To był jeden z trudniejszych momentów w Donbasie. Aby dotrzeć na miejsce, trzeba było dojść pieszo kilkaset metrów, ale w czasie marszu niedaleko uderzył pocisk - to Rosjanie zobaczyli nas z daleka. Z daleka? Okazało się, że byli przecież 150-200 metrów od nas. Drugie uderzenie na nagraniu słychać po kilku sekundach, a później oddech - oddech strachu. Nie udało się tego profesjonalnie nagrać, ręce drżały, w głowie była jedynie modlitwa, by przeżyć. Potem spędziliśmy u żołnierzy około 10 godzin, by wieczorem - pod osłoną nocnego nieba - wrócić tą samą, przeklętą drogą.
W piwnicy zniszczonego budynku na skraju wioski stacjonował oddział Ukraińców. Byli tam już przez dwa bite miesiące. Czterdziestu chłopa w jednej piwnicy, ciasno, duszno i co chwile trzęsą się ściany, bo jakiś rosyjski czołg wali w mury gruzów, w których żyją.
Nie było lepszego miejsca, by zadać pytanie czy Ukraińcy nie mają dość, czy nie są zmęczeni. Podkrążone oczy, zmatowiała od braku słońca skóra, opatrunki na ranach i atmosfera miejsca wyjętego jakby z postapokaliptycznych wyobrażeń o świecie, skłaniały do przypuszczeń, że wyczerpanie, znużenie i zwątpienie wyjdzie z nich podczas rozmowy. Tak się jednak nie stało, ale też uzasadnienie, dlaczego oni chcą walczyć dalej, było nietuzinkowe.
Komendant placówki mówił wprost: nie obronimy Donbasu tutaj, to będziemy musieli bronić się w Kijowie.
Kostia (jeden z żołnierzy) opowiadał o braterstwie broni:
Tak, jak przyjadę do domu w ramach rotacji, posiedzę tam kilka dni i już chcę wracać na front. Trochę czasu [tam odpoczywam] i tyle, i chcę wracać, a jeśli ktoś z przyjaciół tu został to już w ogóle - chce się wracać. Ja bardziej martwię się za chłopaków tutaj niż za żonę i dzieci w domu.
„Ares” (jeden z żołnierzy) pytał retorycznie: jeśli nie, my to kto?
W tych, czasem lapidarnych, refleksjach, kryje się ogromna determinacja do walki. Wszyscy, którzy byli na froncie, te wysokie morale widzieli, odczuwali, słyszeli w śmiechach i komentarzach. To jest ten niewymierny aspekt wojny, którego nie mogą pojąć zachodni eksperci, którzy zestawiają potencjał ekonomiczny, demograficzny czy wojskowy obu krajów i wychodzi im zwycięstwo Rosji. Jednak gdy rosyjska inwazja okazała się ludobójcza i krwawa, bezlitosna nawet wobec starców, kobiet i dzieci, ludzie na Ukrainie po prostu dojrzeli do determinacji, w której chcą swój kraj obronić za wszelką cenę.
Tego nie da się zrozumieć - to trzeba poczuć tam, na miejscu. Dlatego kiedy tak często słyszę pytanie „kiedy ta wojna się skończy”, to czuję się zupełnie niewłaściwym adresatem. To nie ludzi przybyłych z Ukrainy trzeba o to pytać, bo naród ukraiński chce walczyć do zwycięskiego końca.
To zachodni decydenci są słabym ogniwem rosyjsko-ukraińskiego frontu. Powoli i na raty przekazują ciężki sprzęt, ostatnio zgodzili się na samoloty, o które Kijów prosił już ponad rok temu. Gdyby Zachód uzbroił Ukrainę zaraz po 22 lutego 2023 roku, dziś mielibyśmy stabilny i sprawiedliwy pokój. Nic bardziej prostego pod słońcem.
ZOBACZ ROZMOWY Z ŻOŁNIERZAMI UKRAIŃSKIMI TUŻ POD ROSYJSKIMI POZYCJAMI:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/648629-polecialy-w-nasza-strone-dwa-pociski-tylko-dwa-lagodnie