Fiodor Łukianow, redaktor naczelny periodyku Rossija v globalnoj politikie, dyrektor programowy Klubu Wałdajskiego i jeden z bardziej wpływowych rosyjskich ekspertów ds. międzynarodowych przedstawił geostrategiczne podsumowanie dziesięciu miesięcy wojny na Ukrainie.
Warto się z jego wystąpieniem i tokiem rozumowania zapoznać, bo dobrze oddaje ono - w moim odczuciu - zarówno to, jak myślą rosyjskie elity, jak i w jaki sposób chcieliby wyjść z obecnego kryzysu. Bo to, że Moskwa znalazła się w wyniku wojny - a precyzyjnie rzecz ujmując, niepowodzenia specjalnej operacji, która miała być krótką zwycięską wojenką, a taką się nie stała - w kryzysowej sytuacji, Łukianow nie ma wątpliwości.
Początek wojny światowej
W opinii rosyjskiego eksperta to, co zaczęło się 24 lutego, jest w gruncie rzeczy początkiem wojny światowej, choć obecnie, podobnie jak to było w 1914 roku, nie mamy jeszcze świadomości tego faktu. Powstrzymujące znaczenie broni jądrowej okazało się niewystarczające aby zablokować wybuch konfliktu konwencjonalnego a zarówno skala starcia na Ukrainie jak i zaangażowane w nią, pośrednio i bezpośrednio, wielu sił globalnych skłaniają Łukianowa do myśli, iż nie będzie łatwo znaleźć polityczne wyjście z sytuacji, wojna będzie trwała i nie można w związku z tym wykluczyć nowych starć w innych miejscach. „Kampania nosi wszelkie znamiona otwartej rywalizacji mocarstw – argumentuje Łukianow - Obecność broni nuklearnej nadaje jej szczególnego charakteru, ale to nie czyni rywalizacji mniej zaciętej czy mniej brzemiennej w skutki”. Kto uczestniczy w tym starciu? W opinii rosyjskiego eksperta, prócz bezpośrednio walczących Ukrainy i Federacji Rosyjskiej, w wojnę już pośrednio zaangażowały się Stany Zjednoczone, stojące na czele międzynarodowej koalicji wsparcia dla Kijowa, bez pomocy której tak długi jego opór nie byłby możliwy. Ale w wojnę pośrednio zaangażowały się, zdaniem Łukianowa, również Chiny, które co prawda kontynuują politykę „trzymania się z boku”, ale uważnie obserwują to, co się dzieje i „Pekin uważa hipotetyczny sukces Stanów Zjednoczonych w tym konflikcie za nieopłacalny dla siebie i będzie skrupulatnie przeciwdziałał takiemu scenariuszowi”. A zatem mamy już do czynienia z wojną, w którą zaangażowane są interesy strategiczne najważniejszych światowych graczy, a to powoduje, że konflikt ukraiński nie zakończy się szybko. Ta perspektywa nie zmienia, zdaniem Łukianowa, podstawowego faktu, a mianowicie tego, że z trzech zaangażowanych w rozgrywkę mocarstw, Federacja Rosyjska ryzykuje najwięcej. Dzieje się tak z trzech powodów. Po pierwsze, uczestniczy w walkach bezpośrednio, co oznacza większe koszty i większe ryzyko destabilizacji wewnętrznej, po drugie, inicjowała tę rozgrywkę nie do końca wiedząc, jak będzie ona przebiegała, co ogranicza jej możliwości manewrowania. To powoduje, że „pozycja startowa” Moskwy jest obecnie znacznie gorsza niż Stanów Zjednoczonych i Chin, co zresztą jest bezpośrednim skutkiem niepowodzenia scenariusza krótkiej wojny. Jest jeszcze, w opinii Łukianowa, jeden aktor tej geostrategicznej układanki – Europa. Ona walczy o utrzymanie swojej dotychczasowej pozycji globalnej, co zdaniem rosyjskiego eksperta, nie jest w nowym porządku, możliwe. Dlaczego? Otóż - jak zauważa - sojusz Europy i Stanów Zjednoczonych wobec konfliktu na Ukrainie zbudowany jest wokół głównej zasady utrzymania dotychczasowego ładu międzynarodowego. Tylko, że państwa europejskie mogą jedynie mówić o „porządku zbudowanym na przestrzeganiu zasad”, podczas gdy Waszyngton ma możliwości - a nie dysponuje nimi Europa - walki o utrzymanie swej hegemonii, odwołując się do narzędzi twardej siły. To czyni pozycję Ameryki, zarówno w relacjach z europejskimi