Jednym z najważniejszych, jeśli nie najistotniejszym rezultatem ubiegłotygodniowego szczytu NATO w Madrycie było zaproszenie do Sojuszu Szwecji i Finlandii, dwóch państw skandynawskich, które pod wpływem szoku jakim dla opinii publicznej tych krajów była rosyjska agresja wobec Ukrainy, złożyły stosowne aplikacje.
Prezydent Stanów Zjednoczonych osobiście zaangażował się w działania, które ostatecznie spowodowały zmiękczenie początkowo negatywnego stanowiska Turcji. Joe Biden osobiście, twarzą w twarz, rozmawiał z prezydentem Finlandii, konsultował się telefonicznie z premier Szwecji a także negocjował z Recepem Erdoğanem. Chodziło oczywiście o pokazanie, że Sojusz Północnoatlantycki jest zjednoczony, ma wolę i zdolności do rozszerzenia a pogróżki Putina nie robią na nikim większego wrażenia. Podobną rolę odgrywają umieszczone w przyjętym na szczycie nowym dokumencie strategicznym zapisy podtrzymujące deklaracje z Bukaresztu z 2008 roku o NATO-wskiej perspektywie Ukrainy i Gruzji. Teraz do tej listy doszła jeszcze Bośnia i Hercegowina, co ma oczywisty związek z bliską współpracą Moskwy z liderem bośniackich Serbów Miloradem Dodikiem.
Teraz jednak pojawiają się kwestie natury wojskowej, wraz z zasadniczym w tym kontekście pytaniem, czy wejście Szwecji, ale przede wszystkim Finlandii, z jej przekraczającą 1300 km granicą lądową z Federacją Rosyjską wzmocni NATO czy wręcz przeciwnie, będzie czynnikiem osłabiającym, bo „rozwadniającym” projekcję siły Sojuszu na wschodzie? Dobrym punktem wyjścia do postawienia kliku pytań w tej kwestii jest raport przygotowany przez amerykański think tank strategiczny Defence Priorieties.
Mike Sweeney, który jest autorem tego opracowania koncentruje swą uwagę zarówno na opisaniu stanu obecnego, możliwych wyzwaniach, jak i tego co należy zrobić, aby przyjęcie Szwecji i Finlandii do NATO wzmocniło a nie osłabiło Sojusz. Decyzja ta jest bowiem, zresztą jak i inne podjęte w Madrycie postanowienia, raczej szansą na poprawę sytuacji geostrategicznej a nie gotowym panaceum, szansą, która wykorzystana będzie miała pozytywny efekt, ale zmarnowana przeciwnie, przyczyni się do osłabienia Aliansu. Sweeney stawia w swym raporcie kilka fundamentalnych pytań zaznaczając od razu, że „nie zajmuje ostatecznego stanowiska w tej kwestii w taki czy inny sposób. Głównym argumentem jest raczej to, że kandydatura w szczególności Finlandii uzasadnia ożywioną debatę publiczną, a nie ‚postawienie pieczątki’. Dodanie formalnego zobowiązania co do obronny Finlandii może stanowić w dłuższej perspektywie poważne wyzwania zarówno dla NATO, jak i Stanów Zjednoczonych.” Amerykański ekspert rozpatruje też sytuację w dłuższej perspektywie, nie roku czy dwóch, bo obecne osłabienie Rosji oznacza, że Moskwa nie będzie w stanie szybko odbudować swego potencjału wojskowego. Ale kiedyś odbuduje, może za lat 10, i wówczas temat zdolności NATO do obrony Finlandii może, jeśli dzisiaj nie podejmie się adekwatnych do wyzwań działań, w sposób niezwykle bolesny powrócić.
