Bar szpitalny. W kolejce przede mną małżeństwo, ok. czterdziestki. Wymęczona terapią kobieta kładzie ogoloną, przesłoniętą chustką głowę na ramieniu męża. Ten obejmuje ją. Pyta, czy nie wolałaby usiąść, on wszystko załatwi. Obserwuję ich, a nawet troszkę podsłuchuję. Tzw. zwyczajni ludzie. Ich naturalna czułość i opieka zdrowego nad chorą podnosi na duchu.
Na pierwszy rzut oka doświadczenia onkologicznego szpitala nie mogą budzić entuzjazmu. Choroba, cierpienie i widoczna nieomal nadchodząca śmierć nie należą do przyjemnych.
Nie krytykuję tego konkretnego medycznego kombinatu, który szczególnie w zderzeniu z wyzwaniami, z jakimi musi się mierzyć, funkcjonuje naprawdę dobrze. W ludzkich miarach, które nie pozwalają liczyć na doskonałość. Kolejki są wszędzie, ale inaczej nie…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 5,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Wchodzę i wybieramJeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/tygodniksieci/659180-trwala-bliskosc-waga-rodziny