„Wyjątkowa w skali światowej” – tak Anna Lührmann, Sekretarz Stanu w MSZ i polityk Zielonych określiła koncepcję Domu Polsko-Niemieckiego, która została przedstawiona we wtorek rano na konferencji prasowej w Berlinie. Minister kultury Claudia Roth mówiła o najważniejszym projekcie pamięci w Niemczech, a Peter Oliver Loew z Instytutu Polskiego w Darmstadt (DPI) uznał go wręcz za „latarnię empatii”. Tyle, że większa część konferencji prasowej nie dotyczyła bynajmniej brutalnej napaści Niemiec na Polskę oraz niemieckiej okupacji. Bo to ma stanowić tylko część stałej wystawy przyszłego Domu Polsko-Niemieckiego.
Reszta to – jak czytamy w przedstawionym dziennikarzom zarysie projektu - historia dwóch społeczeństw, polskiego i niemieckiego, lub jak wyraziła to Claudia Roth: „setki lat sąsiedztwa”. Będzie tam trochę o Solidarności, o „wieloetnicznych” miastach, takich jak Gdańsk, lub regionach takich jak Śląsk czy Mazury, trochę o migracjach, z i do Niemiec, o polsko-niemieckim pojednaniu, oraz integracji obu krajów z UE i NATO. No i oczywiście o przyszłości, wspólnym kształtowaniu Europy, itd. Niemcy mają nabyć przy okazji wiedzę o swojej przeszłości, ale także „Polacy dowiedzieć się czegoś nowego o sobie”.
Będzie to spojrzenie na kilka wieków wspólnej i współdzielonej historii, poszerzone o współczesność. Kwestie wzajemnego postrzegania, doświadczeń migracyjnych, okresów „wrogości”, zbliżenia i pojednania, te rozważania będą porządkować wystawę. Narracja nie będzie miała charakteru chronologicznego, ale tematyczny i będzie uwydatniać średniowieczne, wczesne nowożytne i nowożytne wydarzenia historyczne lub mity ważne dla niemiecko-polskiej historii oraz kultury pamięci w obu krajach
—czytamy. Co się zaś tyczy pomnika dla polskich ofiar wojny to go zwyczajnie nie będzie. Jak twierdzą złośliwcy Uwe Neumärker, który obok Loewa odpowiada za realizację Domu Polsko-Niemieckiego, za pomnikami nie przepada, choć jest dyrektorem Pomnika Pomordowanych Żydów Europy. Zamiast pomnika powstanie więc coś co w zarysie projektu zostało określone jako „historyczno-krytyczne oznaczenie”, cokolwiek to oznacza. W końcu, jak zaznaczyła pani minister Roth „bardzo na tym zależało Polakom, by móc tam złożyć jakiś wieniec czy zapalić świeczkę”. Jeszcze bardziej dosadnie wyraziły się niektóre media mówiąc o „niepotrzebnym miejscu zrzutu wieńców.”
Tym samym historia brutalnej niemieckiej okupacji zostanie rozmyta, zanegowane to co istotne, bo osadzone w szerzymy kontekście (od średniowiecza do dziś). Za to będzie można odwiedzić bibliotekę, która ma powstać oraz restaurację i degustować tam „dania polskiej i niemieckiej kuchni” - gdyby komuś było jeszcze niewystarczająco wesoło i optymistycznie. „Latająca akademia” przy okazji nauczy młodzież jak zapobiec podobnym „tragediom” jak III Rzesza w przyszłości. By nie wyglądało tak, że tylko ja oraz inni rzekomo niechętni Niemcom obserwatorzy nową koncepcję krytykują: skrytykowała ją także niemiecka chadecja.
Koncepcja (Domu Polsko-Niemieckiego) przedstawiona przez Sekretarz Stanu ds. Kultury Claudię Roth na krótko przed rocznicą niemieckiej inwazji na Polskę jest fatalnym krokiem wstecz w najważniejszym niemieckim projekcie pamięci. Uchwała Bundestagu z 2020 r. i koncepcja opracowana przez Federalne Ministerstwo Spraw Zagranicznych (w 2021 r.) skupiały się na upamiętnieniu polskich ofiar II wojny światowej. Teraz, po trzech latach planowania, koalicja z SPD, Zielonych i FDP przedstawiła właśnie pomysł na kolejny obiekt poświęcony historii niemiecko-polskiej z bogatym wyposażeniem, składający się z sali widowiskowej, biblioteki, księgarni, tarasu, kawiarni i restauracji
—zaznaczył przewodniczący parlamentarnej ds. grupy wypędzonych, przesiedleńców i mniejszości niemieckich frakcji CDU/CSU w Bundestagu Christoph de Vries.