sojusznikami, jak i geostrategicznymi rywalami, silniejszą, a Europa dysponuje obecnie jedynie narzędziami miękkiej siły, które w nowych realiach mają mniejsze zastosowanie, nie mówiąc już o skuteczności. Elity europejskie popełniły błąd i uwierzyły w narrację o końcu historii, a takiej pomyłki strategicznej nie dopuścili się Amerykanie, którzy nie wyzbyli się w związku z tym narzędzi twardej siły. Krótkoterminowo, konflikt na Ukrainie jest Europie na rękę, bo wywołuje odruch zjednoczeniowy, zespolenia wysiłków i umocnienia sojuszu z Ameryką w obliczu wspólnego zagrożenia, jednak w dłuższej perspektywie czynniki strukturalne dadzą o sobie znać. Państwa starego kontynentu zaczną dochodzić do przekonania o konieczności odbudowy własnego potencjału militarnego, co zważywszy na skalę zapóźnień i w związku z tym wielkość niezbędnych nakładów, będzie oznaczało zakwestionowanie obecnego modelu społeczno – gospodarczego, a dodatkowo powrót do tradycyjnych narzędzi polityki doprowadzi do osłabienia impulsu integracyjnego i odżywanie starych podziałów. „Nawet jeśli przyjmiemy wynik konfliktu w scenariuszu najbardziej pożądanym przez Zachód – argumentuje Łukianow - skala przemian politycznych, ekonomicznych i kulturowo-psychologicznych na kontynencie europejskim wyklucza powrót do złotych czasów integracji. Wiodące kraje jeden po drugim dochodzą do wniosku o konieczności zwiększenia własnych możliwości. W jakim stopniu będą one wspólne, nie jest jeszcze jasne i otwartą jest kwestia dalszej integracji UE”.
Wojna, którą trudno zakończyć
Jest jeszcze jeden czynnik, prócz skali i mnogości zaangażowanych interesów strategicznych, który powoduje, że wojna na Ukrainie przekształca się powoli w konflikt o charakterze globalnym. Jeśli bowiem jeden z jego uczestników, a tak zdaniem rosyjskiego eksperta jest w przypadku z Rosją, przypisuje jej mistyczne, egzystencjalne znaczenie, wymykające się w gruncie rzeczy racjonalnym standardom rozumowania, to wówczas mamy do czynienia z wojną, która trudno zakończyć. Jak dowodzi, Rosja na Ukrainie prowadzi aktualnie trzy równoległe kampanie. Pierwsza związana jest z regionalnym układem sił. Łukianow przypomina w tym kontekście grudniowe ultimatum Putina pod adresem Zachodu, w którym Moskwa domagała się „gwarancji bezpieczeństwa”. Te gwarancje sprowadzały się do żądania wycofania wojsk NATO z Europy Środkowej i przekształcenia naszej części kontynentu w strefę buforową, rozbrojoną, a z pewnością pozbawioną pełnej ochrony sojuszniczej. „Ultimatum nie zostało przyjęte, co spowodowało odwołanie się do „środków wojskowo-technicznych. To pasuje do logiki wojny światowej”. Na to nałożył się, jak argumentuje Łukianow, drugi kryzys związany z przestrzenią cywilizacyjno – kulturową, debatą, jak daleko sięga „ruski mir” i w jakim stopniu pokrywa się on z granicami państwowymi Federacji Rosyjskiej. To przekonanie o konieczności zajęcia przez Rosję znacznej części Ukrainy, właśnie po to, aby chronić rosyjską przestrzeń kulturowo – cywilizacyjną, nie jest jedynie wytworem propagandy, ale w istocie stało się przekonaniem uzasadniającym rozpoczęcie wojny. Problemem jest wszakże to, jak dowodzi Łukianow, że tego rodzaju cel polityczny, mający wymiar raczej mistyczno – filozoficzny, trudno poddaje się racjonalnej konceptualizacji, co dodatkowo powoduje narastający problem jeśli chodzi o szukanie rozwiązania politycznego, do zera zredukowana jest bowiem płaszczyzna ewentualnego kompromisu między Ukraińcami a Rosjanami. Po trzecie wreszcie, obecna wojna z rosyjskie perspektywy jest jeszcze jedną batalią, walką o przemianę wewnętrzną, o odejście od dotychczasowego modelu rozwojowego, przejawia się dążeniem m.in. na rzecz unarodowienia elity rządzącej państwem.
