesji, uodporniłem się.
Powtarzam sobie sentencję, która pojawiła nam się w „rozmówkach liryczno-prozaicznych” prowadzonych z Jonaszem Koftą w radiowej Trójce… „Nikt nam łatwego życia nie obiecywał i danej obietnicy dotrzymuje!” Było to w połowie lat 60. ub.w., ub. tysiąclecia, ub. ustroju.…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 5,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Wchodzę i wybieramJeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/tygodniksieci/682232-przyzwyczajam-sie-do-staroscinienawistne-brednie