Farida Rustamova jest niezależną rosyjską dziennikarką specjalizującą się w tematyce kremlowskiej, obserwowaniu obozu władzy, stanu nastrojów wśród rosyjskich elit i rozgrywek na szczytach. Kilka dni temu wespół ze swym współpracownikiem Maximem Tovkaylo opublikowała artykuł na który warto zwrócić uwagę co najmniej z kilku powodów.
Po pierwsze został on napisany po tym jak autorzy przeprowadzili kilkanaście rozmów (wszystkie z gwarancjami zachowania anonimowości) z przedstawicielami obozu władzy. Zbierali oni opinie, oceny sytuacji, prognozy rozwoju wydarzeń formułowane przez przedstawicieli rosyjskiej elity – zarówno managerów wielkich przedsiębiorstw regularnie rozmawiających z członkami rządu jak i ludzi z administracji Putina, którzy znają poglądy dominujące na Kremlu. Wyłania się z tego pewien obraz stanu nastrojów, odczuć i ocen, na podstawie którego kreślą oni prognozy co do możliwego rozwoju wydarzeń.
Obalenie Putina wymysłem dziennikarzy?
Na początku warto stwierdzić jedno. Scenariusz, który na Zachodzie, w tym i w Polsce jest żywo dyskutowany, a mianowicie perspektywa obalenia rosyjskiego prezydenta przez jakąś niezadowoloną z jego polityki grupę interesów uznają oni za kompletnie nieprawdopodobny, wręcz będący bardziej wymysłem dziennikarzy niż realną opcją polityczną. Ich zdaniem w obecnej elicie władzy w Rosji nie ma takiej grupy, co więcej, nie ma też ludzi, którzy byliby w stanie (gdyby chcieli) tego rodzaju przedsięwzięcie zaplanować, zorganizować i przeprowadzić. A to oznacza, że jeśli rosyjska elita do czegoś się przygotowuje to raczej do przedłużającej się wojny, która może eskalować również do poziomu konfliktu jądrowego. Dlaczego tak myślą? Z tej prostej przyczyny, że jak powiedział Rustamovej i Tovkaylo jeden z rozmówców ze szczytów władzy „Putin zawsze wybiera eskalację. A w przyszłości, jeśli sytuacja będzie się rozwijała według niekorzystnych scenariuszy, wybierze eskalację do poziomu użycia broni jądrowej”. Obecnie Kreml przygotowuje się do długotrwałej wojny o czym świadczy kształt zatwierdzanego właśnie budżetu na lata 2023 – 2025 w którym wydatki na siły zbrojne rosną do poziomu 80 mld dolarów, a dodatkowo znacząco więcej pieniędzy otrzymują inne resorty siłowe, w tym przede wszystkim odpowiadające za utrzymanie spokoju wewnętrznego. Łącznie w wraz z nakładami na odbudowę anektowanych terenów Kreml chce przeznaczyć na wojnę w latach 2022 - 25 110 mld dolarów.
Przechodzimy do gospodarki typu wojennego
— powiedział dziennikarzom jeden z managerów.
Wszystko, co związane z rozwojem – infrastruktura, edukacja, zdrowie – wszystko to odchodzi na dalszy plan.
Tzw. liberałowie w rządzie – zarówno szefowa Banku Rosji Nabiullina, minister finansów Siłuanow, prezes Sbierbanku Gref czy kierujący rosyjskim odpowiednikiem naszego NIK-u Kudrin koncentrują się na obronie systemu finansowego Federacji Rosyjskiej i realizują „prywatne strategie dostosowania”. Podobnie jest z innymi przedstawicielami rosyjskiej elity. Wszyscy spodziewali się mobilizacji, wiele posunięć władzy zapowiadało tego rodzaju finał, ale nikogo z szeroko rozumianego obozu władzy nie skłoniło to do protestów. Raczej każdy stara się obecnie „wyreklamować” od wojska członków swojej rodziny, przyjaciół, współpracowników czy w przypadku biznesu kluczowych managerów. Dominuje nastrój inercji, dostosowania się, poszukiwania prywatnej niszy czy przeczekania ale nie buntu. Rustamova i Tovkalo powołują się na przykład jednego z deputowanych do Dumy, z frakcji Jednej Rosji, który własnego syna wyprawił do Istambułu, po to aby ten nie znalazł się w armii, ale nie myśli o sprzeciwie.