Jakie szanse ma Rosja?
Łukianow, dostrzegając perspektywy przedłużania się, a nawet rozszerzenia konfliktu, stawia w związku z tym fundamentalnie istotne pytanie – jakie, po niemal roku, szanse na zwycięstwo ma Rosja? Szukając odpowiedzi, zaczyna on „od końca”. Wojna, jak argumentuje, ujawniła „fundamentalne problemy” Federacji Rosyjskiej, wady konstrukcyjne budowy - to, że jest ona państwem w wielu obszarach źle i nieefektywnie funkcjonującym. Do tej pory rosyjska modernizacja sprowadzała się w gruncie rzeczy do „pożyczania”, kopiowania rozwiązań, które sprawdziły się w państwach wysokorozwiniętych. Efekt takiej polityki jest wątpliwy. Zresztą, jak argumentuje rosyjski ekspert, jej kontynuowanie jest już niemożliwe. Ostrożnie pisze, że „otwarte jest pytanie, w jakim stopniu możliwe jest wyeliminowanie wszystkich tych braków w warunkach wstrząsu i niekorzystnego wpływu z zewnątrz. Przynajmniej słabości są teraz widoczne, możemy zacząć je eliminować. Naturalnie, w ramach tworzenia nowego modelu rozwoju, stary odchodzi na zawsze”. Jeśli chodzi o „kwestię ukraińską”, to jasnym jest, że następuje głęboki, nieodwracalny podział między oboma narodami. I wreszcie Łukianow przystępuje do rozważań o geostrategicznym znaczeniu, z rosyjskiej perspektywy wojny na Ukrainie. Oczywistym jest bowiem, że Moskwa rozpoczynając działania zbrojne dążyła do stworzenia nowego układu sił, zarówno w Europie Środkowej, jak i szerzej, w wymiarze globalnym. A zatem, po dziesięciu miesiącach, trzeba postawić pytanie, a właściwie dwa – czy dotychczasowe zmiany stanowią zagrożenie dla bytu narodowego Federacji Rosyjskiej i czy mamy do czynienia z wejściem Moskwy na nowe piętro w globalnym układzie sił i czy to „piętro” znajduje się wyżej czy niżej od zajmowanej do wojny pozycji. Łukianow, szukając odpowiedzi na te pytania, zauważa: „Zakładano, że Rosja, mówiąc stanowcze ‘nie’ niekontrolowanej ekspansji NATO i monopolowi Zachodu na kształtowanie ładu światowego, niemal automatycznie wywalczy sobie miejsce w politycznej ekstraklasie. Zapewne tak by się stało, gdyby zmaterializował się pierwotny scenariusz: szybka i skuteczna operacja przeformatowania Ukrainy. Ale tak się nie stało, Rosja została wciągnięta w długotrwałą wyniszczająca operację wojenną, która pod koniec roku weszła w fazę przedłużającego się konfliktu. Sukces jest możliwy, choć znacznie mniej spektakularny niż planowano: jeśli przeciwna strona wcześniej się zmęczy, znów będzie musiała uznać Moskwę za rozmówcę. Ale to samo można interpretować i odwrotnie, co Zachód już chętnie robi. Z tego punktu widzenia Rosja oddaliła się od pozycji światowego mocarstwa, izolując się w problemach regionalnych i tracąc zdolność do globalnego pozycjonowania”. Ugrzęźnięcie Moskwy na Ukrainie pokazuje, w opinii, Łukianowa, jakie są jej rzeczywiste możliwości, dziś sprowadzające się co najwyżej do odgrywania roli mocarstwa regionalnego, takiego które być może „rozegra” po własnej myśli obecną wojnę, ale stanie się to kosztem pozycji