Na portalu „The Conversation” ukazał się zaskakujący artykuł autorstwa Chrisa Hanna, brytyjskiego eksperta z niemieckiego Instytutu Antropologii Społecznej Maxa Plancka. Autor stawia tezę, że Ukraińcy mogą „mieć silniejsze roszczenia do polskiego Podkarpacia niż do Krymu lub Donbasu”. Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że Rosja od lat próbuje przekonywać Ukrainę, iż Polacy są zainteresowani częścią terytoriów Ukrainy, to wyłaniający się z takiej narracji obraz jest niepokojący i może wskazywać na podobieństwo interesów Rosji i Niemiec jeśli chodzi o naszczucie na siebie Polaków i Ukraińców..
Przedstawiony w tym tygodniu przez prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego plan zwycięstwa wywołał falę dyskusji. W Polsce dotyczyła ona m.in. miejsca naszego kraju w grze dyplomatycznej i tego, czy w pewnym sensie odsunięcie Warszawy od stołu było samodzielną decyzją Kijowa, czy raczej efektem nacisków niektórych zachodnich partnerów. O ile po 24.02.2022 zdecydowana większość świata zachodniego opowiada się po stronie Ukrainy i wielokrotnie mówiło się, że zwycięstwo Kijowa i spacyfikowanie Rosji leży w interesie całej Europy, o tyle niektóre europejskie kraje zachowywały się na początku wojny co najmniej dziwnie. Mowa oczywiście o Niemczech. W 2022 r. kanclerz Scholz sprawiał wrażenie, jak gdyby czekał na upadek Ukrainy, aby można było powrócić do intratnych interesów z Rosją, takich jak Nord Stream. Mniej więcej rok później Niemcy, wcześniej publicznie ośmieszani i zawstydzani przez ówczesnego premiera RP Mateusza Morawieckiego, nagle zaczęli kreować się na liderów pomocy Ukrainie, a prezydent Zełenski zaczął częściej rozmawiać z kanclerzem Scholzem niż przywódcami naszej części Europy z Polską na czele. Niezależnie jednak od tego, co powiedzą dziś o Rosji Scholz czy Steinmeier, a z drugiej strony Putin lub Miedwiediew o Niemczech, Berlin i Moskwa w historii współpracowały ze sobą wielokrotnie i często kończyło się to bardzo źle dla Europy Środkowo-Wschodniej. Czy również i teraz Niemcy chcą, aby wojna zakończyła się, ale na warunkach bardziej korzystnych dla Rosji aniżeli dla Ukrainy, aby „negocjacje” zakończyły się ustępstwami terytorialnymi Kijowa i „zamrożeniem” konfliktu, które w praktyce pozwoliłoby Putinowi wylizać rany i za ileś lat uderzyć ponownie, a Berlinowi - na powrót do biznesów z Rosją?
Naukowiec z Instytutu Maxa Plancka o roszczeniach Ukrainy
Na portalu The Conversation ukazała się dość zaskakująca analiza autorstwa eksperta z Instytutu Antropologii Społecznej Maxa Plancka. Nazwa nie jest przypadkowa - to część Towarzystwa Maxa Plancka, w znacznej części finansowanego z budżetu federalnego oraz środków poszczególnych krajów związkowych. Chris Hann, brytyjski antropolog i emerytowany dyrektor wspomnianego instytutu sugeruje w nim m.in., że „polski rząd podtrzymuje świętość granicy Ukrainy z Rosją”, ponieważ chce, „aby granica Ukrainy z ich krajem była równie święta”.
To nie jedyne zaskakujące stwierdzenie.
Zgodnie z historycznymi kryteriami etniczno-językowymi i religijnymi, powszechnie uważanymi za centralne w kształtowaniu się narodów, Ukraina może rzeczywiście mieć silniejsze roszczenia do polskiego Podkarpacia niż do Krymu lub Donbasu
— pisze Hann.
