W pociągu relacji Moskwa-Pietuszki dzieją się rzeczy, których nie wymyśliłby nawet trzeźwy Wieniedikt Jerofiejew. Niedawno „Moskiewski Komsomolec” doniósł o przygodzie, która mogła wydarzyć się tylko na tej trasie. 8 sierpnia podmiejska kolejka, dokładnie tak jak było w powieści, wyruszyła z Dworca (dziś powiedzielibyśmy: nomen omen) Kurskiego w kierunku wschodnim. Około godziny 13, już po opuszczeniu (znanej z prozy poetyckiej) stacji kolejowej „Sierp i Młot”, doszło do pożałowania godnego incydentu, którego bohaterem okazał się młody człowiek z butelką piwa w ręku. Redakcja nie ustaliła, czy miał na imię Wieniczka, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że pił piwo żygulowskie – to samo, które w utworze „Moskwa-Pietuszki” wchodziło w skład kultowego koktajlu „Psiajucha” (razem z szamponem „Sadko – bogaty kupiec”, środkiem dla zwalczania łupieżu Rezol, preparatem przeciw poceniu się nóg i środkiem owadobójczym Dezynsektal).
Tego dnia w obwodzie moskiewskim panował upał niczym w innej pijackiej powieści – „Pod wulkanem” Malcolma Lowry’ego. Młodzieniec, szukając ochłody, udał się do przejścia między dwoma wagonami. Otworzył podczas jazdy drzwi, by się trochę przewietrzyć. Usiadł obok nich, by rozkoszować się wiejącym w twarz wiatrem i sączyć powoli piwo. Świadek zdarzenia Irena S. opowiadała, że zniknął nagle, gdy pociągiem zakołysało na zakręcie. Na podłodze pozostała po nim tylko niedopita butelka piwa.
Minęło kilka chwil nim któryś z pasażerów pociągnął za hamulec bezpieczeństwa. W międzyczasie pociąg zdążył odjechać jakieś pół kilometra. Gdy pojazd zatrzymał się, z wagonu wyskoczył kolega młodego człowieka i pobiegł sprawdzić, co się stało z jego towarzyszem podróży. Pozostali pasażerowie zaczęli wymieniać między sobą uwagi nad łatwością wypadania z pociągów. Któryś z nich przytomnie zauważył: „ale przynajmniej piwo zostawił”. Wzięli więc niedokończoną butelkę i podając sobie z rąk do rąk opróżnili ją po łyku do dna.
Pociąg stał tak przez około dziesięć minut, po czym ruszył dalej – bez nieszczęsnego mężczyzny i jego kolegi. Nikt z pasażerów nie zainteresował się losem pechowca, który opuścił ich bez pożegnania w tak niespodziewany sposób. Ciekawość wszystkich wzbudził natomiast bagaż, który młodzieniec zostawił w wagonie. Nie mogli się powstrzymać i zajrzeli do środka. Były tam dwa zderzaki od jakiegoś małego samochodu i torba z narzędziami.
Wywiązała się rozmowa niczym z opowiadań Zoszczenki. Najpierw padła propozycja, by oddać rzeczy maszyniście, jednak większość uznała zgodnie, że to nie ma sensu, ponieważ maszynista i tak zabierze wszystko dla siebie. Któryś z mężczyzn stwierdził wówczas, że on sam nie jest taki jak ten maszynista, dlatego nie weźmie tego dla siebie, lecz odda znajomym w warsztacie samochodowym. Jego propozycja przypadła do gustu pozostałym, którzy niemal jednogłośnie zaaprobowali ten pomysł. Tylko jedna kobieta próbowała protestować, ale wszyscy popatrzyli na nią jak na zdrajczynię lub na idiotkę. W rezultacie rezolutny altruista wysiadł na stacji z dodatkowym bagażem.
Redakcji „Moskiewskiego Komsomolca” nie udało się ustalić personaliów młodego człowieka, który wypadł z pociągu, ani dalszych jego losów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/702696-zdarzenie-w-pociagu-moskwa-pietuszki