Na zakończenie wizyty w Astanie, w Kazachstanie, Władimir Putin miał konferencję prasową, w toku której odpowiadał na pytania dziennikarzy, głównie rosyjskich zresztą. Sama wizyta i spotkanie w formacie Rosja – Azja Centralna, a także poprzedzające to spotkanie większe zgromadzenie państw azjatyckich, warte są uwagi, ale tym nie mniej warto skoncentrować się na tym, co światu miał do przekazania Putin.
Putin odpowiada na pytania dziennikarzy
A powiedział wiele, więcej niż zwykle, zaś to, co mówił, skłoniło nawet Andrieja Kolesnikowa, korespondenta dziennika ekonomicznego Kommiersant, który od lat opisuje kolejne spotkania i wystąpienia rosyjskiego prezydenta, do napisania, że tym razem wystąpił on „w charakterze gołębia”. Odpowiadając na pytanie Pawła Zarubina, dziennikarza stacji telewizyjnej Rosja, o rolę i politykę Niemiec w obliczu wojny na Ukrainie, Putin - występując w charakterze „specjalisty” - przedstawił swą ocenę - zarówno polityki Berlina, jak i szerzej, całej Europy Zachodniej. Otóż jego zdaniem, „wybór należy do tych, którzy doszli do władzy w tym czy innym kraju, w tym wypadku chodzi o Niemcy”. Zdaniem Putina mają oni dwie opcje – wywiązywać się ze zobowiązań sojuszniczych lub uprawiać politykę będącą praktyczną realizacją interesów własnego kraju. Niemcy wybrali Sojusz Północnoatlantycki, co Putin uznaje za błąd strategiczny, bo tego rodzaju decyzja będzie miała negatywny wpływ zarówno na obecną sytuację, jak i na perspektywy rozwojowe strefy euro, a w szczególności Niemiec. Odcięcie się od tanich surowców energetycznych z Rosji - bo o to Putinowi chodziło, kiedy mówił o skutkach zniszczenie gazociągu Nord Stream 1 i jednej nitki Nord Stream 2 - spowoduje pogorszenie się konkurencyjności niemieckiej gospodarki i w konsekwencji spadek poziomu życie. „Ale to wybór naszych partnerów” - skończył rosyjski prezydent swą wypowiedź utrzymaną w nieco fatalistycznej tonacji, zauważając przy okazji, że jego zdaniem decyzja o uruchomieniu ostatniej nitki gazociągu nie zostanie podjęta. Innymi słowy, Władimir Putin - jak się wydaje - nie bardzo wierzy w możliwość powrotu do polityki business as usual. W praktyce oznacza to utratę przez Gazprom połowy swojego rynku eksportowego i poważne konsekwencje ekonomiczne, o których dużo mówiło się w czasie jednej z niedawnych konferencji branżowych w Petersburgu. Dziennikarka Russia Today zapytała następnie Putina o jego ocenę ostatnich informacji prasy tureckiej, a doniesienia te wywołały w Rosji sporo komentarzy, na temat przygotowywanego przez Erdoğana szczytu, w którym o kwestiach pokoju na Ukrainie miano by rozmawiać w formacie Rosja – Wielka Brytania - Stany Zjednoczone – Francja – Niemcy. Dziennikarkę interesowało to czy po ostatnich spotkaniach, właśnie w Astanie, Putina z prezydentami Turcji oraz Zjednoczonych Emiratów Arabskich, idea tego spotkania materializuje się i czy realny jest udział w tych rozmowach, o czym w Rosji też się spekuluje, Indii i Chin. Odpowiedź Putina jest wymowna, również z tego względu, że jak sygnalizują media, nieoficjalnie przedstawiciele władz Rosji coraz częściej sygnalizują gotowość powrotu do zawieszonych w kwietniu rozmów pokojowych z Ukrainą, a nawet aktywnie poszukują kanałów komunikacji z Zachodem w tej sprawie. W odpowiedzi Putin nie tylko potwierdził, że „jesteśmy otwarci” na negocjacje, ale również odwołał się do „niemal parafowanych” porozumień z Ukrainą. Tylko że teraz, jak dodał, strona ukraińska „musi dojrzeć” do tego, aby wrócić do stołu negocjacji. Można oczywiście uznać, że - jak zapamiętaliśmy z Misia - „ten człowiek w życiu słowa prawdy nie powiedział” i nie zastanawiać się, co Putin w ten sposób chciał zakomunikować światu, ale być może