„Putin zachowuje się jak hazardzista, który przegrał już tysiące, ale ciągle podbija stawkę licząc, że się odegra. Jednak na razie wygląda na to, że przegrywa coraz więcej” – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Włodzimierz Marciniak, sowietolog, były ambasador RP w Moskwie.
CZYTAJ TAKŻE:
wPolityce.pl: Co Pan sądzi o decyzji Putina, który ogłosił „częściową” mobilizację rezerwistów?
Prof. Włodzimierz Marciniak: Wojna się toczy, żołnierzy brakuje i ogłoszono mobilizację. Inne sposoby uzupełnienia braków powstałych w wyniku strat nie dały wystarczającego rezultatu i koniec końców Putin odwołał się do mobilizacji. Żeby złagodzić pewien szok, który ta informacja może wywołać w rosyjskim społeczeństwie, ona została nazwana „częściową”. Ale dekret jest tak ogólnikowo napisany, że w gruncie rzeczy ministerstwo obrony może powołać (jeśli dobrze interpretuję te przepisy) dowolną liczbę rezerwistów. Tylko minister Szojgu mówił o 300 tys., lecz później może się okazać, że zostanie powołanych więcej żołnierzy.
Pojawiają się komentarze, że Putin tą decyzją pali ostatni most, wbija sobie gwóźdź do trumny. Czy faktycznie tak jest?
W wystąpieniu telewizyjnym związanym z opublikowaniem dekretu Putin użył określenia „obrona ojczyzny”. Czyli po prawie 7 miesiącach nazywanej przez nich „specjalnej operacji wojskowej” przeciwko Ukrainie, która według Putina nie jest państwem, okazuje się, że trzeba bronić ojczyzny. To jest de facto przyznanie się do porażki militarnej, przynajmniej w tej fazie wojny. Ale to oznacza, że wojna rozpętana przez Putina zmusza go do pewnych działań, które niekoniecznie planował. Czy to jest już gwóźdź, o którym pan mówi, to trudno mi powiedzieć. Po pierwsze zależy to od dalszego przebiegu działań zbrojnych, a po drugie oczywiście reakcji Rosji na tę decyzję.
W związku z ogłoszoną mobilizacją Rosjanie wychodzą na ulicę, by zaprotestować przeciwko decyzji Putina. Mężczyźni szukają również sposobów, jak uniknąć poboru do wojska, np. poprzez złamanie ręki. Większość z nich zapewne zdaje sobie sprawę, że udział w wojnie oznacza pewną śmierć. Jak Pan to ocenia? Możemy spodziewać się większych rozruchów społecznych lub zmian na Kremlu?
Przypuszczam, że 300 tys. mężczyzn (trzymając się liczby podanej ministra obrony) nie złamie ręki. Ale użył pan ważnego określenia, że idą na pewną śmierć. Wydaje mi się, że przeciętny Rosjanin, jeśli takowy istnieje, kalkuluje straty i zyski. Zakładam, że ludzie, jeżeli oceniają ryzyko śmierci 1 do 100, to zachowują się inaczej niż przy ocenie ryzyka np. 20 do 100. Nie wiem, jak oni oceniają to ryzyko, ale przypuszczam, że takiego szacunku dokonują i z tego wynikają określone zachowania. Generalnie, jak wynika z wcześniejszych badań, większość Rosjan popierała wojnę. Ale to poparcie miało charakter kanapowy, tzn. dla znacznej części Rosjan wojny nie ma albo toczy się na ekranach telewizorów, smartfonów i trochę przypomina grę komputerową. To się gdzieś dzieje, ale ich nie dotyczy. Wydaje mi się, że jeszcze w czasie wojen z Czeczenią wytworzył się w tym społeczeństwie mechanizm ignorowania rzeczywistości. Użycie terminu „specjalna operacja wojskowa” też było z tym związane - żeby utrzymywać większość w przekonaniu, że rzeczywistość nie istnieje lub jeśli istnieje, to na ekranie telewizora. W takiej sytuacji łatwo jest deklarować poparcie, bo z niczym się nie wiąże. Przeprowadzenie mobilizacji może naruszyć tę sytuację. Ale mówię może, bo nie wiem jakie będą reakcje. Proszę zwrócić uwagę, że od razu poinformowano o pewnych ograniczeniach, jeśli chodzi o pobór żołnierzy, że będzie się powoływać tylko rezerwistów i nie będą powoływani studenci oraz uczniowie. Czyli generalnie rzecz biorąc, władze dążą do tego, żeby rzeczywistość wojny nie dotknęła grup lepiej wykształconych, zamożniejszych czy lepiej sytuowanych, bo nie będą powoływani ci, którym wcześniej udało się uniknąć służby wojskowej. A takich było sporo. Regularnie nie udawało się powołać do wojska wszystkich, których zamierzano, bo w różny sposób unikali służby. Podczas ostatniego poboru przeprowadzonego wiosną (trochę interesowałem się tymi danymi) planowano powołać 135-140 tys. poborowych, a powołano trochę ponad 80 tys. To pokazuje, jak dużo uchyliło się w sposób skuteczny, więc oni już nie pójdą na front. Władze nadal starają się działać w ten sposób, aby nie naruszyć pewnej równowagi społecznej, bojąc się zapewne, że powszechna mobilizacja może zdestabilizować sytuację polityczną.
