Po niedawnym wywiadzie Mychajło Podolaka w Polsce podniosła się nowa fala głosów mówiących o pogorszeniu się relacji między naszym krajem a Ukrainą. To bardzo ciekawe zjawisko, na przykładzie którego możemy prześledzić, jak w niektóre kręgi opinii publicznej w Polsce podchodzą do kwestii strategii państwowej i polityki zagranicznej.
Co powiedział Podolak?
Zacznijmy od tego, co powiedział Podolak. Otóż pod koniec trwającej niemal 24 minuty rozmowy został on zapytany o ostatnie napięcia między Warszawą a Kijowem. Odpowiedział, że nie widzi zasadniczych problemów biorąc pod uwagę, zarówno doskonałą współpracę między prezydentami Dudą i Zełenskim, jak i podzielanie przez władze obydwu krajów oceny sytuacji strategicznej, w świetle której Rosja musi być pokonana, aby móc mówić o wydolnym systemie bezpieczeństwa w naszej części Europy. Na marginesie warto zauważyć, że Podolak w wielu swych wystąpieniach publicznych mówi o „odnowionym” NATO, w którym większą rolę odgrywać będzie zarówno armia Ukrainy jak i innych państw regionu, w tym oczywiście Polski. Ale kontynuując swą wypowiedź na temat relacji między naszymi krajami Podolak śmiał wypowiedzieć myśl, że każdy kraj ma swoje interesy, których będzie bronił (dla chcących osobiście prześledzić co powiedział – od 22 minuty 25 sekundy nagrania.) Jak dodał „jest oczywistym”, że Polska będzie broniła swoich, a Ukraina swoich, co oznacza, że w kwestiach spornych, takich jak korytarz zbożowy i blokada dostępu ukraińskiej produkcji rolnej na rynek UE potrzebny jest dialog po to, aby przełamywać problemy. I po trzecie, dyskusję na tematy sporne należy prowadzić w sposób otwarty, również publicznie, czego jak zaznaczył on się nie boi i jest pewien, że taka debata na tematy trudne nie doprowadzi do żadnych „podziałów” czy „zerwania” między naszymi krajami, dodając na koniec, że maksymalnie bliskie relacje między Ukrainą a Polską będą do końca wojny, a po jej zakończeniu pojawią się elementy rywalizacji, podobnie jak w przypadku innych krajów. I to zdanie o jednym typie relacji do zakończenia wojny i drugim, bardziej konkurencyjnych po tym jak nastanie pokój, wywołało w Polsce burzę.
Nawet jeśli milczeniem pozostawimy fakt, iż inicjator tej burzy, jeden z liderów Konfederacji, czerpał swą wiedzę z jednego z propagandowych kanałów rosyjskich (co samo w sobie, przynajmniej w moich oczach, jest kompromitujące) który na dodatek świadomie dopuścił się manipulacji (pomijając fragment „podobnie jak w przypadku innych krajów”), a polski polityk w związku z tym zwyczajnie kolportował fake newsy o rosyjskiej proweniencji, to i tak na podstawie naszej debaty publicznej w tej konkretnej sprawie można wyciągnąć kilka interesujących wniosków.
Wybiórczość w czerpaniu ze źródeł
Po pierwsze rzuca się w oczy wybiórczość w czerpaniu z dostępnych źródeł informacji. Zainteresowanie wzbudziło 30 sekundowy fragment z wystąpienia Podolaka, bez większego echa przeszło choćby to co mówił on w tym samym wywiadzie przez wcześniejsze 22 minuty. Generalnie to co odnosi się do naszych skrywanych obaw, fobii i lęków (innym przykładem jest kolportowany mit, że „Amerykanie nas porzucą”) jest w Polsce szybko dostrzegane i uzyskuje publiczny rezonans a całą resztą, tym bardziej kontekstem, nie zawracamy sobie głowy.
