Rząd Niemiec podjął decyzję o tym, że nie dostarczy Ukrainie rakiet Taurus. Przyczyn jest zapewne kilka. Można o nich przeczytać w portalu politico.eu, który opublikował artykuł na ten temat. Dziennikarze powołują się w nim na opinię Fabiana Hoffmana, specjalisty pracującego na Uniwersytecie w Oslo, którego zdaniem jest to związane z faktem, że w rakietach Taurus zamontowany jest nowoczesny zapalnik PIMPF. Jakie to ma znaczenie? Na pierwszy rzut oka rakiety dostarczone już Ukrainie przez Francję i Wielką Brytanię, mowa o systemach Storm Shadow oraz SCALP i niemieckie są bardzo podobne. Mają po około 5 m długości, ważą, te pierwsze 1,3 tony a Taurusy 1,4 a ich głowice bojowe zawierają ok. 500 kg materiałów wybuchowych (odpowiednio 450 i 461 kg). Zasadnicza różnica związana jest z zapalnikiem. Rakiety dostarczone przez Brytyjczyków i Francuzów mają ich starszą wersję, w której opóźnienie między uderzeniem a detonacją materiału wybuchowego ustawia się „ręcznie”. W przypadku pocisków niemieckich zaaplikowano nowoczesne rozwiązanie i zapalnik Taurusów jak piszą dziennikarze „wykrywa puste przestrzenie i zlicza warstwy”, a to oznacza, że „rozpoznaje warstwy materiału i puste przestrzenie oraz może skuteczniej wysadzać w powietrze wielowarstwowe lub zakopane cele”.
Czego boją się Niemcy?
Jakie to ma znaczenie? Zasadnicze i pozwala zrozumieć dlaczego Niemcy podjęli decyzję o niedostarczeniu rakiet Ukrainie. Otóż przy użyciu Storm Shadow bardzo trudno niszczyć cele w rodzaju Mostu Kerczeńskiego, bo należałoby doprowadzić do sytuacji kiedy trzy rakiety, jedna po drugiej, uderzą w ten sam punkt – czyli przęsło. Dwie pierwsze wybuchając odsłonią, ujmując sprawy w pewnym uproszczeniu, elementy konstrukcji nośnej a trzecia może zniszczyć konstrukcję nośną. Bez tego trudno mówić o trwałym wyeliminowaniu mostu z rosyjskiego systemu logistyki wojskowej. Inaczej jest w przypadku rakiet Taurus, w tym wypadku penetracja pierwszych warstw nie powoduje detonacji głowicy, co znakomicie ułatwia niszczenie trudnych, jakimi są właśnie mosty, celów. Ta techniczna charakterystyka pozwala nam zrozumieć polityczne motywy rządu Scholza, który mimo nacisków nie ustąpił i nie przekaże Taurusów Ukraińcom. Boris Pistorius uzasadniając decyzję powiedział, że zdaniem Berlina byłby to krok eskalacyjny. Innymi słowy Niemcy są zdania, że zaatakowanie i zniszczenie Mostu Kerczeńskiego, co pozwoliłoby na przeniesienie wojny na Krym, jest działaniem z ich punktu widzenia niepożądanym. Politico pisze też o tym, iż Berlin boi się tego, że nowoczesne konstrukcje wpadną w ręce Rosjan, co jest tym groźniejsze w sytuacji, kiedy planują używanie Taurusów jeszcze przez długie lata a nawet dziesięciolecia. Brytyjczycy i Francuzi nie mają z tym problemów, bo pracują już nad nowymi modelami co oznacza, że z ich perspektywy rakiety Storm Shadow/SCALP są już przestarzałe. To ważne argumenty, ale istotniejsza wydaje mi się motywacja polityczna. Dlaczego tak sądzę?