warto nieco się nad tym zastanowić, tym bardziej, że w dalszej części swojej konferencji rosyjski prezydent oświadczył, iż zniszczenie Ukrainy nie jest celem wojennym Moskwy. Podobne tezy krążyły w czasie marcowych i kwietniowych rozmów w Stambule, kiedy - jak się spekuluje - uzgodniono również neutralny status Ukrainy, międzynarodowe gwarancje bezpieczeństwa dla tego państwa i referenda w sprawie przynależności państwowej terenów okupowanych przez Rosjan. Oczywiście wówczas te plebiscyty nie miały obejmować ani Krymu, ani Donbasu, choć ta ostatnia kwestia była stawiana mniej stanowczo. Co ciekawe, w serii niedawnych tweetów, podobne propozycje formułował, już po rozmowie z Władimirem Putinem, Elon Musk. A zatem wydaje się, że Rosjanie chcieliby reanimować tego rodzaju koncepcję zakończenia wojny, tym bardziej, że ewentualna zgoda Ukrainy (raczej jej nie będzie) oznaczałaby zakończenie konfliktu na rosyjskich warunkach. Takiej zgody nie będzie również dlatego, że - jak powiedział Putin odpowiadając na kolejne pytanie - nie ma jeszcze dokładnego planu jego podróży na szczyt państw G-20 do Indonezji i nawet nie została podjęta ostateczna decyzja czy w ogóle uda się on na Bali. Szczyt rozpoczyna się za miesiąc, ale Joe Biden już oświadczył, że nie spotka się z Putinem. W ogóle nie wiadomo czy ktokolwiek będzie chciał z nim rozmawiać, oczywiście chodzi o przywódców państw Zachodu i dlatego, jak napisał Kolesnikow, najprawdopodobniej Putin nie pojedzie. Następne pytanie dotyczyło kwestii ostatniego wybuchu na Moście Kerczeńskim. Chodzi o „ustalenia” FSB, jakoby zdetonowany ładunek wywieziono z Odessy w jednym ze statków przewożących zboże.
Polityczny plan Rosji
Pojawienie się tego rodzaju narracji - podobnie należy traktować również to pytanie i odpowiedź Putina - jest świadectwem rosyjskiego planu politycznego. Otóż Moskwa sygnalizuje w ten sposób gotowość do zerwania porozumienia w sprawie transportu zboża z Ukrainy. Wcześniej rosyjski prezydent mówił, że „nie dociera ono do najbardziej potrzebujących”, co tylko potwierdza gotowość Moskwy do wykonania takiego kroku. Jest to element presji wywieranej zarówno na Ukrainę, jak i na wspólnotę międzynarodową, zapewne po to, aby wrócić do rozmów.
Odpowiadając na pytanie dziennikarki Izwiestii o stopień zaawansowania mobilizacji Putin odpowiedział, że w perspektywie 2 tygodni wszystkie z nią związane działania będą zakończone. Później jeszcze dodał, że do tej pory do wojska wcielono łącznie 271 tys. osób, z których 222 tysiące znajduje się w tzw. oddziałach formacyjnych, w których przechodzą pierwsze przeszkolenie (od 5 do 10 dni), potem trafiają oni do jednostek bojowych, w których obecnie jest już skierowane 33 tys. osób i tam są oni dodatkowo szkoleni przez 5 do 15 dni, a następnie, wraz z tymi formacjami, trafiają na front (aktualnie 16 tys. zmobilizowanych). W praktyce te okresy przeszkolenia są znacznie krótsze, ale nie to jest najważniejsze. Głównym zadaniem zmobilizowanych sił, jak oświadczył Putin, jest utrzymanie „linii rozgraniczenia”. Nie jest jego zdaniem to możliwe zarówno dlatego, że linia frontu ma 1100 km, a zatem żołnierzy kontraktowych jest zbyt mało, a po drugie - jak zaznaczył - „aktywnie uczestniczą oni w operacjach zaczepnych”. Jeśliby uznać, że Putin powiedział prawdę, to po pierwsze, z jego słów wynika, iż Moskwa nie planuje dużej ofensywy, a jedynie miejscowe uderzenia o charakterze lokalnym. Wskazywałoby to na dążenie do „zamrożenia konfliktu” według stanu obecnego, tym bardziej, że rosyjski prezydent mówił też o potrzebie (w związku z zamachem na Most Kerczeński) utrzymania przez Rosję korytarza lądowego na Krym i kontroli nad systemem zaopatrzenia półwyspu w wodę.