Po drugie, ta informacyjna wybiórczość często łączona jest z nieznajomością relacji w ukraińskim obozie władzy. Michajło Podolak, błędnie nazywany „doradcą Zełenskiego”, choć jest jedynie czymś w rodzaju rzecznika prasowego i to nie administracji prezydenta, a jedynie jej szefa Andria Yermaka, nam jawi się jako postać politycznie równorzędna np. Ołeksiejemu Daniłowowi, sekretarzowi Ukraińskiej Rady Bezpieczeństwa i Obrony. Uważamy, że wypowiedź Podolaka (nawet jeśli zapomnieć o tym, że została w oczywisty sposób przez Rosjan zmanipulowana) jest w naszej debacie publicznej oświadczeniem nie mniej ważnym niźli to, co napisał lub powiedział na temat naszych relacji Daniłow. Pomijamy w związku z tym twitterowy wpis tego ostatniego, który po niefortunnym kroku, jakim było wezwanie ambasadora Cichockiego do ukraińskiego MSZ-u napisał, i to po polsku.
Ukraina i Polska są zjednoczone w swojej unii niezłomnych! Jesteśmy wdzięczni za każdą złoty, pocisk czy życzliwe słowo, za każdą kobietę i dziecko, które Polacy schronili w swoich domach w najstraszniejszych chwilach naszej historii.
Łączy nas wspólna europejska historia, miliony więzów rodzinnych i przyjacielskich oraz jeden cel – zniszczenie moskiewskiego potwora, który zaatakował naszą i waszą wolność.
Polskie państwo i polski naród stoją ramię w ramię z Ukrainą od pierwszej minuty sprawiedliwej wojny przeciwko rosyjskiej ciemności i moskiewskiemu okrucieństwu.
Dziękujemy za wszystko! Pamiętamy, kto pierwszy zaoferował Ukrainie karabin i chleb!
Napięcia Wielkiej Wojny czasami powodują emocjonalne działania i słowa, ale w naszej rodzinie jesteśmy niezależni i możemy rozwiązać wszelkie nieporozumienia bez żadnej pomocy.
Przytoczyłem te słowa w całości, bo trudno na ich podstawie budować zyskująca popularność u nas narrację „o niewdzięczności” Ukraińców, tym bardziej nie da się obronić tezy, że taką politykę firmuje rządzący w Kijowie obóz polityczny. A w związku z tym, programowi, a takich w Polsce niemało, przeciwnicy Ukrainy, po prostu nie dostrzegli tego wpisu i zlekceważyli jego wymowę.
Ale nie przeszkadza im to, i to jest moja trzecia uwaga, dokonywać innych wybiórczych obserwacji. Kilka dni temu publicysta antyukraińskiego portalu „DoRzeczy” opisał reakcję stacji telewizyjnej Espresso na wypowiedź premiera Morawieckiego o Wołyniu. Słusznie zarzucając, że jej autor posługuje się terminem „tragedia wołyńska”, który jest rodzajem nowo-mowy mającej zdjąć odpowiedzialność z Ukraińców, rozbudował swą tezę, iż ten fakt jest potwierdzeniem na to, że konfliktów polsko – ukraińskich, w obliczu niechęci naszych sąsiadów nie da się zastąpić współpracą i przyjaźnią. Kiedy zwróciłem mu uwagę, że warto byłoby opisując sytuację poinformować polskich czytelników, po to aby obraz był pełniejszy, że jest to stacja kontrolowana przez byłego premiera Jaceniuka i żonę byłego ministra spraw wewnętrznych Awakowa, czyli ludzi związanych z ukraińską opozycją, a nie przedstawia stanowiska obozu Zełenskiego i trudno na tej podstawie wyrokować na temat kształtu polityki państwa, to wówczas w odpowiedzi mogłem przeczytać:
Mój wpis jest świadectwem znajomości przekazu ukraińskich mediów. Nie wprowadziłem nikogo w błąd.
Ale, co ciekawe, ten ekspert portalu „DoRzeczy” znający przekaz ukraińskich mediów „nie zauważył” wystąpień zarówno ukraińskich dziennikarzy jak i polityków krytykujących w tym samym Espresso niepotrzebne, ich zdaniem, słowa, które wypowiedział Podolak. Dostrzegł artykuł redaktora Europejskiej Prawdy Jurija Panczenki, który w długim i generalnie przychylnym Polsce tekście napisał, że kierując się motywami wewnętrznymi (wyborczymi) władze w Warszawie „wybrały konflikt”, ale już nie zauważył ważnego wystąpienia Marii Zołkiny, która pisząc w tym samym portalu, dosłownie dzień wcześniej, krytycznie o polityce Kijowa zwraca uwagę na potrzebę budowania strategicznego sojuszu polsko – ukraińskiego, a nie koncentrowania uwagi na sprawach doraźnych i bieżących różnicach interesów. Zołkina to ekipie Zełenskiego zarzuciła krótkowzroczność i brak podejścia strategicznego.