Wywiad Schrödera i 5 punktów porozumienia
Warto przeczytać ostatni wywiad byłego kanclerza Schrödera dla Berliner Zeitung. Mówi on w nim wiele interesujących rzeczy, ale ja chciałbym zwrócić uwagę na kilka. Po pierwsze, w pewnym momencie zgodził się z opinią przeprowadzających wywiad, którzy powiedzieli, że Olaf Scholz „jest większym schroderianinem niż się do tego przyznaje” (mehr Schröderianer). Chodzi tu oczywiście o linię polityczną byłego kanclerza Niemiec i wizję prezentowanych przezeń relacji europejskich, w tym z Rosją, oraz atlantyckich. Ta wizja jest dość czytelna, zresztą Schröder mówi o tym wprost. Po pierwsze, Europa ma inne interesy strategiczne niż Stany Zjednoczone i w związku z tym musi uprawiać politykę samodzielną, w tym doprowadzić do zakończenia wojny na Ukrainie. Po drugie, kwestie gospodarcze należy oddzielić od politycznych, zwłaszcza jeśli mówimy o stosunkach z Chinami i z Rosją. Gospodarki państw europejskich, w opinii byłego kanclerza, nie powinny być zmuszane do ograniczania więzi z Chinami, zarówno z tego względu, iż Ameryka sama tego nie robi, jak i dlatego, że to nie jest korzystna dla Europy opcja. To samo można powiedzieć o Rosji, z którą współpraca gospodarcza powinna zostać utrzymana. Schröder uważa zresztą, że i w tym przypadku Amerykanie utrzymują swą obecność w Rosji, oczekując od Europy aby się z niej wycofała. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo Europy Środkowej to jest pewien, że Putin nie zaatakuje NATO, a na dodatek wątpi w to, że Stany Zjednoczone będą w stanie w sposób skuteczny rywalizować jednocześnie z dwoma mocarstwami jądrowymi, czyli z Chinami i Rosją. Wyłania się z tego niezwerbalizowane, ale jednak czytelne przeświadczenie, że Ameryka chce rywalizować z Chinami i Rosją kosztem Europy, a na dodatek ma małe szanse na sukces. W takim ujęciu opowiedzenie się po stronie Waszyngtonu nie jest zapisaniem się do „obozu zwycięzców” ale ponoszenie niepotrzebnych kosztów. Właśnie dlatego Schröder optuje zarówno za pilnym zakończenie wojny na Ukrainie jak i mówi o potrzebie utrzymania wymiany handlowej, zarówno z Pekinem jak i z Moskwą.
Były kanclerz mówi też o swoim zaangażowaniu w rozmowy pokojowe, które miały miejsce w kwietniu ubiegłego roku i które mogły zakończyć wojnę. Jego zdaniem Kijów był gotowy na zawarcie porozumienia a Amerykanie zablokowali tę inicjatywę „nie pozwalając” Zełenskiemu na podpisanie parafowanych już umów. Podaje też 5 punktów tego porozumienia. Są one istotne dlatego, że nadal, jak wprost deklaruje, mogą one stać się filarami porozumienia kończącego wojnę. Schröder mówi o konkretnych warunkach jakie musiałaby, chcąc pokoju, spełnić Ukraina. Po pierwsze Kijów miałby „zdystansować się” od wizji członkostwa w NATO. Po drugie przywrócić państwowy status języka rosyjskiego. Po trzecie zgodzić się na status Donbasu, który miałby przypominać Południowy Tyrol. Chodzi w tym wypadku o pozostanie tej prowincji w składzie Ukrainy, ale miałaby ona uzyskać faktycznie status regionu autonomicznego (takie zapisy znajdowały się w tzw. Porozumieniach Mińskich - MB). Po czwarte gwarantami bezpieczeństwa Ukrainy miałaby być Rada Bezpieczeństwa ONZ, co oznacza, że również Chiny i Rosja. I po piąte wreszcie, należałoby w Kijowie zrezygnować z planów odzyskania Krymu.
Były kanclerz jest też zdania, że gdyby u władzy byli ludzie jego pokroju w Niemczech i Chiraca we Francji, to główne państwa europejskie już obecnie prowadziłyby, nie oglądając się na Waszyngton, rozmowy z Moskwą. Prezentuje on czytelną wizję uniezależnienia się politycznego Europy od Ameryki, krytykując obecną dyplomację Niemiec za sprowadzenie polityki zagranicznej do wymiaru „moralizowania” i faktycznej rezygnacji z niezależności. Co ciekawe niektórzy niemieccy komentatorzy, którzy są zwolennikami silnych związków atlantyckich, również uważają, że w wyniku wojny na Ukrainie Stanom Zjednoczonym udało się „zwasalizować Europę”. Prezentują oni pogląd, że poczucie zagrożenia ze strony Rosji zostało „wykorzystane” przez Amerykanów, którzy uzyskali wymierne i korzystne dla nich zmiany w polityce państw naszego kontynentu. To spostrzeżenie w sposób prawidłowy opisuje to co zmieniło się w czasie wojny i dlatego zapewne Schröder mówi o tym, że jej przedłużanie jest w gruncie rzeczy wynikiem decyzji podjętych w Waszyngtonie a Rosja nie jest zagrożeniem dla NATO.