Naukowiec, który zajmuje się tematyką Europy Środkowo-Wschodniej wychodzi od obserwacji, że po ponad dwóch latach rosyjskiej agresji na Ukrainę zmienia się stosunek dużej części polskiego społeczeństwa do Ukraińców, mimo że zmiana rządu nie wpłynęła na zmianę stanowiska państwa polskiego co do tego, jak wojna powinna się zakończyć. Chris Hann zwraca uwagę, że w Polakach historycznie zakorzeniona jest „nienawiść do Rosjan” i sięga ona jeszcze czasów przed rozbiorami Polski, nie mówiąc już o latach komunizmu, Zbrodni Katyńskiej, a także Katastrofie Smoleńskiej („w ostatnich latach wielu Polaków nadal podejrzewa współudział Kremla w katastrofie lotniczej, w której zginął ich ówczesny prezydent, Lech Kaczyński”- pisze Hann). Antropolog zaznacza przy tym, że stosunek Polski do Rosji nie wiąże się z bezwarunkowym poparciem dla Ukrainy i wśród dużej części naszego społeczeństwa rośnie zniecierpliwienie i nieufność wobec Kijowa.
Na wskazane przez Hanna roszczenia terytorialne Ukraińców, Polacy - pisze antropolog - odpowiadają pretensjami do Lwowa oraz kwestią wołyńską. Przypomnijmy, że polski Lwów to częsty motyw wykorzystywany w rosyjskiej propagandzie do skłócania Polaków z Ukraińcami. Jak twierdził obecny (wcześniej także w latach 2007-2014) minister spraw zagranicznych RP Radosław Sikorski, sam Władimir Putin miał wyciągnąć tę kartę w rozmowie z premierem Donaldem Tuskiem.
Hann o „demonizowaniu Rosji” w zachodnich mediach
Brytyjsko-niemiecki antropolog niedawno, bo we wrześniu tego roku, odwiedzał Polskę, a konkretnie jej południowo-wschodnią część.
Podczas mojej ostatniej wizyty, czasami pytano mnie, dlaczego BBC i inne wpływowe zachodnie media nigdy nie zagłębiały się w uładzonym wizerunku publicznym ekipy Wołodymyra Zełenskiego, aby relacjonować prawdziwe warunki i opinie zwykłych Ukraińców. Zamiast tego Rosjanie są demonizowani, a Ukraińcy chwaleni za swoje „europejskie wartości” i poświęcenie dla Zachodu. Relacje w polskich mediach państwowych przekazują podobny przekaz – ale zauważyłem, że wielu obywateli stało się sceptycznych. Jest litość dla żołnierzy, smutek z powodu utraty młodych istnień po obu stronach i strach przed tym, dokąd prowadzi cała ta nieludzka przemoc. Ale niewielu ludzi, z którymi rozmawiałem, wierzyło, że Rosjanie są jedyną stroną naruszającą konwencje genewskie
— wskazuje, następnie uderzając w Borisa Johnsona, byłego premiera Wielkiej Brytanii, który dał się poznać jako jeden z największych sojuszników Ukrainy na Zachodzie.
Proszono mnie o wyjaśnienie, dlaczego ówczesny premier doradził Zełenskiemu w kwietniu 2022 r., aby Ukraina kontynuowała walki. Czy Johnson, jak często sugerowano, sabotował propozycje negocjowanego pokoju, starannie opracowane w Stambule na krótko przed jego wizytą? Czy był to spontaniczny kaprys zachodniego polityka, który nie miał pojęcia o historii regionu, klauna wspólnie z Zełenskim udającego macho dla własnego wizerunku? Czy w ogóle nie obchodziły go setki tysięcy ludzi, którzy cierpieliby i zginęli, gdyby ta wojna trwała? Czy realizował podstępną strategię uzgodnioną z przywódcami UE i partnerami z NATO, przede wszystkim Waszyngtonem?