Strategiczne znaczenie Finlandii dla NATO jest oczywiste – akces Helsinek do Sojuszu w sposób oczywisty zmienia sytuację zarówno na Dalekiej Północy, bo do tej pory NATO-wscy planiści zakładali, że rosyjskie uderzenie przeciw Norwegii będzie przeprowadzone przez północne, słabo zaludnione regiony tego kraju (Lapland), jak i oczywiście w basenie Morza Bałtyckiego. Tutaj znaczenie ma zarówno fakt, że Wyspy Alandzkie są terytorium Finlandii, choć Rosjanie już podnoszą argumenty, iż istnieją prawno-międzynarodowe (Konwencja Alandzka z 1921 roku) zobowiązania Helsinek o tym, iż nie będą one militaryzowane. Osobną, potencjalnie niezwykle strategicznie istotną kwestią jest możliwość „zamknięcia” rosyjskiej marynarki wojennej w jej portach, co umożliwia kształt Zatoki Fińskiej, z której wyjście kontrolowane będzie już niedługo, po obu stronach, przez państwa NATO.
Warto jednak, za Sweeneyem postawić pytanie jak obecnie wygląda potencjał obronny Finlandii i jakie działania musza zostać podjęte, aby te strategiczne szanse zostały wykorzystane? Europejska, w tym polska, opinia publiczna, kiedy mówi się o potencjale wojskowym Helsinek uspokajana jest przez argumenty, iż Finlandia dysponuje liczącą 280 tys. osób przeszkoloną rezerwą, a system obrony powszechnej (ma to również związek z powszechnym dostępem do broni i gotowością większości Finów aby walczyć przeciw Moskalom) daje widoki na to, że obrona będzie skuteczna i może przypominać słynną Wojnę Zimową z 1939–1940 roku. Tylko, że wówczas Finowie przegrali w starciu z Moskwą, podobnie jak w kolejnej, toczonej w latach 1941–1944, wojnie. Obecnie fińskie siły lądowe liczą, o czym przypomina Sweeney, jedynie 13 400 żołnierzy, z których 4 400 to komponent zawodowy, a pozostałą część stanowią odbywający przeszkolenie rezerwiści. Mobilizacja 280 tys. rezerwistów, jak wynika z oficjalnych informacji, może zająć nawet 30 dni a to oznacza, że w pierwszej fazie ewentualnej wojny Rosjanie mogą mieć przewagę i to znaczną. Co więcej, Finowie, jak argumentuje Sweeney nigdy w czasach po II wojnie światowej nie przeprowadzali ćwiczeń, w którym byłaby testowana zdolność do mobilizacji całości sił rezerwowych. Coroczny plan szkoleń obejmuje udział w rozmaitego rodzaju ćwiczeniach ok. 22 tys. rezerwistów co jest znaczącym wysiłkiem, ale zważywszy na topografie kraju, jego rozległość i długość granicy z Rosją, nie daje pewności ani tego, że mobilizacja zostanie przeprowadzona szybko, uda się uniknąć problemów związanych z jej skalą i kwestiami logistycznymi. Sweeney zwraca też uwagę na fakt, że Ukrainie udało się powołać pod broń 175 tys. żołnierzy obrony terytorialnej, również wyszkolonych rezerwistów, ale trudno w tym wypadku mówić, iż odebrało to Rosji przewagę na froncie. Podobnie może być w przypadku Finlandii, choć z innych opracowań wynika, że Helsinki mają jeden z najsilniejszych na kontynencie europejskim potencjałów w zakresie artylerii (1500 systemów). Nie zmienia to jednak faktu, że przez lata Finlandia wydawała na swoje bezpieczeństwo ok. 1,2 – 1,4 proc. PKB a dopiero w tym roku, co ma oczywisty związek z wojną na Ukrainie, planuje przekroczenie pułapu 2 proc. Skutki prowadzonej przez lata polityki oszczędności w obszarze bezpieczeństwa widać najlepiej na przykładzie lotnictwa i potencjału obrony przeciwlotniczej i rakietowej, jakim dysponuje Finlandia. Podjęta ostatnio przez Helsinki decyzja o zakupie 64 amerykańskich myśliwców F-35 poprawi sytuację w tym obszarze, ale pierwsze maszyny będą dostarczane po roku 2025 a całość procesu zakończy się w 2030. Finowie posiadają systemy NASAMS, które znajdują się na wyposażeniu państw – członków Sojuszu Północnoatlantyckiego, ale nie stanowią one, jak przypomina Sweeney obrony przed rosyjskimi rakietami balistycznymi, które są używane w wojnie na Ukrainie. Finowie mają też znaczące zdolności do przeprowadzenie uderzeń rakietowych na większe odległości, co jest związane z faktem, że od 2018 roku dysponują amerykańskimi pociskami manewrującymi (JASSM) o obniżonej wykrywalności a także w związku z zakupami F-35 mają w planach zakupienie 200 rakiet nowszej wersji.