Warto jednak zwrócić uwagę na co innego. Otóż jeśli założyć, a o tym otwarcie mówi były kanclerz, że owe 5 punktów to nadal możliwa płaszczyzna porozumienia kończącego wojnę, to warto pod tym kątem spojrzeć na politykę Scholza. Nie jest tajemnicą, pisałem o tym niedawno, że to niemiecki kanclerz był głównym przeciwnikiem nie tylko zaproszenia Ukrainy do NATO w czasie niedawnego szczytu w Wilnie, ale nie chciał też aby o gwarancjach bezpieczeństwa dla Kijowa dyskutowało się w gronie Sojuszu. Uznawał, że jakiekolwiek stanowisko NATO byłoby „eskalacyjne” i optował za wypowiedzeniem się w kwestii gwarancji bezpieczeństwa przez państwa grupy G-7. W tym sensie, punkty 1 i 4 są nadal w zasięgu możliwości. Z pewnością odmowa dostaw rakiet Taurus, co utrudnia przeniesienie wojny na Krym, mieści się w logice punktu nr 5. Jeśli chodzi o status języka rosyjskiego, to niedawne porozumienie między Ukrainą a Rumunią obejmujące również sprawy językowe i wprowadzone w sierpniu przez Radę Najwyższą zmiany w tzw. „ustawie językowej”, które co prawda nie obejmują Rosjan, są krokiem w tę stronę. Poszanowanie dla praw mniejszości jest jednym z warunków przyjęcia Ukrainy do Unii Europejskiej, mamy również w tej sprawie niekorzystne dla Kijowa (krytyczne wobec dotychczasowej polityki) stanowisko Komisji Weneckiej, co oznacza, że presja Brukseli i zapewne Berlina nie zmniejszy się w przyszłości. Tym bardziej, że w specjalnym raporcie francusko– niemieckiej grupy ekspertów na temat rozszerzenia Unii, znalazły się zapisy bezpośrednio dotyczące zarówno kwestii zakończenia wojny jak i statusu niektórych terytoriów. Chodzi o sformułowania w świetle których nie może zostać do Wspólnoty przyjęte państwo uczestniczące w „aktywnym konflikcie” wojennym, a także sugerujące konieczność przeprowadzenia referendum co do przynależności państwowej terenów do których zgłaszane są pretensje przez inne państwa. To ostatnie dotyczyć może zarówno Donbasu jak i przede wszystkim Krymu. Oczywiście opinie ekspertów nie są jeszcze oficjalnym stanowiskiem Wspólnoty, ale pokazują pewien styl czy kierunek myślenia. Rosyjscy specjaliści analizując politykę kadrową Moskwy na terenach okupowanych dochodzą, nota bene, do wniosku, że cechuje się ona doraźnością, można mówić o rozwiązaniach tymczasowych, a nawet, że „zsyłani” są tam politycy i przedstawiciele administracji, którzy nie sprawdzili się gdzie indziej. Są one, z punktu widzenia logiki rosyjskiej władzy „cmentarzyskiem karier”, co też może skłaniać do wniosku, iż Moskwa jeszcze nie odrzuciła całkowicie myślenia, że przynależność państwowa tych terenów, dziś formalnie inkorporowanych do Federacji Rosyjskiej, nie musi być ostateczna.
