Początkowo nie wiedzieliśmy, co myśleć. No, bo z jednej strony wasz list podpisała Maja Ostaszewska, a dla nas od czasu obrony kornika drukarza nie ma większych autorytetów, z drugiej jednak są tam osoby, których podpis przyniósłby pecha nawet akcji zbierania piasku na plaży.
Na przykład towarzyszka Lempart i towarzysz Frasyniuk nie dość, że nie potrafili, mimo licznych prób, dać się aresztować na dłużej niż dziesięć minut, to jeszcze ich ręczenie za uczciwość towarzysza Piniora zakończyło się dwukrotnym wyrokiem skazującym i to pomimo powszechnie panującej doktryny towarzysza Neumanna, iż sędziowie („To ci, k…, gwarantuję”) nic nie zrobią do wyborów. Ostatecznie przekonał nas fakt zwolnienia (się?) z pracy na etacie członka „Newsweeka” takiej osobistości polskiego życia ulicznego, jak Zbigniew Hołdys. To on pierwszy użył w debacie publicznej słowa na „ch” wobec oponentów politycznych i to on zostaje dziś, jak ten Himilsbach z angielskim. Tak być nie powinno.…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 5,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Wchodzę i wybieramJeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/tygodniksieci/623809-jeden-list-jedna-lista-to-nie-bedzie-nasze-ostatnie-slowo