Siły zbrojne Finlandii mają również na swym wyposażeniu systemy MLRS, zakupione od Holandii w 2006 roku. Obecnie trwają rozmowy na temat pozyskania nowszych amerykańskich wersji, które umożliwiłyby atakowanie celów położonych w głębi Rosji. Tym nie mniej operując z obszarów Federacji Rosyjskiej Rosjanie „przykrywają” niemal całość Finlandii swoimi systemami S-400 a wschód, i to intensywnie, S-300.
Fińska marynarka wojenna jest relatywnie słaba, jak pisze Sweeney „jest mniej groźna, składa się głównie z stawiaczy min i trałowców, a także z niektórych uzbrojonych w rakiety statków patrolowych”. Wszystko to razem wzięte, oznacza, że w razie ataku Finowie będą potrzebowali wzmocnienia ich sił przez sojuszników, począwszy od pierwszego dnia walk. To zaś na porządku dziennym stawia kwestię budowy magazynów (prepositioned equipment), z których najbliższy znajduje się obecnie w norweskim Trondheim. Gdyby to z niego miały iść dostawy sprzętu (w tym co najmniej dwóch niezbędnych baterii Patriot), to trzeba zwrócić uwagę, że droga, którą trzeba byłoby przebyć liczy sobie niemal 1000 km. I tu pojawia się kolejna kwestia, która źle rozstrzygnięta, lub nierozstrzygnięta może zmienić ocenę wejścia Finlandii do NATO. Jak słusznie zauważa Sweeney zarówno Helsinki jak i Sztokholm teraz opowiadają się za tzw. nordycką formułą, która oznacza, że na ich terytorium nie będą ani stacjonować wojska innych państw NATO, ani nie będzie rozbudowywana NATO-wska infrastruktura. Podobne jest też ich stanowisko związane z ewentualną bronią jądrową. Jeśliby taka linia zwyciężyła to na porządku dnia staje pytanie – jakie siły miałyby bronić 1340 km granicy między Finlandią a Rosją? Jest to pytanie związane zarówno z wielkością armii lądowych obydwu tych państw, tempem mobilizacji jak i przede wszystkim strategią obrony. Dlaczego ta ostatnia kwestia jest tak istotna? Po tym co Rosjanie zrobili w Buczy i w Irpeniu Bałtowie podnoszą, że nieakceptowalna z ich perspektywy jest sytuacja w której najpierw „oddaje się” część zaatakowanego terytorium państw członkowskich agresorowi a potem, po przyjściu posiłków, odbija to co utracono. Nie rozstrzygając kluczowej w tym kontekście kwestii kiedy te posiłki dotrą i czy łatwo będzie wyprzeć Moskali, którzy już zdążą przygotować się do obrony, trzeba zrozumieć stanowisko artykułowane choćby przez premier Estonii, która powiedziała, że dotychczasowe strategia obrony oznacza z perspektywy jej ojczyzny i narodu ryzyko „starcia z powierzchni ziemi”. Tylko problem polega na tym, że Finowie na takim właśnie podejściu opierali swoje dotychczasowe myślenie o obronie, do tego się przygotowywali i dla takich potrzeb skonstruowali swe siły zbrojne. W pierwszej fazie wojny w związku z przedłużonym okresem mobilizacji Rosjanie mieliby wejść w głąb Finlandii, co spowodowałoby wydłużenie ich linii zaopatrzeniowych i wystawiało na ciągłe, nękające ataki mniej licznych, ale dobrze wyszkolonych, lepiej zmotywowanych i znających teatr działań sił zbrojnych zaatakowanego kraju. Tylko jeśli teraz w NATO dyskutuje się o odejściu od tego rodzaju polityki obrony, mówi, że będzie się walczyło „o każdy cal kwadratowy terytorium państwa członkowskiego”, to projekcja siły musi być adekwatna i przypominać warunki czasów Zimnej Wojny, kiedy Sojusz Północnoatlantycki prowadził politykę powstrzymywania a nie odstraszania jak obecnie. Postanowienia ostatniego szczytu NATO, zwłaszcza nowy dokument strategiczny, zawiera pewne sformułowania (mówi się np. o strategii deterrence and defence) mogące budzić nadzieję. Jednak dyskusja ta jest dopiero przed nami i wejście do Sojuszu Finlandii, znacznie zmienia jej realia, bo trzeba mówić o znakomicie większych siłach do obrony o wiele dłuższej granicy.
