W Niemczech wybuchł największy skandal medialny od roku 2018, gdy okazało się, że ówczesny dziennikarz tygodnika „Der Spiegel” Claas Relotius był mitomanem, który wymyślał od A do Z swoje reportaże i wywiady. Tym razem jako fałszerza zdemaskowano kolejną gwiazdę niemieckiego dziennikarstwa – Fabiana Wolffa, który przez lata występował w mediach jako opiniotwórczy żydowski komentator i publicysta. Był chętnie zapraszany na łamy wpływowych mediów u naszych zachodnich sąsiadów, ponieważ prezentował dość oryginalne stanowisko, a mianowicie z żydowskich pozycji krytykował państwo Izrael jako nietolerancyjne i rasistowskie.
„Fake Jude” odpowiada na zapotrzebowanie społeczne
Niedawno wyszło jednak na jaw, że 34-letni Fabian Wolff jest rodowitym Niemcem, który nie ma nic wspólnego z żydostwem, a jego publiczna tożsamość została przez niego sfabrykowana. Przez lata z powodzeniem nabierał rzesze czytelników, wplatając w swoje teksty żydowskie dowcipy lub używając słów z języka jidysz. Jego błyskotliwa kariera jako „etatowego Żyda” w niemieckich mediach była możliwa dlatego, że znakomicie odpowiadał na zapotrzebowanie tamtejszego społeczeństwa. Po prostu mówił i pisał to, co Niemcy chcieli usłyszeć.
Fabian Wolff przedstawiał się jako Żyd niereligijny, postępowy i wrogi wobec prawicy. Przede wszystkim jednak głosił, że współczesne Niemcy są krajem demokratycznym i otwartym dla „obcych” w odróżnieniu od dzisiejszego Izraela, który pozostaje rasistowski i ksenofobiczny. Oskarżał wręcz władze izraelskie o dokonywanie czystek etnicznych i wzywał do bojkotu oraz sankcji wobec państwa żydowskiego. Posuwał się nawet do tego, że krytykował tych prozachodnich muzułmanów, którzy ośmielali się wskazywać na islamski antysemityzm. Dla czytelników nad Renem i Sprewą najlepszym świadectwem jego wiarygodności pozostawał fakt, że on sam – jako Żyd – mógłby mieszkać w Izraelu, a jednak wolał być obywatelem przyjaznych i gościnnych Niemiec.
Antysemicka karykatura rodem z „Der Stürmera”
Po zdemaskowaniu oszusta znana niemiecka dziennikarka żydowskiego pochodzenia Mirna Funk w tekście „Najlepszy ze wszystkich Żydów” na łamach „Frankfurter Allgemeine Zeitung” zauważyła, że Wolff zdobył serca niemieckich intelektualistów, którzy pokochali go z powodu postawy, jaką reprezentował:
Przez lata Fabian Wolff grał Żyda, o którym marzą wszyscy Niemcy, i robił to tylko dlatego, że nim nie był. Najlepszym Żydem w Republice Federalnej nigdy nie jest Żyd, lecz zawsze Niemiec. Prawdziwi Żydzi są irytujący, ponieważ nie chcą być żydowskimi karykaturami dla Niemców.
Funk zauważała, że Wolff nie miał w rzeczywistości pojęcia ani o życiu społeczności żydowskiej w Niemczech, ani o realiach współczesnego Izraela. Ani razu zresztą nie był w Ziemi Świętej. Jej zdaniem:
Fabian Wolff stworzył antysemicką karykaturę, której nie mógłby lepiej narysować nawet „Der Stürmer”. Żyd z NRD. Wszędzie i nieustannie wplatał „żydowskość” w swoje wypowiedzi, teksty, lamenty na Twitterze.
W niektórych redakcjach już dwa lata temu wiedziano, że Fabian Wolff jest hochsztaplerem, który zmyślił swoją żydowską tożsamość, a jednak nie ujawniano publicznie tego faktu. Dlaczego? Najprawdopodobniej obawiano się, iż może powtórzyć się historia podobna do przypadku Marie Sophie Hingst.
Bohaterka naszych czasów
Kim była Marie Sophie Hingst? Podobnie jak Wolff była Niemką, która zrobiła medialną karierę jako „fake Jude”. W 2013 roku 27-letnia absolwentka historii nowożytnej sfabrykowała życiorysy swoich przodków, z których aż 22 miało – według niej – zginąć podczas Holocaustu. Następnie wysłała sfałszowane dane do Instytutu Yad Vashem w Jerozolimie, gdzie nikt nie zorientował się, że ma do czynienia z oszustwem. W tym samym roku Hingst zaczęła też prowadzić swojego bloga poświęconego historii jej rzekomo żydowskiej rodziny. Wymyślając fikcyjne postaci i wydarzenia, które przedstawiała jako prawdziwe, zdobyła wielką popularność. W pewnym momencie jej bloga obserwowało stale niemal ćwierć miliona internautów, co przyczyniło się do tego, że w 2017 roku zdobyła tytuł Blogera Roku. Pracowała też dla różnych instytucji zajmujących się propagowaniem wiedzy o Holocauście.