Przypomnijmy: na jesieni 2017 r. powstała inicjatywa na rzecz upamiętnienia polskich ofiar okupacji niemieckiej w latach 1939-1945. Wsparły ją liczne osobistości niemieckiego społeczeństwa obywatelskiego, polityki, nauki i kultury. Głównym pomysłodawca był architekt i urbanista Florian Mausbach, emerytowany szef Federalnego Urzędu Budownictwa i Zagospodarowania Przestrzennego - chciał on by pomnik stanął na Placu Askańskim w centrum niemieckiej stolicy, nieopodal ruin zburzonego w czasie wojny dworca kolejowego. Miał on przypomnieć Niemcom, że Polska podczas okupacji została zamieniona nie tylko w miejsce Zagłady europejskich Żydów, ale także że bombardowania, deportacje i masowe egzekucje były skierowanie również przeciwko Polakom– jako państwu, społeczeństwu i narodowi.
W październiku 2020 roku, po długich dyskusjach, Bundestag podjął decyzję o stworzeniu „miejsca pamięci i spotkań” jako „gestu pojednania” z Polską. Rok później grupa niemieckich i polskich ekspertów pod auspicjami ówczesnego ambasadora Niemiec w Polsce Rolfa Nikela opracowała wstępny zarys projektu. Centralnym elementem projektu miał być właśnie pomnik. Potem zrobiło się cicho wokół projektu. W 2022 roku przeszedł on z MSZ do kompetencji Pełnomocnika Rządu Federalnego ds. Kultury i Mediów, czyli Claudii Roth. Ta zwróciła się do Fundacji Pomnika Pomordowanych Żydów Europy oraz Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich (DPI) o „wypracowanie pogłębionej propozycji realizacji” placówki.
Według Floriana Mausbacha wówczas „po cichu” doszło do zmiany koncepcji. „Chcieliśmy upamiętnić polskie ofiary niemieckiej okupacji. Taki był zamysł. A potem dowiedzieliśmy się, że w planach jest powstanie Domu Polsko-Niemieckiego, w którym znajdzie odzwierciedlenie cała polsko-niemiecka historia” – zaznaczył. Już wówczas Claudia Roth w wywiadach mówiła o „tysiącletnim sąsiedztwu obu narodów”. Tak pomnik upamiętniający polskie ofiary III Rzeszy, skupiający uwagę na winie narodu niemieckiego, zamienił się w centrum spotkań dobrosąsiedzkich. Z pierogami i wurstem. Piwo pewnie też się znajdzie.
Najwyraźniej koniunktura na pamięć o niemieckich zbrodniach minęła. Od lat niemiecka polityka historyczna rozwija się w kierunku tropienia objawów prawicowego ekstremizmu we współczesnej polityce (niemieckiej, ale nie tylko) pod hasłem: „niech się to nigdy więcej nie powtórzy!”. Ważne są wnioski, które możemy dziś wyciągnąć z przeszłości, a nie sama przeszłość. Ta została już przepracowana, bez względu na to co myślą o tym Polacy. Jest natomiast moda na centra edukacyjne, uświadamianie młodzieży i dialog. W tę modę Dom Polsko-Niemiecki się znakomicie wpisuje.
Niemiecki rząd zresztą przedstawia projekt jako polsko-niemiecki i wskazuje na współpracę m.in. z Instytutem historii PAN. Według „Sueddeutsche Zeitung” powinien to w ogóle być „wspólny polsko-niemiecki projekt rządowy”. W końcu Polacy czują się lekceważeni przez Niemców, a „PiS to wykorzystuje do podsycania antyniemieckich resentymentów”. Gdyby ich tak trochę dopieścić, tych krnąbrnych Polaków, zdaje się argumentować „SZ”, od razy by im przeszło. A tak pewnie im nie przejdzie, nawet jeśli dorzuci się w Domu Polsko-Niemieckim kilka darmowych wurstów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/660438-upamietnienie-polskich-ofiar-wojny-czyli-tylko-nie-pomnik