Książka Tomasza Lisa mogłaby być głosem formacji, która czuje się właścicielem Polski i od lat ponosi upokarzające klęski polityczne. Nie ma w niej żadnej głębszej refleksji, więc może jednak jest takim głosem.
Do wynurzeń Tomasza Lisa nie chciałem podchodzić z uprzedzeniem, więc na wszelki wypadek zrobiłem to z obrzydzeniem i uczciwe muszę przyznać, że się nie zawiodłem. Towarzyszyło mi ono bowiem niemal przez całą lekturę, aczkolwiek dla urozmaicenia dodałem sobie jeszcze poczucie narastającego zażenowania. Od razu pomyślałem, że facet przebija korpuskularno-falowy dualizm fizyki kwantowej, przełamuje bariery sztuki jak artysta, który jest twórcą i tworzywem. Coś jak w zamierzchłych czasach malarz i performer Jerzy Bereś, który np. chodził na golasa i podpalał jakieś tam papierki, a…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 5,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Wchodzę i wybieramJeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/tygodniksieci/643700-jasno-oswietlony-utrata-zdolnosci-do-oceny-rzeczywistosci