Wydawać by się mogło, że w krajach, w których obrodziło w panie ministry ds. równości, równouprawnienia płci i polityki feministycznej, czyli generalnie tam, gdzie hasło „realizacji siebie” i absolutnej kontroli nad swoim losem stało się najważniejsze – kobieta powinna cieszyć się życiem jak nigdy dotąd.
Dlaczego zatem w krajach aspirujących do stworzenia feministycznego raju, produktem najbardziej podstawowym w damskiej torebce stał się gaz pieprzowy? Czy to oznacza powrót do czasów Dzikiego Zachodu, gdzie kobieta miała zwykle flintę lub rewolwer na podorędziu, aby uniknąć gwałtu lub przemocy? I dlaczego lewica nigdy nie potrafi pojąć związku między szaleństwem własnej polityki a przestępczością, której pierwszą ofiarą stają się zwykle kobiety?
Gdzie kupić spray pieprzowy, obronny, paraliżujący, łzawiący?
— pytają Europejczycy nieprzerwanie od 2015 r. kiedy to kanclerz Merkel samozwańczo zaprosiła na nasz skrawek kontynentu - miliony mieszkańców Afryki, Bliskiego Wschodu i Azji.
Już po jednej słynnej nocy Sylwestrowej w Kolonii w 2016 r. sprzedawcy broni zanotowali gigantyczny wzrost popytu na gaz pieprzowy, a wkrótce potem wszystkie większe miasta Europy, które zachłystywały się hasłem „Refugees welcome!” Jeśli sugerowane ubogacenie kulturowe objawia się niestety głównie popytem na „spray Anti Agression” i kursy samoobrony wśród kobiet, to niepojęty pozostaje uśmiech pewności siebie na twarzy każdej ministry równości. Wystarczy spojrzeć na wpisy Katarzyny Kotuli na platformie X i już wiadomo, że obsesyjnie chronionym „prawem” Polki przez jej ministerstwo jest pomoc w zabiciu nienarodzonego a problem zagrożenia kobiet wraz ze wzrostem nielegalnej imigracji– po prostu nie istnieje.
Jeszcze 10 lat temu, gdy w mediach głównego nurtu nie było kagańca poprawności politycznej dzienniki europejskie rozwodziły się nad nowymi produktami stworzonymi dla lepszej ochrony kobiet przed napastnikiem. Dziennik Le Figaro dawał nadzieję kobietom na coraz lepsze innowacyjne rozwiązania problemu napaści seksualnych:
Spraye, paralizatory lub alarmy na kluczach… Defender zostaje dodany do długiej listy innowacji umożliwiających walkę kobiet z napastnikiem. Niektóre firmy, takie jak Women On Guard, rzeczywiście oferują kilka produktów obronnych, ale zawsze zakamuflowanych: bomba z gazem łzawiącym w kształcie butelki perfum, paralizator w kształcie telefonu komórkowego, a nawet breloczek alarmowy. (…) Inne firmy opracowują obroże i bransoletki antyagresyjne. Połączone z telefonem ofiary, jednym naciśnięciem pozwalają wywołać powiadomienie SMS na ulubiony numer w książce telefonicznej. Jest też projektowana elektryczna bielizna odstraszająca napastnika…
Oburzenie lewicy
Dziś podobne artykuły pisane w trosce o nasze bezpieczeństwo pojawiają się jedynie w mediach prawicowych i to niezależnie od szerokości geograficznej. Gdy w ostatnich majowych wyborach w Katalonii, podczas telewizyjnej debaty poseł partii Vox wyciągnął „spray antivioladores” (gaz przeciw gwałcicielom) wskazując, że jest najpowszechniejszym produktem kupowanym przez kobiety, także dla swoich małoletnich córek i powiązał rosnącą przestępczość z ogromną diasporą muzułmańską w Barcelonie – lewica nie posiadała się z oburzenia. Naruszono temat tabu choć nawet oficjalne raporty policyjne wskazują, że 70% przestępstw w Katalonii popełnia mniejszość muzułmańska napływająca z Maghrebu. Matematyka i wnioski z niej płynące nigdy nie zawitają jednak do zacietrzewionych ideologicznie głów lewaków.
Czy ktokolwiek słyszał, aby dziennikarze mainstreamu, aktywiści broniący praw kobiet i wojowniczki typu Marta Lempart i spółka podnosiły temat rosnącego braku bezpieczeństwa europejskich kobiet? Nigdy, za to wiele słyszymy o rasizmie, ksenofobii i stereotypach, które krzywdzą „biednych ludzi szukających swego miejsca na ziemi”.
„Wściekłe macice” nie rozpoznają człowieka w łonie matki ani tym bardziej zagrożenia płynącego z polityki otwartych granic. Ministra równości Katarzyna Kotula przedstawia siebie na platformie X jako „pasjonatkę neuronauk”. To jednak ciekawe, że pasjonują ją złożone procesy molekularne w układzie nerwowym człowieka, podczas gdy nie umie połączyć przyczyny ze skutkiem, czyli nielegalnej imigracji z krajów muzułmańskich ze spadkiem bezpieczeństwa kobiet na ulicach swoich miast.
Tyle płci się lewicy namnożyło, tak trudno jej rozróżnić babę od chłopa na igrzyskach w Paryżu, ale jakoś tak się dziwnie składa, że zakup gazu pieprzowego monopolizuje tylko jedna płeć i to od momentu, gdy w UE zapadła decyzja o promowaniu multikulturalizmu. Bądźmy jednak dobrej myśli, lewica na pewno coś wymyśli, aby chronić nas kobiety – na przykład burkę i hidżab. Nie bez powodu we Francji i Hiszpanii przyjęło się nazywać tę stronę politycznego sporu mianem „islamolewicy”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/702258-gaz-pieprzowy-produkt-pierwszej-potrzeby-w-krajach-postepu