Miałem obawy, czy „Sound of freedom. Dźwięk wolności” nie okaże się kolejnym słusznym, ale nieznośnie jednowymiarowym filmem ze stemplem „christian movie”.
Ten obraz bardzo szybko został otulony płaszczem z napisem: „Wyklęte dzieło” i na dodatek został sklasyfikowany jako film religijny. Widzowie w Polsce przez ostatnie kilkanaście miesięcy czytali o „filmie, którego boi się Hollywood” czy „katolickim thrillerze uderzającym w elity”. Pisano, że to kolejny film Mela Gibsona (w rzeczywistości pomaga tylko w jego reklamie, tak jak zresztą Elon Musk), który jest „młotem na liberałów”. Oczekiwania konserwatywnego kinomana zostały więc napompowane do granic wytrzymałości. Dodam tylko, że główną rolę gra tutaj Jim Caviezel, czyli Jezus z „Pasji” Gibsona, który od lat opowiada (m.in. w wywiadzie dla „Sieci”, jaki miałem przyjemność przeprowadzić z nim kilka lat temu), że interesuje go już wyłącznie kino promujące chrześcijańskie wartości.…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 5,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Wchodzę i wybieramJeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/tygodniksieci/662884-adamski-poleca-dzieci-boze-nie-sa-na-sprzedaz