Skrajnie lewicowe ugrupowanie „Vulkan” przyznało się do podpalenia wczoraj infrastruktury energetycznej w okolicach fabryki Tesli w niemieckim Grünheide. Spalono słup wysokiego napięcia. W wyniku incydentu fabryka oraz dziesiątki tysięcy mieszkańców Brandenburgii zostało pozbawionych prądu. Tesla spodziewa się, że szkody sięgną setek milionów euro. Według spółki produkcja prawdopodobnie zostanie przerwana do końca przyszłego tygodnia. Właściciel Tesli Elon Musk określił sprawców jako „dziwacznych szaleńców”. I zwykłych głupców. Atak terrorystyczny na infrastrukturę sieci energetycznej jest trywializowany także w mediach za Odrą jako zwykła przerwa w dostawie prądu w fabryce samochodów, zresztą w dużej mierze już zniknął z doniesień prasowych. Tymczasem, jak twierdzi dziennik „Die Welt” ekolodzy, oblewający dotąd zupą dzieła sztuki w muzeach i przyklejający się do asfaltu, się coraz bardziej radykalizują.
Las zamiast asfaltu
Wystarczy zresztą przeczytać manifest ugrupowania „Vulkan” opublikowany na lewicowym portalu „indymedien.org”, by się o tym przekonać. Jest tam mowa o „wyzysku”, gnębionym proletariacie oraz o tym, że „zatrzymanie produkcji samochodów to początek końca świata destrukcji”. Najwyraźniej Tesla jest dla ekoterrorystów symbolem złego, kapitalistycznego świata, bowiem we wrześniu w Monachium Antifa spaliła kilkanaście Tesli, a w lutym ugrupowanie o nazwie „Switch off the System Destruction” spaliła w Berlinie dwie Tesle i dwie stacje ładowania samochodów elektrycznych. Wygląda na to, że rezygnacja z silników spalinowych nie wystarczy, czy jak krzyczały panie z „Ostatniego Pokolenia”, które zakłóciły kilka dni temu koncert w Filharmonii Narodowej w Warszawie: potrzeba więcej inwestycji w transport publiczny. Napisały zresztą list do premiera Donalda Tuska, że świat płonie i nie należy więc dalej budować autostrad.
Tuż przed świętami Bożego Narodzenia to samo ugrupowanie, które spaliło Tesle w Berlinie przeprowadziło atak na fabrykę betonu należącą do międzynarodowego koncernu Cemex w stolicy Niemiec. Sprawcy podpalili cztery betoniarki, zniszczyli most przenośnikowy i uszkodzili część budynku. Berlińska policja przypisuje „Switch Off” dwanaście takich ataków. Dopiero tydzień temu zamaskowani sprawcy zaatakowali fabrykę kruszyw w Hesji, generując 50 000 euro szkody. Sprawcy opublikowali przy okazji manifest w którym domagali się „lasu zamiast asfaltu”. Wydobycie żwiru w regionie było w przeszłości przyczyną konfliktów. Stowarzyszenie Ochrony Środowiska BUND przez dziewięć lat walczyło z rozbudową żwirowni w celu ochrony lasu. Jednak w 2022 roku Federalny Sąd Administracyjny ostatecznie oddalił pozew ekologów. Według „Die Welt” radykalnym, sfanatyzowanym ekologom, którzy posuwają się do przemocy i sabotażu chodzi o „wykorzystanie bieżących kwestii, takich jak ochrona klimatu i środowiska, do dyskredytacji demokracji parlamentarnej i promowania innego systemu politycznego”.
