„W Europie nadchodzą ogromne zmiany, a ich konsekwencje dla stosunków Ameryki z kluczowymi sojusznikami nie zostały jeszcze rozpoznane w Waszyngtonie” - stwierdził w opublikowanym na portalu Politico artykule Andrew A. Michta, amerykański politolog, dyrektor Inicjatywy Strategicznej Scowcroft w Radzie Atlantyckiej Stanów Zjednoczonych.
Amerykański ekspert twierdzi, że Unia Europejska, która znajduje się pod przemożnym wpływem Francji i Niemiec, znalazła się na prostej drodze do najpoważniejszej, jak dotąd, zmiany strukturalnej.
Rewolucja w Unii Europejskiej
Przewiduje on szybką centralizację władzy Brukseli, co ma zupełnie przekształcić dotychczasowy model instytucjonalny UE, a tym samym będzie poważnie oddziaływać na zmianę polityki Stanów Zjednoczonych wobec Europy.
Andrew Michta zauważył, że to program rozszerzenia Unii o kolejne kraje jest głównym uzasadnieniem, dla którego elity brukselskie podniosły program konieczności zmiany Traktatów. Według tej diagnozy, Unia miałaby przestać być skuteczną wspólnotą, zbyt dużą i zbyt uzależnioną od państw narodowych, by prowadzić skuteczną, samodzielną politykę.
Politolog wskazuje w swojej publikacji na trzy zasadnicze punkty, które mają ulec zmianie tj. eliminacja weta krajów członkowskich, wprowadzenie głosowania większościowego w miejsce zasady jednomyślności oraz zmniejszenia liczby komisarzy tak, by nie każdy kraj miał swojego przedstawiciela w Komisji Europejskiej. Wtedy, jak wskazuje autor publikacji, Francja i Niemcy, jako najpotężniejsze państwa Unii Europejskiej, skoncentrują władzę w swoich rękach, a mniejsze podmioty zostaną zmarginalizowane.
Amerykańska obojętność
W kontekście poważnych przeobrażeń w Unii Europejskiej, Andrew Michta dokonuje obrazowego porównania wskazującego na to, że zmiany te byłyby czymś w rodzaju likwidacji przez Stany Zjednoczone Kolegium Elektorów i zastosowaniem głosowania zwykłą większością. Jego zdaniem zmarginalizowałoby to całkowicie mniejsze, biedniejsze stany amerykańskie.
Według niego, władze USA nie są do końca świadome zmian, jakie następują za Oceanem, podczas gdy proces rewizji Traktatów już trwa i dotyczyć ma najpoważniejszych zagadnień, takich jak obronność, dyplomacja i polityka bezpieczeństwa. Zmiany te, które zostały zatwierdzone przez unijną Komisję Spraw Konstytucyjnych, pozostały niemal niezauważone wśród amerykańskiej opinii publicznej.
Jak przekazał w swoim artykule w Politico Michta, administracja prezydenta Joe Bidena wykazuje się w tym kontekście dość sporą obojętnością. Autor podejrzewa, że być może, amerykański przywódca liczna to, że bardziej zjednoczona, scentralizowana Unia Europejska będzie dla Ameryki partnerem skuteczniejszym, mniej sprawiającym problemy w zakresie uzgadniania choćby polityki zagranicznej Zachodu.
Interes Waszyngtonu
Andrew A. Michta narzeka na amerykańskie stanowisko w sprawie zmian w UE, gdyż według niego USA powinno w relacjach z Europą realizować przede wszystkim swój partykularny, narodowy interes, a federalizacja UE do niego nie należy.
Pomysł, że „sfederalizowana” Europa byłaby łatwiejsza dla Stanów Zjednoczonych, nie znajduje potwierdzenia w żadnych dowodach – zwłaszcza tych napędzanych przez tandem Berlin-Paryż, jak to przedstawiają stanowiska Niemiec i Francji w kluczowych kwestiach polityki zagranicznej i bezpieczeństwa: raz po raz odbiegała od amerykańskiej. I jak w przypadku każdego sojuszu, Stany Zjednoczone powinny priorytetowo traktować kraje, których postrzeganie zagrożeń i interesy narodowe są najbardziej zbliżone do ich własnych
— stwierdził Michta.
Nie jest tajemnicą, że autor ma tu na myśli kraje Europy Środkowej i Wschodniej, na barkach których leży - podobnie jak USA - największy ciężar zmagań z rosyjskim imperializmem. To wschodnia flanka NATO i Ukraina są ważniejsze dla amerykańskiego interesu, niż wzmacnianie Berlina i Paryża, kosztem mniejszych partnerów. Zaznaczył przy tym, że właśnie te kraje wykazały największą determinację w wywiązaniu się z zobowiązań wobec Stanów Zjednoczonych i NATO.
Kwestia priorytetów
Autor publikacji w Politico przywołał niemieckie problemy z osiągnięciem minimalnego wymogu 2 procent PKB na obronność, do jakiego zobowiązane są państwa członkowskie NATO. Nie uszło też jego uwagi zachowanie rządu francuskiego, który woli lokować swoje zainteresowanie w rejonie Morza Śródziemnego i poza nim, niż w zapalnych punktach, jak na Ukrainie.
Uznał on, że federalna Europa centralnie sterowana z Brukseli wcale nie musi okazać się partnerem mniej problematycznym dla amerykańskiego rządu. Dotychczasowe doświadczenia polityki zagranicznej Berlina i Paryża dają dowody na to, że interes Stanów Zjednoczonych nie jest tam, według Michta, należycie rozumiany i realizowany.
W każdym razie publicysta Politico podkreśla, że strukturalne zmiany w Unii Europejskiej powinny zajmować o wiele wyższe miejsce na liście amerykańskich priorytetów w polityce międzynarodowej. W odniesieniu do tego, wskazuje na problemy związane z przywództwem amerykańskim w NATO i realizacją podstawowych funkcji Sojuszu, zwłaszcza w kontekście zmniejszenia wysiłków Waszyngtonu w zapewnienie bezpieczeństwa na Starym Kontynencie.
Oczywiście decyzje dotyczące przyszłości UE należą do Europy i należą do Europejczyków. Jednak jako kluczowy dostawca bezpieczeństwa kontynentu Stany Zjednoczone nie powinny być jedynie obserwatorem – zwłaszcza gdy te zmiany będą miały wpływ na ich zbiorowe obciążenie obronne w NATO
— podsumował amerykański politolog.
CZTAJ TEŻ:
— Strategiczny rachunek sumienia Stanów Zjednoczonych. „Jaki to ma związek z kwestiami federalizacji?”
pn/Politico
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/671756-ekspert-sfederalizowana-europa-nie-lezy-w-interesie-ameryki