jaką do tej pory zajmowała w innych częściach przestrzeni postsowieckiej, w tym w Azji Środkowej. Co nie mniej ciekawe, rosyjski ekspert, zauważą, iż generalna ocena sytuacji w świecie, jaka została przeprowadzona przez rosyjskie elity była słuszna. Stary globalny ład, związany z dominowaniem Anglosasów już odchodzi w przeszłość, kształtuje się nowy, nieznany jeszcze porządek. Ale czy oznacza to, że Rosja, która wystąpiła w roli tarana rozbijającego dotychczasowy układ, wygra? Niekoniecznie. Perspektywy zwycięstwa zależą od dwóch czynników – czy Rosji starczy wewnętrznych zasobów i społecznej mobilizacji aby przetrwać trudny okres i doczekać się nowych porządków i wreszcie trzeba zawsze pamiętać, iż taran, jakim jest dziś Rosja może ulec zniszczeniu. Łukianow przywołuje tu doświadczenia ZSRR, państwa które też pod koniec swego funkcjonowania uznało, że relacje globalne muszą się zmienić i wystąpiło w roli katalizatora przemian. I one rzeczywiście nastąpiły, tylko, że ZSRR nie przetrwało. To samo, przestrzega rosyjski ekspert, może stać się również udziałem Rosji. „Epoka, w którą wstąpił świat, będzie trudna. – argumentuje Łukianow - Zasada „tracenia mniej niż inni”, minimalizowania swoich nieuchronnych kosztów, powoduje, że wszyscy uczestnicy stosunków międzynarodowych dążą do przerzucania tych kosztów na innych. Wewnętrzne i zewnętrzne słabości splatają się i rezonują niebezpiecznie. Odporność systemów państwowych jest testowana ze wszystkich stron. Ale to ona zadecyduje o sukcesie w tym niespokojnym czasie”. Rosja popełniła, wchodząc w trójwymiarowy konflikt (ze światem zachodu, z Ukrainą i sama z sobą, walcząc o wewnętrzną przemianę) strategiczny błąd źle oceniając swoje możliwości i odporność zaatakowanego państwa. Ten błąd powoduje, że Moskwa znalazła się ze strategicznego punktu widzenia w trudnej sytuacji. W opinii Łukianowa w istocie świat wszedł w fazę długotrwałych i przeciągających się konfliktów, które traktowane łącznie będą zapewne przez historyków oceniane w kategoriach kolejnej wojny światowej, bo ich rezultatem będzie ukształtowanie się nowego układu równowagi w wymiarze globalnej. Z perspektywy Rosji, sytuacja jest jednak odmienna. Jej pozycja nie zostanie przesądzona pod koniec fazy globalnych zawirowań, kiedy państwa zajmą nowe pozycje w rozkładzie sił ale już w roku 2023. Dlaczego? Bo wówczas przesądzą się szanse Moskwy na zwycięstwo w wojnie z Ukrainą, a to oznacza, iż piszący bardzo ostrożnie rosyjski ekspert jest zdania, że nie można wykluczyć porażki. Tak czy inaczej, losy ukraińskiego konfliktu rozstrzygną się w przyszłym roku, a co trzeźwiej myślący przedstawiciele rosyjskiego establishmentu już zaczynają pisać, że zwycięstwo nie musi przypaść Moskwie, a nawet jeśli będzie jej udziałem, to i tak pozycja globalna Federacji Rosyjskiej ulegnie obniżeniu. W sumie pozytywna, z naszego punktu widzenia, prognoza.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/628211-potrojna-wojna-rosji-z-niewielkimi-szansami-na-zwyciestwo