„Switch Off” zresztą chwali się na swoich stronach internetowych atakiem na budowę autostrady A100 w okolicach Treptow, zbiciem szyb w jednym z urzędów w Bremie i spaleniem wyżej wymienionych Tesli w Berlinie czy przecięciem opon 73 terenówek w stolicy Niemiec. Na jednym ze zdjęć widać „aktywistów” w kominiarkach przecinających taśmę transportową w żwirowni w Hesji. Grupa jest także odpowiedzialna za ataki na pociągi w Hamburgu i pole golfowe w tym samym mieście. W logice grupy kolej służy „neokolonialnemu wyzyskowi”. Swoją ideologię ekoterroryści zresztą czerpią ze źródeł akademickich. „Die Welt” znalazł podobieństwo pomiędzy manifestami „Switch Off”, a dziełami fizyka Guido Arnolda, który wykłada na lewicowej uczelni w Wuppertalu i w wolnym czasie peroruje o „ekspansywnym kapitalizmie”, „biopolityce” oraz „wywłaszczeniu” klas rządzących. Można by to potraktować tak jak Elon Musk i wyśmiać, ale „aktywiści” najwyraźniej nie stronią od niszczenia mienia, co więc miałoby powstrzymać ich przed stosowaniem przemocy wobec ludzi? W końcu to wszystko już było, w latach 70 i 80 XX wieku: Frakcja Czerwona Armia (RAF), Czarny Wrzesień etc. Teraz najwyraźniej wraca, pod auspicjami klimatycznej histerii.
Manifesty i bomby
23 lutego b.r. Jacob Graham, 20-letni student z Liverpoolu w Wielkiej Brytanii, został skazany przez sąd w Manchesterze za siedem przestępstw o charakterze terrorystycznym. Chciał zamordować co najmniej 50 polityków. Graham jest zagorzałym zwolennikiem Partii Zielonych. Uważa się za ekologa, któremu nie podoba się sposób, w jaki „korporacje niszczą Ziemię”. W celu uratowania ziemi był gotów zabić. Nie dalej jak w 2022 r. samozwańczy „ekoterrorysta” został skazany za podłożenie bomby z gwoździami w parku w Edynburgu. Nikolaos Karvounakis, był zwolennikiem życia w zgodzie z naturą. Gdyby jego bomba wybuchła spowodowałoby rzeź. Trudno nie zauważyć, że klimatyczna histeria się nakręcą a wraz z nią z kolejne organizacje klimatyczne wyrastają niczym grzyby po deszczu. Coraz bardziej radykalne. To powoduje, że te, które dotąd stawiały na pokojowy protest, także sięgają po coraz bardziej ekstremalne środki.
„W społeczeństwie kapitalistycznym (nie może być) sprawiedliwości klimatycznej. Dlatego obok walki o społeczeństwo przyjazne klimatowi konieczna jest walka o zmianę systemową” – brzmi manifest opublikowany przez ugrupowanie „Ende Gelände” (po naszemu: koniec historii). „Ostatnie Pokolenie” zrezygnowało niedawno z przyklejania się do dróg i płyt lotniskowych, w każdym razie w Niemczech. Teraz aktywiści chcą „konfrontować polityków” i atakować energetyczną infrastrukturę. „Switch Off” się umiędzynarodowiło i dokonuje akcji sabotażowych w USA, Kanadzie, Francji, Austrii, Szwajcarii, a nawet Ameryce Południowej. Sabotaż dotyczy przy tym często nie tylko infrastruktury energetycznej, ale także transportu kolejowego. W styczniu w ten sposób cały ruch kolejowych na dworcu wschodnim w Paryżu stanął na wiele dni. Francuski rząd rozwiązał zresztą największy rodzimy ruch ekologiczny Soulèvement de la terre, wykorzystując do tego przepisy stworzone do walki z terroryzmem i islamskim radykalizmem.
Najgorsze jest to, że gniew Boga można było przebłagać żalem za grzechy i modlitwą. Apokalipsy wieszczonej przez uczonych i aktywistów odwrócić się nie da. Tak czy inaczej koniec jest blisko. Scenariuszy jest kilka, ale żaden nie daje powodów do nadziei. Nic. Całe to fanatyczne i zideologizowane towarzystwo jest przy tym wrogo nastawione do techniki i zamiast upatrywać przyszłości w postępie technologicznym, szuka go w powrocie do natury, przy okazji zwalczając kapitalistyczne stosunki produkcji i władzę koncernów. Klimat na ziemi może, w ostatecznym rozrachunku uratować tylko socjalizm. Nie koniecznie taki z ludzką twarzą.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/684254-atak-na-tesle-czyli-radykalizacja-ruchow-ekologicznych