„Twarda obrona własnych interesów”
Użyłem tego przykładu przede wszystkim z tego powodu aby zilustrować tezę, że mamy w Polsce skłonność do wybiórczej obserwacji tego, co się na Ukrainie dzieje, brania pars pro toto i traktowania wszystkiego, nawet najgłupszych czy nieprzemyślanych wypowiedzi w charakterze objawienia, odsłonięcia jakiegoś skrytego i skrzętnie tłumionego antypolskiego resentymentu, który ma ponoć rządzić umysłami elity w Kijowie. Mamy też, i to jest moja kolejna obserwacja, skłonność do traktowania polityki w kategorii miłości, kiedy normalne między państwami relacje opierające się na twardej obronie własnych interesów mają zostać, w świetle tej naiwnej wizji, zastąpione sielanką wiecznej miłości i braterstwa. Kierując się takimi maksymalistycznymi oczekiwaniami nigdy nie będziemy usatysfakcjonowaniu tym co udało się osiągnąć. Ukraińcy nigdy nie będą wystarczająco wdzięczni, a to, że kupują nasze Kraby czy Rosomaki przysłonięte będzie tym, że mają zamiar współpracować z niemieckim Rheinmettal. To malkontenctwo jest też dość typowym rysem naszej postawy. Chcielibyśmy wszystko na wyłączność, już teraz, bez długich i wytrwałych zabiegów związanych ze stopniową budową naszej pozycji.
Stosunek do polskiego rządu
Jeśli chodzi o pluralizm opinii na Ukrainie, to musimy pogodzić się z faktem, że jest tam niemała grupa (to jest przykład Panczenki i generalnie całego portalu Europejska Prawda) liderów opinii publicznej, którzy zwyczajnie nie lubią rządzącej Polską prawicy. Oni nie są skłonni słuchać głosów przedstawicieli naszego obozu rządzącego i brać pod uwagę formułowanych przez nas ocen, bo zwyczajnie, choć moim zdaniem popełniają w tej kwestii fundamentalny błąd z punktu widzenie interesów Ukrainy, uważają, że jeśli do władzy w Warszawie dojdzie opozycja, to Kijów nic na tym nie straci a wiele może zyskać. Tak nie będzie, straty mogą okazać się wymierne zwłaszcza w sytuacji, kiedy rządzący Polską z większą uwagą wsłuchiwać się będą w głos Berlina. Nie zmienia to faktu, że ten nurt młodzieńczego euroentuzjazmu, przekonania, że w 3 lata Ukraina wejdzie do Unii Europejskiej, Bruksela odbuduje zniszczony wojną kraj i narzuci europejskie standardy jest w Kijowie silny. To oznacza skłonność do tego aby odwoływać się do arbitrażu Komisji Europejskiej, na który my patrzymy podejrzliwie, i zainteresowanie pogłębienia integracji, w tym poparcie dla projektu federalizacyjnego. Jest to zresztą typowe dla społeczeństw biednych i na dodatek przeświadczonych, że ex occidente lux. My z tego złudzenia już zaczynamy wyrastać i łatwiej nam dostrzec, że za pięknymi hasłami kryje się często twarda walka o realizację interesów państwowych, nawet jeśli przysłonięte są one zasłoną wspólnotowej retoryki.
Musimy zatem kompleksowo obserwować zarówno ukraińską scenę publiczną, wiedzieć o rysujących się tam trendach i nastawieniach, starać się przedstawiać swój pogląd. Nie da się tego zrobić bez obecności i bez wiedzy. Od lat apeluję o poważną debatę publiczną w sprawie polityki zagranicznej i strategię jeśli chodzi o politykę wobec Ukrainy, ale w zamian mamy do czynienia z kolejnymi pożarami i co najwyżej, ograniczoną a na dodatek najwyraźniej politycznie motywowaną ekspertyzą.