Marie Sophie Hingst, podobnie jak Fabian Wolff, mogła liczyć na życzliwość niemieckich intelektualistów, ponieważ mówiła to, co chcieli oni usłyszeć. Kiedy w 2018 roku dostała przyznawaną przez „Financial Times” nagrodę „Future of Europe” za najlepszy esej, podczas ceremonii wręczenia nagród w Dublinie porównała gehennę swoich wymyślonych żydowskich przodków do losów dzisiejszych uchodźców, którzy próbują dostać się do Europy. Jej mowa spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem zwłaszcza w Niemczech, które w sprawie przyjmowania imigrantów można było stawiać jako wzór do naśladowania dla innych krajów.
Blogerka poruszała też inne kwestie, które mogły liczyć na poklask w postępowych mediach. Pisała, że podczas pobytu w Indiach pracowała jako wolontariuszka w slumsach New Delhi, prowadząc tam edukację seksualną dla młodych Hindusów. Później miała tę działalność kontynuować w obozie dla uchodźców w „małym niemieckim miasteczku”. Jej rewelacje pełne przygód z młodymi Syryjczykami opublikował nawet „Die Zeit” w tekście pod znamiennym tytułem „Edukacja seksualna: problem z penisem”.
Kariera blogerki załamała się nagle po sześciu latach. W 2019 roku zespół badawczy stworzony przez niemiecką historyk Gabriele Bergner ujawnił na łamach „Der Spiegel” wszystkie fałszerstwa historyczne, jakich dopuściła się Marie Sophie Hingst, fabrykując dzieje swojej rodziny. Zmyślone okazały się też jej perypetie jako seksualnej edukatorki. Niecałe dwa miesiące później zdemaskowana hochsztaplerka popełniła samobójstwo. W ostatnim wywiadzie udzielonym przed śmiercią dziennikarzowi „The Irish Times” powiedziała, że czuje się „obdarta żywcem ze skóry”.
Sprawca jako ofiara
Tragiczny przypadek Hingst sprawił, że przez dwa lata nie ujawniano autentycznej tożsamości Wolffa, mimo że część redakcji w Niemczech znała prawdę o jego mistyfikacji. W pewnym momencie nie dało się już jednak dłużej ukrywać konfabulacji manipulanta. Wbrew obawom nie zareagował on na zdemaskowanie analogicznie jak wspomniana blogerka. Mało tego, nie tylko nie pokajał się za swe fałszerstwa, lecz nawet przedstawił siebie samego jako ofiarę – konkretnie: ofiarę swojej nieżyjącej matki, która miała okłamać go, gdy skończył 18 lat, że jest Żydem. Przeczyło to oczywiście wcześniejszym opowieściom Wolffa, który wielokrotnie wspominał, iż od najmłodszych lat wychowywał się w tradycyjnej rodzinie żydowskiej.
Redaktor „Jüdischen Allgemeinen” Philipp Peyman Engel, komentując przypadek Wolffa, zastanawia się:
Co daje niemieckiemu intelektualiście wyobrażenie sobie, że jest Żydem? Nie jest to zjawisko nieznane. To zrozumiałe, że w latach 1933-1945 żaden Fabian Wolff nie chciał być Żydem. Jednak po Zagładzie – a jest to imponująco udokumentowane w archiwach gminy żydowskiej w Berlinie – nie tylko nazistowscy sprawcy, lecz także wielu całkiem zwyczajnych Niemców zaczęło nagle odkrywać swoich rzekomych żydowskich przodków. Oczywiście przyjemniej jest nie musieć zajmować się tym, jak twój własny naród umożliwił ludobójstwo sześciu milionów Żydów. Zamiast tego lepiej przejść na stronę ofiar. Zamiast „my, Niemcy” wygodniej jest mówić: „Niemcy”.
Philipp Peyman Engel nie ogranicza się jedynie do analizowania osobistych motywacji sprytnego oszusta, lecz pisze także o jego publicznej użyteczności dla niektórych środowisk. Zauważa, iż przez wiele lat Fabian Wolff był wdzięcznym źródłem inspiracji oraz kluczowym żydowskim świadkiem dla wielu lewicowych redaktorów w ich krytyce państwa Izrael, a zarazem zaspokajał istniejącą w niemieckim społeczeństwie potrzebę bagatelizowania antysemityzmu. W podobnym duchu wypowiada się w wywiadzie dla „Jüdischen Allgemeinen” judaistka Barbara Steiner, która jest zdania, że „fałszywi Żydzi wypełniają lukę na rynku”.
Innymi słowy: w Niemczech istniało zapotrzebowanie na Żyda, który będzie chwalił Niemcy i krytykował Izrael. Skoro takiego nie było, to należało go wymyślić. I Fabian Wolff to zrobił.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/659060-skandal-dziennikarski-w-niemczech