Awantura o tę jedną scenę z inauguracji igrzysk olimpijskich w Paryżu, w której paskudne gwiazdy LGBTQ+ trawestują scenę ostatniej wieczerzy Jezusa Chrystusa, pokazała po raz kolejny miałkość antykatolików. Wiadomo przecież, że kadr w którym Jezus Chrystus zastąpiony jest przez tłustą, brzydką kobietę o nieznanych zaimkach, a Ciało i Krew Chrystusa zastąpione przez niebieskiego Dionizosa z brodą, to czysta drwina z wiary chrześcijańskiej - takie były intencje zaangażowanego ideologicznie twórcy spektaklu i nic w tym nadzwyczajnego w obecnych czasach, a na tle Moniki Strzępki czy Jana Klaty wręcz się ów artysta wykazał umiarkowaniem. Sam autor widowiska, Thomas Jolly, zapewniał, że chce by „ceremonia połączyła wszystkich”. Jak wiadomo „katolicy” to nie są w dzisiejszym świecie pełnowartościowi ludzie, więc ich włączać do grona współczesnej ludzkości nie trzeba, a nawet nie wolno.
Pal licho ten kicz, brzydotę i szyderstwa z wiary - doprawdy baba z brodą i drwiny ze zgilotynowanej królowej to godne motłochu widowisko. Bardziej mnie zastanawia zupełny brak odwagi i obrońców tego spektaklu. Żeby oni powiedzieli, że katolikami gardzą, że się nami brzydzą, że naszą wiarę uważają za ciemnogród czy za inne zabobony - byłoby to uczciwe. Jest jednak inaczej - komentatorzy zapewniają, że to tylko popkultura, że „Ostatnia wieczerza” mistrza Leonarda często jest trawestowana i że w sztuce to dzień jak co dzień, biznes jak zwykle, zero świętokradztwa.
Oburzenie na ten akcent inauguracji wśród katolików jest powszechne, ale obrońcy przedsięwzięcia udają zdziwienie, że przecież nikt absolutnie nie myślał tutaj o uderzeniu w wartości chrześcijańskie. Zatem z dziejów pierwszego katolickiego państwa Europy nie zobaczyliśmy Chlodwiga, opactwa w Cluny, krucjat, Ludwika IX Świętego czy Józefa de Maistre, a absolutnie jedynym wątkiem tego fundamentu francuskiej historii były LGBTowe szkaradztwa udające Jezusa i apostołów. To już starzy marksiści o topornych twarzach z kołchozów mieli więcej uczciwości wyzywając często katolicyzm do dialektycznej debaty czy do otwartych publikacji zabierających się za obalanie teologii. Ci zaś gryzą i kąsają, ale potem patrzą zdziwieni, że ktoś się jednak obrusza.
Udawanie niezrozumienia idzie utartymi ścieżkami - że oto przez krytyków ceremonii przemawia homofobia, nietolerancja, ignorancja, a oni, broń Boże, nie mieli nic złego na myśli. I to jest ten brak odwagi, bez rzucenia wyzwania intelektualnego w postaci otwartej krytyki katolicyzmu, chrześcijaństwa, wkładu Kościoła w cywilizację, jest tylko teatrzyk po teatrze, obłudne tłumaczenia, że nic się nie stało.
No my jednak mamy więcej odwagi nazywając rzeczy po imieniu. Obrażono nas, uczynili to aktywiści LGBT, które jest z całym tym tęczowym przemysłem ideologią połączoną z biznesem, napędzanym często przez zwyrodnialców, a na pewno przez estetyczne bezguścia. Historia nawet na was nie splunie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/700482-szkaradne-lgbt-probuje-zastapic-jezusa-i-apostolow-banalne