Czekając na katastrofę
Ogólny stan nastrojów, jak piszą, przypomina raczej czekanie na nadciagającą, nieuchronną katastrofę, ale nie daje się odczuć, że ktokolwiek chciałby sprzeciwić się Putinowi. W Rosji, jak argumentują, generalnie nie ma kultury przeciwstawiania się władzy, obywatelskiego nieposłuszeństwa, a w obecnych realiach trendy, polegające na dążeniu do dostosowania się, ulegają jeszcze wzmocnieniu. Generalnie panuje przekonanie, że „Rosja nie może przegrać wojny z Ukrainą”. Referenda miały być rodzajem „kary” dla Kijowa za ostatnie sukcesy na froncie, a odwoływanie się do gróźb nuklearnych, jak powiedział dziennikarzom jeden z rozmówców jest komunikatem strategicznym pod adresem Zachodu:
Przesłanie jest takie: pamiętajcie, że Ukraina nie ma prawa nas pokonać. Waszymi dostawami broni odraczacie tylko śmierć Ukrainy.
Mobilizacja, jak diagnozują sytuację Rustamova i Tovkalo, jeszcze zmniejszyła szanse na ewentualny sprzeciw wobec polityki Putina. O ile na początku wojny zdarzały się głosy krytyki, niektórzy nawet wysoko postawieni przedstawiciele obozu władzy rezygnowali z funkcji i emigrowali, o tyle teraz nie daje się zauważyć podobnego rodzaju gestów, może poza Konstantynem Aranowskim, sędzią Sądu Konstytucyjnego, który złożył po ogłoszeniu mobilizacji rezygnację. Nie ma oznak sprzeciwu, nie ma też entuzjazmu. Nikt nie wierzy w odniesienia do „wojny ojczyźnianej” i niemal każdy żyje w przeświadczeniu, że wszystko skończy się źle. W czasie niedawnego Wschodniego Forum Ekonomicznego, które odbywało się we Władywostoku, na poranne sesje niemal nikt nie przychodził, dziennikarze relacjonują słowa jednego ze swych rozmówców, bo wszyscy poprzedniego wieczoru „chlali na umór”. To też jest ich zdaniem świadectwo poczucia beznadziei wśród rosyjskich elit, tego, że zarówno oni jak i kraj znaleźli się w ślepej uliczce. Ale, jak powiedział dziennikarzom jeden z przedstawicieli establishmentu „wyraźnie rozumiem, że musimy wygrać. To jedyna możliwa opcja. I wszystko, co jest do tego potrzebne, musi być zrobione teraz. Jesteśmy już w tej historii, możemy wyjść z niej tylko na dwa sposoby.” Tym drugim sposobem jest porażka, a tej perspektywy w Rosji obecnie nikt nie chce nawet rozważać. A to oznacza, że wizja obalenia Putina, po to aby przy możliwie najmniejszych stratach wyjść z wojny, jest w środowisku rosyjskich elit pomysłem zupełnie egzotycznym, którego nikt nie rozważa, bo dziś wszyscy koncentrują się albo na tym co zrobić aby wojnę wygrać, albo w jaki sposób przeżyć ją najmniej ryzykując.
Tatiana Stanovaya, rosyjska dziennikarka mieszkająca we Francji, uznana ekspert w zakresie sytuacji w rosyjskim obozie władzy temu. co się dzieje na Kremlu również poświęciła artykuł, który opublikowany został przez Centrum Carnegie. Ona również formułuje tezę, że przygnębienie i poczucie nadciągającej zagłady, które zdaje się dominować, jeśli chodzi o nastroje rosyjskich elit obecnie, nie przerodziło się w trend, który prowadziłby do podważenie lojalności wobec Putina. Zwyciężyła niechęć do kolektywnego Zachodu i myślenie o tym, że to Waszyngton sprowokował Moskwę do rozpoczęcia wojny. Stanovaya stawia też w swym artykule pytanie, które obecnie wydaje się kluczowe, jeśli mówimy o perspektywach przewrotu pałacowego na Kremlu. A mianowicie interesuje ją, czy rosyjska elita, po Iziumie, po ogłoszeniu mobilizacji i po innych porażkach na froncie ukraińskim nadal jest zdecydowana „iść z Putinem do końca”?
Jeszcze do niedawna wydawało się, że elity, mimo nieoficjalnych narzekań i ponurych nastrojów, pójdą z prezydentem do końca, bez względu na cenę zwycięstwa. Kontury konsensusu wewnątrz elit zostały zbudowane wokół znanego zestawu tez, które są uznawane nie tylko przez siłowików, ale także przez pragmatycznych technokratów. Dominowało przekonanie, że Zachód będzie próbował maksymalnie osłabić Rosję, aż do zniszczenia. Skoro Rosja rozpoczęła tę wojnę, trzeba ją wygrać. Koncesje są niedopuszczalne, ponieważ są bez znaczenia i zostaną użyte przeciwko Rosji
— argumentuje.