Wejście NATO na Ukrainę?
Strona ukraińska rozpoczęła właśnie ofensywę na Chersoń, która może skończyć się wyparciem Rosjan za Dniepr. Ostatnie wezwania, choćby Wołodymira Saldo, byłego mera Chersonia, którego Rosjanie wyznaczyli na szefa guberni chersońskiej, który zaapelował do władz Federacji Rosyjskiej, aby te w obliczu zbliżających się do miasta sił ukraińskich zorganizowały ewakuację ludności cywilnej, mogą świadczyć zarówno o tym, że Moskale mają zamiar bronić się „do końca”, jak równie dobrze być zapowiedzią wycofania się, który to krok - podobnie jak w pierwszej fazie wojny - mógłby zostać przedstawione przez rosyjską propagandę jako „gest dobrej woli” i zachętę do rozmów pokojowych.
Wracając do konferencji Putina, to na jej zakończenie powiedział on, że nie ma konieczności kontynuowania uderzeń rakietowych, których celem miałyby być ukraińskie miasta i obiekty infrastruktury krytycznej, a także wypowiedział się w kwestii ewentualnego wejścia sił NATO na Ukrainę. I ten ostatni fragment jego konferencji jest niezwykle wymowny. Otóż Putin odpowiadając na pytanie o „wejście” sił Paktu Północnoatlantyckiego ostrzegł, że „bezpośrednie starcie” z siłami Federacji Rosyjskiej będzie prowadziło do globalnej katastrofy. Czym innym jest jednak wejście wojsk Paktu Północnoatlantyckiego na Ukrainę (np. w charakterze sił rozjemczych), a czym innym bezpośrednie starcie. Czy Putin nie zrozumiał pytania? A może wysłał w ten sposób kolejny sygnał, jak mogłaby się zakończyć obecna wojna?
Sojusznik przestrzega Moskwę
Jeśli jesteśmy przy spotkaniu w Astanie to warto, choćby skrótowo, napisać jeszcze o jednym wydarzeniu. Otóż media przywołują wystąpienie Emomali Rachmona, prezydenta Tadżykistanu, który zwracając się wprost do Putina powiedział bez ogródek „jesteśmy małymi narodami, ale mamy własną historię i kulturę. Chcemy aby nas szanowano”. To, że mówi to Rachmon, też ma swoje znaczenie, do tej pory bowiem Tadżykistan słusznie był uważany za jednego z najwierniejszych sojuszników Rosji w regionie. Dość przypomnieć, że Moskwa ma tam swoją bazę wojskową i kluczowe - z punktu widzenie jej potencjału jądrowego - instalacje radarowe. Jeśli teraz ten moskiewski sojusznik przestrzega Moskwę przed „powtórką błędów” z czasów ZSRR, kiedy lekceważenie interesów, ale też często zdania, przedstawicieli republik środkowoazjatyckich doprowadziło w konsekwencji do rozpadu państwa, to jego słowa świadczyć mogą tylko o jednym – pozycja Rosji słabnie. Państwa Azji Środkowej nie chcą już, aby Moskwa traktowała je „hurtowo”, ale - jak wprost powiedział Rachmon - podchodziła do ich problemów i potrzeb indywidualnie. A zatem nie ma już jakiejś „rosyjskiej strefy wpływów”, którą Moskwa stabilizowała, ale są poszczególne państwa o różnych interesach, potencjałach i wizjach przyszłości. Również mające odmienne polityki, relacje z sąsiadami i które często są skonfliktowane między sobą. Z oczywistych względów (granica z Afganistanem) Tadżykistan nie myśli o zerwaniu z Rosją, ale tym nie mniej wypowiedź prezydenta Rachmona należy traktować jako zapowiedź zmian o charakterze tektonicznym. Rosja nie jest już postrzegana w kategoriach członka środkowoazjatyckiej wspólnoty, pojawili się inni wpływowi gracze i sama wspólnota przeżywa trudny czas określania tego, co państwa regionu łączy, a co dzieli. Sprowadzenie Rosji do roli jednego ze znaczących państw, ale sąsiadów, a nie „członków klubu”, może być wstępem do stopniowego wypłukiwania rosyjskich wpływów w regionie. W wymiarze strategicznym wystąpienie Rachmona jest zatem nie mniej istotne niźli to, co mówił Putin.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/618321-putin-w-charakterze-golebia-slabosc-czy-kalkulacja