Decyzja o ogłoszeniu „częściowej” mobilizacji następuje po szczycie Szanghajskiej Organizacji Współpracy. Putin rozmawiał z chińskim przywódcą Xi Jinpingiem, ale także innymi liderami państw azjatyckim, którym wojna rozpętana przez Rosję zaczyna przeszkadzać. Na ile to spotkanie miało wpływ na decyzję Putina?
Patrząc na przebieg szczytu Szanghajskiej Organizacji Współpracy w Samarkandzie, to potwierdza się moją tezę, że ogon macha psem, a nie na odwrót. Putinowi tam mówiono, że wojnę trzeba kończyć. Premier Indii powiedział, że to nie jest epoka prowadzenia wojen. Xi Jinping pytał się, kiedy skończy się konflikt na Ukrainie. Putin zapewniał go, że szybko i robi wszystko, żeby to się zakończyło. Jednocześnie wszyscy (przywódcy- red.) dali mu do zrozumienia, że on (Putin – red.) już nie jest ważny. Robili to w różny sposób – spóźniając się, nie witając na lotnisku. Amerykanie w tej chwili rozpatrują sprawę przekazania sprzętu wojskowego Tadżykistanowi, Uzbekistanowi. Tadżykistan przeprowadził wspólne manewry z USA i Pakistanem. Do Erywania przybyła Nancy Pelosi (sekretarz stanu USA) wyraźnie dając do zrozumienia, że teraz to Stany Zjednoczone będą starały się zapewnić bezpieczeństwo Armenii. Więc tutaj jest mnóstwo sygnałów, które powinny raczej zmusić Putina do szukania zakończenia tej wojny. Zresztą on podczas rozmowy z jednym przywódców w Samarkandzie powiedział, że zakończenia wojny trzeba poszukiwać w drodze negocjacji. A negocjacje prowadzą strony. Czyli „specjalna operacja wojskowa” nie kończy kryzysu. Oznacza to, że Putin jakby znowu sam przyznał, że nie kontroluje sytuacji. Kropką nad i jest cała historia z ogłoszeniem referendów, które w sposób wyraźny władze marionetkowych tworów narzuciły Moskwie. Najpierw Moskwa odwołała te referenda, a ci przerażeni, że Rosjanie uciekną stamtąd, chcą czym prędzej wstąpić do Federacji Rosyjskiej. Jak zobaczyli, co się działo na charkowszczyźnie, gdy rosyjscy żołnierze uciekali w popłochu, to przestraszyli się, że także z Doniecka uciekną tak szybko i jeszcze o nich zapomną. Ale pytanie, kto kim kieruje? Separatyści rzeczywiście postawili Moskwę w sytuacji bez wyjścia. Nie mogą tego odrzucić. To by stanowiło odpowiedź na pana wcześniejsze pytanie, czy jest to gwóźdź do trumny. Wydaje mi się, że to może jeszcze trwać długo. Putin zachowuje się jak hazardzista, który przegrał już tysiące, ale ciągle podbija stawkę licząc, że się odegra. Jednak na razie wygląda na to, że przegrywa coraz więcej.
Państwa bałtyckie ogłosiły, że nie będą przyjmować Rosjan, którzy uciekają przed poborem do wojska, a także będzie obowiązywać zakaz wjazdu dla uczestników wojny na Ukrainie. Jak Pan ocenia ten ruch?
Państwa bałtyckie (podobnie do Polski) w sprawie wydawania wiz i przyjmowania Rosjan, mają podejście, które na pierwszym miejscu stawia kwestię bezpieczeństwa. Zwłaszcza Estonia i Łotwa traktują to w kategoriach zagrożenia, wynikającego z ich doświadczenia z liczną mniejszością rosyjskojęzyczną od początku odzyskania niepodległości przez te kraje, zachowującej się różnie. W tym również aktywnie kontestujących państwowość Estonii i Łotwy. Te państwa obawiają się, że napływ dużej ilości obywateli rosyjskich pogłębi tylko problemy i zagrożenie dla bezpieczeństwo. To jest mniej więcej podobna reakcja, jak nasza na masowe próby nielegalnego przekraczania granicy polsko-białoruskiej w zeszłym roku. Odbywa się to pod pretekstem, że to są ludzie wtedy uciekający przed wojną na Bliskim Wschodzie, a w tym wypadku uciekający przed służbą wojskową, ale ich przybycie może stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa. Wydaje mi się, że państwa bałtyckie patrzą na ten problem przede wszystkim w tych kategoriach. Pewnie sporo Rosjan uzna to za krok nieprzyjazny, że siedzą w kotle, pułapce. Uciec nie mogą, służyć nie chcą, znikąd pomocy. Ale wniosek nasuwa się przez się: zróbcie coś z tym sami. Wasze państwo i wy za nie odpowiadacie, a nie wszyscy mają im pomagać bo są biedni i Putin ich gnębi. Ale skąd on się wziął?
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Mateusz Majewski
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/615301-nasz-wywiadczesciowa-mobilizacja-prof-marciniak-komentuje