Setki tysięcy migrantów napływają do rządzonych przez demokratów miast z Nowym Jorkiem na czele. Tymczasem schroniska są przepełnione, a kasy miejskie puste. Negatywne skutki polityki otwartych granic zaczynają docierać nawet do jej najbardziej zagorzałych zwolenników.
Przed hotelem Roosevelt w centrum Manhattanu od kilku miesięcy ustawiają się długie kolejki nielegalnych migrantów, z których wielu nocuje pod gołym niebem na otaczającym go chodniku. Hotel, zbudowany w 1924 r. w stylu neorenesansu i liczący ponad 1 tys. pokoi, został zamknięty w czasie pandemii COVID-19, a teraz służy jako centrum azylowe. Ci, którzy ustawiają się tu w kolejce, nie mają gdzie się podziać. Nowy Jork stał się w 1989 r. tzw. miastem sanktuarium pod rządami burmistrza demokraty Eda Kocha. „Miasto…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 5,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Wchodzę i wybieramJeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/tygodniksieci/662861-koniec-wspolczucia-kryzys-ktorego-nie-potrafia-zazegnac