To raczej skłaniało do poparcia mobilizacji, bo dopiero odwołując się do nadzwyczajnych środków Rosja ma szansę wojnę wygrać. Podobnie pozytywnie przyjmowano zaostrzającą się retorykę eskalacji jądrowej, którą w szeroko rozumianym rosyjskim obozie władzy traktowano w kategoriach jedynej skutecznej presji na Zachód, używanej po to aby osłabić wojownicze nastroje, przede wszystkim Anglosasów i Europejczyków ze Wschodu. Stanovaya zwraca też uwagę na to, że krąg podejmujących najważniejsze decyzje co do kształtu rosyjskiej polityki, w tym przede wszystkim tego jak i jak długo prowadzić wojnę, uległ drastycznemu zawężeniu.
Jest to jedna z głównych cech obecnej sytuacji poza bardzo wąskim kręgiem ludzi nikt w kierownictwie kraju nie rozumie, co i jak zrobi Putin
— podkreśla.
Zmiana nastawienia
Dotychczas dominujące w Rosji przekonanie, że „nie możemy przegrać”, bo Zachód nie zdecyduje się na bezpośrednie zaangażowanie w wojnę, a zasoby i możliwości Ukrainy są zbyt małe, aby zwyciężyć, w ostatnich dosłownie dniach - dowodzi Stanovaya - uległo zachwianiu. Doświadczenia chaotycznej mobilizacji i ostatnie niepowodzenia na froncie skłaniają wielu ludzi z obozu władzy do stawiania pytania: czy Rosja za zwycięstwo nie będzie musiała zapłacić zbyt wiele? Na to nakłada się, jej zdaniem, inna kwestia. Otóż poza kręgiem najbliższych współpracowników Putina mało kto w Rosji, również przedstawiciele elity strategicznej kraju, uważa, aby kwestia podporządkowania Ukrainy była dla Rosji kwestą „życia lub śmierci”. Podobnie potencjalnym czynnikiem podziału jest perspektywa użycia przez Moskwę broni jądrowej. Dziś, na poziomie retoryki, wszyscy popierają tego rodzaju opcję, ale dlatego, jak argumentuje rosyjska ekspert, że mało kto wierzy w to, iż eskalacja dojdzie do takiego poziomu. W rosyjskich elitach nie ma również konsensusu na temat celów wojny z Ukrainą. Wielu bardziej pragmatycznie nastawionych jej przedstawicieli byłoby gotowych, dowodzi Stanovaya, zaakceptować mniej ambitne cele niż te, które obecnie formułuje Putin. To też potencjalnie kolejny czynnik podziału.
To nie przypadek, że dziś, po referendach, w nieformalnych rozmowach części rosyjskiego kierownictwa, można usłyszeć o przebłyskach nadziei na światełko w tunelu i majaczącą perspektywę końca tej wojny – przez zamrożenie konfliktu i deeskalację, po aneksji nowych regionów
— pisze.
Można też, sądząc po tym, jak uważnie w moskiewskich gabinetach śledzono przebieg negocjacji w Stambule, zaryzykować pogląd, że niektórzy, wcale nie nieliczni, przedstawiciele obozu władzy z ulgą przyjęliby rozpoczęcie rokowań pokojowych. Potencjalnie dzielącą rosyjskie elity kwestią jest też pytanie „jaką cenę Moskwa gotowa jest zapłacić za zwycięstwo” w wojnie z Ukrainą. Putin, w opinii rosyjskiej analityczki, jest „gotów iść do końca” i nawet „wyprawić wszystkich do raju”, a nie zaakceptuje porażki. Póki co, jej zdaniem, rosyjski elity „są nadal gotowe iść z Putinem”, ale ich zaufanie i oddanie władcy Kremla podlega erozji. Nie jest to proces szybki, ale z czasem, w związku z przedłużającą się wojną możemy mieć do czynienia z pogłębieniem podziałów i być może wyłonieniem się antyputinowskiej opozycji w obozie władzy. Jednak jest to proces, który będzie rozciągnięty w czasie, nie ma co gorączkowo przeglądać porannych gazet, choć drogi Opatrzności są nieznane.
Raczej możemy mieć do czynienia z powolną erozją autorytetu i władztwa Putina, o ile wojna będzie się przedłużała, a Rosja nie będzie odnosiła sukcesów. Wariant puczu, zamachu, zgładzenia satrapy, zaduszenia go poduszką czy pozbycia się w jakikolwiek inny sposób, i do tego nieodległy w czasie, jest w realiach współczesnej Rosji niezwykle mało prawdopodobny. Na razie jest to scenariusz, który zajmuje wyłącznie wyobraźnię mediów ukazujących się poza Rosją.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/616774-mitologia-zamachu-na-putina-scenariusz-mediow-poza-rosja