Co Polska i Państwa Bałtyckie mogłyby otrzymać od Szwecji i Finlandii w zamian? Przede wszystkim odejście od formuły nie dyslokowania sił NATO i nie rozbudowywania NATO-wskiej infrastruktury na ich terenach. Jeśli to się nie stanie to Bałtyk nie będzie „NATO-wskim jeziorem”, Bałtowie nie uzyskają głębi strategicznej a tzw. Przesmyk Suwalski nadal będzie równie istotny jak Fulda Gap w czasach Zimnej Wojny.
Osobną kwestią jest pytanie o broń jądrową jako narzędzie odstraszania rosyjskiej agresji. Premier Finlandii w rozmowie z prasą włoską powiedziała, że obowiązujące w jej kraju ustawodawstwo nie dopuszcza możliwości dyslokacji ładunków jądrowych a co więcej, w toku negocjacji, przedstawiciele NATO nie formułowali takich oczekiwań.
Sweeney konkludując swe rozważania argumentuje, że „pytania postawione w tym opracowaniu nie wykluczają z natury członkostwa Finlandii w NATO. Jednak wiele aspektów funkcjonowania NATO z Finlandią jako członkiem wciąż wymaga rozwiązania. Zasługują to na czas i na dokładne zbadanie, a nie na pośpiech i dostosowanie do arbitralnych terminów. Z perspektywy Stanów zjednoczonych, niektóre z tych obaw mogą być rozwiane przez niepodważalne zobowiązanie się obecnych europejskich sojuszników do zapewnienia sił, które mają na celu podtrzymanie fińskich zdolności w sytuacji kryzysowej. Niestety, osiągnięcia NATO w tych sprawach nie napawają optymizmem.” I tu jest istota rozumowania amerykańskiego eksperta, a byłoby dobrze abyśmy takie podejście przyswoili również w Polsce. Obok interesu NATO-wskiego istnieją też interesy Stanów Zjednoczonych, tym bardziej jako państwa będącego eksporterem bezpieczeństwa. W miejsce zrozumiałego entuzjazmu musimy mieć do czynienia z racjonalnym rachunkiem zysków i strat. Podobny bilans winien być przeprowadzony w Polsce. Na razie na jednej szali mamy nadzieję (Bałtyk NATO-wskim jeziorem) ale na drugiej nie mniejszą, a nawet wydaje się, że większą, liczbę potencjalnych zagrożeń. Uniesieni entuzjazmem nie możemy zapominać, że wejście do Sojuszu Północnoatlantyckiego Finlandii i Szwecji z punktu widzenia bezpieczeństwa wschodniej flanki, w tym Polski, to dopiero szansa, a nie gotowe rozwiązania. Teraz czeka nas trudna praca i, mam nadzieję, twarde rozmowy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/605229-finlandia-w-nato-to-szansa-ale-tez-ryzyko-katastrofy