Nowe wersje oprogramowania zachowują się jak rozkapryszone, domagające się stałej uwagi dzieciaki.
Gdy tylko pojawiły się komputery osobiste, podszedłem do nich ze sporą podejrzliwością. Choć nie potrafiłem wtedy tego bliżej określić, czułem, że coś tu nie gra.
Pierwszy komputer kupiłem w 1991 r. podczas pobytu na Cambridge University. Przewaga elektronicznego edytora tekstów nad pisaniem maszynowym polega na łatwości poprawiania tekstu. Wcześniej ręcznie robiłem notatki, tekst spisywałem na maszynie, z licznymi błędami, a potem w ruch szły nożyczki i klej, gdy poprawiałem strukturę wywodu. Na końcu szedłem do maszynistki, której płaciłem za przepisanie tekstu na czysto, by wysłać go pocztą do wydawnictwa.
Komputer to wszystko uprościł. I może nie byłoby tak paskudnie jak dzisiaj, gdyby…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 5,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Wchodzę i wybieramJeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/tygodniksieci/634106-upiorne-cyberdoznania-chca-bysmy-sie-o-nie-troszczyli