Potrzebna jest nam strategia i debata publiczna w tych kwestiach, bo najważniejsze sprawy dopiero przed nami. Na Ukrainie dyskutuje się teraz sprawę propozycji sformułowanej przez Wadima Denisienko kierującego Instytutem Ukraina Przyszłości aby po zakończeniu wojny, na 3 lata zakazać zdemobilizowanym mężczyznom wyjazdów z kraju. Chodzi o to, że mogą oni dołączyć do swych przebywających za granicą żon i dzieci co doprowadzi do kolejnej fali migracji, depopulacji kraju i spowolni zarówno odbudowę jak i modernizację sił zbrojnych. Propozycja może szokować, ale problem jest realny, bo zarówno coraz większa liczba kobiet, które znalazły schronienie poza granicami deklaruje w badaniach opinii publicznej, że „nie chce wracać” a ukraińscy prawnicy już obecnie mówią o lawinowo rosnącej fali rozwodów. Kwestia polityki migracyjnej, już po wojnie, będzie kolejnym problemem i warto abyśmy się do tego zaczęli przygotowywać. Inny problem opisali niedawno dziennikarze The Financial Times. Sprawa nie jest nowa, ale w ich opinii ewentualne wejście Ukrainy do Unii Europejskiej wymusi fundamentalne zmiany, zwłaszcza w obszarze Wspólnej Polityki Rolnej oraz Funduszy Spójności i Rozwoju Regionalnego. Musimy wiedzieć, że tylko te dwa obszary pochłaniają obecnie 62 % budżetu jakim dysponuje Komisja Europejska. Jeśli Ukraina, będąca dziś najbiedniejszym krajem Europy (z PKB na głowę niższym od Mołdawii czy Albanii) znajdzie się we Wspólnocie, to albo z beneficjenta tego systemu Polska stanie się płatnikiem netto, albo skokowo, jeśli będziemy chcieli utrzymać obecny poziom np. dopłat dla rolników, wzrosną składki lub unijne podatki. A zatem prędzej czy później staniemy wobec bolesnego wyboru – nasi rolnicy otrzymują mizerną część obecnych dopłat albo wprowadzamy nowe podatki. Na dodatek naiwnością, o czym już pisałem, jest myślenie, że Polska może być alternatywnym wobec morskiego korytarzem transportowym dla ukraińskiego zboża. Nie może, bo wobec różnicy w kosztach transportu my na tym tranzycie nie zarobimy dużo, nawet jeśli ze względów strategicznych będzie utrzymana część połączeń lądowych. Możemy zarobić, jeśli przestawimy część naszego rolnictwa na produkcję o wyższych marżach, np. zwierzęcą i przetwórstwo tanich ukraińskich surowców. Tylko, że, znów, potrzebna jest wieloletnia strategia, rozsądna polityka kontrolowanych zmian w naszym rolnictwie i świadomość faktu, że mając 30, a nawet 100 ha pszenicy nie wygra się konkurencji z rywalami z Ukrainy. A zatem potrzebujemy strategii i odejścia od modelu, również w polityce wewnętrznej, kreowania wizji przyszłej sielanki. Nie wszyscy będą ze zbliżenia z Ukrainą szczęśliwi, ale suma korzyści, jeśli prawidłowo ukształtujemy naszą politykę, będzie większa od strat. Te też będą i dlatego potrzebujemy uczciwej debaty publicznej a nie budowania obrazu niezmąconej przyjaźni, braterstwa i miłości.
W Polsce namnożyło się tych, którzy napędzani duchem profetycznym są już obecnie przekonani, że „Kijów wybrał Berlin”, „znów zostaniemy zdradzeni” a nasze poświęcenie i zaangażowanie po raz kolejny zostanie zmarnowane. Na marginesie pozostawiam kwestię, że zdolności profetyczne tych uczestników naszej debaty publicznej najczęściej nie obejmują opisu naszego położenia w sytuacji, kiedy Putin wygrałby wojnę albo udałoby mu się skłonić władze w Kijowie do polityki w stylu Janukowycza.
Te czarne prognozy w zakresie przyszłości relacji polsko – ukraińskich, przekonanie, iż przegrywamy z Berlinem i innymi konkurentami, mogą stać się rzeczywistością, jeśli będziemy uprawiać politykę wobec Ukrainy tak jak dotychczas – bez strategii, bez debaty publicznej, dając się manipulować tym, którzy programowo chcieliby abyśmy na naszej wschodniej granicy mieli raczej mur niż sojusznika.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/657719-dlaczego-narastaja-nieporozumienia-miedzy-polska-a-ukraina