— pisze Chris Hann, na końcu tekstu wskazując, że nie był w stanie odpowiedzieć na żadne z tych pytań.
Łemkowie a sprawa ukraińska
Kiedy Hann opisuje swoją ostatnią wizytę w Polsce, zamieszcza link do innego tekstu, opublikowanego na portalu OSTblog Spezial, należącym do Instytutu Leibniza ds. Badań nad Europą Wschodnią i Południowo-Wschodnią. Opisuje tam wrażenia z wizyty na Podkarpaciu i rozmowach z mieszkańcami regionu, w tym przedstawicielami mniejszości etnicznych (Łemkowie).
Przemoc lat 20. XXI wieku stawia Łemków, jako wschodniosłowiańską mniejszość w Polsce, przed dylematami. Nie ma mowy o publicznym poparciu dla Władimira Putina; ale będą przypominać odwiedzającym ich ojczyznę, że setki tysięcy radzieckich żołnierzy poświęciło swoje życie, aby uwolnić Polskę (i ówczesną Czechosłowację) od nazistów. Dowody są widoczne: cmentarze wojskowe zostały odrestaurowane i udostępnione zwiedzającym w całym regionie. Kampanie zarówno Armii Czerwonej, jak i polskiej armii podziemnej są dobrze udokumentowane w muzeum pałacowym w Dukli(…) którego populacja jest w całości polska i rzymskokatolicka od lat 40. XX wieku
— pisze.
Jednocześnie Hann wskazuje, że „w rozumieniu przynajmniej niektórych identyfikujących się Łemków, jak i dla tych etnicznych Polaków, którzy lubią wspominać chwalebną minioną epokę, gdy Polska była wielką potęgą na wschodzie, ukraińska narodowość jest problematyczną, raczej sztuczną konstrukcją” - kolejne stwierdzenie wyjęte z ruskiej propagandy w ustach niemiecko-brytyjskiego naukowca, który twierdzi, że zasłyszał je podczas wizyty w na Podkarpaciu, od miejscowej ludności.
Państwo ukraińskie – tak poinformowali mnie zarówno Polacy, jak i Łemkowie – jest marionetką w rękach wielkich mocarstw. Jego los będzie zależał od nadchodzących wyborów w USA
— czytamy.
„Powinna być ostra nota dyplomatyczna”
Według blogera Zygfryda Czabana, tekst naukowca z niemieckiego Instytutu Plancka, opublikowany na „The Conversation”, jednoznacznie wskazuje na działania zmierzające do skłócenia Polaków z Ukraińcami.
To jest najgrubsza sprawą, z jaką do tej pory miałem do czynienia, badając politykę niemiecką wobec Polski: Dyrektor oficjalnego, rządowego instytutu niemieckiego, publicznej instytucji, twierdzi, że polski rząd naciska na nienaruszalność granicy ukraińsko-rosyjskiej, bo chciałby, żeby granica z polsko-ukraińska również była nienaruszalna. Jednocześnie pisze, że roszczenia Ukrainy do ziem polskich „mogą w istocie być mocniejsze niż do Donbasu i Krymu”. Z tych słów płynie dość jasny wniosek (niewyrażony wprost), że słuszne byłoby przesunięcie Ukrainy na zachód: zrekompensowanie utraty Donbasu i Krymu Podkarpaciem, a polski rząd rozpaczliwie próbuje temu zapobiec. O co chodzi? O skłócenie Polski z Ukrainą, czym pisałem wczoraj, przy czym dotychczasowe zakulisowe szczucie jednych na drugich zostało zastąpione publiczną wypowiedzią przedstawiciela niemieckiej instytucji publicznej. Odpowiedzią na to powinna być ostra nota dyplomatyczna - przynajmniej. Ale oczywiście nic takiego nie nastąpi
— napisał na X.
jj/X, The Conversation, ukraine2022.ios-regensburg.de
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/710502-szokujacy-tekst-niemieckiego-naukowca-o-podkarpaciu