Zakończenie wojny a sytuacja demograficzna
Czy Ukraina zgodzi się na jakąś formułę zakończenia wojny, inną niż zwycięstwo, odzyskanie Krymu i przywrócenie granic z roku 1991? Może nie mieć wyjścia. Przede wszystkim dlatego, że sytuacja demograficzna kraju ulega dramatycznemu pogorszeniu. Mówią o tym naukowcy z kijowskiego Instytutu Demografii i Badań Socjologicznych Ukraińskiej Akademii Nauk. Zwracają uwagę na fakt, że w pierwszym półroczu 2023 roku o 9 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim zmniejszyła się liczba rodzących się dzieci. Gdyby jednak odnieść to do I półrocza 2021 roku to mamy do czynienia z 28 proc. spadkiem. Ich zdaniem wskaźnik narodzin spadł do poziomu poniżej 1, co oznacza, że na 1000 kobiet w tzw. wieku rozrodczym urodziło się mniej niż 100 dzieci. Europejskie państwa najsilniej dotknięte kryzysem demograficznym, takie jak Malta czy Hiszpania wskaźnik ten mają na poziomie 113 i 119. Na Ukrainie przed wybuchem wojny wynosił on 116. W innej prognozie Ella Libanova, kierująca tym instytutem mówi, że w świetle sporządzonych w jej placówce prognoz demograficznych Ukraińców może po wojnie w umownym 2033 roku być od 23 do 35 milionów. Przy czym zaznacza, że mówienie o 35 milionach jest „niezwykle optymistycznym scenariuszem”. Wynika to z prostych rachunków. Otóż na Ukrainę nie wróciło jeszcze 8 mln ludzi, którzy opuścili kraj po wybuchu wojny. To oznacza, że obecnie liczba ludności, według stanu na koniec maja tego roku może być szacowana na poziomie 29 mln. Z tej liczby ponad 17 mln to ludzie, którzy nie są aktywni ekonomicznie. Są to przede wszystkim ludzie w wieku poprodukcyjnym, w wieku emerytalnym i młodzież do 18 roku życia. Przy czym starszych jest przeszło dwa razy więcej niż młodych. Tych, którzy mają poniżej 15 lat i można o nich powiedzieć, że są „przyszłością narodu” jest tylko 4,8 mln, ludzi w wieku emerytalnym zaś 10,7 mln (2,7 mln nadal pracuje). Obecnie na Ukrainie jest 12 mln ludzi w wieku produkcyjnym, z których jedynie ok. 9 – 9,5 mln pracuje. Demografowie alarmują, że po wojnie całe regiony kraju będą opustoszałe, bo ci którzy pozostaną przeniosą się do 6 wielkich aglomeracji – Kijowa, Lwowa, Odessy, Dniepra, Charkowa i Doniecka jeśli to ostatnie miasto uda się wyzwolić. Dziś zakłada się, że około połowa, głównie kobiet, które wyjechały z Ukrainy i przebywają na obczyźnie nie wróci. Tym bardziej, że przenoszą się one z Polski do Niemiec i dalej na Zachód, szukając lepszych warunków ekonomicznych. Liczby ukazujące relacje między płciami mówią nam o głębokości kryzysu demograficznego w jakim Ukraina już się znajduje. I tak przed wojną na 100 kobiet przypadało 86 mężczyzn, teraz, jak się szacuje ta relacja uległa zmianie i mowa jest o 91 mężczyznach na 100 kobiet, mimo znaczących strat wojennych. Ale jeśli wziąć pod uwagę grupę w wieku od 15 do 49 roku życia, czyli w tzw. wieku reprodukcyjnym, to relacje się odwracają i na Ukrainie jest obecnie 110 mężczyzn na 100 kobiet. To zaś oznacza, że jeśli wojna będzie trwała i wskaźnik tych którzy nie wracają z emigracji nie poprawi się, to wówczas po zakończeniu walk część mężczyzn wyjedzie z kraju. W efekcie bardziej prawdopodobnym będzie scenariusz demograficzny zbliżony do pesymistycznego a sytuacja nie poprawi się szybko. Tym bardziej, że Ukraina ma i będzie musiała poradzić sobie z olbrzymim problemem jakim są relokanci wewnętrzni, ci którzy przenieśli się na Zachód kraju i do swoich starych domostw nie wrócą, bo nie będzie do czego. Jest to prawdopodobne również i z tego powodu, że władze w Kijowie rozważają czy nie byłoby korzystne utworzenie strefy bezpieczeństwa, pasa niezamieszkałych terenów o głębokości ok. 30 km, które ciągnąć się będą wzdłuż granicy z Rosją. W efekcie jeśli wojna będzie się przeciągać i niewiele wskazywać będzie na odwrócenie negatywnych trendów demograficznych to może się okazać, że nie będzie komu odbudowywać Ukrainy, a sam proces, ze względu na ubytek ludności będzie dłuższy. Zaczną się wówczas pytania o celowość kontynuowania walki i o to kto sfinansuje odbudowę. To od nowa postawi „kwestię Ukrainy” w centrum zainteresowania Europy, bo może się okazać, że w wyniku wojny będziemy mieć za naszą wschodnią granicą drugą Bośnię, państwo słabe, dysfunkcjonalne, niezdolne do samodzielnego rozwoju, żyjące ze środków pomocowych i eksportu siły roboczej. Musimy być na to, jako państwo, przygotowani choćby z tego powodu, że wojna jeszcze się nie skończyła, perspektywy zwycięstwa są mgliste, a nie wszyscy nasi sojusznicy myślą o przyszłości w podobnych co my kategoriach.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/667818-dlaczego-niemcy-nie-dostarczyli-taurusow-ukrainie